czwartek, 27 września 2018

Z wizytą ,,weryfikacyjną''... ;)
Łopień



Beskid Wyspowy.
Piękny, choć trochę upierdliwy... co by o nim nie powiedzieć. ;)
Szczyty, w większości nie tworzą typowych łańcuchów.
Zwykle są odrębne, porozrzucane... Niczym wyspy na morzu.
Kiedyś dostrzeżono takie właśnie podobieństwo tutejszych wzniesień i wprowadzono je do literatury.
 
No i kiedyż by indziej można było dostrzec to podobieństwo, jak nie podczas porannego ,,morza mgieł'', 
kiedy to z falujących, białych tumanów, wychylają się pojedyncze ,,przystanie''?
Uważa się, iż nazwę ,,Beskid Wyspowy'' wprowadził Kazimierz Sosnowski- nauczyciel i propagator turystyki w tutejszym regionie. 

Jednak to informacje nie do końca potwierdzone, tym bardziej, że p. Kazimierz podobno nigdy nie używał tej nazwy w swoich opracowaniach.
Co niektórzy przypisują powstanie tej nazwy geografowi- Ludomirowi Sawickiemu, a inni jeszcze zupełnie komu innemu.
Grunt, że nazwa się przyjęła i wyodrębniła z dawnych Gorc Limanowskich (...które łączyły Góry Makowskie i obecne Wyspowe); 

odmienne w swym charakterku- pasmo górskie. 
A dzięki temu mamy dodatkową ,,perłę do korony''.
Wybraliśmy się tam, jak tylko nadarzyła się okazja i wpadło kilka dni wolnych.
W planach mieliśmy co innego, a wyszło co innego. ;)
Z perspektywy czasu, jednak jesteśmy zadowoleni- poznaliśmy jeden szczyt więcej. 

No więc- miała być Mogielica, a trafiliśmy na Łopień...



Jedziemy na Przełęcz Rydza-Śmigłego, mijając po drodze Jurków i przysiółek Chyszówki.
Łatwo trafić. Miejsce jest doskonale oznaczone. 

W pobliżu przystanek autobusowy, kilka miejsc parkingowych.
Przełęcz dzieli ,,małżeńską'' parę: Łopienia i Mogielicę.
Dla ciekawych- proponuję przeczytanie legendy na ten temat, którą znaleźć łatwo zaraz na pierwszej stronie wyszukiwarki, dlatego nie ma sensu aby ją powielać tutaj, tylko po to, aby nastukać sobie więcej słów we wpisie. ;)


Na przełęczy krzyż i kamienny obelisk- tzw. Pomnik Spotkania Pokoleń.
Z tyłu lasek i drewniana wiata.





I to co doprowadziło nas do pomyłki- zniszczone tabliczki kierunkowe.
Jedynie kolor szlaku- zielony, jeszcze widoczny.

Jest popołudnie, trochę nam się śpieszy. 
Zielony biegnie w obie strony i jakoś pierwszym pomysłem nie było, że chcący iść na Mogielicę powinni przejść szosę i ruszyć w kierunku przeciwnym.
Idziemy więc wgłąb lasu, szeroką piaszczysto- kamienistą drogą.
Po drodze kolejna, drewniana wiata... i zakochana para pod jej daszkiem. ;)
Droga powoli ciągnie pod górę. Zawijając w prawo, wrzyna się głębokim wąwozem w szare, leśne zbocza.







Jest niewygodnie. Sporo drobnych, ostrych kamieni. 
Toteż turyści kombinują jak mogą, aby iść boczkiem.
Las- wstępnie świerkowy, później coraz więcej buków.
Zdobywanie szczytu, to podążanie taką właśnie męczącą, osuwistą ścieżką.






Czasami trafi się jakiś wyjątkowo duży, ogładzony, warstwowany ,,kamyczek''.
Te warstwowania skalne są doskonale widoczne w zboczach wąwozu, jak również pośród lasu, pod warstwami skąpej ściółki. Szczególniej w miejscach, które wyszorowała spływająca deszczówka.




Dość szybko przejaśnia się. 
Niecała godzinka od przełęczy i wychodzimy na rozległą, przepiękną polanę.
Jak okiem sięgnąć zielona, puszysta murawa, bokiem nieliczne wężowiska jeżyn.
Wkrótce mamy się przekonać, że takie przepiękne łąki podszczytowe, są w tych okolicach bardzo charakterystyczne.


Na środku kępa buczków a pod parasolem ich gałęzi- śliczna Matka Boża Niepokalana. 



Obok drewniana tablica informacyjna.
Brak spodziewanej wieży widokowej, brak turystów, brak tabliczki z nazwą... Bo???
Bo teraz właśnie okazuje się, że jesteśmy z wizytą u Łopienia. 😮
...      ...     ...


Gdy dowiadujemy się o legendzie, jaka sprowadziła imiona na poszczególne szczyty Beskidu Wyspowego, 
pojawia się myśl, że humorzasta Mogielica nie miała ochoty nas widzieć tego dnia i wysłała celowo najpierw do swojego Małżonka- aby ten obejrzał i stwierdził, czy w ogóle warto przyjmować takich włóczykijów. ;)



   
Kręcimy się chwilę po rozłożystym szczycie. 
Dowiadujemy się, że ta przepiękna, trawiasta równina to Polana Jaworze.
Wydeptana ścieżynka ,,w lasek'', kieruje ciekawskich na maleńką polankę o sympatycznej nazwie- Widny Zrąbek.



Widoki stąd na Śnieżnicę i Ćwilin.
Wysoki krzyż postawiony tu przez mieszkańców Jurkowa, poświęcony Janowi Pawłowi II.
Postawiono go stosunkowo niedawno, bo z okazji beatyfikacji Ojca Świętego.
Tuż obok kamienny cokolik, pełniący rolę ołtarza polowego i niewielka kapliczka.


W dole Dolina Łososiny, wioski Jurków i Gruszowiec.

Bardziej na prawo Dobra, ku której podąża dalej zielony szlak i którym z ciekawości, skoro już tak daleko doszliśmy, postanawiamy podążać.



Widny Zrąbek, to maleńka polanka, ale ponoć oferująca najlepsza widoki z Łopienia.
Przy dobrej przejrzystości powietrza- przez Gorce, aż po Tatry.
My widzimy okoliczne, resztę spowija już ciepła, podwieczorna mgiełka.
Były tu podobno ławki, ale jak widać nawet śladu po nich nie ma.
Wracamy na Jaworze i idziemy dalej ,,zielonym''.

Szlak tonie w lesie, by po chwili wychynąć na kolejną polankę- Myconiówkę.



Tu krzyżują się szlaki: zielony i czarny.
Ten drugi biegnie w kierunku Tymbarku.
Na soki dziś się nie wybieramy. 
Jeszcze chwilkę podążamy lasem z czystej ciekawości. 
Szlak nagle zdecydowanie i wręcz ostro spada w dół, pomiędzy starymi, ponurymi drzewami. 



Obniżamy się tak dłuższą chwilę, aż w końcu decyduję, że jeśli obniżę się tak jeszcze parę metrów, to nie ma takiej siły, żebym dała radę wrócić.
Nie ma już co liczyć, aby dalej było coś ciekawego, 
poza tym, że wylądujemy w Dobrej.
A szosą wracać naokoło tym bardziej ,,nie bardzo'' ;) .

Wyciągamy więc resztkami sił pod górkę... 
( Jesteśmy już po zdobyciu jednego koronnego szczytu tego dnia. Ale o tym potem. )
Powracamy przez Myconiówkę i Jaworze, aby znów zagłębić się w szarym lesie porastającym zbocza.






W jednym z niewielu dość okrojonych prześwitów dostrzegamy dumną wieżę Mogielicy. 
Pięknie nas załatwiła...
Jest dokładnie o 180 st. od kierunku, który obraliśmy. ;)
Schodzenie jest przyjemne, szybko docieramy do zakrętu i polanki przed przełęczą, na której teraz wieczorem pojawiły się owieczki.
Już od zakrętu dobiega nas charakterystyczne ,,zbyrkanie'' dzwonków.




Trzeba się pogodzić z sytuacją. ;)
Dzień się kończy i nie ma szans uderzać do Łopieniowej Wybranki.
Mogielica raczej nigdzie sobie nie pójdzie, a my jesteśmy uparci.
Jeszcze tu wrócimy. Zresztą wcale niedługo. ;)
Bo czyż nie jest tam pięknie?...





Jak na razie przedsięwzięte plany nakazują kierować się w okolice zatopionego miasta... 
Nad Zalew Czorsztyński.










środa, 12 września 2018

Zakochany... 💗




,, Położyć się w dywanach trawy,
Odetchnąć cieniem zimnej góry;
Niech serce bije wraz ze źródłem,
Nad głową niech się kłębią chmury...




Niech halny duszę hen unosi-
nad zerwy turni, w głuchą ciszę.
Niech dotyk skały najmilejszy,
Kosodrzewina niech kołysze...



Głowę przytulić do kamienia,
na którym ślady tych minionych
Tych których dziś mgła zapomnienia
wodzi po halach wciąż zielonych.


A gdy czas przyjdzie i ja do nich,
Dołączę... w górach pozostanę
tu bramy raju są na pewno
Nie mylę się Mój Dobry Panie...''






.....................................................***la mia creatività...