czwartek, 19 października 2017

Na Ślęży...

,,Na słowiańskiej góry szczycie,
Pod jasną nadziei gwiazdą,
Zapisuję wróżby słowa:
Wróci, wróci w stare gniazdo
Stare prawo, stara mowa - I natchnione Słowian życie.''


-tak pisał o Ślęży, Roman Zmorski (1822 - 1867).

Schronisko na Ślęży dnia 15 kwietnia 1967 roku, nazwano imieniem owego poety epoki romantyzmu, zwanego również Strażnikiem Wiary Przyrodzonej Słowian.



Z wiosennymi roztopami poniosło nas na Przedgórze Sudeckie.
Rozłożysta, tajemnicza kopa porosła lasem bukowo- świerkowym i pokryta bezładnie rozrzuconymi głazami.


Wiele głazów tworzy gołoborza- wynik ostatniego zlodowacenia na terenie Polski;
większe zgrupowania skałek- tarasy widokowe i fantastycznych kształtów formy.


Sporo Ślązaków i nie tylko, przekręca nazwę szczytu, na ,,Ślęza''.
Może wiąże się to z etymologią samej nazwy, która prawdopodobnie wywodzi się od starosłowiańskiego ,,ślęg''- i oznacza wilgoć, mokradła, błoto, miejsca podmokłe i często mgliste.
Położenie masywu sprawia, że występuje tu spora ilość opadów.
Być może część społeczeństwa miesza nazwę góry z nazwę pobliskiej rzeki, która rzeczywiście brzmi-,,Ślęza''.
W każdym bądź razie i góra i rzeka, i do tego zamieszkujące te ziemie w zamierzchłych czasach-
plemię Ślężan... wszystko to jest przyczyną nazwy regionu Śląska.
Na Ślężę można się dostać z każdej strony i na różne sposoby.
Warto zaplanować drogę tak by nie wracać tak samo.
Możliwy jest również wjazd rowerem.
Oprócz zwykłych szlaków, są szlaki archeologiczne,
oznaczone symbolem czarnego i czerwonego misia ślężańskiego-
kamiennej figury znajdującej się na szczycie.


Nasze plany wstępne były takie, aby wyruszyć z Przełęczy Słupickiej i po drodze zahaczyć jeszcze o Radunię. Wyszło inaczej.
Szlak trzeba było skrócić, z racji pomysłu, jaki się pojawił- na zdobycie w ciągu jednego dnia jeszcze jednego koronnego szczytu.
Ślęża i towarzyszące jej pagóry, podobnie jak Łysica w Górach Świętokrzyskich,
do dziś noszą ślady starosłowiańskich obrzędów pogańskich.
Na Raduni odbywały się obrzędy związane z kultem księżyca, podczas gdy na Ślęży oddawano cześć Słońcu.
Pozostałości po wałach kultowych, bardziej widoczne na Ślęży, na Raduni są szczątkowe.
Rozsypane kamienie wrosły w ziemię, omszały i skryły się przed ludzkim wzrokiem.


Czasem możemy znaleźć się w takim dawnym kręgu, w który wolno było wchodzić tylko kapłanom.
Czasem nawet tego nie zauważymy...
Miejmy świadomość, że nasze stopy stają niejednokrotnie na tych samych głazach, na których stawały stopy druidów i ludu podążającego na rytualne obrzędy.
Ocalały rzeźby kamienne, choć niektóre częściowo zniszczone zębem czasu.
W szumiących, ciemnych buczynach, wrażliwa dusza może usłyszy szmer kroków...
Może wystarczy zamknąć oczy...

A może wziąć tak po prostu namiot i tak spontanicznie spędzić noc w tych rejonach?
Krąg kultowy księżyca na Raduni, datuje się na ok. 300-400 lat p.n.e. , a więc na początek epoki żelaza.
Pod szczytem znajduje się maleńkie zagłębienie, czasem wypełnione wodą- Kacza Kałuża,
w której znaleziono fragmenty naczyń rytualnych z epoki brązu i żelaza.
Sama Radunia wraz z unikatową, na skalę Europy- florą i fauną, jest objęta ścisłym rezerwatem przyrody.
Całej tajemniczości okolicy dopełnia fakt, że skały tworzące masyw, mają znaczącą zawartość magnetytu.

A to z kolei gwarantuje występowanie anomalii magnetycznych w tych miejscach.
Kiedyś druidzi, dziś w te unikalne miejsca mocy, z uporem podążają ufolodzy i radiesteci.
Wg. legend pod masywem Ślęży znajdują się wrota piekieł,
a sama góra usypana z głazów- to czarcia robota.
Całą legendę można znaleźć na wielu stronach internetowych, więc kolejne jej powielanie tutaj, nie ma sensu.

Zdobywanie Ślęży rozpoczynamy z Przełęczy Tąpadła.


Dojeżdżamy tam z Sobótki, okrążając masyw Ślęży od wschodu.
Można oczywiście zacząć wyprawę z Sobótki, jak również z paru innych miejsc.
Sieć szlaków jest wyjątkowo rozbudowana.
Przełęcz Tąpadła to miejsce dobrze oznaczone.




Znajduje się tam spory parking, po obu stronach szosy, leśniczówka i bufet.
W pobliżu ośrodek wypoczynkowy.
Jesteśmy wcześnie rano, bufet na razie zamknięty; a i turystów brak.
Mijamy rozwidlenie szlaków, tuż za leśniczówką.
Wokół niej jabłonie- akurat przepięknie kwitnące.




W prawo i w lewo biegnie tzw. szlak Bolka, znaczony czarnym kolorem.
To szlak wokół Ślęży, z którego można w wybranych miejscach ruszyć na szczyt,
lub po prostu obejść górę dookoła.


Za plecami mamy nadal ciemnozłote (choć jesień dawno minęła ;) ) wzniesienie Raduni.
Wkrótce od naszego odbija w lewo szlak zielony i niebieski.
Zielony prowadzi do miejscowości Strzelce.
Niebieski to dłuższa alternatywa dla naszego szlaku- wejścia na szczyt.
Planujemy nim schodzić.

Szlak żółty, jakim podążamy, jest jednocześnie szlakiem Drogi Krzyżowej, odprawianej przez wiernych w Wielkim Poście.
Poszczególne stacje, to dziś umieszczone wysoko na drzewach, obrazki pokryte folijką.
Często zniszczone, łatwe do przeoczenia.
Najwcześniejsze były wykonane z metalu- i te również udało się zniszczyć.
Kolejne wykonane przez artystę rzeźbiarza z Kościeliska- Andrzeja Bukowskiego;
piękne rzeźbione w drewnie, również są dziś smutnymi, połamanymi resztkami,
umieszczonymi w Kościele, na szczycie Ślęży.
Wątpię, czy to nadal jakieś szczątkowe pogaństwo miało w tym swym udział.
Raczej wandale dość jednostronnie rozumiejący tolerancję.
Tym bardziej, że Ślęża to szczyt i łatwo dostępny, i bliski cywilizacji.
Gdyby było trudniej się tam znaleźć, to i chamstwu nie chciałoby się tam wybierać.
Z tego co informowała prasa i internet- grożono X.Proboszczowi w pobliskich Sulistrowiczkach i podpalono figurę Chrystusa Frasobliwego.
Mówiono o najgorszej z sekt, której członkowie spotykają się na szczycie...
A może nie doceniamy jednak odradzających się i doskonale się mających starosłowiańskich przekonań...
A być może jedno wykorzystuje drugie do swoich potrzeb i świetnie się uzupełnia...
Tym bardziej, że figurę przy Kościele podpalono, po usunięciu figury Światowida, ze szczytu Ślęży.
Wtedy rozpoczęła się nagonka. Łatwo znaleźć w internecie pełne nienawiści wpisy.
A że barany podążają za sobą na jedno gwizdnięcie poganiacza,
nie dziwne, że szybko znalazło się stadko chętne do wykonywania poleceń.
Pewnie to w tym upośledzonym środowisku należy szukać winnych aktów wandalizmu.
Światowid nie został zniszczony, jedynie przeniesiony.
Figura Chrystusa została podpalona celem zniszczenia.
Karalne groźby były kierowane do żywego człowieka.
A do dewastacji stacji Drogi Krzyżowej, dochodziło na długo przed usunięciem drewnianej repliki pogańskiego bóstwa.
Naiwny ten, kto myśli, że usunięcie Światowida było przyczyną.
Raczej doskonałym pretekstem do ataku dla tych, którzy chyba uwierzyli w czarcią bajeczkę i istnienie piekielnych wrót pod spękanymi granitami.
Notorycznie niszczy się religijne symbole, w zamian żądając bezczelnie,
szacunku dla swoich przekonań i symboli.
Na Ślęży jest miejsce i dla religii i dla uszanowania starodawnej, pogańskiej historii.
Tymczasem ktoś tu chce zawłaszczyć teren tylko dla siebie i pod siebie.
Szczytne hasła obrony wierzeń praojców, ich kultury i obrzędów,
to tylko płaszcz dla działalności, która jawnie ukazana nigdy nie zyskałaby większego poparcia.
Nie tak działają ci, których czystą intencją jest ocalić zamierzchłą kulturę.
Żądanie tolerancji tylko dla siebie, ale już bez wzajemności.
Zastraszać i grozić może tylko bandyta, którego główny cel jest inny, niż przedstawia się publice.

Wierni mimo wszystko podążają, z czcią, od lat tą samą drogą i tego nic nie zmieni.



Jeśli ktoś wybierze się na szczyt, może znajdzie czas na ,,Wenecję''-
park krajobrazowy w Sulistrowiczkach, wraz z przecudnym, zbudowanym w stylu góralskim-
Kościółkiem, z niesamowitą szatą rzeźbiarską.

Otaczają nas wysokie świerki i gładkokorowe buki.
Ich drobniutkie listeczki ścielą grubą warstwą leśne poszycie.
Co jakiś czas mignie między drzewami, ciekawe kształtem ugrupowanie skałek.


Porosłe mchami, trochę ubłocone, posypane listowiem, są niczym pomniki historii.
Nasza trasa jest wygodna, spokojnie wznosi się ku górze.
Jedyne utrudnienie to spore błoto. A jeszcze dodatkowo, droga jest dość rozjeżdżona.




Budzi się przyroda- młode zielone trawy i inne roślinki, przebijają się przez szare warstwy starych liści.
Rozwijają się młodziutkie listeczki buczyny.
Po ok. 40 minutach dochodzimy do wiaty turystycznej.
Nie było czym się zmęczyć, więc nawet nie przysiadamy.


Gospodarka leśna i tutaj ma się doskonale.
Co jakiś czas mijamy spore stosy ściętego drzewa.
Słońce sieje się przez gałęzie.
Droga łagodnymi zakolami wznosi się ciągle pod górę.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, po bokach naszej drogi pojawia się śnieg.




A pod koniec szlaku, na drodze pojawia się kostka brukowa.
Coraz więcej czarnych, często sporych rozmiarów zadumanych głazów, kontrastuje z bielą śniegu.


Mijamy omszały, dość rozsypany, starożytny wał kultowy.
Wały takie były układane bez użycia zaprawy.





Droga wyprowadza w końcu na rozległy, wielki plac,
nad którym góruje kamienny Kościół pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny.



Kościół wybudowano na ruinach istniejącego tu niegdyś zamku.
Pierwsza kaplica zbudowana w XVI wieku była drewniana.
 
W latach 1698-1702 została zastąpiona murowanym budynkiem.
Ten spłonął od uderzenia pioruna.
Odbudowana w latach 1851-52 świątynia stoi po dziś dzień.

- przed pożarem










                                                          - odbudowany po uderzeniu pioruna i pożarze.

źródło: http://www.sleza.sobotka.net/index.php?go=21

Zamek, który posłużył jako fundament Kościołowi,
był wybudowany już w XIII wieku, przez księcia Bolka II.
Wstępnie jako warowania drewniana, potem w 1353 stanął już zamek murowany.
Przez wieki przechodził w różne ręce, w tym rozbójników i sukcesywnie popadał w ruinę.
W opuszczonym już w XV wieku zawaliła się główna wieża i już nikt nigdy nie podjął się odbudowy.
Dzisiejsze fotografie i rysunki przedstawiające ów zamek, są jedynie wyobrażeniem o tym, jak mógł wyglądać w czasach swej świetności.

 źródło- http://www.sleza.sobotka.net/index.php?go=21

Wokół wieży Kościoła, metalowy taras. Przez pewien czas był dostępny, jako platforma widokowa dla zwiedzających. Od kiedy wyremontowano wieżę widokową, taras jest zamknięty.

Można rzec- naprzeciwko Kościoła, stoi budynek stacji radiowo- telewizyjnej.
Obok wysoki maszt nadawczy.
Pierwsze schronisko, z 1837 roku, drewniana Mechowa Chatka,
szybko zostało rozbudowane ze względu na ciągle zwiększającą się liczbę turystów.

Stare schronisko stało w miejscu pomiędzy Kościołem, a dzisiejszym schroniskiem.
Z początkiem XX wieku postanowiono wybudować nowe schronisko, tym razem murowane.



 źródło- http://www.sleza.sobotka.net/index.php?go=21

Po II wojnie światowej, stare, niszczejące schronisko rozebrano, a nowe przebudowano.
Dziś zakwalifikowane jako Dom Turysty, nie podlega już regulaminowi PTTK, jakiemu do niedawna podlegało.
Na stronie schroniska wisi informacja, że baza noclegowa nieczynna do odwołania.
Podobno są problemy z bieżącą wodą.
Ślęża ma również bogatą przeszłość wydobywczą.
Na zboczach istniał też kamieniołom.

Nie da się opisać tego miejsca w kilku słowach. Zbyt wiele się tam działo.
Bogata i zamierzchła przeszłość Ślęży zasługuje na to,
by zainteresować się nią głębiej i poszperać w dostępnych dziś informacjach z różnych źródeł.
Na placu miejsce na ognisko, otoczone wałem drewnianych ław.
Mniej więcej tu stało stare, drewniane schronisko.



Pod wspaniałym, rozrosłym jaworem- starożytna rzeźba kultowa: niedźwiedź.
Inne rzeźby kultowe na przedłużeniu szlaku w kierunku Sobótki.
W pobliżu wysoki krzyż milenijny i ława- z której możemy podziwiać widoki, w kierunku północnym.




W oddali, przy dobrej pogodzie widać rozciągnięty Zalew Mietkowski.
Przed nim- Strzelce i kilka pomniejszych miejscowości.
Jeszcze bardziej na północ- Wrocław.
Widoki ograniczają drzewa.
Trzeba podejść dalej- ku wieży widokowej, położonej na wzniesieniu za Kościołem.


Mimo jasno świecącego słońca, wieje mroźny wiatr.
Chłodna mgła przesłania odleglejsze obiekty.
Toteż zbyt długo nie da się siedzieć na drewnianej ławie.
Idziemy pod górkę, za plecami Kościółka.
Ścieżynka prowadzi kamiennym wałem.



Po drodze można obejrzeć średniowieczne, odsłonięte mury zamku.
Widać już wyremontowaną niedawno, wieżę widokową.
Tam znajduje się najwyższy punkt Ślęży.
Odpuszczam sobie wchodzenie na wieżę- to nie dla mnie.
Metalowe, wąskie drabinki nie są w stanie mnie przekonać do zmiany zdania.



Reszta zdobywców oczywiście włazi... ;) ... dzięki czemu mamy parę zdjęć z wieżyczki. :)
Na południe- pierwsze rozłożyste wzniesienie, to oczywiście Radunia.





Obok niej, lekko w prawo- Wzgórza Kiełczyńskie, a w lewo Wzgórza Oleszeńskie.
Wszystko to tworzy mezoregion Masywu Ślęży.
Przy dobrej pogodzie, widoczne na południowym wschodzie Góry Sowie i na prawo od nich Góry Wałbrzyskie.



Przy na prawdę super przejrzystości dostrzeżemy Karkonosze i praktycznie na wprost Masyw Śnieżnika.
Drzewa okoliczne są jeszcze bezlistne.
Te u podnóża zaczęły już zielenieć, ale tu u góry, jako że sporo zimniej-
jeszcze nie chcą się budzić z zimowego snu.



Zdobywcy schodzą spokojnie na stabilną skałę i wracamy pod Kościół.
Drzwi zamknięte. Przy wejściu jasna, piaskowcowa figura Chrystusa Frasobliwego,
ustawiona na 1050-lecie Chrztu Polski.



Msze Święte są odprawiane w każdą niedzielę i święta o godz. 14.00.
Kościół jest remontowany od wielu lat.
W 2015 roku, w posadzkę przed ołtarzem, została wmontowana szklana płyta,
przez którą zwiedzający, mogą spojrzeć na relikty murów dawnego zamku i pierwszego Kościoła.
Gdy byliśmy, remontowano mury u podnóża świątyni i chyba wejście do podziemi-
z boku schodów głównych. Podziemia mają być udostępnione zwiedzającym.


Czytamy informacje umieszczone w gablotach, jeszcze chwilę stoimy na błotnistym ślężańskim placu
 i kierujemy się na znany nam już żółty szlak- w drogę powrotną.




Miał być niebieski, który odbiega na wysokości wieży widokowej.
Oglądając go, jednak rezygnujemy.
Szlak był zupełnie nieprzedeptany. Głęboka, mokra warstwa śniegu z błotną, śliską podściółką listowia.
Jest on zupełnie odmienny od szerokiego traktu, jaki nas tu przyprowadził.
Znajdziemy tu Skalną Perć, biegnącą w pobliżu przepaści i sporo niewygodnych, ostrych głazów.
Niewątpliwie ciekawy i wart przejścia, ale nie na czas roztopów, do tego w niezabezpieczonych butach.
Upadek w takich warunkach mógłby zakończyć się nieciekawym urazem i przekreślić resztę zamiarów.
A my jesteśmy dopiero na początku tych planów!
Trzeba więc wrócić bezpiecznym i znanym już szlakiem.
Droga cały czas w dół.
Przyjemny spacer w coraz cieplejszych promieniach słońca.
Od wiatru, już zasłoniły nas wysokie drzewa.
Las prezentuje się coraz weselej.








Po drodze niesie nas na wystające w oddali skalne tarasy.
Z niektórych- dość ograniczone widoki ku Równinie Wrocławskiej.
Pod górę ciągnie coraz więcej chętnych.




Zarówno takich ledwo odrosłych od ziemi- pod opieką rodziców, jak i takich powoli chylących się ku ziemi... jednak wciąż będących w niezgorszej kondycji. ;)
Na przełęczy to już całkiem ciepło.
,, Rozgrzewa się'' bufet dla turystów. ;)






A my pakujemy się do samochodu i jak pomyśleliśmy rano, tak zamierzamy dopełnić pomysłu.
Jedziemy w przeciwnym kierunku, niż ten skąd przybyliśmy.
Przez Świdnicę, okrążając Zamek Książ, Szczawno- Zdrój,
do malutkiej miejscowości Lubomin, leżącej pośród zielonych, błotnistych dróg Gór Wałbrzyskich.
Najwyższy szczyt Gór Wałbrzyskich- Borowa został już przez nas zdobyty.
Jak wspominałam, dziwnym zbiegiem okoliczności, a zapewne głównie dzięki błędom pomiarowym-
nie została ona zaliczona w poczet KGP. Jej miejsce w koronie zajął uzurpator- Chełmiec. ;)
I tam właśnie, tonąc w zwałach błota na szlaku... kierujemy nasze kroki. ;) 

I jeszcze kilka widoków: