środa, 21 czerwca 2017

Wierszem...



,,................................
Tam białą wstęgą nurt szeroki
Śle w przepaść głazów złom
I błyskawica drze obłoki,
Po gromie wali grom.

Zda się, że wstrząsa gór posadę
Grom zdwojon echem burz,
Zda się, że niesie nam zagładę,
Że koniec świata już.


Lecz burza coraz niżej schodzi
Piorunów słabnie trzask,
Wybiegłe szczyty z chmur powodzi
Oblewa złoty blask.


Gerlach, Łomnica i Lodowy
Nad białe morza chmur
Podnoszą swoje dumne głowy, —
Króle tatrzańskich gór.


Uczucie wzniosłe, niepojęte
W piersi nie mieści się,
I jakieś tchnienie wonne, święte,
W niebiosa serce rwie.


Oddalonemu od trosk ziemi
Zda się, że niebios próg...
Że stanął między wybranemi,
Że tutaj mieszka — Bóg! ''


***W. L. Anczyc

piątek, 2 czerwca 2017

W Dolinie Rohackiej...

Ciepłe dni lata już pukają do drzwi. 
Na te dni czeka wielu górskich maniaków. (My też! ;) )
Nie każdy może, nie każdy ma wyposażenie i umiejętności, by chodzić po górach zimą.
No i nie każdy lubi zimę. ;)
Może ten wpis przyda się rozmyślającym nad wyborem tras.
To przepiękne okolice... Tak wiem- ja zachwycam się większością przebytych tras i wiele jest mi tak bliskich, że marzę, aby kiedyś znowu tam powrócić. Ale ten szlak jest tak wyjątkowy, że nikt kto choć raz się tam wybrał, nigdy go nie zapomni.
Wciągnie nas bujna roślinność, bogactwo kolorów, szum potoków. Wiele szeroko otwartych oczu niejednego stawu po drodze i kaskady wodospadów rozpryskujących się milionami kropel na potężnych złomach granitu.
A na zakończenie udanego dnia- odpoczynek nad szklanką schłodzonej kofoli, z widokiem na wyrastające z zieleni, wyniosłe postaci niekwestionowanych strażników przemierzanej doliny.



 Gdzie jest ten raj na ziemi i jacy to strażnicy? ;)
Dolina Rohacka- zielona otchłań oddzielona od naszej poczciwej Doliny Chochołowskiej, łagodną, choć nie najniższą granią Wołowca.
A nad nią Rohacze. Dostojne, budzące szacunek...
Nawet z oddali, ich strome zerwy przyciągają spojrzenia.

Jedziemy przez Orawice. Szosa wąska i trochę zniszczona, trzeba uważać na ubytki asfaltu.
Towarzyszą nam zielone lasy Doliny Mihulczej i Błotnej.
Orawska magistrala, którą jeżdżą słowackie autobusy SAD. 
Przez Orawice jest ich zdecydowanie mniej, reszta jeździ naokoło; dlatego trzeba dokładnie sprawdzić rozkład, jeśli ktoś planuje ruszać na szlaki wychodzące dokładnie z osady.
My jedziemy dalej, aż do Zuberca. Tam nietrudno dostrzec znaki kierujące do Zwierówki
(słowacka- Zverovka).
Po drodze miniemy Muzeum Wsi Orawskiej (Múzeum oravskej dediny)- przystanek Zuberec- Brestová Skanzen.
Wszystkie obecne tam obiekty zostały przewiezione z innych zakątków terenów Orawy.
Niektóre tylko są kopiami oryginałów.
Drewniany Kościółek Św. Elżbiety, pochodzi z XV wieku i góruje ponad okolicą.
Kryty cieniutkimi deszczułkami gontu, niczym długim płaszczem.
Można porównać jak wyglądały zagrody biedniejszych i bogatszych mieszkańców Orawy ( w tym - bielony dwór dziedzica). Chaty są otwarte- można zajrzeć do każdej z nich i przenieść się w czasie.
Młyn wodny, którego koło obraca bystry strumień Zimnego Potoku, domy rzemieślników, tartak, kuźnia i inne. W pobliżu parkingu- amfiteatr, w którym odbywają się częste koncerty.
Cały teren skansenu to ok. 20 hektarów. Teren i budynki są zadbane- aż chciałoby się pomieszkać trochę w jednym z takich gospodarstw.
Warto poświęcić jeden dzień na pobyt w tej okolicy, pozaglądać tu i ówdzie i choć trochę zrozumieć życie ludzi z tamtych wieków.
Zresztą jadąc ku Zverovce, mijamy liczne grupy turystów. Skansen ma powodzenie.
Słowacy wiedzą jak korzystać z dobrodziejstw okolicznych terenów i jak korzystnie zarobić.
I bardzo dobrze, że potrafią umiejętnie gospodarzyć w zgodzie z naturą. Dziś już nikt nie ma głupich pomysłów o przekopywaniu gór; i demonizowanie rozsądnej, wyważonej gospodarki jest domeną fanatyków. Coś jak ,,Zieloni''- hałasują i protestują, dopóki odpowiedni datek na odpowiednie konta, nie przekona ich, że da się ustąpić troszeczkę z nieustępliwej, za darmo, postawy.

Tereny Zuberskiej Doliny, która łączy Orawską Wieś ze Zverovką są usiane obiektami turystycznymi: hotele i domki letniskowe. Piękne, schowane w otulinie lasu maleńkie osady dla chętnych bliskości gór.
http://slovakia.travel/pl/muzeum-wsi-orawskiej

Jeszcze 5 minut i mijając Hotel Primula, dojedziemy do Zverovki.
Nazwą tą określa się zarówno niewielkie osiedle pośród lasów, polanę, jak i schronisko, a raczej hotel.
Sporo miejsc noclegowych, restauracja. Doskonały punkt wypadowy w Słowackie Tatry Zachodnie.
Przy hotelu- końcowy przystanek autobusów SAD i duży parking.
Kolejny parking znajdziemy przy położonych, za rozwidleniem żółtego i czerwonego szlaku, hotelach.
Pierwszy z nich- Osobita i kolejny Šindl'ovec.
Wspomniany szlak żółty prowadzi do Doliny Łatanej, u której początku znajduje się niewielki cmentarzyk partyzancki.
Jego drugi koniec wybiega ślepą odnogą na stoki Skrajnego Salatyna ( a konkretnie jego ramienia zwanego- Cielęciarki), gdzie w niewielkim domku pracowników leśnych, znajdował się w czasach wojny szpitalik partyzancki.
Partyzanci tam ukrywający się, zostali uratowani przez polskich Toprowców i przetransportowani przez Łuczniańską Przełęcz do Zakopanego.
Mimo trudnych zimowych warunków (luty-1945), cała akcja ratownicza zakończyła się sukcesem.

Szkoda, że ludzie potrafią się wspierać i pomagać sobie tylko wtedy, gdy muszą doświadczać ucisku. Niestety polsko- słowackie ,,dobre'' relacje dzisiaj, pozostawiają wiele do życzenia.
Nie mam tu na myśli zwykłych ludzi, spacerujących po górach- 
bo tu tak jak i wśród naszych rodaków, trafiają się i bardzo przyjaźni, mili ludzie, jak również bezmyślne buraki. 
Ci pierwsi, to sympatyczne osoby, z którymi zamieniliśmy kilka słów, czy robiliśmy sobie nawzajem zdjęcia. 
Ci drudzy, to tumany, zapominające o tym, że na jednym łańcuchu powinna być jedna osoba; szarpiący z dołu za ,,biżuterię'', gdy my wisząc u góry, całkowicie polegamy na uchwyconym metalu, niosący psich pupilów za koszulą- nieważne, że rozmiary pupila utrudniają jego umieszczenie w tym miejscu i wchodzący wraz z owym pupilem- na plecy poprzedzających ich turystów.
To jest nie do wytrzymania- tak po naszej, jak i po stronie naszych sąsiadów.
Ale pisząc o nieciekawych relacjach, obwiniam tych, 
którzy mają wpływ na postać zarówno przygranicznych szlaków, jak i na to- które szlaki są dla wszystkich (powiedzmy ,,równych''), a które tylko dla ,,równiejszych''. 
Ci, którzy obsadzili się w rolach ,,właścicieli przyrody'' i robią sobie nawzajem na przekór, czy na złość- nieważne jak to nazwać.
Tak czy siak tracą na tym wędrowcy, a bardziej naiwni z nich dają się nastawiać negatywnie do sąsiadów zza miedzy.
Ludzie tyle lat mieszkali jedni obok drugich, dogadywali się ze sobą, przyjaźnili.
To da się utrzymać nadal. Wystarczy nie powielać ślepo negatywnych opinii głoszonych przez tych ,,równiejszych'', tak z jednej jak i z drugiej strony. Trochę wzajemnej dobrej woli...

Pod Zverovkę na razie się nie wybieramy. Zjeżdżamy na wysokości skrzyżowania z żółtym szlakiem.
Droga główna odchyla się łagodnie w lewo, a na wprost biegnie odnoga ku wielkiemu parkingowi pod Spaloną (parkovisko Pod Spálenou ).



Ponad parkingiem łagodne stoki Salatyna, a na nim pięć tras narciarskich o różnym stopniu trudności.
Ośrodek narciarski Spálená-Zverovka - raj miłośników białego szaleństwa. Obok tras narciarskich, również park snowboardowy, restauracja,
wyciągi ( kabiny z podgrzewanymi siedzeniami ) i wypożyczalnia sprzętu.
Bardzo dobre miejsce na rozpoczęcie wędrówki.
Po lewej stronie parkingu- w las zagłębia się króciutki szlak łącznikowy barwy zielonej.
Ostatni jego odcinek- błotniste schodki, doprowadzą nas do głównej drogi biegnącej Doliną Rohacką; na rozwidlenie Šindl'ovec.
W pobliżu drewniana chatka- bufet, jak na razie zamknięty.
Ławy, wiata i duża mapa okolicznych terenów.
Kiedyś i tu był parking. Pozostało po nim piaszczyste, rozjeżdżone pobocze. 
Aktualnie szlaban zakazujący wjazdu, przeniesiono sporo niżej.
Dziś mogą tu wjeżdżać jedynie rowery, osoby niepełnosprawne, pracownicy leśni i Tanap.



Szlak czerwony poprowadzi nas dalej. 
Droga jest asfaltowa, wygodna, spokojnie wznosi się pod górę.
Niegdyś kursowała nią turystyczna ciuchcia.



Coś podobnego do naszej chochołowskiej kolejki ,,Rakoń'', tylko trochę krótsze. ;)
Widocznie przestała się opłacać i zrezygnowano z niej już ok. 2005 roku.
To nie jest długi odcinek. Do Rozdroża na Adamculi ( Skoruśová Polianka ) mamy ok. pół godzinki.
Przy jednej z mijanych polanek- obelisk; swoiste oddanie hołdu Alexiusowi Demianowi, prekursorowi turystyki i narciarstwa na tutejszych terenach. Człowiek, który wychodząc naprzeciw potrzebom turystów, doprowadził do zbudowanie schroniska w Dolinie Rohackiej.



Przymocowane do szarego głazu, drewniane deski z wyrytymi słowami pięknej sentencji: ,, Čo laska vytvorila to dobra vola nech zachova'' ( Co miłość stworzyła to dobra wola niech zachowa'' ).
Lekkimi zakolami, z coraz to piękniejszymi widokami na przesycone zielenią okoliczne wzgórza, podążamy poniżej ramienia Szindlowca, zwanego również Łyścem- po lewej stronie.
Grzbiet jest całkowicie zarośnięty. 
Wejście na wyższe piętro tegoż grzbietu, na Przełęcz Zabrat- na wysokości Chaty Ťatliaka.
Przełęcz Zabrat to dogodne połączenie z Polską. 
Znajduje się ona bowiem jakieś pół godzinki od szczytu naszego Rakonia. 
Od prawej strony, ponad ciemną zielenią smreków, osiadły Salatyny.
Grań główna od nich ciągnąca zmienia kierunek na południowy- na Spalonej Kopie, by potem zdecydowanie skręcić na Pacholi, na południowy-wschód.
Od tego momentu grań staje się bardziej drapieżna, niebezpieczna na tyle, że zasłużyła na nazwanie jej Orlą Percią Tatr Zachodnich. 
Ten odcinek grani zamyka nam widoki i całą Dolinę Rohacką, a raczej jej górne piętra- od południa.





 
Polana Adamcula jest dziś całkiem zalesiona. Droga główna rozwidla się. 
W widłach szosy, również rozwidlony kierunkowskaz. 
W pobliżu ława dla odpoczywających.
Brzeg szosy ograniczają wiekowe, pordzewiałe barierki energochłonne.
A więc kiedyś można było podjeżdżać tak daleko, jak daleko biegnie asfalt.
Prawa odnoga szosy, poprzez mostek nad Rohackim potokiem, schodzi w dół, w kierunku rozległego placu. 
Poprowadzą nas dalej szlaki: niebieski i żółty.
Błotnisty, rozjeżdżony teren, na którego obrzeżach poukładano ścięte drzewa.
Dawniej był tu parking. Teren ten był już przeznaczony pod budowę sporego ,,osiedla'' turystycznego. 
Na szczęście te plany nie ziściły się. A były dość ,,zamaszyste''. Restauracje, poczta, szkoła sportowa, sklepy, biura, skocznie i wyciągi, oraz hotele z miejscami noclegowymi na ok. 2000 osób.
I to by było już przegięcie. Co innego niezbyt nachalna infrastruktura na obrzeżach parku, a co innego zniszczenie terenów w samym jego sercu. 
Zapobiegło temu włączenie tego rejonu Tatr w 1987 r. do TANAP-u.

Nasz szlak zagłębia się w cienistym lesie. Droga na początku niewygodna - bo kamienie niewrosłe w ziemię, luźno wykładają ścieżkę i każdy kombinuje podchodzić jak najbardziej bokiem.
Zielona, trawiasta ścieżka  biegnąca z lewej- doprowadzi nas poza szlakiem, nad potok Spadowy (zwany również Spalonym/ a po słowacku- Spálenský potok, Vodopádový potok)- dopływ potoku Rohackiego.  To właśnie na nim znajdują się fontanny wodospadów. Zwane Rohackimi, w rzeczywistości są Spaleńskimi Siklawami.
Ciekawość każe skręcić w stronę dobiegającego nas szumu.



Stajemy w zakolu, z którego widać łagodny dolny spadek potoku. 
Progi, którymi spadają rohackie kaskady, są sporo wyżej i stąd są niewidoczne. 
Tu różnej wielkości, omszałe głazy nakazują potokowi perlić się na tyle głośno, że od razu wiadomo, iż w ciemnym, zielonym lesie, po naszej lewej stronie, towarzyszy nam szumiąca woda.
Postawszy chwilkę nad korytem potoku, wracamy ku szlakowi.
Idziemy dalej pod górę, niezbyt stromym, ale zauważalnie wznoszącym się progiem- w górne, zachodnie piętro Doliny Rohackiej- Dolinkę Spaloną, zwaną również Zieloną ( Spálená Dolina, Zelená dolina)




   
Droga wznosi się krótkimi zakosami, aż do charakterystycznego zakrętu. 
Wygładzone skały, okno widokowe na zielony wał Szindlowca i Zabratów. 
Miejsce, z którego stromym zboczem można zejść ku potokowi, aby spojrzeć na Niżni Rohacki Wodospad. 
Warto zostawić plecak, bo zejście jest pozaszlakowe i bardzo strome. Do tego dość błotniste. 
Przyroda zbudowała piękne mosty nad Spalonym Potokiem. Powalone pnie krzyżują się nad spienionym strumieniem, przeplatają ze sobą, niektóre zanurzają się w bystrej wodzie.



Stojąc w tym miejscu, widzę w dole zakole do którego podchodziłam na dole- zaciekawiona szumem.
Tu wyjaśnia się czemu z dołu nie widać samej siklawy. 
Koryto potoku zawija pod kątem prostym i chowa się w lesie. Efektowna, stopniowana kaskada okryła się tajemnicą i nie chce ukazać się ciekawskim oczom. Podejście wyżej jest niemożliwe- ściany wąwozu zbyt strome, śliskie skały, rumowiska i powalone drzewa. 







To wyjątkowo dziki i wyjątkowo piękny zakątek. 
Nawet powrót na szlak i podążanie wzdłuż koryta potoku, pod górę- nie zaspokoi ciekawości. 


Wysokie drzewa skutecznie przesłaniają i jedynie niewielkie srebrzenie się wody pomiędzy płachtami gałęzi dociera do pnących się ku górze- wędrowców. Okrojona wersja widokowa pozwala jednak dostrzec, że
Niżnia Spaleńska Siklawa jest niesamowicie piękna i bardzo wysoka.

Niektórzy mówią o trzech siklawach na Spadowym Potoku. 
O Niżnej- najmniejszej, w miejscu, w którym stoimy, Pośredniej- czyli tej ukrytej w ledwo widocznym zakolu i Wyżniej- tj. tej do której dopiero dojdziemy, a która pozwala podejść do siebie najbliżej.
Wszelkie przewodniki i mapy podają jednak liczbę dwóch wodospadów- dolne i pośrednie kaskady łącząc w jedno, jako rozciągnięty, wybitny Nižný Roháčsky vodopád.



Mając za plecami Zabraty, ciągniemy wyżej. 
Kolejne krótkie zakosy, wielkie głazy pod stopami. 



Ok. 200 m. przed nami, aby zdobyć próg Spalonej Doliny i stanąć przy tablicy kierującej ku Wyżniej Spaleńskiej Siklawie ( Vyšný Roháčsky vodopád ).
Ścieżynka w lewo, drewniany mostek, lekko w dół. Po ok. 100 m. stajemy przy wodospadzie.

 

Sporo chętnych do zrobienia sobie zdjęcia na tle szumiącej siklawy.
Potężne, ciemne głazy dookoła. Mgiełka wody wisi w powietrzu, ochładza, sprawia, że kamienie są śliskie i trzeba uważać.




Znad wodospadu widać w oddali wyłaniający się czubek Osobitej.
Wracamy na rozstaje. Ścieżka pośród paproci nadal wznosi się ku górze. 




Jeszcze ok. 0.5 km. do pokonania Spalonych Spadów.
Wychodzimy z lasu i stajemy na rozległym, kamienistym tarasie.
Rozstaje szlaków (Rázcestie pod Predným zeleným).
Drewniane stoły, ławy, szlakowskaz typowy dla terenów słowackich- z czerwonym daszkiem.




Uderza w nas zieleń najbliższego nam pagóru- Przednie Zielone.
Tam trzeba się będzie wdrapać, chcąc dotrzeć do stawów. 
Nitka szlaku prowadzi pomiędzy Przednim Zielonym, a Zielonym Wierchem Rohackim. 






Wokół nas kosodrzewiny, łany borówek i malin.
Dobitniej ukazuje się Osobita.
Przed nami dostojne ściany grani głównej - Orla Perć Tatr Zachodnich, od Trzech Kop, aż po Banikowską Przełęcz. 



Piękne miejsce na odpoczynek i posilenie się. 
Jeszcze gdyby wszyscy potrafili uszanować potrzeby reszty turystów... choćby do ciszy i spokoju. 
Niestety nazbyt głośna rozmowa i dzikie śmiechy często spotykanych w tych okolicach- sąsiadów z zachodu, 
skutecznie zmuszają do skrócenia odpoczynku.
Jak wszędzie- jedyne wyjście, to wstać jak najwcześniej, minimalizując w ten sposób możliwość spotkania tłumów.
Szlak żółty odchodzi na Przełęcz pod Banówką.
A nasz- niebieski wkracza, jak na razie spokojnie, pomiędzy zielone smreki.



Dawnymi czasy, w tym miejscu stały liczne szałasy pasterskie.
Ścieżka wyprowadza ponad obwarowany głazami, prześliczny, maleńki stawek.
Tafla wody jest pośrodku szmaragdowa, a brzegi złotobrązowe.
W wodzie bytują bowiem zielenice, dające kolor głębszym warstwom. 


 


Połyskliwy brąz brzegów to zasługa przybrzeżnych głazów.
Wokół nieprzebyte morze kosodrzewiny.
Chyba wielu doceniło urodę tego oczka, bo zostało obdarzone licznymi nazwami. Najczęściej używana nazwa, to po prostu- Zielony Stawek. Ale również: Zielony Stawek Zuberski, Żabi Stawek, Studnica- ze względu na wyjątkowo zimną wodę, Stawek pod Zielonym.
Ten niepozorny stawek jest miejscem, gdzie rodzi się Spaleński Potok dający siłę Rohackim Wodospadom.
Super miejsce na odpoczynek. 
Wznosimy się wąską ścieżką, obrzeżoną wysoką ścianą kosodrzewiny.



Wkrótce pojawiają się gruzowiska, kępy traw i brązowiejące polany jagód. Przysiadłe na zboczu, wyrosłe z zielonego pagóra Przedniego Zielonego- niczym wielkanocne- opasłe baby skalne. 
Nachylają się swym ogromem ponad szlakiem. W cieniu ich sylwetek, przyjemnie przysiąść choć na chwilę.
Niebieszczeją kwiaty goryczki, w błotnistej, ciemnej ziemi, płożą się widłaki.




W tych okolicach doskonale miewa się wierzba alpejska. Zwichrowane gałązki tej rośliny, o drobniutkich listkach, oplatają kamienie, niczym w najpiękniejszym skalnym ogrodzie.
Szeroki jęzor gruzowiska rozciąga się na sporym terenie, spływa ku dolinie. 



Musimy włożyć trochę wysiłku w zdobycie kolejnego piętra.
Liczne trawersy zbocza Przedniego Zielonego, wyprowadzą nas po ok. 30-40 min. na taras łączący Przednie Zielone ze stopami Zielonego Wierchu Rohackiego.
Po drodze miniemy jeszcze jedno rozwidlenie (Rázcestie pod Troma kopami )


Trzy Kopy nad naszymi głowami, a w rzeczywistości cztery.
Ale te trzy kłonią się do siebie tak bardzo, że zostały objęte wspólną nazwą. 
Choć każda z nich ma oprócz wspólnej, także swoją własną. 
Przednia Kopa (Prvá kopa)- najwyższa z trzech, zwana: Skrajną Kopą, Wielką Kopą lub Zieloną Kopą- graniczy ze Smutną Przełęczą. Od niej odchodzi rozłożyste, zielone ramię Wierchu Rohackiego.
Kolejna to- Drobna Kopa (Druhá kopa ). I ostatnia- Szeroka Kopa (Tretia kopa).
Tuż za nimi przysiadła jeszcze jedna Kopa- nieliczona do trójrogiego masywu. Wyższa od pozostałych- Hruba Kopa.
Ci co nie skorzystali na ostatnim rozstaju dróg, aby wybrać szlak na Banikovską Przełęcz, mogą jeszcze raz zmienić zdanie. 
Tu bowiem odbija szlak zielony biegnący od Tatliakowej Chaty- właśnie ku Przełęczy pod Banówką.



Jego przebieg jest doskonale widoczny. Cel- czyli wspomniana przełęcz- również.
Za Przełęczą Banikovską, grań zawija i okala dolinę w której jesteśmy, garbem Pacholi, dalej Spalonej Kopy, aby grzbietami Salatynów spłynąć ku zadumanej Orawie.







Jesteśmy już wysoko na zielonym progu. 
Za naszymi plecami, tam w dole- doskonale widoczne Rozdroże pod Przednim Zielonym, a pomiędzy kosówką, niczym drogocenny klejnocik, połyskuje Zielony Stawek. 


Białe obłoki ścielą cienie ku dolinom. Słońce mocno grzeje. Widoczność aż do Babiej Góry i Gorców.
Nie można się nie zachwycać, nie da się iść obojętnie. 
,,Tracę'' więc mnóstwo czasu na kolejne fotki. ;)





Każde kilka kroków do przodu przynosi coraz to piękniejsze perspektywy.
Przyglądam się bliższemu ramieniu Zielonego Wierchu Rohackiego.
Tuż przed nim kolejny szlakowskaz z czerwonym daszkiem, na którym główny napis brzmi: Roháčske plesá. 
Poniżej tabliczki kierunkowe, przypominające o znanych nam już szlakach.




Czekają na nas tatrzańskie lustra. I góry jak widać lubią się poprzeglądać czasami...
Namierzamy bez problemów dawny szlak, który pozwalał skrócić sobie drogę, podążającym do, lub od Smutnej Przełęczy. 
Zamknięty nie tak dawno, jeśli porównywać z wieloma innymi, bo w 1989 roku.



Dlatego jego przebieg jest nadal doskonale widoczny.  
Zamknięty ze względu na zły stan techniczny i tak usypistej drogi. 
Chwali się, że zauważyli zrujnowanie szlaku; szkoda tylko, że nikomu nie przyszło do głowy, iż można by tak odnowić, a nie zamykać...
Chociaż pewnie przyszło, tylko funduszy było szkoda. 
Trawersy  dość spokojnego, zachodniego zbocza wyprowadzały poniżej wierzchołka głównego. 
Zbocze, od wschodu pokryte jest piargiem, aż pod samą grań.
Wydostawszy się na ową grań, szlak prowadził grzbietem, aż do szczytu Wierchu Rohackiego, a stąd jeszcze chwilę ku Skrajnej Kopie, aby z okolic przełęczy, łączącej obydwa szczyty, zejść dość stromym, piarżystym żlebem w dół i dołączyć do niebieskiego szlaku wiodącego na Smutną Przełęcz, tuż przed jego ostatnim, ostrym zakosem.
Tymczasem nasz szlak odbija zdecydowanie w lewo (szlak na Wierch Rohacki biegł na wprost...) i owija się wokół wierchowego ramienia, aby po chwili wyprowadzić nas nad lustro Wyżniego Stawu Rohackiego, zwanego też Zadnim ( Štvrté Roháčske pleso, Horné Roháčske pleso ).



Staw kryje się w kosówkowej niecce. Można powiedzieć, że stoimy na brzegu wielkiej, zielono- kamienistej misy. Przywarł tak blisko ścian Zielonego Wierchu, że brzegi ścielą spore głazy i gruzowiska oderwane od stromych, z tej strony- zboczy.


Ponad taflą granatowej wody, doskonale widoczny masyw naszego poczciwego Wołowca.
Mnóstwo miejsca do posiedzenia, okoliczności- marzenie, toteż sporo odpoczywających turystów dookoła. I tu kończy się szlak niebieski- biegnący od Adamculi.

 





Wg. planów dzisiejszego dnia, koniec wdrapywania się pod górę. Od tej pory będziemy już tylko schodzić. 
Szlak omija staw od zachodu i minąwszy sporą plamę kosodrzewiny, lekko obniża się na pośredni taras Przedniego Zielonego . Istnieje co prawda ścieżka dookoła jeziora- skrót, który dołącza do szlaku zielonego sporo poniżej górnego tarasu. 
Niestety wybierając ten wariant- ominiemy stawki drugiego piętra. 




Już mrugają ku nam oczy Pośrednich Stawów Rohackich 
( Pośredni Rohacki Staw- czyli Tretie Roháčske pleso, 
oraz Mały Rohacki Staw- Druhé Roháčske pleso ).
Łączy je strumyk wypływający z tego pierwszego- większego Pośredniego Stawu.




W oddali doskonale widoczne zakosy szlaku na Zabrat. 
A ponad Zabratową Przełęczą- przyczajone pagórki Grzesia i Bobrowca.
Podobno woda z Zadniego Stawu spływa ku Dolince Spalonej. Jednak chyba po części zasila również stawki Pośrednie. Na zboczu, którym schodzimy, pomiędzy kępami gęstej trawy, widać bowiem błotniste strugi i tworzące się maleńkie oczka- kałuże.




Tretie Roháčske pleso, z miejsca w którym stoimy, przypomina prawdziwe lustro. 
Tafla jest wręcz srebrna. Odbija niebo i przepływające chmurki, niczym najczystszy kryształ.



Ponad stawami zielona linia pośredniego tarasu, na tle złotozielonej grani Wołowca.
Tyle wszelkich odcieni zielonego, co w tej dolinie, nie spotkamy nigdzie indziej.
Wiadomo, najlepiej gdy jest słonecznie i ciepło- aby w pełni cieszyć się widokami.
Obniżamy się do pierwszego ze stawów. Zza wschodniego ramienia Zielonego Wierchu, wychylił się ku nam Rohacz Ostry. Poważne, najeżone granity tej góry obrywają się ku Dolinie Smutnej niedostępnymi zerwami. 




Jak na razie Rohacz Płaczliwy skrywa się jeszcze za bliższym nam wzniesieniem.
Większość informacji o rohackich braciach, wspomina jedynie o tych dwóch. 






Podczas gdy wczytując się głębiej w topograficzne ciekawostki, dowiemy się, że należałoby wspominać o trzecim- chyba najbardziej niebezpiecznym rohackim ,,wyskoku''. 
Rohacz Siuty- który nie został wyodrębniony jako osobny szczyt, bo w rzeczywistości wrasta w masyw Rohacza Ostrego; jest jego północno- wschodnim wierzchołkiem i pierwszym od strony Wołowca.
Nazwa ,,siuty'' pochodzi z terenów orawskich i oznacza ,,tępy''.
Zapewne dla odróżnienia od Ostrego Brata. 



Nazwa trochę zwodnicza, bo mimo swej ,,tępoty''- 
Rohacz Siuty jest na tyle eksponowanym i niebezpiecznym miejscem, że szlak czerwony omija sam wierzchołek - trawersem od lewej strony i wyprowadza na Rohacką Szczerbinę (wcięcie w grani między dwoma wierzchołkami). 
,,Tępy'' wierzchołek jest niższy od ostrego o zaledwie 3 metry. Tworzą go skrzesane, wielkie bloki skalne, o gładkiej, lekko spękanej powierzchni, przewieszone w kierunku Doliny Rohackiej. Trudności grani Rohacza Siutego wycenia się na ,,dwójkowe''.
Aby nie być ominiętym obojętnie, Rohacz Siuty wysuwa ku nadchodzącym turystom ramię. 
Ostrotrójkątne, osławione ramię Rohackiego Konia. Miejsce, o którym mówi się, że sprawdza odporność wędrowca na ekspozycję. W każdym bądź razie, zanim się tam pójdzie, przydałoby się sprawdzić swoją odporność w kilku innych, przepaścistych miejscach.
.......



Gdy staniemy już nad brzegiem stawu, do przyglądających się nam szczytów, dołączy Rohacz Płaczliwy.
Cienie chmur okrywają zbocza Wołowca, a przeświecające pomiędzy nimi, powoli zachodzące słońce, rzuca wesołe, złociste plamy na ciemniejącą zieleń.
Jest zasadą, że góry są najpiękniejsze o poranku i wieczorami.
Poranek, gdy z dolin wstają mgły, a górskie granie błękitnieją i nakładają się na siebie warstwami mniej lub bardziej nasyconych barw.
Wieczór- gdy zachodzące słońce budzi długie, urokliwe cienie, zmienia kolory i wypełnia spokojem...
Zarówno bycie o jednej, jak i drugiej porze dnia wysoko w górach, sprawia trochę problemów.
Główny to taki, że albo będziemy wchodzić, albo schodzić po zmroku.
Chętni oglądania niepowtarzalnych spektakli pośród górskich szczytów, muszą liczyć się z tym faktem i być dobrze do niego przygotowani.




W pobliżu jeziorka drewniane ławeczki. Tu zdecydowanie mniej turystów, bardziej kameralnie.
Tafla dość ciemna, okolona wysokimi trawami.
Stawy Rohackie i ich otoczenie, to skarbnica różnorakich gatunków roślin i dom wielu zwierząt.
Potoczek wypływający z większego stawu, tworzy błotniste bagienka na drodze swego przepływu i wpada do mniejszego oczka.
W głębi stawków- zielone włosy podwodnych roślin.




W taflach odbijają się jak w lustrach, stróżujące im szczyty i płynące ponad tym wszystkim- bielejące chmurki.
Strumień spływa z mniejszego stawku, ku kolejnemu, najniższemu tarasowi Przedniego Zielonego i niknie w widocznym już Niżnym Stawie Rohackim, zwanym też Wielkim ( Veľké Roháčske pleso, Prvé Roháčske pleso, Dolné Roháčske pleso ).
Ścieżka ku niemu wiodąca, spada z obwarowanego kosodrzewiną pośredniego tarasu i kluczy pośród jej plamami, urozmaicanymi gdzieniegdzie wierzbiną i jarząbami. Wysokie łany kwiatów, paproci, jagodowych krzewin, już przekwitłej ciemiężycy ( ...wszak to już sierpień i dni krótsze...); i sporo motyli.








Ten ostatni z Rohackich Stawów, uderza feerią barw: szafirów, zieleni, brązów; a wszystko to wraz z cieniami ciemnych granitów, szarością piargów, bielą chmur i połyskami humorów nieba, przykuwa turystę na dość długo do tego miejsca.
To jezioro bywa nazywane Orawskim Morskim Okiem- a to mówi chyba samo za siebie.
Rohacze i Wołowiec ze swym ogromem są tak blisko...







I tu ławeczki, wielkie głazy na których również można przysiąść i pływające po przejrzystej tafli- towarzyskie kaczki krzyżówki.
W pobliżu drewniana chatka THS, kryta blachą.
Ma już swoje lata- postawiono ją ok. 1962 roku.



Niestety zamknięta na cztery spusty, nawet okna zawarte drewnianymi okiennicami, dodatkowo są okratowane. 
Szkoda, bo byłby to wspaniały schron dla podróżników. 
A z drugiej strony, gdyby była otwarta, pewnie wandale nie pozwoliliby jej zbyt długo przetrwać.
Dziś liczyć na to, że każdy będzie umiał się zachować, to daleko posunięta naiwność.




Strumień z najpiękniejszego i ostatniego z Rohackich Stawów, przecina ścieżkę i ,,błocąc'' lekko zbocze Rohackiego Wierchu, wpada pomiędzy kosówki, by torując sobie drogę pośród bujnej zieleni, zasilić ostatecznie, szumiący dnem doliny- Rohacki Potok.
Co ciekawe, na zboczu spływającym w dół, na niewielkim wypłaszczeniu, poza szlakiem, istniał kiedyś jeszcze jeden niewielki stawek. Malutkie oczko wodne pozostawiło po sobie jedynie wyschniętą nieckę, wysłaną poszarzałymi kamieniami. 
Już niedługo i ten ostatni ślad po jeziorku zniknie, bo zieleń skutecznie opanowuje przejęty teren.





Nitka szlaku zbiega po łagodnym, pochyłym zboczu Rohackiego Wierchu, ku Dolinie Smutnej.
Co jakiś czas przy drodze pojawiają się spore głazy, a w końcu stajemy na wielkim gruzowisku, które rozciąga się od stóp Rohaczy, aż do naszego szlaku. Stożki piargowe naprawdę imponujące!







Skrzyżowanie szlaków ( Rázcestie Smutná dolina )- skąd pod kątem ostrym, w prawo odbija szlak niebieski, który kamiennym pustkowiem górnego piętra Doliny Smutnej, prowadzi ku Smutnej Przełęczy.
To kamienne pustkowie zadecydowało o nazwie nadanej dolince. Wyścielone skalnymi złomami, często kryjące się w cieniach wysokiej grani, jest domostwem świstaczych rodzin.
Nad rozdrożem widoczna Jamnicka Przełęcz- obniżenie pomiędzy Wołowcem, a Rohaczem Ostrym.


Dziś z Jamnickiej Przełęczy można zejść znakowanym szlakiem, jedynie na stronę krainy liptowskiej- do Doliny Jamnickiej. 
Tamto zbocze jest łagodne i bezpieczne.
Szlak zejściowy do Doliny Rohackiej został zamknięty dawno temu- z powodu o wiele znaczniejszego nastromienia terenu i piarżystego zbocza. Upór w gapieniu się przez lornetkę na wołowcowe stoki pod przełęczą, zostaje nagrodzony. 
Choć fragmentarycznie, ale dostrzegamy odcinki dawnego szlaku.
Jak bardzo by się przydał ! Łączyłby naszą doskonale znaną, choć upierdliwie długą- Chochołowską, 
z tym pięknym, bogatym zakątkiem- Rohacką Doliną. 
Tym bardziej, że dotarcie tu od strony słowackiej, wcale nie jest łatwe- szczególnie dla niezmotoryzowanych. 
Ci co dojadą sobie samochodem, są z kolei skazani na powrót w to samo miejsce, z którego ruszyli. 
A gdyby odnowiono i wzmocniono ,,zakurzony'' wiekowy szlak, można by dostać się na orawskie ziemie komunikacją sąsiadów (...choć też nie jest zbyt dogodna...); 
a idąc poprzez przełęcz wylądować ,,u siebie''. 
To samo dotyczy przejścia w drugą stronę. Słowakom też by to wiele ułatwiło.
Cóż- skoro nikt nie garnie się do ułatwiania życia turystom...





Dolna część Doliny Smutnej wcale nie jest smutna- jest zielona, przepiękna i widokowa.
W oddali, w mgiełce znowu widać Babią Górę.
Ścieżka spływa wzdłuż zbocza Wołowca, Rakonia i Zabratów, ponad zasłanym złomami, porosłym kosówką- dnem doliny.
Poczynając od górnego progu Dolinki Smutnej, pojawiają się wysokie drzewa. 
Głównie jarząbki, a niżej dołączają świerczki.
Olbrzymie głazy oplecione wiernie kosodrzewiną.



Mijamy obudowane drewnianą budką- źródełko. 
Dobiega nas warkot silnika helikoptera. Wkrótce pojawia się on na granią Wołowca. Kilkakrotnie znika za okolicznymi szczytami, by za chwilę znów powrócić. Można się domyślić, że coś się stało. Pojawienie się śmigłowca budzi niepokój.



Po powrocie dowiadujemy się, że niestety... niepokój był słuszny. Tego dnia Tatry przytuliły na zawsze kolejne ludzkie istnienie... Właśnie w tych okolicach. :(

Do odpoczynku przy Tatliakowej Chacie mamy ok. 20-30 minut.
Budyneczek wraz z ciemnym owalem stawu przed nim, jest doskonale widoczny z naszej ścieżynki, już od dłuższego czasu.





Widać, że długa susza miała znaczący wpływ na zasięg stawku.
Z Czarną Młaką- bo tak w naszym języku nazwano Ťatliakove Jazero; było w przeszłości sporo problemów.
I tak płytki zbiornik, zaczął tracić wodę- częściowo wysychając, a częściowo poprzez podziemne połączenie z Rohackim Potokiem.



Obłożenie brzegów brunatnego stawku kamieniami, na niewiele się zdało. Dopiero pomysł mieszkańców Zuberca, by uratować jeziorko, poprzez wypełnienie jego dna gliną i iłem, przyniosło zadowalające rezultaty. I to bez wcześniejszych ekspertyz naukowych. Może dlatego właśnie się udało! :D
Nadal możemy się cieszyć jego obecnością, choć w suche lato w dość okrojonej wersji.
A nasza wycieczka przypadła właśnie na okres suszy. 




Toteż brzegi Czarnej Młaki są sporo szersze niż zwykle, a kamienie zwykle zatopione pod wodą, suszą swe zadki nad jej powierzchnią.
Miejsce jest bardzo urokliwe, a kolor wody kieruje wspomnienia ku Stawu Smreczyńskiemu...
Choć ten drugi niewątpliwie głębszy, to jednak mają coś wspólnego- w barwie, w tym leśnym otoczeniu.
I jeszcze te zielone zbocza dookoła...niczym tamte nad Doliną Pyszną... i szare, surowe granity Rohaczy wcale niezbyt daleko...

Schodzimy z górskiej, kamienistej ścieżki. 
Tu dochodzi już asfaltowa szosa. Ta sama, którą zaczynaliśmy dzień w Rohackiej Dolinie. 
Wyraźna, zielona tablica z napisem ,, Smutná dolina''  u wejścia na szlak.


Szlak niebieski, który nam towarzyszył od ostatniego rozdroża- kończy się. Szlak zielony za to ciągnie pod górę- na zbocze Zabratu. To on tworzy zakosy, które podziwialiśmy z oddali- znad Wyżniego Rohackiego Stawu. 
Nas wita powtórnie, szlak czerwony, który nas poprowadzi ku Polanie Adamcula i w kierunku Zverovki.
Skręcamy ku Czarnej Młace. 




Przed stawkiem, przyjazne, niewielkie schronisko. Prezentuje się rewelacyjnie. Otwarte co prawda tylko w sezonie, oferuje przepyszną kuchnię. 


Z tego co wiemy w planach było wygospodarowanie miejsca na noclegi, których Rohacki Bufet na razie nie oferował.
Może już wkrótce?
Dla turystów, którzy nie wyrobili się w planach dnia i zastała ich noc na szlaku, lub dopadło zmęczenie przekreślające dalszą wędrówkę- Tatliakowa Chata zawsze deklarowała dach nad głową i gościnnie otwierała podwoje.


W mrokach historii odpłynęły drewniane koleby, budowane tu na potrzeby pasterzy.
Nad potokiem stanęło pierwsze schronisko (1883 rok), ciepło wspominane przez polskiego kompozytora- Mieczysława Karłowicza .
Zbudowane, jak już wspominałam, dzięki staraniom Alexiusa Demiana- malarza, leśnika i poety, którego słowa wyryto na mijanym przez nas rano- kamiennym obelisku.
Dawne schronisko to była jedna, niewielka izba noclegowa. 
Toteż po 30 latach postarano się o dobudowanie kolejnej izby, a tym samym zwiększenie liczby miejsc noclegowych. 
Tym razem postarał się o to nie kto inny- jak Ján Ťatliak. 
Schronisko zostało nazwane jego imieniem.
Niestety lata wojny stały się początkiem pasma katastrof dla schroniska. Za ukrywanie Żydów, podczas II wojny światowej, schronisko zostało spalone przez Niemców.
Odbudowane po wojnie i to w udoskonalonej wersji- bo na ok. 100 miejsc noclegowych, spłonęło bezpowrotnie w 1963 roku.
 Tak było:



Przedwojenne...

- i odbudowane po wojnie...

Źródło zdjęć- http://www.mistopis.eu/evropa/slovensko/tatry/rohacska_dolina.htm
   
A więc nazwa ,,Tatliakowa Chata'' choć przyjęła się i każdy doskonale wie, gdy powiemy, że do niej zmierzamy, nie jest do końca prawdziwa. Dlatego na tabliczkach kierunkowych znajdziemy przymiotnik ,,byvala'' (była, dawna).
Ale być może wkrótce się to zmieni, a z kierunkowskazów zniknie słówko ,,byvala''? ;)
I tylko jakaś tablica informacyjna, lub kącik historyczny, być może wygospodarowany kiedyś w Rohackim Bufecie będzie przypominał o ,, byvalej chacie'', bo na miejscu dawnej, stanie całkiem nowa ?

Odbudowy spalonego schroniska na długo zaniechano, z powodu braku funduszy. 
Jedyny ocalały budynek dawnej narciarni, przeznaczono na bufet turystyczny. 
Ale z tego co można zaobserwować, wszystko zdaje się być na dobrej drodze do przywrócenia dawnej świetności.
Do kamiennego małego domku dobudowano i ,, przyklejono'' z południowego szczytu kolejny budynek.
Co prawda z pustaka, jednak najważniejsze, że starania przynoszą efekty. 
Wszak chodzi o odbudowę domu turystycznego, a nie stworzenie kolejnego hotelu- jedynie dla wybrańców.
Do niedawna surowe, pustakowe ściany nowego domku,  dziś są obłożone drewnem. 
Obydwie konstrukcje przykrył nowy dach.



Cały domek prezentuje się ciepło i przyjaźnie. 
Widoki wokół cudowne; można tylko zazdrościć pracownikom chaty przebywania tu na co dzień.
Przed wejściem drewniane stoły i ławy- nad nimi zielone parasole, osłaniające przed zbyt ostrym słońcem i ewentualnym deszczem.
W pobliżu głaz, a na nim mosiężna tablica upamiętniająca Jána Ťatliaka.

Uzupełniam wpis-
Od jakiegoś czasu można już nocować w Tatliakowej Chatce.
Informacje o kosztach i rezerwacji, dostępne w internecie.
* * *
Skusiliśmy się na Tatliakową kuchnię.
Jedzenie przy takich widokach dookoła- sama przyjemność.

Wybór padł na Vyprážaný syr i hranolky ( Prażony ser z frytkami). Nie wypada inaczej- to danie to wizytówka słowackich restauracji i jest wyjątkowe.




Oprócz tego- Strapačky s bryndzou a kapustou (...czyli nasze poczciwe kluski kładzione- ziemniaczane z serem białym i kapustą kiszoną). Ja uwielbiam! ;)
No i z czystej ciekawości - Langoš (langosz); ziemniaczano- drożdżowy placek, smażony na głębokim tłuszczu, podawany z sosem i tartym żółtym serem.
Wszystko było przepyszne i warte skuszenia się.
I tam właśnie polubiłam Kofolę. :D Której, żeby było śmieszniej, nie cierpiałam do tej pory.
Kupiona po raz pierwszy w słowackim sklepie, zupełnie nie przypadła do gustu. Dziwiłam się, co też ludzie widzą w tym napoju... Dziś już wiem.
W Bufecie Rohackim, dostaliśmy Kofolę doskonale schłodzoną i to była chyba cała tajemnica.
Napój okazał się przepyszny, orzeźwiający, idealny na wieczorną posiadówkę u stóp zielonych szczytów.
Posiadówkę, której żal było zakończyć. 
Wgapianie się w tatrzańskie mury, z nadzieją zamknięcia tego widoku na zawsze w pamięci, z nadzieją, że czas przestanie płynąć i że jeszcze kiedyś tu wrócimy...



   



Czas ruszać. Już po pół godzinie jesteśmy na Adamculi, gdzie rano wybraliśmy szlak żółto- niebieski.




Białe do tej pory, rozciągnięte obłoczki szarzeją i jarzą się na przemian- podświetlane ostatnimi promieniami zachodzącego słońca. Grań gór po stronie zachodniej staje się prawie czarna, podczas gdy na przeciwległą, wciąż jeszcze pada złote światło.





Dopiero teraz z odległości, zaciekawia mnie smukła turnica w odległej grani Zachodniej Orlej.

To Igła w Banówce ( Baníkovská ihlá ). 
Dziki wyskok grani, zgodnie z nazwą znajduje się blisko Banówki. Konkretnie po jej wschodniej stronie, tuż za Przełęczą nad Zawratami.



Perć turystyczna omija ów wyskok od południa,  rzecz jasna z powodu znacznych trudności, jakie iglica oferuje. 
Kolejne pół godzinki i jesteśmy prawie na miejscu.
Jeszcze tylko zejście zielonym łącznikiem przez las, do poziomu parkingu pod Spaloną.
Podjedziemy jeszcze pod Zverovkę.
Chcemy obejrzeć schronisko.



Z polany wspaniałe, choć już wieczorne widoki . 
Rozpoznawalne kształty Rohacza Płaczliwego, trzech Kop i Salatynów.
Ponad nimi srebrzy się tarcza księżyca.
Schronisko i reszta tutejszych obiektów należą do walnej Doliny Zuberskiej ( Studená dolina ).
Dawniej zwana Doliną Studzienicy, lub Doliną Studziennej Wody.
Oprócz miejsc w schronisku, możliwość zakwaterowania w jednym z domków letniskowych.
Jest tam również leśniczówka i kwatera THS (dyżurka ratowników i możliwość wynajęcia przewodnika).

Historia schroniska w tych okolicach, sięga początku XX wieku, kiedy to znajdujący się u wylotu Doliny Łatanej (prawa odnoga Doliny Zuberskiej) istniał niewielki domek przeznaczony dla robotników leśnych.
Zaadaptowany na potrzeby turystyczne budynek spłonął już w 1912 roku.
Nie kto inny, jak Ján Ťatliak, był inicjatorem budowy nowego schroniska. 
Nazwano je Maťašákovą útulňą, na cześć Jána Maťašáka- tego, który jako pierwszy zadbał o przystosowanie chaty robotników do potrzeb turystów.
Nowe schronisko, w którym stacjonował oddział partyzantów, spalili Niemcy w 1944 roku.
Rok później wybudowano prowizoryczny schron, a trzy lata później schronisko z prawdziwego zdarzenia; od tamtej pory wielokrotnie rozbudowywane.
Kilka zdjęć historycznych (jak się zmieniało schronisko na przestrzeni lat- zgodnie z powyższym opisem): 

-początki w Dolinie Łatanej

Maťašákova útulňa

Maťašákova útulňa
 
Po rozbudowie- 1946 r.

Jedno z pierwszych kolorowych zdjęć schroniska z dobudowanymi nowymi partiami.

Lata 70-80-te.

Więcej zdjęć historycznych-http://www.chatazverovka.sk/en/history 

A dziś jest tak:



Przy Zverovce skrzyżowanie szlaków:
- niebieski- w kierunku Brestovej;
- zielony- obok uroczego, leśnego stawku pod Zverovką, na Przełęcz pod Osobitą;
- żółty- biegnący Doliną Łataną na Zabrat;
- i poznany właśnie przez nas - czerwony.


Na kwaterę wracamy już po ciemku. 
Nawet nie zmęczeni, za to zadowoleni;
z aparatem, który mało nie pęknie w szwach, z powodu ilości zdjęć. :D