niedziela, 15 maja 2016

Dolina Siedmiu Stawów

Dziś nazwa ta już nie funkcjonuje. 
Dawna Dolina 7 Stawów, to dzisiejsza Gąsienicowa. 
Jeden z najlepiej znanych szlaków.
Idziemy do części doliny, zwanej Czarną, miejsca uwielbianego przez wielu turystów.
Przy okazji zajrzymy nad Czarny Staw.................................................................................................... Do Kuźnic trzeba się dostać pieszo. 
Albo busikiem z dworca PKS.
Busik ma przystanek również w okolicach ronda Jana Pawła II.
 Nigdy nie korzystaliśmy, ale słyszałam, że często są przepełnione już z dworca i nie zawsze zatrzymują się na rondzie. A i jeżdżą niekoniecznie o wyznaczonej godzinie. Rozkład jazdy swoje, a kierowcy swoje ;)
To okropne, że Zakopane - tak duże miasto, pełne turystów o każdej porze roku, nie ma własnej komunikacji miejskiej.
Aby dotrzeć do Kuźnic, można też zasilić kieszeń fiakra. Chętnych do podwiezienia, za odpowiednią opłatą - tutaj też sporo.
 Kuźnice- dawniej tętniące życiem; ośrodek przemysłu hutniczego. Tam stał dwór zakopiańskiego dziedzica i domki robotników znajdujących zatrudnienie przy przerobie rudy żelaza.
Ocalałe od owych czasów, ważniejsze budynki- odnowił i przejął we władanie- TPN.
 Niestety, nie ocalał dwór dziedzica. Pozostał z niego jedynie kamienny fundament, wraz ze schodami i fontanną. To tam, gdzie znajduje się wystawa fotografii, przedstawiających dawne dzieje.
 Kuta balustrada wokół fontanny, jest wykonana z surówki wytopionej z żelaza wydobywanego w Tatrach.


 Do centrum Kuźnic nie ma prawa dojechać nikt, poza tymi, którzy zarabiają na turystach.
 Czyli- zarząd Parku, busiki, fiakrzy i taryfy.
 Z Kuźnic bierze początek wiele interesujących szlaków. Chcąc ruszyć na którykolwiek z nich, musimy pogodzić się z 40 min. wstępem. A upierdliwy, dwukilometrowy odcinek Rondo- Kuźnice, męczy na starcie i zniechęca.
 Dociągnąwszy się do granicy parku, wybieramy niebieski szlak przez Boczań.




Zebrawszy informacje na temat wygody szlaków biegnących w kierunku Gąsienicowej, nie wyobrażam sobie jakoś wybrania szlaku Doliną Jaworzynki. Wiem, że jest wielu jego zwolenników.
 Ja jednak przywykłam jakoś do tego, że Jaworzynką wracam. Wchodzę Boczaniem, choć nie jest ani krócej, ani specjalnie łatwiej. Za to na pewno są lepsze widoki i szybciej jesteśmy na górze.
 Nigdy nie zapomnę morza mgieł topiącego Zakopane, gdy weszłam, wczesnym październikowym rankiem,na Skupniów Upłaz. To był ostatni dzień halnego... Opis kiedyś nastąpi- bo to było samotne wyjście w Tatry i zasługuje na odrębny post.



Weszłam wtedy na skałki, spojrzeć ku Jaworzynce...ale porywy wiatru skłoniły mnie do szybkiego powrotu ;)



Za to po drugiej stronie, puchy, pierzyny, piany białych mgieł zatrzymywały całe grupy zachwyconych turystów. Miasteczka i wsie po prostu zniknęły...
Ale wracając do aktualnych warunków... ;)


Opłaciwszy myto, przekraczamy szumiący potok Bystra. 
Spore rozlewisko.
Szlak wprowadza w las i wznosi się zdecydowanie ku górze.
Nie ma płaskich, szerokich stopni, raczej podbijające stopy kamienie- różnistej wielkości.
Bokami- brunatna ziemia, przetykana plątaniną korzeni. Niewygodnie i męcząco.
Po opadach- błotnista ślizgawka.
Pierwsza prosta to połączone szlaki: niebieski, którym idziemy i zielony- na Nosalową Przełęcz.
Po ok. 400 m. szlaki się rozchodzą.
Nasz skręca w prawo i mocniej ciągnie pod górę.  500 m. do szczytu Boczania.
 Droga trochę łagodnieje, choć nadal widać lekkie nachylenie.
Kilka lekkich zakrętów, parę drewnianych podestów w poprzek drogi. Poniżej nas i ponad nami lesiste zbocze. Tuż przy drodze, pomiędzy długimi trawkami, lubią rosnąć grzyby ;)
 Przejaśnia się. Jesteśmy na Boczaniu.


Charakterystyczne ,, okienko'' widokowe pomiędzy gałęziami. Stąd pochodzą zdjęcia nietypowego oblicza Rycerza. Widzimy go bowiem od ,,stóp'', a więc od Długiego Giewontu.




Poniżej polana Kalatówki i budynek hotelu.
 Tu, na Boczaniu sporo osób robi sobie pierwszy postój.
Nie odpoczywamy, zbyt hałaśliwie. Ostry zakręt w lewo i mocno pod górę.


 Wkrótce piarżyste zbocze przechodzi w spokojną leśną ścieżkę. Idziemy ,,z powrotem'' ;) , tylko trochę wyżej.
Patrząc pomiędzy drzewami, widzimy w dole tych co idą za nami.
Nie nacieszymy się długo spokojną ścieżyną. Wkrótce pod stopami wyrastają ostre, nieregularne kamienie. Szlak- lata świetności ma chyba dawno za sobą...
Tym bardziej, że przewija się nim wielu turystów.
Wiele kamieni się buja, wiele jest porozwalanych.
Mozolne zdobywanie wysokości, można sobie osłodzić myślami, że ci co wybrali szlak Jaworzynką, mają najgorsze dopiero przed sobą ;) My już jesteśmy na znacznej wysokości.
Ciemne, leśne podłoże wyzłacają gromadki kurek. Oczywiście mam na myśli grzyby ;)
Niektóre dopiero wyrastają z ziemi, inne to już dorodne ,,kwoki''. Uwielbiam kurki i uwielbiam zbierać grzyby. U nas nigdy tylu nie napotkałam. Szkoda, że nie da się nazbierać.
Idę dalej, patrząc w drugą stronę, żeby nie żałować. ;)
Kolejne stopnie pod górę. Zakręt. Wokół ścieżki pojawiają się krzaczory.
Jak idzie się samemu, to taki trochę nieprzyjemny etap. Na szczęście mija szybko.
Chwilowo- las . Po lewej miejsce odpoczynku. Leżące pnie drzew, często zajęte przez przeżuwających śniadanie. ;)
Ostatnio w tym miejscu, złapała nas burza. Ulewa była niemiłosierna, a zasnute chmurami widoki i brak perspektyw na poprawę aury, skłoniły nas do odwrotu. Całości dopełniły, zbyt bliskie- grzmoty.
Ale dziś mamy piękną pogodę. Pniemy więc pod górę, pomiędzy ciemnozielonymi plamami smreków. Wkrótce świerki maleją, rzedną, by wreszcie ustąpić miejsca kosodrzewinie.

Rozległe łąki spływają zboczem ku Dolinie Olczyskiej.
Różnokolorowe ciapki kwiatów, a nad nimi różnorakie skrzydlate kwiaty... motyle.





Widoczne na niewielkiej dziś- wolnej od lasu, przestrzeni, dawne szałasy pasterskie.
Szkoda gadać... kolejna dawniej tętniąca życiem polana, wkrótce zatonie w otchłani lasu.
 I tylko nazwa pozostanie.


Ponad nią doskonale widoczny Nosal i całkowicie zalesione pagóry Kopieńców.
Jesteśmy na dziwacznym, długim skalistym grzbiecie, o równie dziwnej nazwie- Skupniów Upłaz.



Można podejść kawałeczek w górę, pomiędzy kosówkami.
Bowiem po prawej stronie upłazu, w dole, wije się Dolina Jaworzynki. 



Widać stąd jak na dłoni i Giewont i Kasprowy, i nawet Czerwone Wierchy. Najbliżej nas Jaworzyńskie Turnie.






Jeśli ktoś wie gdzie patrzeć, dostrzeże solidną kratę, broniącą wejścia do Jaskini Magurskiej.
Zbyt wielu chętnych szukało wrażeń w tej jaskini i ryło w namulisku, w poszukiwaniu świadectw historii i ewolucji. 
Tym bardziej, że wejście do pierwszych izb jaskini, nie przedstawiało żadnych trudności.




Korytarze odbiegające od sali początkowej, przewiercają skały Jaworzyńskich Turni, praktycznie na całej długości.
Podobno niegdyś z jaskini wypływał strumień i stąd zapewne na dnie ta spora warstwa namuliska. Jaworzyńskie Turnie, to również niemi świadkowie czasów górnictwa tatrzańskiego.
Wydobywano tu znaczne ilości rudy żelaza. Transport urobku łagodnym dnem doliny, nie sprawiał większych trudności.
Bliskość wielkiego pieca hutniczego, który nawet w najciemniejsze noce, roztaczał ciepłą łunę nad ludzką osadą, była dodatkowym powodem do poszukiwań hematytu w tych rejonach.
Pod dzikim murem turni, zapomniane ścieżyny Turniowej i Siodłowej Drogi. Jeszcze częściowo widoczne. Najlepiej można to ocenić schodząc spod Małej Królowej Kopy, tuż na charakterystycznym zakręcie- nad którym króluje Kopa Magury.
Kolorowe chorągiewki zakazujące wstępu, są doskonałą wskazówką, gdzie patrzeć. ;)
Perć Turniowej Drogi poprowadziłaby tuż pod Magurską Jaskinię, a spod niej ku przełęczy Jaworzyńskiej, Przełęczy Mechy i Kopie Magury. Cały teren od Małej Królowej Kopy, aż pod Kasprowy Wierch- to dziś wielka ciemna plama na mapie. Dosłownie i w przenośni.
W przenośni- bo brak tam jakiegokolwiek szlaku, nawet malutkiego łącznika, który by się zdecydowanie przydał. I dosłownie- bo ciemnozielone połaci kosówki, utrudniałyby zdecydowanie, poruszanie się w tamtych rejonach.
Z widocznej po lewej- Doliny Olczyskiej, również dawno zapomniane- łatwe dojście ku Wielkiej Królowej Równi. Choć nadal funkcjonuje tam trasa narciarska i jakoś nie szkodzi przyrodzie. ;)
Skupniów Upłaz, którym podążamy, przypomina szlaki wokół Giewontu i Małej Łąki.
Płaskie, warstwowane wapienne skały i sporo drobnego piargu.
Gdzieniegdzie prowizorka w postaci drewnianych umocnień szlaku.




Zbliżamy się spokojnie do dwóch zielonych pagórów. Po lewej- Wielka Królowa Kopa, po prawej Mała.




Pomiędzy nimi, skrzyżowanie szlaków.
Tu dochodzą również zmęczeni wędrowcy z Jaworzynki.
Miejsca siedzące zwykle zajęte. To tzw. Karczmisko.
Nazwa odchodząca w zapomnienie i ustępująca miejsca określeniu- Przełęcz między Kopami. Po obu stronach szlaku, tuli się kosodrzewina.
Na zboczu Wielkiej Królowej przechadzają się dostojnie- jelenie. Naliczyliśmy trzy.
Sprawnie poruszają się pomiędzy plątaniną gałęzi i nawet ich rozłożyste poroża, połyskujące w porannym słońcu, nie utrudniają im szybkiej ucieczki.




Trakt wąski, nietrudny, początkowo prawie poziomy, przechodzi w szerokie stopnie, ograniczone drewnianymi balami. Schodzimy w dół, ku schronisku. Z powrotem będzie ciężej ;).
Otwierają się przed nami widoki.

Na wprost potęga ścian Orlej Perci W jej ramionach tuli się część Doliny Gąsienicowej, zwana ,,czarną''.
Lewe ramię zakończone zieloną piramidą Żółtej Turni, a po prawej ostry dach Kościelca.
U stóp olbrzymów, drzemie Czarny Staw Gąsienicowy. I tam właśnie dziś zmierzamy.
Powyżej niego, mniej znany i rzadziej odwiedzany- Zmarzły Staw Gąsienicowy.

Z naszej trasy, widoczny w dole, równie zielony, jak otoczenie- dach Murowańca.




Wiecie, że ten budynek został zbudowany przez Wojsko Polskie?
Piękne, potężne, kamienne ,,schronisko'', położone w najdogodniejszym miejscu, na rozpoczęcie poważniejszych przygód z Tatrami.
 No właśnie... czemu piszę ,,schronisko'' w ,,...'' ?
Wiedzą zapewne Ci, którzy bywają chociaż raz w roku w Tatrach. :/
To wspaniałe miejsce dawno temu przestało być schronieniem dla potrzebującego turysty.
Myślę, że uczciwiej byłoby ów budynek przechrzcić na ,,hotel''.
Otwarte szeroko podwoje, ale głównie dla tych, co na długo przed wypadem, zrobią rezerwację.
Cennik jak za hotel wyższej kategorii, tylko standard nadal schroniskowy.
 Gdybyś tak zbłąkany wędrowcze ;) , nie zdążył przed zmrokiem do cywilizacji, zapomnij, że możesz przekimać na podłodze. Nawet gdy jest zima i na zewnątrz trzaskający mróz.
Otwarte pozostają jedynie główne drzwi wejściowe.
Za nimi niewielki przedsionek i surowo zakazane rozkładanie się do snu. Podobno można ,,przesiedzieć'' do świtu. Cóż za łaskawość! ;)
Jadalnia, która w najlepszych czasach, była miejscem udostępnianym pod karimatę i śpiwór; dziś pozostaje zamknięta.
Ale... jest też podobno druga strona medalu.
Okazuje się, że za taki stan rzeczy, możemy podziękować pseudoturystom.
Typom, którzy idą w góry tylko po to, by na jakimś schronisku narąbać się jak messerschmitt i robić z siebie bydło.
Podobno po pewnej hałaśliwej imprezie, kilku takich ewenementów zaczepiało w sposób dość chamski i prymitywny pewną kobitkę. Pani wniosła oficjalną i zresztą słuszną skargę do PTTK... no i na wyniki nie trzeba było długo czekać.
A za prymitywizm paru nieucywilizowanych jednostek, płacą teraz wszyscy bez wyjątku.
Ostatnio karteczki z informacją, iż Murowaniec nie udziela noclegu ,,na podłodze'', pojawiły się przy wejściach na szlaki.
Można było pociągnąć do odpowiedzialności chamskich noclegowiczów i nie karać całej braci turystów... ale cóż- zrobiono inaczej :(
I wydaje się, że ów chamski wybryk , stał się doskonałym pretekstem, by wprowadzić hotelowe zasady i utrudnić życie wędrowcom.
Jakże ironicznie brzmi wobec tego stanu rzeczy, punkt szósty regulaminu PTTK,
który pozwolę sobie w całości zacytować:
"Turyście, który nie ma możliwości bezpiecznego dotarcia do innego schroniska, stacji kolejowej, miejscowości, a także ze względu na zjawiska atmosferyczne, itp. schronisko obowiązane jest udzielić schronienia i jednego noclegu - nawet jeżeli wszystkie miejsca noclegowe są zajęte. Udzielenie noclegu w warunkach zastępczych upoważnia do pobrania opłaty nie przekraczającej ceny najtańszego noclegu w schronisku. Noclegu zastępczego udziela się wyłącznie wtedy, gdy brak jest miejsca w salach noclegowych.''
 ...................................................................................................
Wielka szkoda. Wielka krytyka pod adresem gospodarzy schronisk górskich, którzy zapomnieli skąd wzięła się nazwa ,,schronisko'' i którzy zamknęli drzwi przed prawdziwymi turystami, by otworzyć je na oścież przed komercją ! :/
Podobno w razie braku miejsc, można o nocleg pytać w stacji meteorologicznej,
bazie taterników, czyli Betlejemce, oraz leśniczówce.




Przy Murowańcu wiele drewnianych ław i stołów.
Zielona tabliczka przy kosówce, wokół budynku, informuje o tym, że w okolicy pęta się miś, który lubi zbliżać się do ludzi... Pewnie nie jeden ;)
Zresztą tabliczka z tego co widać, już wiekowa.
Kolejna dygresja... ;)
 Przypomniało mi się coś, co wyczytałam na jednym z forów internetowych.
Właśnie o noclegu na ławach, pod Murowańcem.
Podobno kiedyś jeden odważny postanowił przespać się na powietrzu.
Gdy obudził się w nocy zobaczył obok siebie brunatnego futrzaka.
Co prawda miś był bardziej zainteresowany plecakiem, jednak jego bliskość wprowadziła turystę w taki szok, że popędził on jak szalony ku drzwiom schroniska...( ...a zaznaczyć trzeba, że były to czasy, gdy można jeszcze było spać ,,na glebie''...)
Wpadł pomiędzy śpiących, wrzasnął: ,,Niedźwiedź, ku...* niedźwiedź!!!'' !
I runął jak długi na leżących na podłodze.
A najlepsze jest to, że zszokowany turysta wpadł na salę, będąc jeszcze... w śpiworze! :D :D :D
 Jakim to dopalaczem w pokonywaniu odległości, może stać się misiek ! ;)

 Posilamy się więc i odpoczywamy.
Przed wejściem do schroniska, wmurowana tablica poświęcona Adamowi Asnykowi.
To jeden z moich ulubionych poetów... Warto zainteresować się jego twórczością, pełną metafor i perlistych rymów.

Siedząc na ławie, możemy spoglądać na Kościelec i Świnicę.
Kapryśne szczyty często otulają się chmurami i nie zawsze mają ochotę na odsłony.



  W zieloną dal, odbiega spokojny szlak ku Kasprowemu... Po drodze, oddzieli się od niego szlak ku przełęczy Liliowe i szlak ku przełęczy Świnickiej.
My idziemy dalej szlakiem niebieskim, którym zaczęliśmy od Kuźnic.
Docelowo biegnie on poprzez Zawrat, Pięć Stawów i Świstówkę, aż nad Morskie Oko.
Tak daleko nie damy rady ;)
Dziś dołożymy jeszcze tylko niewielki odcinek do Czarnego Stawu.
Niedaleko za schroniskiem, niecałe 100 m.; szlak odbija w lewo.
Mimo, że idziemy pod górę, nie jest ciężko. Stopnie skalne są szerokie i wygodne.




Co jakiś czas drogę przecina strumyczek. 
Woda spływa z pobliskich stawów i ze zboczy Małego Kościelca i popod głazami szuka drogi w kierunku Czarnego Potoku.
Idziemy tuż przy Małym Kościelcu. Szlak ten zimą jest mocno zagrożony lawinami.
Po lewej stronie, w dole , pośród złomów skalnych, monumentalny głaz upamiętniający smutne wydarzenie.
 Tu 8.02.1909 roku zginął porwany przez śnieżną lawinę, wspaniały kompozytor Mieczysław Karłowicz.
Zakochany bezgranicznie w Tatrach, utalentowany młody człowiek.
W jego wycieczkach, częstym towarzyszem, był mu sam król przewodników tatrzańskich- Klemens Bachleda.
 Karłowicz zdobył wiele szczytów o ponadprzeciętnych trudnościach; wytyczył kilka nowych tras.
Nie spotkały się one co prawda z aprobatą TPN, jednak nie da się zaprzeczyć, że były to trasy przyjazne dla przeciętnego turysty.
Karłowicz miał zaledwie 33 lata...
Masy śniegu, jakie go nakryły nie dawały szans przeżycia.
Rodzący się dopiero TOPR, miał ograniczone możliwości. Tym bardziej, że młody kompozytor wyszedł na samotną wycieczkę i tragedia jaka się rozegrała pod Kościelcami, nie miała żadnych świadków...
Przeczytajcie ,,Księgę Tatr'' autorstwa Jalu Kurka.
Nie pozostaniecie obojętni, wobec wzruszającego opisu tamtego wydarzenia. 
Jak również wielu innych wspomnień z tamtych lat...ubranych literackim spojrzeniem...
 To nieprawda, że nawet ,,chłopaki nie płaczą''. Jestem świadkiem!

Na głazie wyryty wyraźny symbol swastyki. 
I nie jest to, jak wielu podejrzewa- symbol nazizmu...
Znak ten, na długi czas przed ponurymi latami krzywdy narodów, był jednym z ulubionych motywów, wykorzystywanych przez górali.
Zwany krzyżykiem niespodzianym i postrzegany jako symbol szczęścia, również przez Karłowicza.
A że prawdziwe znaczenie tegoż motywu, zostało spaskudzone poprzez nazistowską kastę w latach wojny, to już insza inszość.
W każdym bądź razie kompozytor zginął w 1909 roku; na wiele lat przed wybuchem agresji .
Wystarczy doczytać i poszerzyć swój zakres wiadomości, by właściwie ocenić fakt zaistnienia i znaczenia swastyki na głazie Karłowicza.
Obok głazu biegnie zimowy wariant szlaku nad Czarny Staw.
 Od tego charakterystycznego miejsca, jeszcze ok. 400 m do brzegu Czarnego Stawu; z czego ostatnie 100 m. to większe nachylenie terenu.
A w zimowych warunkach, nieźle się tam ,,jeździ'', nie mając choćby raczków, na butach. ;)





 Wielkie, ciemnoturkusowe oko Czarnego Stawu, zachwyca każdego turystę.
Zawsze można tu liczyć na pływające przy brzegu- kaczki krzyżówki.

Nauczyły się skubańce, że na widok każdego turysty, śpieszą do brzegu, na darmowy poczęstunek. ;)
Tu można zapomnieć o Bożym świecie...
... a może właśnie znaleźć się w nim :) .

Siedzieć i patrzeć... i patrzeć... i nigdy nie mieć dość.
I tylko żal i pretensje do bezlitośnie upływającego czasu, którego i tak nic nie wzrusza.
Szczyty Orlej ślą potężne cienie na taflę stawu.
Tak, że jego turkusowa woda, zdaje się być ciemniejsza niż jest. Stąd zapewne i nazwa...
 

Po naszej prawej, pnie się uporczywymi zakosami, szlak na Kościelec.
W trawiastym żlebie- widoczne zakosy dawnego szlaku, wykorzystywane w czasie zimowym.

Wielki głaz przy samym brzegu, rzadko kiedy bywa ,,wolny''.
Zwykle sporo osób na nim wypoczywa.


Tu właśnie, nad północnym brzegiem stawu stał drewniany schron Józefa Sieczki, wybudowany już w 1885 roku, później funkcjonujący jako składzik materiałów do budowy Orlej Perci.



Spłonął w 1920 roku i nigdy nie został odbudowany.
Potem zaistniał Murowaniec, więc odbudowywanie dawnego schroniska nad Czarnym, stało się bezcelowe.
A dziś, z tego co widać po polityce Murowańca, przydałoby się. ;)
Hotel byłby sobie dla tych ,,bardziej wymagających''. A skromne schronisko, troszkę wyżej, dla ,,pospólstwa'' turystycznego, do którego i ja z dumą należę. ;)


Na stawie- urocza kosówkowa wysepka, na którą dopływano niegdyś tratwami...
Ciekawą opcją urozmaicenia sobie powrotu, jest przejście przez przełęcz Karb, na stronę Zielonej Doliny Gąsienicowej. A może i sam szczyt Kościelca...?
Stojąc na Karbie, zobaczymy połyskujące oczka reszty stawów, jakimi słynie okolica.
Już wspominałam, przy okazji trasy z Kasprowego, przez Goryczkowe, że nie do wszystkich z tych stawów można się dostać.
Tzn. teoretycznie można, przy odpowiedniej orientacji, uporze w walce z kosodrzewiną i nagięciu ,,sensownych'' przepisów. ;)
Taka wycieczka poznająca wszystkie zbiorniki wodne doliny Gąsienicowej, już od dawna chodzi mi po głowie. :)
Zauważyliśmy ostatnio, iż na mapie jest jeden mały, ukryty w kosówce, stawek bez nazwy.
Tylko dojście do niego może stanowić problem.
Położony na południe, od nieuwzględnianej w spisach gąsienicowych stawów - Mokrej Jamy.
Czemu nieuwzględnianej? Kto to wie... Mokra Jama leży tuż przy, żeby nie powiedzieć- na szlaku.
Każdy kto idzie żółtym szlakiem od Murowańca, musi mieć pojęcie o jej istnieniu.
Wracamy tą samą drogą, nie wchodząc już do Murowańca.
Mijamy budyneczki IMGiW, strażniczówki ,,Gawra'', oraz Betlejemki i Księżówki (leśniczówka) .



Kilka szałasów pasterskich, bardzo dobrze utrzymanych i nie poniszczonych.
Pewnie dlatego, że są zamknięte na trzy spusty. Pokonujemy szerokie schody wiodące ku Karczmisku.




Na schodach kilkakrotnie przystaję i odwracam się, by zamknąć w pamięci widoki...




Z Karczmiska zejdziemy żółtym szlakiem do Jaworzynki.



Niestety...nie umiem zachwycać się tym odcinkiem i pewnie już się do niego nie przekonam.
Zresztą zwykle jest tak, że wracając, człowiek już niekoniecznie się zachwyca.
Podziwia się otoczenie, idąc do celu, a wracając, myśli się już tylko o tym, by jak najszybciej pokonać ten etap. Może gdy spróbuję podchodzenia Jaworzynką, zmienię zdanie.
Albo- utwierdzę się w swoim przekonaniu jeszcze bardziej :P.
Z Karczmiska prowadzą w dół poorane rysami, kruche wapienne skałki. To zejście to tzw.Siodłowa Perć.
Wkrótce kryjemy się w cieniu drzew i sporej kosodrzewiny. Skalne stopnie tutaj, często bywają śliskie.
Zakręt szlaku sprowadza na szerokie, rozdeptane zbocze. A na nim- dziada i baby brak! ;)

Porozwalane kamienie, umykające piargi i jakby jeszcze było mało, drewniane bale, które może kiedyś były ograniczeniami stopni, lub wzmocnieniem szlaku.
Dziś leżą bez ładu i składu i potęgują wrażenie potwornego bałaganu i braku dbałości ze strony służb o szlak, jakby nie patrzeć jeden z najczęściej odwiedzanych. Ten odcinek wręcz krzyczy o remont!



Turyści bojąc się upadku, rozdeptują coraz bardziej pobocze, no i naturalnie, zły stan drogi- pogarsza się coraz bardziej.
Jak na dłoni widać bielejącą wstęgę naszego szlaku, dnem doliny i ocalałe szałasy pasterskie.
 Nie będę pisać co zostawiają niektórzy turyści w tych szałasach... Pewnie większość z Was wie o czym piszę. Czy ludzki gatunek musi potwierdzać swoje małpie pochodzenie, czy też może niektórzy byli odporni na ewolucję?
A potem się dziwią, że większość szałasów jest zamykana na kłódkę...

Kolejny piarżysty zakos i znowu skrywamy się przed słońcem.
100 m. spokojnej cienistej ścieżyny i dochodzimy do owego wspomnianego na początku- zakrętu w prawo. Nasz szlak łączy się z dawną, tzw. Siodłową Drogą.



Po lewej przygląda się nam niewzruszenie Kopa Magury.
U jej stóp zarosły, aczkolwiek dobrze widoczny szlak pod Magurską Jaskinię i połączenie Siodłowej i Turniowej Drogi. Oczywiście zagrodzone chorągiewkami, żeby nikt nie wiedział, gdzie to było :P



Naprzeciwko Jaworzyński Mur.
Turniowa Droga w swym dolnym odcinku dołączała do szlaku, którym idziemy. Biegła po prostu równolegle z naszym szlakiem, z tym że bliżej dna doliny. Dziś przejęła ją natura.
My podążamy zboczem Małej Królowej Kopy ku dołowi. To już niedaleko.




Cienisty las, kolejny zakręt, drewniane ławy dla odpoczywających i jesteśmy na dnie doliny.
Towarzyszy nam długi grzbiet Skupniów Upłazu.



Z tej strony bardziej stromy, usiany dziwacznymi formami skalnymi. Wyrastają spośród zieleni: Parzące Turnie, Cygan z Cyganką, Grube Turnie, Krzemionka, Wołowa Turnia, Mnich...
Może w innym rejonie Tatr, takie skałki byłyby bezimienne.


Tu, gdzie przewinęło się przez pokolenia i z racji gospodarki wydobywczo-hutniczej, sporo ludzi; każda z tych form doczekała się własnego imienia.
Nie każdy wie, że Mnich na zboczu Upłazu (jeden z wielu Mnichów w  Tatrach) jest uważany za jedną z najtrudniej dostępnych skał tatrzańskich.

Tymczasem nasz szlak nie przysporzy już trudności. Wokół nas łagodne łąki, otoczone lasem.








Towarzyszy nam cichy, bardzo skromny, jak na tereny górskie potoczek, który często ginie wśród wysokich traw.
To potok Jaworzynka.
Czytałam że widać go dopiero po ulewach i roztopach, bo normalnie ponoć zanika pod ziemią.
Nie wiem jak się do tego odnieść, bo ja widziałam go za każdym razem, a nie byłam ani na wiosnę, ani po wielkiej ulewie.
Może Jaworzynka wróciła już do pełni życia, o którym pisał W.Cywiński ?
Cytuję: ,,Dowodem na ostateczne przywrócenie Jaworzynki do życia, będzie pojawienie się stałego strumienia''.
Odradzają się zniszczone erozją zbocza Skupniów Upłazu, nasadzono nowe drzewa.
Pasterstwo zniesiono już dawno, a o pracach wydobywczych w ogóle niewiele osób słyszało.
Kto czytał poprzednie wpisy, pamięta zapewne, że ogólnie jestem za utrzymaniem pasterstwa. Podkreślam jednak to, co napisałam już w opisie szlaku na Gęsią Szyję.
Jestem za pasterstwem w ściśle określonych granicach i nie przekraczaniem ich. Żeby nie było takich sytuacji, do jakich doszło w Jaworzynce, gdy trzeba regenerować, przez lata rujnowane, zbocza okolicznych szczytów. Przeginanie w żadną stronę nie jest dobre. Źle jest zabronić wszystkiego, źle jest pozwolić na wszystko. Potrzeba złotego środka. :)
W Jaworzynce łatwo spotkać niedźwiedzia. Podchodzą one aż pod Przełęcz między Kopami i co jakiś czas w internecie pojawia się zdjęcie miśka buszującego w kosówce- właśnie z tych okolic.
Znowu wspomnę W. Cywińskiego, który sam będąc wielkim znawcą Tatr, uważał, że więcej dzikich zwierząt, (nie tylko niedźwiedzi) spotyka się w dolinach bliższym ludzkim siedzibom.
I mamy większą szansę zaobserwować jakiegoś mieszkańca Tatr, właśnie w Jaworzynce, niż chociażby w dzikiej i zwykle nie odwiedzanej przez ludzi- Dolinie Waksmundzkiej.
Nie bez powodu najczęstsze zgłoszenia pochodzą z rejonów Bystrej, Kondratowej, Olczyskiej i właśnie Jaworzynki.
Z tego co widać na stronach pasjonatów górskich, wpisach i zdjęciach na różnorakich portalach- skłaniam się ku podobnemu myśleniu.
Nie żeby zaraz w głębi Tatr nie było żadnego miśka ;) Aż tak to nie.
Ale większe prawdopodobieństwo spotkania, w samej otulinie parku, niż pośród skalnych rumowisk terenów wyżej położonych.
 Z poziomu polany, wzniesienie Boczania, którym wchodziliśmy, to niezbyt wysoki zielony pagórek. Ostatni odcinek, to wilgotna, cienista, ale dość wygodna droga.
I potoczek Jaworzynka szumi z boku- jakoś odważniej, by po niedługiej chwili dołączyć do silniejszej siostry- Bystrej.
Ok. 200 m. leśnym traktem i jesteśmy w pobliżu tamy.


Nie ma wyjścia, trzeba jeszcze znieść asfaltowy odcinek Kuźnice- Zakopane.
Jeśli Wasz samochód stoi w okolicach Drogi na Bystre, warto skrócić sobie drogę powrotną, przynajmniej częściowo.
A może nie tyle skrócić, co uprzyjemnić. Zdecydowanie milej iść, skręcając od drogi głównej, w prawo, w kierunku zielonego szlaku na Nosal.
Przejdziemy przez Bystrą i idąc obok jej koryta, szybko dotrzemy do ulicy Karłowicza, mijając po drodze najstarszą zakopiańską chatę...

Już na ulicy Karłowicza- dostrzeżemy piękny zakopiański Kościółek O.Bernardynów.






...........................................................................................

 Tym wpisem kończę temat wycieczek z naszego pierwszego dłuższego wyjazdu w Tatry.
I zapowiadam opisy z kolejnego.
Postanowiłam je spisać, bojąc się, że wspomnienia zatrą się w mrokach pamięci. 
Czas upływa bezlitośnie; a jednak najmniejsza radość, jest warta tego, by o niej pamiętać.
By móc do niej wracać myślami. 
W owe lato były jeszcze, co prawda: Dolinka ku Dziurze, Dolina za Bramką i słowacka Jaskinia Bielska...
Ta ostatnia to świetna opcja gdy pogoda się zbuntuje. 
Zresztą wszystkie te miejsca były przez nas odwiedzane, podczas deszczu. Tyle, że w Bielskiej przynajmniej nie zmokliśmy. ;)
Pozostałe króciutkie dolinki przywitały nas chłodem i ulewą.
Zdjęcia wyszły fatalnie i nie mam się czym pochwalić. 
Przemoczyło nas i przewiało.
Gospodyni na kwaterze (Chłabówka Dolna), odmówiła napalenia w piecu, tłumacząc się kosztami . :P
Toteż naturalnie przypłaciłam wypad w dolinki reglowe, potężnym przeziębieniem.
Rzecz jasna, od tamtej pory, nigdy więcej tam nie kwaterowaliśmy... I nie zamierzamy. :D

Polecam poznanie i tych króciutkich i łatwo dostępnych ścieżyn. 
Myślę, że niewiele osób może coś powiedzieć na ich temat. A Tatry to nie tylko wysokie szczyty, zdobywane, żeby zaimponować kumplom; to także ciche i niedoceniane, klimatyczne zakątki....