piątek, 1 listopada 2024

Cudowna Trasa : Dolina Koprowa- Zawory- Dolina Cicha

 Zapowiadany czas by się przekonać jak wygląda nowy mostek w Podbańskiej, u wylotu Doliny Cichej- właśnie nadszedł.
Cóż- podobnie jak w przypadku mostków na Rówień Waksmundzką, tak i tu mostek nie został odbudowany w dawnej, przepięknej formie.
 Zdjęcia już historyczne...

... z wycieczki tylko do
Doliny Koprowej

Aktualnie mostek jest inny, zadbany, ale taki zwyczajny, jak wiele innych.
Chyba, że dawna ,,altanka'' na środku jest w planach i zostanie dopiero dobudowana...
😉
Przekraczamy więc mostek...

...dochodzimy do lekko zniszczonego asfaltu, mijamy hotel Permon i stajemy na rozwidleniu szlaków, gdzie znajduje się piękna leśniczówka.

Okazuje się, że nie jest ona jedyna w tej okolicy.
Bardzo blisko, tyle, że już w samej Cichej- znajduje się kolejna.
Przyległe do siebie doliny są tak potężne, że opieką nad tymi terenami dzieli się dwóch leśniczych.
My wstępnie wybieramy znajomy już szlak zielony, w prawo- w Dolinę Koprową.
Tak, tutejsze tereny musiały sporo ucierpieć na skutek Wielkiej Kalamity- to da się zauważyć.
Ale my nie znaliśmy ich wcześniej.
Jedynie dziś porastające młodymi drzewkami połaci i pojedyncze ostałe świerki, czasem ułamane, suche resztki sugerują gdzie był dawny las.
W każdym bądź razie- hotelu Permon, który dziś jest doskonale widoczny ze szlaku, nie było widać na pewno.
Od samego początku widoczny doskonale Krywań...


Zielony szlak to ok. godzinka dreptania.
Aż do Rozdroża pod Gronikiem.


Tu pojawia się niebieski szlak od Trzech Studniczek (minimalnie krótszy z tamtej strony), który poprowadzi nas dalej.
Asfalt w tych dolinach jest sporym ułatwieniem, szczególnie dla rowerzystów. Niestety, ale ma on już swoje lata i na niektórych odcinkach jest bardzo zniszczony. Ciekawe czy Słowacy będą na tyle mądrzy i odporni na głupawe opinie zzieleniałych dekli, aby odnowić te drogi.
Oby tak.
Za szerokim mostem na Koprowym Potoku, leśna ścieżka w kierunku domku Tanap-u.

Za nim ukryta ścieżyna na boczną grań Liptowskich Kop.





Spokojny spacer łagodną drogą pochłonie kolejną godzinę, zanim dotrzemy do pięknej Niewcyrskiej Siklawy.

Choć widzimy niestety tylko najniższą z jego kaskad. Najbardziej efektowne znajdują się wyżej w Dolinie Niewcyrki. Ale to ścisły rezerwat, a dawny szlak tam prowadzący pochłonęła natura.
Niemniej jednak ta dolna kaskada jest też niesamowita.
Wejście pod wodospad było okolone wysokimi, pięknymi drzewami...
Już ich nie ma.
Byłam w ciężkim szoku zobaczywszy że wszystkie zniknęły.
Smutno i przykro.
Teren dawniej tak bardzo klimatyczny, dziś całkiem odkryty, pokryty połamanymi, suchymi pniami, które stopniowo wchłania najniższe piętro lasu.
 
Koniec asfaltu.
Wyżej typowy szlak, luźne kamienie, koniec trasy dla rowerów.
Gdzieś po ok. 200 metrach od tego miejsca znajdowało się wejście do Niewcyrki.
Piękne kaskady na Koprowym Potoku.



Szczególnie efektowny Niedźwiedzi Basen wypełniony perlistą, zielono-błękitną wodą- prezentuje się jak najdroższe dżakuzzi. 😉
 

Wyżej też piękny wodospad ze zboczy Gołego Wierchu, tyle, że słabo widoczny.
Wyżej kolejne wodospady.
Liptowskie Kopy hojnie zasilają potok w dolinie.
 
Po 40 minutach od ujścia Niewcyrskiej, miejsce do którego dotarliśmy poprzednim razem. Drewniany schron (wiata na Garajowej Polanie),
stół pod wyniosłymi świerkami.
 



Jedliśmy tam kanapki, za pierwszym razem; toteż i teraz postanawiamy tam przycupnąć.
Na stole ktoś zostawił garść jagód.
Niedobre, kwaśne. Pewnie dlatego zostawił...😆
Dalej szlak jest dla nas nowy.
..........


Po 3 minutkach zbliżamy się do potoku i przekraczamy mostek.
Tuż za nim, w lewo biegnie szeroka droga, prawie że jezdna.
Ale nie jest to szlak turystyczny.
Wychodzi stamtąd jakaś parka.
Jest to kolejna z wielu możliwości dostania się na grań Liptowskich Kop.
Wprowadza ona w Dolinkę Turkową, a z niej na Turkową Przełęcz. Choć ścieżyny odłączające się lawirują również w sąsiedniej- Garajowej Dolince, jednak i tak ostatecznie zawijają w kierunku Turkowej Przełęczy.
Dlatego warto uważnie przestudiować mapkę, w razie planów.
Nasz szlak tymczasem biegnie w prawo.

Jest sporo węższy, niewygodny i początkowo dość stromy.

Mijamy potężny masyw Hrubego. Za nim wychodzi bardziej przyjazny Pośredni Wierszyk. Ten oddziela Dolinę Hlińską od Ciemnych Smreczyn.

 
Po ok 40 minutach od potoku, stajemy na rozwidleniu.

Drewniana wiata i szlakowskaz kierujący w prawo do Doliny Hlińskiej i dalej na Koprowy Wierch.
Przy szlakowskazie stoi wypasiona terenówka leśniczego.
Dobry samochód, skoro podjechał aż tutaj.
 
Hlińska... wg mnie najtrudniej dostępna w całych Tatrach. Nie ze względu na trudności, ale ze względu na odległość od cywilizacji.
Odwiedzenie Hlińskiej w najprostszej, możliwej pętli z wyskokiem na Koprowy (bo to blisko od przełęczy i inaczej nie wypada) to prawie 14 godzin. Bez Koprowego- ok. 12.30 godzin.
A doliczmy do tego odpoczynki, posiłki...
Jest to długa i dość wysiłkowa wyprawa.
Nam na razie wystarczy kilka zdjęć przy szlakowskazie i ruszamy dalej w obranym kierunku...
Tylko kolor szlaku się zmienia, bo niebieski ucieka do Hlińskiej.
Nasz szlak dalej to zielony.


 

Brzegi ścieżki porastają bujne paprocie i jagódki. Gdzieniegdzie urokliwie niebieszczy goryczka.
Wyżej wreszcie trochę drzew...
Ciekawe jak długo jeszcze tam będą, biorąc pod uwagę, że smutna szarość uschłych świerków sięga coraz wyżej.
Nasza droga to kamienne, stabilne stopnie i plątanina korzeni.
Zza drzew wyłania się czerwony daszek szlakowskazu...
Rázcestie pod Temnými smrečinami.
 

Piękny, zielony, chce się rzec- płaskowyż, okolony w głębi świerczyną.
W oddali połyskuje spadająca z wydającego się stąd pionowym- progu Doliny Ciemnosmreczyńskiej- Ciemnosmreczyńska Siklawa.
Dojście tam to kolejna godzinka i szlak czerwony od rozdroża.
Widać, że schodzi stamtąd kilka osób.
Niewielu się tam zapuszcza, szczególnie naszych.
Szlak tam wiodący nie daje możliwości pójścia dalej czy zrobienia pętelki.
Zmusza do powrotu tą samą drogą.
Choć kiedyś prowadził z doliny w górę przez Wrota Chałubińskiego i nad Morskie Oko.
Cóż, kiedy powyżej Niżnego Smreczyńskiego Stawu walnięto zakaz dalszej wędrówki i dawny odcinek skasowano. 😞
Rozdroże na którym stoimy, to torfowiska.

Toteż na szlaku zainstalowano drewniane pomosty, zarówno w jedną, jak i w drugą stronę.
W naszą jest o wiele, wiele krótszy. Koniec tuż za drewnianą wiatą.
I wyżej przechodzi w zwyczajną ścieżynkę.
Przed nami zakosy po trawiastym zboczu, porosłym paprociami i jagodami.

Jagody w dwóch formach, jedne na krzaczkach, inne w formie przetworzonej...😆
Jakże to tak?
Ano tak, że mijamy co najmniej 2-3 kupy niedźwiedzie i to centralnie na szlaku.
😏😆
Dwa długie zakosy, wyżej wiele mniejszych.
Docieramy do bujnych kosodrzewin.

Tu z góry też zbiega kilka osób.
Stajemy naprzeciwko Ciemnych Smreczyn, w widokowym miejscu, gdzie postawiono drewnianą ławeczkę.
Miejsce warte uwiecznienia na fotografii.





Szkoda tylko, że granie toną w chmurach...
Srebrne nitki potoczku miejscami płyną po kamieniach szlaku, ale nie są zbyt natrętne.
Po ok. 50 minutach stajemy ponad kosodrzewiną, na rozległej, trawiastej płaśni.
Naokoło piękne widoki.





Wysokie trawy, kwiaty, miejscami jagody...
Wśród nich ciurka, równolegle do szlaku-Kobyla Woda.

Jedyny w tej dolince- maleńki, klimatyczny Kobyli Stawek, odbija okoliczną zieleń, do tego stopnia, że jeśli ktoś nie wie o jego istnieniu, może go przeoczyć.



Widać, że otaczają go torfowiska i widać również, że stawek powoli zarasta.
Widziałam go stojąc na Zaworach 5 lat wstecz od tej wycieczki i widząc go po tym czasie, muszę niestety to potwierdzić...
Szkoda, bo być może niedługo ktoś, kto stanie w tej dolince, nie stwierdzi istnienia żadnego stawku...
 


Przed nami rozłożysta, szeroka przełęcz- Zawory.
Kiedyś często odwiedzana, również przez naszych, podczas gdy dziś niewiele osób tu zagląda.
Jeśli już to prędzej są to Słowacy, niż nasi.
Dziwić się też i nie ma czemu za bardzo.
Dawniej dobiegał tu wygodny szlak z Liliowego. Oprócz tego można było się tu dostać również od Pięciu Stawów, przez Gładką Przełęcz.



A i piękną pętlą zakończyć wycieczkę przez Wrota Chałubińskiego.
A dziś?
Szlak zielony z Liliowego zamknięty, szlak na Gładką z ,,5''- zamknięty, szlak na Wrota- zamknięty.
Tatry dobro narodowe, a banda ustala swoje zasady i robi sobie z dobra całego narodu prywatne podwórko.
Jeszcze bezczelnie sami włażą w takie miejsca jak Gładka, nagrywają filmiki jakie stamtąd widoki, jak tam pięknie i wrzucają do sieci, żeby wkurzać zwykłych turystów- w podtekście ,,nam wolno wleźć wszędzie a wam nie''.
W tym sezonie organizowali patrole i ganiali niepokornych, wlepiając mandaty.
Uczciwość nakazuje aby i sobie wystawili- w tej sytuacji.
Sami też depczą, raczej nie fruwali.
Na lewo od Zaworów- Cichy Wierch (skrajny szczyt Kop Liptowskich).
 
- ku Cichemu

Na prawo- Gładki Wierch, można by rzec początek Liptowskich Murów.
           
- ku Gładkiemu

Od wysokości Kobylego Stawku, jeszcze ok. pół godzinki do Zaworów.
Wczołguję się dość zadyszana jako druga i gdy prawie już mam stanąć u celu, nagle zachwyt wbija mnie w miejscu.
Tuż nad naszymi głowami pojawia się orzeł.
Prawdziwy, cudowny, dostojny orzeł przedni.
Przelatuje tak blisko, jakby wręcz przyglądał się nam czy nie jesteśmy godni złowienia. 😁
Obejrzawszy dokładnie, leci w kierunku Liptowskich Murów.
Dołącza drugi i kołują tam dłuższy czas.
Niestety aparat mamy jaki mamy...
A i zaskoczenie zrobiło swoje zanim złapałam za sprzęt.
No i tu już niestety jest wysoko...
- a tam w oddali na tle białej chmury...

To drugi raz gdy widziałam orła w Tatrach.
Za pierwszym razem niedokładnie- na Zawracie... Przez pewien czas wtedy zastanawiałam się, czy potężne skrzydło jakie zafalowało w świetle przełęczy, to mógł być orzeł...
Zawory to potwierdziły.
Zawrat jest mimo wszystko dość blisko tej pięknej, dzikiej przełęczy.
Muszą te piękne ptaki gdzieś blisko gniazdować.
Z jednej strony wielka radość, ukoronowanie wysiłku z dotarcia tutaj... a z drugiej tak pomyślałam również- czy nie ukoronowanie naszych dotychczasowych wycieczek...?
Bo i sił coraz mniej.
...
Klimatyczna, prosta ławka na której warto posiedzieć patrząc w zieloną głębię, strasznie zniszczała od czasu gdy byłam tu po raz pierwszy. Wygląda jak ,,ponadgryzana'', tak jest dotkliwie rozszczepiona na brzegach.
Chyba mróz, wilgoć, a i zapewne silnie wiejące przez przełęcz- wiatry, robią swoje.


Z Zaworów jest bliziuteńko na Gładką Przełęcz. Warto tam podejść i spojrzeć na ,,5''.
 

Poznamy bowiem dolinę z perspektywy, jakiej większość nie zna.
Zobaczymy praktycznie wszystkie stawy, łącznie z Wolim Oczkiem.
Tym razem już tam nie podchodzimy.
Na Zaworach dołącza do nas słowacka parka.
Weszli tu od Doliny Cichej. To potężna, wysiłkowa podejściówka. Nietrudna technicznie, ale kondycyjnie.
Oni dojechali rowerami, tak daleko jak tylko można- a więc do Liptowskiego Koszaru.
Toteż i wrócą szybciej od nas.



Na przełęczy mocno wieje, toteż kilka zdjęć i uciekamy ku Cichej Dolinie.
Górne jej piętro zwane Wierchcichą, lub Zadnią Cichą to też wielki teren.
Trawiasta niecka, nietypowa dla Tatr.
Wysokie włosy miękkich traw przywodzą na myśl połoniny.
To między nimi rodzi się Cicha Woda, z wielu drobnych potoczków, które łącząc się ze sobą, nabierają siły.
 
 

Już po niecałej godzinie schodzenia można się nieźle zdziwić jak szybko potok potężnieje.
Będzie nam towarzyszył przez całą pozostałą drogę.







Wstępnie kierujemy się na zachód, na wprost mając boczną grań Liptowskich Kop- czyli Rycerowe Kopy.
Szlak od Zaworów zmienia kolor na czerwony.
Po 20 minutach skręca na północ.
Przed nami widok na grań graniczną od Świnicy, przez Kasprowy i Czerwone Wierchy.

Rycerowe to piękne pagórzyska, choć dość pozarastane kosodrzewiną.
Oj rozłożyste są szczyty w tych okolicach, bardzo rozłożyste i przysiadłe.
 
Nawet taki Walentkowy Wierch, którego właśnie będziemy obchodzić.
Od tej strony ma tak rozsiadłe dupsko, że obejście go zajmuje prawie 1.5 godziny w dół i można mieć szczerze dość.







Szlak jest dziki, piękny, rzadko uczęszczany.
Poza wspomnianą parą na Zaworach, nie spotykamy nikogo.
Gdy skręcimy w kierunku Polski, Zawory szybko znikną nam z pola widzenia.
Ot po prostu wspomniany zadek Walentkowego zasłoni swymi walorami urokliwą przełęcz... 
Ścieżynka jest wąziutka, spływa wśród kosodrzewin, paproci, poniżej niej srebrzy się potok.




 Po godzince wpada w las- stary, piękny, cichy... jak na Dolinę Cichą przystało.
Omszałe głazy i gałęzie świerków.


Przekraczamy potężne,wysłane głazami żleby, którymi spływają potoki z zawieszonej powyżej Dolinki Walentkowej i stawków weń wtulonych.

 


Przerzucone nad żlebami mostki, niestety w strasznym stanie.
Tzn. pierwszy widać, że chyba niedawno był poprawiany, a już ucierpiał; natomiast drugi jest całkiem zrujnowany.
Opieram się niepotrzebnie o jeden z palików dawnej poręczy i dobrze, że nie polegam całkowicie na tym oparciu.
Palik chybotnął się dość mocno w dół, a ja na szczęście mimo bujnięcia się razem z nim, zachowuję jakoś równowagę.


A widziałam je na fotografiach w czasach ich świetności.
Prawdopodobnie spadające z góry kamienie, wezbrana woda, a pewnie i  połamane drzewa przyłożyły się do takiego stanu, jaki zastaliśmy.
Ciekawe ile czasu będą w tym stanie i czy w ogóle zostaną odnowione; tym bardziej, że ten szlak przemierza znikoma liczba turystów.


Ten pierwszy potok nosi nazwę Kamienna Cicha i powstaje w Dolinie Walentkowej z połączenia dwóch mniejszych potoków jeszcze na wysokości najwyżej położonego stawku Walentkowego.
Po drodze swego spadku, rodzi dwa jeziorka.
Obok jeziorka pośredniego przebiega dawny zielony szlak z Liliowego na Zawory.
Drugi potok, na dzień w którym byliśmy, chowa się gdzieś głęboko pod głazami, niewidoczny.
Tym bardziej zadziwia stan mostu nad nim.
Na szczęście można przejść bokiem.
 

 

 


Po 10 minutach dochodzimy do szlakowskazu.
Stoi on tu tylko po to, by kierować prawidłowo podążających w górę, bowiem szeroka droga gospodarcza w kierunku położonego w lesie domku Tanap-u zachęca aby jednak ją niepotrzebnie wybierać.
 
Nie ma na nim ani czasu, ani długości szlaku, tylko strzałka z właściwym kierunkiem.
A nasz szlak prowadzi teraz poniżej zielonej grani głównej i równolegle do niej.



To nasze szczyty, grań od- Kasprowego.
Zjeżone turniczki to Kasine Turnie, które z góry wyglądają jak zielone stópki, a które podziwialiśmy idąc Goryczkowymi.

Nie spodziewaliśmy się patrząc wtedy z góry, że Dolina Cicha jest aż tak cicha.
Cichy Potok płynie tymczasowo po naszej lewej, ale dołącza do niego sporo potoczków z Kasprowej grani.
Na wprost Tomanowa Przełęcz, a za nią zielona grań wiodąca do Bystrej- niestety objęta rezerwatem.
 
Za plecami Świnica i Walentkowy Wierch.
Droga doprowadza do asfaltowego placyku, przy którym stoi drewniana wiata.

 
Asfalt mocno już naruszony przez naturę.
Tu można dojechać rowerem i większość turystów korzysta z tej okazji.
Pomimo już późnego popołudnia spotkaliśmy tam jeszcze wielu rowerzystów- sami Słowacy. Bardzo przyjemny zakątek.
Nie odpoczywamy, mało czasu.
Po 5 minutach mijamy słupek szlakowy.
 


Liptowski Koszar- tu kończy się szlak czerwony i pojawia się szlak żółty.
Ten prowadzi w górę na Kasprowy Wierch.
Górna jego część zdaje się być dość upierdliwa- liczne, strome zakosy, które swego czasu obserwowaliśmy z okolic Suchej Przełęczy.
Podejście to zajmuje ok. 3 godzin.
Zaraz za rozwidleniem, piękny, stary most.
 


Przed nim odbicie leśnej ścieżyny w kierunku Tomanowej- nielegalne, ale uczęszczane. Tym bardziej od czasu gdy zdjęto mostek nad Cichym Potokiem (część dawnego szlaku biegnącego od Rozdroża pod Tomanową- ,,
Rázcestie pod Tomanovou'')
 

 




Dalej drewniany podest, na nim ławy i stół. Warto się zatrzymać, bo jest tam maleńka kaskada potoczku rodzącego się w Czerwonym Upłazie Pośredniej Goryczkowej Czuby.
A nawet ktoś ustawił kopczyk na kamieniach w środku potoku.
Musimy się sprężać, aby przemierzyć drugi i bardzo długi odcinek żółtego szlaku- do Podbańskiej.
 




Po półgodzinnym dreptaniu mocno zniszczonym asfaltem, mijamy ujście dawnego szlaku Doliną Tomanową, w kierunku Tomanowej Przełęczy.
Przez jakiś czas widniał tam znak stop, sugerujący skąd szlak się zaczynał.
Ale jak my szliśmy już go nie było.
Jest za to informacja, że do Podbańskiej 9,5 km, a to może lekko załamać.
Włączamy przyśpieszenie, choć chętniej przemierzalibyśmy te tereny uważniej.



Na dodatek to my musimy uważać na pędzące z góry rowery.
Nikt kompletnie nie zamierza zwalniać, ani uważać na pieszych.
Mają w wysokiej pogardzie tych schodzących na własnych nogach. Jeszcze mam wrażenie, że są strasznie źli, że ktoś im się plącze po tej ich ,,rowerostradzie''.
Ciężko cokolwiek rzeczowego napisać z tej trasy.
Droga jest dość monotonna, łagodna, bez trudności.

Lekko, prawie niezauważalnie tracimy wysokość. Na całej długości, raz bliżej, raz dalej towarzyszy nam Cichy Potok.
Owijamy Kopy Liptowskie- tym razem z drugiej strony.
Za plecami coraz bardziej odległe pasmo graniczne. Aż w końcu za którymś zakolem znika nam całkiem z oczu.
Widoczne w oddali ramię Hliny, stwarza pozory, że już za chwilę, za moment je okrążymy.
Nic bardziej mylnego.
Będziemy próbować je okrążyć aż do końca. 😉
Po mniej więcej pół godzinie od Rozdroża pod Tomanową, dochodzimy do Chaty Tabor. To wspaniała leśniczówka, praktycznie dom mieszkalny.
 

Obok altana.
Trochę przed leśniczówką nowy mostek przez potok, którym na upartego również by się dostał do Tomanowej.
Jedyną niewygodą w tej opcji jest spora odległość od górnego, jak i dolnego punktu startu.
Tereny są piękne, zielone, dzikie.
Zatrzymujemy się jeszcze tylko przy jednej wiacie nad potokiem.
Ok. 40 minut od Chaty Tabor.
Szeroki, trawiasty plac z dojściem do wody zachęca do chwilowego odpoczynku.
W tym miejscu potok tworzy szerokie rozlewisko, miejscami wysłane kamienistymi łachami tak, że spokojnie można przedostać się tamtędy suchą stopą.
Choć w głębi widoczny jest również mostek.
A i w tym miejscu z niewiadomych przyczyn wariuje aparat, ostatnie zrobione zdjęcia kasują się same... 😠

Pomału robi się szaro wokół nas.
A żeby było ciekawiej to podobnie jak przy podchodzeniu od Koprowej, centralnie na naszej drodze napotykamy misie kupy.
I to chyba ze 3 czy 4.
Do ostateczności doprowadza nas nieokreślony ryk w zaroślach.
Spojrzenie na siebie i dodatkowy napęd w nogach się załącza.
Na szczęście ów ryk nie wybrzmiał zbyt blisko i nie jesteśmy do końca pewni czy to niedźwiedź czy jeleń.
Tyle, że od tej pory częściej oglądałam się do tyłu... 😄
Szarość wieczoru przybiera na sile.
Już od dłuższego czasu nie mija nas żaden rowerzysta.
Ostatni chyba mignął przy tej wiacie nad potokiem.
Do Ubogich Polan docieramy już przy półmroku. A szkoda bo to dość urokliwe polany.
Ciągną się wzdłuż drogi.
Z tego co widać nadal są wykaszane. Na szczęście.
Od Chaty Tabor do Ubogich Polan-
ok. 1.40 h.
Przy dolnym końcu Ubogich Polan stoi leśniczówka.
Duży, piękny, drewniany dom z przepięknym, przeszklonym gankiem.
Obszczekuje nas stróżujący tu piesek.
W pobliżu obelisk- pomnik pamięci.
Jeszcze 15 minut do rozwidlenia Cicha- Koprowa.
Z ulgą dostrzegamy wiatę, przy której już tego dnia byliśmy.
Pozostał krótki odcinek do parkingu, ok. 30 minut.
Spoglądając na ciemniejący, ale dobrze widoczny Krywań, dostrzegamy na zboczu światełka.
Ktoś ma przed sobą jeszcze sporo drogi...
My też już dawno temu założyliśmy czołówki.
Do parkingu docieramy po ciemku. Choć szczęśliwie noc nie jest z tych bardzo ciemnych.
Przemierzona trasa- łącznie 36 km.
Jak na słabą kondycję- chyba nieźle.
Jeszcze trzeba dojechać na nocleg... 😊