wtorek, 29 marca 2016

Dolina Strążyska- Grzybowiec- Kondracka Wyżnia- Giewont ( cz. I )


   Szlak, który zyskał miano najtrudniejszego podejścia na Giewont.
Moim zdaniem niezasłużenie, ale ile turystów tyle opinii ;)
Rzeczywiście odcinek leśny może dać w kość, ale która podejściówka nie męczy...
Szkoda, że nie da się od razu znaleźć u stóp planowanego szczytu (chyba że nocując na szlaku ;) ).
Jak już wychodzimy ponad regle to i ewentualne trudności skalne tak nie męczą.
Może te widoki dookoła dają tyle sił... ;)
 A szlak przez Grzybowiec jest najmniej monotonny, najbardziej urozmaicony i wspaniały widokowo.
Oczywiście z tych legalnych ;)
 Wejście do Strążyskiej- praktycznie w mieście.
Dla idących pieszo lub jadących z centrum...trasa przedstawia się następująco.
 Naprzeciwko cmentarza na Pęksowym Brzyzku, na południe biegnie uliczka Kasprusie.
Trzymamy się jej od początku do końca. W końcu ulica zmienia nazwę. Na Strążyską.
Mijamy po prawej stronie rozległą łąkę, na której często pasą się owieczki.  
...
...
Już wiem czemu górale potrzebowali sporych terenów pod wypas. Owca strzyże trawę w niepojętym tempie. Niczym mała kosiarka.
Jedna owca przy domku na wsi i nie potrzebujemy maszyny.
Gorzej tylko, że owieczka  nie będzie wybierać czy trawka, czy ukochany, wypieszczony kwiatek ;)   
...


   ...
Od początku łąki- ok. 400 m. do Ścieżki pod Reglami i już jesteśmy przy wejściu do doliny.
Strążyska, udostępniona turystycznie to raptem 2 km. 
Trasy spokojnej, nietrudnej, bez nagłych wzniesień.
Widoków za bardzo nie ma. Zwyczajna, reglowa dolinka.
Środkiem płynie Strążyski Potok, tworząc urokliwe kaskady.


Najładniejsza to chyba ta naprzeciwko skałki Jelinka.
Niesamowite ilości lepiężników przy potoku i w innych wilgotnych, cienistych zakamarkach.
Po ok. 400 m. od wejścia, mijamy leśniczówkę na polanie Młyniska.
Trzy minutki marszu i przekroczenie kolejnego mostka. 
Na samotnej skale nad potokiem- kapliczka Matki Bożej Częstochowskiej. 



Lewe obramowanie doliny stanowi grzbiet odchodzący od Sarniej Skały- tzw. Grześkówki.
Po naszej prawej, zalesiony grzbiet Samkowej Czuby i Jatek.
 I tamtędy wiódł szlak niegdyś...i on również, jak wiele innych, zniknął z map szlakowych kilkadziesiąt lat temu.
Powód ... :D wiadomy. ,,Ochrona'' przyrody. :P
Wejście na Jatki, znajdowało się w pobliżu obecnej budki wejściowej; trochę wyżej, w kierunku Doliny za Bramką.
Poniżej zielonego grzbietu, na wschodnim zboczu spadającym ku Strążyskiej, 
charakterystyczne skałki o dziwnych kształtach i rozmaitych nazwach.
Najbardziej znane - ostre Kominy Strążyskie, na których próbowano swoich umiejętności wspinaczkowych...



Kiedyś zwane Dziadami, lub Płaczkami, są bocznym ramieniem wspomnianej Samkowej Czuby.

Jest ich 5, ale z dołu najlepiej widoczne są 3.



Za nimi, skała Jelinka. 
Skałka ta doczekała się swojej nazwy, dopiero po zawieszeniu na niej pamiątkowej tablicy- poświęconej wspomnianemu E. Jelinkowi, Czechowi z pochodzenia. 
Człowiek ten poświęcił całe życie krzewieniu przyjaźni polsko-czeskiej.
 Powyżej skały, niepamiętany już dzisiaj, zarosły szlak - który również wyprowadzał na Jatki. 



Żeby było śmieszniej, na szlaku tym stoi znak zakazu wejścia- przekreślony ludzik. 
Jeśli uzurpatorzy Tatrzańskiego Parku tak bardzo nie chcą, 
by chodzić poza szlakami, 
po co informują takowymi znaczkami, że jednak kiedyś, tu i ówdzie, szlak istniał ;)
A może i dobrze że tak robią, :D 
Dzięki temu, my co pragniemy poznać nasze ukochane góry ,,od podszewki'', wiemy co, gdzie i jak ;)
 
Dalej kolejne skałki- tym razem są to Kapelusze. 
Wyżej Samkowy Zwornik i właściwe wzniesienia Jatek.
Zwykle turyści nie zwracają uwagi na te skałki, bo i drzewa wiele zasłaniają. 
Przyjrzeć się im wnikliwiej można dopiero z naprzeciwka, 
stojąc trochę wyżej, niż na dnie doliny. Np. z Sarniej Skały.
Poniżej Jatek, charakterystyczna ostra turnia.



To prawdopodobnie Kiernia... piszę prawdopodobnie, ponieważ dyskusje na temat tego, którą z ostrych skałek Jatek, górale nazwali Kiernią; trwają do dziś.
A że niegdyś nadawano nazwy temu, co najbardziej rzucało się w oczy, ostatnie domysły celują w tą turniczkę. 
Tym bardziej, że była ona również celem i nielichym wyzwaniem dla wspinaczy.
Pod uwagę brany jest także położony wyżej- Samkowy Zwornik,
którego obecna nazwa jest dość ,,młoda'' i zdecydowanie nie wymyślona przez górali. 
Być może zastąpiła ona nazwę dawniejszą, kto wie... 
Choć to mniej prawdopodobne, gdyż zdobycie Kierni wymagało umiejętności wspinaczkowych; 
podczas gdy płaski Samkowy Zwornik był wykorzystywany do celów pasterskich.
Trzeba by popytać wiekowych mieszkańców. A z tego co ostatnio widać , ciężko o takich.
Sami tubylcy mówią: ,,Panie kochany, a kto to wie! Ja tu od zawsze mieszkam i nie wiem jak się ta góra za oknami nazywa!
Może i to ,,tota'', a może to tamta...'' :D
No i druga sprawa, że nie ma już wiele takich rodzin pod Tatrami, które żyją tam z dziada pradziada.
Jeśli już trafi się na takiego i pogada trochę, człowiek dowiaduje się, że co drugi tutaj, to przyjezdny biznesmen.
 Rozkwitło Zakopane i wsie okoliczne turystyką, od czasów doktora Chałubińskiego i za jego chwalebną przyczyną. 
Ale jakby się tak przyjrzeć głębiej...dochodzi się do wniosku, że i wtedy i dziś jest podobnie.
Tam gdzie wtedy była ,, bida'', jest do dziś. A ci, których było stać na wystawienie bogatszej izby dla turystów, zbijali majątek. Wiadomo turysta nie wybrał okopconej, biednej izby, tylko bogatszą, dostatniejszą.
Biedak był i pozostał biedakiem. 
Ci co nie mieli za co się wybić, nie mieli szans zaistnieć, ani pomnażać majątku. Czy dziś jest inaczej...?
Zapewne dawne ciężkie życie górali, wyrobiło w nich pazerność na dutki. I niesie się to przez pokolenia.
Choć dziś mogliby już trochę odpuścić ;)
W końcu sporo się dorobili od czasów tej nędzy, która kazała gotować zielsko na zupę- bo tylko na to było stać. 
Tamtych ciemnych, smutnych czasów nikt dziś nie pamięta i nie chce pamiętać.
A pazerność (choć wtedy wytłumaczalna, bo dziś już nie bardzo...) jak była, tak została i zniechęca turystów .
Najlepszy przykład to Kasprowy Wierch i narciarstwo. 
Ceny podniesiono na tyle, że wiele osób woli wybrać na swój cel Tatry Słowackie, lub nawet Alpy.
Trasy dłuższe, ceny porównywalne. Wniosek nasuwa się sam.

Dochodzimy do Polany Strążyskiej. Nasz szlak zmienia kolor na czarny i odbija przez mostek- w prawą stronę.
Chcący odpocząć, mogą podejść ok. 100 m. do przodu, w kierunku widocznych ław i drewnianego domku herbaciarni. 
Menu wątpliwe, ale może uda się znaleźć coś dla siebie. 
 Miałam tam kiedyś ochotę na jagody. Sprzedawane w wąskich, plastikowych kubeczkach
Niezbyt dużo. ;) 
Chętni mogą się skusić na szarlotkę.
Jest niezła..  minus za niewielkie porcje i drugi potężny minus za kleks pseudośmietany w spreju.

Na polanie dawne szałasy pasterskie; dwa które przetrwały. 
Niegdyś było ich znacznie więcej, a o kwitnącym wtedy pasterstwie świadczy dzisiejsza roślinność 
w dolinie.
 Przed szałasami spory głaz, tzw. Sfinks; uwieczniany dość często na zdjęciach.



Strążyska ma jednego niepodważalnego króla
To oczywiście Giewont
Jest jedynym najlepiej widocznym z tego miejsca szczytem.
Resztę kryje zieleń lasu.



Jak widać po zdjęciu, nie było przychylnej pogody tego dnia, a Rycerz miał swoje humory... ;) 


Można oczywiście bryknąć do końca czerwonego szlaku 
i przedłużyć go o króciutki żółty odcinek- aż pod wodospad Siklawica. 
Jeśli ktoś go jeszcze nie widział, to nawet nie wypada inaczej!
Siklawica nie jest ani wysoka, ani potężna; ma ok. 20 m. 
No trochę tej potęgi nabiera po ulewach i wiosennych roztopach.
Jednak jest to bardzo urokliwy wodospad. 
Stojąc ponad progiem i patrząc z góry, można się nawet zdziwić, że to niepozorne rozlewisko 
w Małej Dolince, stworzy taki efektowny ,,prysznic''. :D 
Siklawicę otaczają wysokie skały i często trzeba czekać na swoją kolejkę do zrobienia zdjęcia.
Dojście do niej zajmie nam raptem 10 min., z polany.
Lepiej się nie śpieszyć, bo głazy którymi biegnie szlak- są zawsze mokre i śliskie.
Siklawica to dziś naturalna granica szlaku Doliną Strążyską.

A dawniej można było iść dalej- na górne piętra doliny, ponad skalisty próg z którego spada strumień, tworzący dwie kaskady wodospadu.



Tuż przed nim, po lewej, na otaczające dno dolinki skały, wspina się lekko zarastająca ścieżyna.
Przez nią rzucone w poprzek gałęzie drzew.


 
To wejście do Małej Dolinki. 
Z niej wybiega żleb Warzecha- będący niegdyś najkrótszym wariantem wejścia na Giewont.
W Małej Dolince, nie był to jedyny szlak. Krzyżowały się tam co najmniej trzy podejścia.
Pierwszy wariant biegł wspomnianym żlebem, ku przełęczy Bacug.
Istniała również możliwość podejścia Zachodem Pilotów, ponad żlebem Kirkora. 
Wspominałam o niej przy opisując trasę Doliną Białego, na Sarnią Skałę.
(Przy okazji i sprzyjającym nastroju, spróbuję raz na jakiś czas zrobić wpis 
o starych trasach i miejscach zapomnianych. 
Myślę, że podobnym mnie, maniakom górskim, przypadnie do gustu takowy post ;) )
 Ciekawa, efektowna trasa poniżej turni Małego Giewontu, wyprowadzała na Giewoncką Przełęcz i tam łączyła się ze szlakiem biegnącym z Grzybowca
Trasa ta przysparzała sporo kłopotów TOPR-owi. 
Brak znajomości jej przebiegu, próby skracania sobie drogi wchodzeniem bezpośrednio do zdradliwego żlebu, nieznajomość topografii Małego Giewontu- dla wielu skończyły się tragicznie.
W końcu zdecydowano o jej zamknięciu.
 
Kolejna perć biegła ku zachodowi, poprzez Dolinę Wielkiej Równi i wznosiła się na Suchy Wierch, pod skałami Długiego Giewontu.
Wszystko zasnęło w mrokach przeszłości...
... wraz ze starym bacą grającym na gęślikach...
Zarosły wydeptane kierpcami ścieżyny. 
Poprzecinały je powalone wiatrem i czasem- stare drzewa. :(
Przez jakiś czas północne ściany Giewontu pozostawały dostępne dla wspinaczy. 
Zdobycie Rycerza majestatycznym i równie niebezpiecznym- żlebem Szczerby, to niewątpliwie jedno z najbardziej uznanych i honornych dokonań taternickich. 



Dziś teren ten jest całkowicie zamknięty.
Dumając i odpoczywając naprzeciw herbaciarni, przed sobą mamy,
nieśmiało górującą ponad lasem, Sarnią Skałę. 
Możemy oczywiście wybrać wschodnią gałąź Ścieżki nad Reglami i ruszyć w kierunku Czerwonej Przełęczy, Sarniej i Kalatówek.
Ale my już tam byliśmy ;) 
  Toteż trwając uparcie w swoich zamiarach, cofamy się te trzy minutki i wybieramy co prawda 
Ścieżkę nad Reglami (szlak czarny), ale w kierunku przeciwnym.
Drewniany mostek przeprowadza nad ponad Strążyskim Potokiem, a droga wiedzie wzdłuż nitki dopływu- Potoku Grzybowieckiego. Potoczek ten, w suche miesiące, zanika na niektórych odcinkach. Ale zwykle przez pierwsze 300 m. podejścia, daje o sobie znać, zraszając kamieniste podejście na tyle, że łatwo się poślizgnąć.
Wkraczamy w boczną odnogę Strążyskiej- Dolinę Grzybowiecką ...

                                                                         ...  cdn ;) 

piątek, 4 marca 2016

Kasprowy- Goryczkowe- Kopa Kondracka


Szlak łatwy i bardzo efektowny. 
Jeśli zaczniemy od dołu, albo przedłużymy o Giewont- to i całodniowy. 



 

Wychodzimy ponad doliny, otwierają się przed nami widoki. 
Nie tylko na naszą stronę ale i na Słowację.
Dla oszczędności czasu (ale nie pieniędzy :D ; więc trzeba się zastanowić na wyborem ), na Kasprowy można wjechać kolejką. 
Ale jeśli kondycja przyzwoita, lepiej wyjść wcześniej i zacząć od podstaw ;)




 Widok na Myślenickie Turnie

Najprościej przez Myślenickie Turnie- ok. 3.5 h.
Przez Jaworzynkę- zwykle nie podchodzimy; nie lubię długiego, męczącego podejścia na Karczmisko.
No i trochę dłużej- ok.4-4.5 h.
Porównywalny czas- również ok. 4 godzin, przez Boczań.




Warto jednak docenić zielony szlak przez Myślenickie- mamy wgląd na zwykle nieoglądaną dolinę Bystrej, 
aż do Goryczkowej- z jednej strony 
i zarosłą dolinę Kasprową- z drugiej strony. 
Dawniej obydwie doskonale znane pasterzom i ...kłusownikom ;)




Przez Uhrocie Kasprowe w okolicach Bałdy- możliwe było przejście na Gąsienicową. Jak również przez Stare Szałasiska i przełęcz Mechy...
Niestety grań Uhrocia Kasprowego i stok zbiegający ku południu, 
to dziś nieprzebyty łan kosówki.
Dolina zarosła lasem, a w górnych granicach kosodrzewiną. 
Są stanowiska limby. Bytują tu również niedźwiedzie.
Niegdyś wypasana i  często odwiedzana, ze względu na bliskość dawnego ośrodka hutniczego w Kuźnicach i kopalnię rudy żelaza- usytuowaną na Starych Szałasiskach.
Jedyny staw Doliny Kasprowej- mały Stawek Kasprowy- 
to zawalony połamanymi gałęziami, trochę dyskusyjnej urody zbiornik wodny.
No chyba, że liczyć jeszcze Wywierzysko pod ścianami Zawratu Kasprowego.
Częściowo, te tereny można podziwiać jadąc kolejką, ale to krótko trwa...



Lepiej z pieszego szlaku. Zawsze można się zatrzymać, popatrzeć ile się chce. Pomóc sobie lornetką. 
Koniecznie oglądajcie się za siebie! 
Często wiele tracimy nie wiedząc co mamy za plecami ;)
Nooo ja osobiście trochę z tym przesadzam. :D 
Problem w tym, że nigdy nie mogę się napatrzeć, nigdy mi dość. 
Tak człowiek chce mieć widoków ,,na zapas''.


Zamknąć wszystko w pamięci. 
I z każdej strony i kilka fotek w każdym miejscu, bo a nuż któraś nie wyjdzie. 
A aparat jest jaki jest, niestety. I ma swoje odchyłki.
A tu krok dalej, z innej perspektywy jeszcze piękniej...
 I tak czas umyka. Dzięki temu nie wyrabiam się w podanych czasach przejść, nawet gdy dodam zapas.
Ostatnio w ciągu dnia napstrykałam prawie 500 zdjęć...
No i marnie odpoczywam, bo co mi  się spodoba, zaraz muszę uwiecznić ;)

Myślę, że co jak co, ale góry muszą być w niebie! Na pewno są bramami raju. 
Albo Bóg, na tamtym świecie, pozwoli nam na króciutkie wypady tutaj... ;)
..................................................................................................
Po prawej stronie zimowy szlak przez Goryczkowy Kocioł.
Przy dolnej stacji kolejki krzesełkowej, ruiny schroniska Polaka.



Schron niegdyś bardzo ciepło oceniany przez turystów i narciarzy.

Straszliwa siła natury przerwała życie właścicieli i położyła kres istnieniu zabudowań.
Lawina była tak potężna, że zwały śniegu wyrwały po drodze olbrzymie połaci kosówki i smreków, przewaliły się przez potok i pogrzebały 5 ludzkich istnień. 
Całe Zakopane ruszyło wtedy na ratunek. Niestety. 
Oprócz małżeństwa Marcinowskich- właścicieli schroniska, zginęło trzech żołnierzy patrolujących granicę. 
Schodząc od strony Kasprowego, przycupnęli oni na ławce przed schronem, aby odpocząć.

-zdjęcie z Wikipedii


 
Szałas Króla

Wraz ze schroniskiem Polaka, lawina zmiotła położone opodal schronisko Króla. 
Ani jednego, ani drugiego nigdy nie odbudowano. 
Fakt, że miejsce naprzeciw żlebu, którym zeszła lawina, nie byłoby odpowiednie na odbudowę, ze względów bezpieczeństwa...

Dolina Goryczkowa również była wypasana. 
Ale od kiedy wiadomo kto przejął pieczę nad tymi terenami, wypasu zabroniono. Dla ,,ochrony'' przyrody. Za to otwarto podwoje dla narciarstwa w tym rejonie. 
I ten biznes jakoś nie kłóci się z ochroną przyrody ;) 
Owce i pasterze nie płacili, narciarze sypią kasą za możliwość poszusowania
To jest ta ,,skromna'' różnica, dla której można z postawy ,,chroniącej przyrodę'' troszeczkę ustąpić :P

O samym szlaku na Kasprowy kiedy indziej. 
Jak wzbogacę się o więcej fotek z tej trasy.
Sam szlak ucierpiał podczas grudniowego halnego- 2013 roku. 
I dłuższy czas pozostawał zamknięty.
Stracił trochę uroku. Szczególnie blisko wylotu doliny, gdzie dawniej szumiały smreki na Jaworzyńskich Czołach, dziś pozbawione drzew- puste place. 
Tak że moje przyszłe fotki będą uboższe, niż wasze; jeśli zrobiliście je przed wspomnianym halnym.



Jakkolwiek tam dotarliśmy- jesteśmy na Kasprowym Wierchu.
Widoki znane powszechnie- głównie ze względu na obecność kolejki, a więc łatwą dostępność szczytu.
W kierunku północnym możemy przypatrywać się wjeżdżającym wagonikom.




W dole już wspomniana Dolina Kasprowa, a raczej jej jedna odnoga- czyli Sucha Kasprowa, ku której opada stromy, choć w górnej części trawiasty- Żleb pod Palcem.



Fajna turnica po lewej stronie żlebu- to właśnie Palec. 
W dole maleńka siostrzyczka Palca ;) 

Na południu raczej niedoceniana słowacka Dolina Cicha.




Zielona, mało charakterna. 
Jest potężną doliną walną z licznymi odnogami, a jej ujście znajduje się w okolicach gdzie jak to się kiedyś mówiło ,,psy dup*ami szczekają''. :D
W okolicach wsi Podbańska. Miejsca gdzie nie mając własnego transportu, ciężko się dostać. 
 No chyba, że mamy dzień w zapasie i dodrepczemy tam na własnych nogach- od Szczyrbskiego Jeziora.
 Magistrala za Szczyrbskim w kierunku Tatr Zachodnich- to czarna dziura. 
Wielka szkoda, że logistyka w tych rejonach jest praktycznie żadna. Jest gorzej niż z drugiej strony-tj. od naszego Chochołowa, przez słowacką Suchą Horę, ku Zubercowi. 
Tam jeszcze jako tako da się dojechać. Choć nie bez problemów (godziny odjazdów i liczba autobusów pozostawiają sporo do życzenia), ale jednak się da.
Tymczasem Szczyrbskie- Jalovec- Huty to już katastrofa. 
Tylko swój samochód, albo dzień-dwa w zanadrzu na ,,dobiegnięcie'' w tamte rejony ;) ... Zależy jak daleko chcemy dobiec... ;)))
.....................................................................................
W kierunku zachodnim, widoczna gałąź Doliny Cichej, wbiegająca aż pod Tomanową Przełęcz- Dolina Tomanowa Liptowska.
Ponad nią grań główna. Goryczkowe i Suche Czuby, Czerwone Wierchy. 
Dalej zamknięty odcinek od Ciemniaka, przez Tomanowy Wierch i jego boczne ramię- Tomanowy Wierch Liptowski.
W kierunku wschodnim, zupełnie odmienna...Dolina Walentkowa. 
W swej górnej części - kamienne pustkowie ścielące się u stóp Świnicy . 
I nieco dalej- za bocznym ramieniem Walentkowego Wierchu, 
tzw. Koniem, Dolinka Wierchcicha.

Świnica to szczyt licznie odwiedzany. Właśnie za względu na bliskość kolejki linowej. 
Często turyści wjeżdżając na Kasprowy, rozpędzają się właśnie na Świnicę.
Dobrze położony, no i jednak dwutysięcznik ;) .
Trasa niezbyt trudna, ale nie wolno jej bagatelizować.
Są miejsca, które przy braku uwagi, lub złej pogodzie mogą być niebezpieczne.
No i lepiej zrezygnować ze Świnicy, gdy podejrzewane są burze.
Jak przystało bowiem na królową, Świnica jest obwieszona biżuterią. A łańcuchy przy burzy...wiadomo.
Dalej za Świnicą,  szczyty Orlej Perci. A przy dobrej pogodzie, dostrzeżemy również odległe olbrzymy tatrzańskie.
Po północnej stronie nasze, polskie tereny. 
Wspomniana już- zielona Dolina Kasprowa i Goryczkowa. Oddzielone od siebie bocznym ramieniem Kasprowego, w kierunku Myślenickich Turni.
Kolejne boczne ramię- wysuwa się w kierunku północno-wschodnim. 
Uhrocie Kasprowe- kosówkowa dżungla pomiędzy Doliną Kasprową i Gąsienicową.

Zielona Gąsienicowa mruga do nas licznymi oczkami stawów. Niektóre z nich zatopione pośród kosówek, niektóre kryją się w rumowiskach głazów. Nie wszystkie uda się dostrzec z tego położenia.



I szkoda, że nie do każdego da się podejść. 
Liczbę wszystkich stawów doliny ustalono na 22- po zielonej stronie; plus 2 po stronie czarnej. Ta liczba się zmienia.
Mniejsze oczka wodne nawet nie są uwzględnione w rejestrze. 
Np. powyżej Mokrej Jamy- w gąszczu kosówek, kryje się nieznany, bezimienny stawek.  
Dodatkowo niektóre oczka, tracą całkowicie wodę, w wyjątkowo suche lata. A niektóre wyschły bezpowrotnie. 
Choć ostatnio trafiłam na informację, że uznany za wyschnięty- Samotniak, doskonale się miewa i wcale nie wysechł....
Dobrze by było, ponieważ w moich planach jest namierzyć i uwiecznić fotograficznie wszystkie stawki doliny... ;)
Górna część Gąsienicowej- podchodząca pod Uhrocie i Kasprowy, to tzw. Sucha Dolina Stawiańska. Zwana też Kasprowym, lub Gąsienicowym Kotłem. 
I zgodnie z nazwą, nie może się ona poszczycić żadnym stawem.




Kotłem poprowadzona jest trasa narciarska. 
Chociaż na tym terenie są stanowiska turzycy Lachenala- gatunku trawy występującego tylko na nielicznych stanowiskach w Tatrach.
I tak to właśnie wygląda ochrona przyrody. 

Gdzie jest nieopłacalna, tam jest wprowadzana.  
A gdzie dutki mogą płynąć strumieniem, tam i przyroda musi się dostosować ;) 
..............................................................................
Idziemy granią główną, czerwonym szlakiem na zachód. 



Zaplanowana trasa: Kasprowy Wierch-Goryczkowe Czuby- Kopa Kondracka- Giewont- Dolina Kondratowa.
Chętni mogą pokusić się o resztę Czerwonych Wierchów 
( bo Kopa Kondracka to tylko pierwszy z czterech...lub ostatni ;) ), rezygnując z Giewontu. 
Ale to już pod warunkiem, że wcześnie wyszliśmy i mamy sporo czasu.
Na początku szeroka, rozdeptana ścieżka łagodnie obniża się ku Goryczkowej Przełęczy pod Zakosy.   
W poprzek ścieżki- porozwalane drewniane belki. 
Ułożone kiedyś, zapewne celem wzmocnienia podłoża, albo utrudnienia dla turystów, aby ci nie rozdeptywali szlaków obok głównego; jednak dziś już trochę zrujnowane.
Doskonały widok na obie strony grani. Łagodne trawiaste stoki. 


osadzenia zadka i kontemplacji otoczenia.
Niedługo szlak przewija się zdecydowanie na lewą stronę.

Omijamy spokojny garb Pośredniego Wierchu Goryczkowego.
Patrząc w dół, ku Dolinie Cichej, widzimy dwie urocze zielone ,,stópki'', lub jak kto woli cycuszki :D
Kojarzą się i tak, i tak. 



To Kasine Turnie, które od strony doliny obrywają się stromym urwiskiem; a pomiędzy nimi żleb Wrota- miejsce częstych lawin.
Podobnie zresztą jak większość żlebów mających ujście w Dolinie Cichej. O skali lawin, świadczą szerokie trawiaste polany, w miejscach gdzie powinien być las
Drzewa, nawet jeśli próbują zapanować nad tymi rejonami, to na niedługo im się to udaje. 
Ale kto wie...Niekorzystnie dla ludzi i przyrody, zimy coraz cieplejsze. Może więc wszystko się zmieni ?   
Naprzeciwko- rozległy, ciemnozielony pagór Rycerowych Kop



Mijając Pośredni Goryczkowy, wychodzimy na kolejną Przełęcz Goryczkową, tym razem Świńską. :)
 


Przez obie Goryczkowe Przełęcze, dawnymi czasy przeganiano stada owiec na stronę południową, gdzie była bujniejsza trawa... 




Z przodu kolejna górka, którą znowu omijamy z lewej. 
Choć widać, że wydeptano również podejście na grań i chętni korzystają. To Goryczkowa Czuba. 


Dosyć stroma przy samym wierzchołku, ale tam legalny szlak nie dochodzi. 
Zbocza poniżej są trawiaste. Ścieżka wygodna, wystarczająco szeroka.
Od Goryczkowej Czuby, odchodzi ku północy Kondratowy Wierch. To z niego spływa żleb Marcinowskich, którego nazwa jest upamiętnieniem rodziny prowadzącej schronisko Polaka.

Idąc w kierunku Kopy, na przemian zakładaliśmy i zdejmowaliśmy kurtki.
Na przełęczach zimny, przenikliwy wiatr. Za plecami szczytów- zacisznie i ciepło.




Ominąwszy Goryczkową Czubę, ścieżka znowu wyprowadza na grań. 
Przed nami Suche Czuby i trzy przełęcze, z których każda nosi nazwę Wrótka. 




Pierwsze- Wysokie Wrótka, z których tradycyjnie, omijając wzniesienia, idziemy południowymi, łagodnymi zboczami. 
Suche Czuby od strony północnej mają zupełnie inne oblicze. Urwiste, strome skały, niedostępne dla przeciętnego turysty...



Mijamy po kolei: Wysoką, Pośrednią i Małą Suchą Czubę. Pomiędzy nimi Niskie i Skryte Wrótka.

 Ciekawe zejście spod Suchych Czub i następujących po nich trzech nienazwanych turniczek. 



Dość stromo, za to fajnie urzeźbiona skała. Zawsze to jakieś urozmaicenie ;)
Chyba najlepiej zsuwać się na zadku, podpierając rękami. 
Przepaści brak, trudności też, raczej każdy da radę.
Jesteśmy na Gładkim Przechodzie.









Władysław Cywiński proponował dla tej przełęczy nazwę Sucha Przełęcz Kondracka.
Rzeczywiście to chyba lepszy wybór. 

Jesteśmy bowiem nad Suchą Doliną Kondracką i przed Suchym Wierchem Kondrackim. 
Gładki Przechód kojarzy się bardziej z granią Liptowskich Murów,  gdzie znajduje się i Gładka Przełęcz i Gładki Wierch. 
Tu ten przymiotnik ,,gładki'' nie bardzo się dopasował.
Od pierwszego z Czerwonych Wierchów, dzieli nas jeszcze jeden szczyt. 
Wspomniany Suchy Wierch Kondracki.
Rozłożysty i łagodny, z odchodzącą ku Dolinie Tomanowej Liptowskiej, krótką grańką Jaworowego Grzbietu.
Suchy Wierch jest dość niepozorny i słabo wynosi się ponad otaczające przełęcze.



Jeśli ktoś chce na tym etapie zakończyć wypad, ma szansę. 
Do kolejnej bowiem przełęczy, tj. Przełęczy pod Kopą Kondracką (dawniej zwaną Kotlinkami, ze względu na charakterystyczne rowy, przecinające siodło przełęczy), dobiega od Hali Kondratowej- zielony szlak.
My decydujemy się podejść jeszcze kawałek, a przy okazji sprawdzić jak wygląda otoczenie z wysokości Kopy Kondrackiej. Żwirowo- piaszczyste, męczące zbocze. 



Kopa nie odbiega charakterem od swojego ,,czerwono-wierchowego'' rodzeństwa.
Rozległy pagór, co prawda najniższy z nich wszystkich, jednak monotonne podejście może zniechęcić. 
Z obydwu stron wieje niemiłosiernie, na górze jeszcze gorzej. 
Sam szczyt oferuje sporo miejsca do odpoczynku.
Piarżyste boisko ;) 
Jednak przenikliwy wiatr robi swoje.
Chowając się pod kapturami, robimy kilka zdjęć i szybko uciekamy. 





Słońce nad zachodem. Długie cienie ścielą się ku dolinom. Dają piękne efekty na zdjęciach.
Pozostaje kierować się na dół. 
Kierunek wschód ! Tam musi być jakaś cywilizacja :D
Idziemy do Kondratowej. 




Na zejściu z Kopy- uwaga konieczna. 
Szlak w katastrofalnym stanie. Porozwalane kamienie, uciekające piargi. 
Nie wiem jak teraz- bo te rejony ponoć remontowano. 
Na ile poprawiono ówczesny stan nie jestem w stanie ocenić. 
Kondratową i Giewont często wybierają turyści, aby podziwiać wschody i zachody słońca.



Blisko do cywilizacji, no i ostatecznie można startować z położonego nieopodal schroniska.

Dolina Kondratowa to miejsce, gdzie łatwo spotkać niedźwiedzia.
Sporo zdjęć niedźwiadków tatrzańskich pochodzi właśnie stamtąd. Dolina i zbocza pobliskich wierchów, to jagodowo- malinowy raj, więc dziwne nie jest, że ,,miszki'' upodobały sobie wyjątkowo te tereny. 



Zejście z Przełęczy Kondrackiej, dla zmęczonych nóg nie jest łatwe. Stopnie są dość wysokie.
Nienawidzę schodzenia skądkolwiek. 
Przyjemnie jest wspinać się pod górę, nawet męczącą trasą. 
Schodzić jest gorzej.
Podziwiam mijających nas po drodze, zbiegających w dół. 
Szybko pokonują dystans. Ja się już tak nie nauczę. Zbytnia ostrożność może ;)
Więc schodzimy dłużej. 
Odpoczywamy pod schroniskiem na Kondratowej. 
Ludzi jeszcze sporo. Podobnie na Kalatówkach.

Schronisko- to zdjęcie archiwalne.
Od kiedy schronisko sprzedano i rozpoczęto remont...



Do samych Kuźnic widno, latarki niepotrzebne. 

W końcu dzień jeszcze długi, lipcowy :) ...