środa, 14 lutego 2024

Pieniny. Trzy Korony- Sokolica

 Piękny, złoty październik.
Zapadła decyzja by wyskoczyć w góry.


Złoto- miedziane buczynowe lasy Pienin robią wtedy niesamowite wrażenie.
Do Sromowiec Niżnych dojeżdżamy jeszcze po ciemku.
Samochód zostaje na parkingu, a my ruszamy szlakiem wzdłuż Dunajca, w kierunku schroniska Trzy Korony.
Pierwsza godzina podejścia- praktycznie nie udokumentowana...


Ze względu na oczywistą oczywistość- po prostu ciemno; aparat przedpotopowy...
Szlak skręca przy schronisku ,,Trzy Korony'' i biegnie wstępnie wąską drogą pośród łąki.


Ale dość szybko wprowadzi nas w skalny wąwóz.
Majaczą po obu stronach wyniosłe urwiska, pluska niepokojąco Szopczański Potok.
Droga jest wysypana skalnym tłuczniem.


Wznosi się coraz bardziej, aż do lasu, w którym pojawiają się schodki.
Męcząco, ale szybciej nabieramy wysokości.



Gdy zbliżymy się do łąki w okolicy Przełęczy Szopka, zwanej również Chwała Bogu, jasny świt przyniesie nam wreszcie więcej widoków.
Przełęcz jest rozległa, okolona łąkami.



W pobliżu szlakowskazu- kilka wygodnych ławeczek.
W oddali wyłaniają się Tatry na różowych mgiełkach, a po przeciwnej stronie za trójkątnymi pagórami rozlewiska czorsztyńskie.
Zmieniamy do tej pory żółty kolor szlaku, na niebieski.
Skorzystamy z jego krótkiego odcinka.




Niebieski jest bardzo długim szlakiem.
Łączy przyległe Pieninom kolejne pasma górskie.
Kierunek- Przełęcz Snozka, to punkt zworny dla Pienin i Gorców.
My pójdziemy w przeciwnym kierunku.
Ten zaś biegnie przez całe Pieniny, aż po Beskid Sądecki.
Najbliższy ponadgodzinny odcinek to pętla przez Trzy Korony i Zamkową Górę z ruinami Pienińskiego Zamku.
Kto był i chce pominąć- pójdzie dalej prosto szlakiem żółtym, a to potrwa zaledwie 5 minut.



Szlak pośród kolorowych buków- sama przyjemność.
Ok. pół godzinki do rozwidlenia.


Dalej drewniana budka- kiosk, przed ostatecznym podejściem na szczyt.
Punkt pobierania opłat za wejście dalej.
Ale jesteśmy tam tak wcześnie, że w budce jeszcze nikogo nie ma.
Metalowe podesty i schodki wyprowadzą na taras widokowy.









A widoki imponujące... chociaż jak to zwykle mamy- spowite mgiełką.
Ciepłe barwy okolicznych lasów, białe, wapienne turnice, które budzą respekt swoją stromizną, srebrna wstążka Dunajca i ciemniejąca korona Tatr.

 












Wieje dość mocno, więc popatrzywszy co nieco dookoła, zwijamy się na dół- tą samą drogą do rozwidlenia.



Idziemy dalej niebieskim szlakiem w kierunku Sokolicy.
Łagodne zbocze prowadzi na trawiastą polankę Kosarzyska.
Stamtąd zaledwie 7 minut do ruin zamku.






Zejście ścieli gruba warstwa liści.
Łatwo ujeżdżają, trzeba uważać.
Okrążamy strome ściany Zamkowej Góry i lądujemy przy skalnej niszy, w której stoi figura Świętej Kingi.



W prawo kamienne schody, metalowe poręcze ułatwiające wejście na zamek.
Mamy pecha- przejście jest zamknięte, szlak pośród ruin- w remoncie.

Idziemy więc z powrotem.
Łagodne zakole szlaku, głęboko wcięty żleb Hulińskiego Potoku, a nad nim piękny, stary las.




Jeszcze 10 minut i pojawiają się prześwity, aż wreszcie wychodzimy na rozległą polanę Wyrobek.




Okolice zachęca raczej do rozwalenia się na kocyku i zostania tu na dłużej, niż do zbyt szybkiej ucieczki.
 



Droga dalej jest szeroka, wygodna, nie ma czym się zmęczyć.
Mijamy Pieniński Potok i towarzyszącą mu cudowną młakę- bogactwo roślin.



Szlak się znów rozwidla- a nasza prawa odnoga owija niewybitny szczycik Bańków Gronik (pomijając jego kulminację).
Szlak żółty w lewo- kieruje do Krościenka.
Nie możemy pominąć Sokolicy i legendarnej, reliktowej sosenki, która choć boleśnie ucierpiała na skutek uderzenia wirnikiem helikoptera, trwa dzielnie na swoim urwisku.
Szlak od Bańków Gronika zaczyna się wznosić.
Przed nami najfajniejszy (naszym zdaniem) odcinek.
Leśna ścieżyna regularnie wznosi się i opada, wprowadzając na kolejne wzniesienia po drodze.









Przepiękne widoki na falujące pagóry, między którymi przegina się Dunajec i snują się białe mgiełki.
Malownicze grupy skałek na szczytach, dróżki pośród plątaniny korzeni...
Jednak piękne są te Pieniny!




Miniemy szczyt Szutrówki i Ociemny Wierch.
Dalej łagodna przełęcz- Burzana, gdzie dołącza chwilowo szlak zielony z Krościenka, aby odbić w kolejnym punkcie pod szczytem Czerteża.
Ta trasa to łagodne obejście stromizn szczytu- dla osób wrażliwszych, niezbyt tolerujących przepaści.
My trzymamy się wiernie niebieskiego.
Jest on co prawda bardziej wymagający, ale bez przesady.



Na górze są dla bezpieczeństwa zainstalowane barierki, oddzielające wędrowców od potężnych urwisk.
Na szczęście, bo ludzka ciekawość bywa często niepohamowana.
Kto pilnuje ścieżki, a nie ma panicznego lęku przed przestrzenią, przejdzie ten szlak bezproblemowo.






Urocze reliktowe sosenki na zboczach Czerteża. Że też te drzewka tam się jakoś trzymają!
Kulminacja szczytu jest poza szlakiem, ale w pobliżu.
Widoki- w oddali za pagórem Trzech Koron- korona Tatr, a w dole po Dunajcu tratwy płyną...





Jeszcze jeden widokowy taras dalej- Czertezik.
Poniżej niego ławeczki.
Dalej trasa łagodnieje, dróżka poszerza się, aż do szerokiej, cienistej przełęczy Sosnów.



Jeszcze 20 minut do szczytu Sokolicy. Z Sosnowa w dół spływa zielony szlak do Krościenka.
A pod Sokolicą- kolejna budka biletowa. No na tą to się już łapiemy z opłatą. 😉
Podejście jest ostre, strome, opatrzone metalową poręczą.
Kolejka na schodkach.
Ściana Sokolicy opadająca do koryta Dunajca to praktycznie pion.




Szalone urwisko... a nad nim dzielne drzewko, a raczej silna, wiekowa staruszka- ok. 500-letnia sosenka.
Powykręcana wiatrami, stanowi drogocenny ornament całych Pienin.


Straciła górną gałąź, na skutek wspomnianej akcji ratunkowej, a mimo to trwa na stanowisku.
Nie jest jedyna. W pobliżu jest jeszcze kilka siostrzanych. Ale ona na zawsze pozostanie tą, którą uwieczniano najczęściej na zdjęciach i pocztówkach... i praktycznie wszędzie gdzie mowa o Pieninach.



Sosenki reliktowe są prawdopodobnie najstarszymi okazami sosny zwyczajnej w Polsce.
Zejście tym samym odcinkiem do budki biletowej, potem dalej niebieskim szlakiem.
Po drodze buczek z okienkiem... 😉






Na tym etapie kończą się doznania wzrokowe; dalszy szlak jest typowo leśny. Powoli wracamy do cywilizacji.




Ten półgodzinny odcinek nie ma racji bytu od listopada do końca kwietnia.
Adnotacja o tym wisi przy tablicy pod Sokolicą.
Chodzi o to, że końcowy odcinek niebieskiego szlaku to przeprawa przez rzekę.


 
A flisacka tratwa nie pływa w w/w terminie...
Więc ewentualny powrót pod górę dla niezorientowanych mógłby być dość ,,bolesny'', tym bardziej, że czas 0.5godzinki w dół, w górę rozrasta się do godziny.
Zejście nad brzeg rzeki jest dość strome.
Schodzimy i... no cóż- musimy czekać.
Pan flisak cumuje po przeciwnej stronie i z tego co widać ma w poważaniu oczekujących. 😉
Widocznie mają jakieś wyznaczone godziny przepraw.





Albo zależne od upodobania, podobnie jak w przypadku kierowców busików na Palenicy.
Wreszcie pan flisak łaskawie płynie po nas. Jakoś przez ten czas niestety do doszło więcej chętnych na przepływ.
Zgramoliwszy się z tratwy, lądujemy na Drodze Pienińskiej i zmierzamy do Szczawnicy.



Chętni, ale i mający jeszcze zapas sił, chęci i czasu- mogą wrócić pieszo Drogą Pienińską, przez słowacki Czerwony Klasztor do Sromowiec.


- a tu się zsiada z tratwy, po uczestnictwie w spływie...

Bierzemy to pod uwagę, ale ostatecznie przeważa decyzja o powrocie autobusem.
Parking busików jest dobrze widoczny z drogi głównej, nikt nie przeoczy.
Komunikacja jest dobrze zorganizowana.
Busik zapełnia się dość szybko.
Większość pasażerów wysiada po drodze Krościenko- Sromowce Wyżnie.
Tylko my zostajemy w autobusie i kierowca musi podjechać dalej.
A od przystanku do parkingu, gdzie zostawiliśmy samochód bliziutko...
Jedziemy dalej- aż ku Tatrom...