sobota, 19 lutego 2022

Kasprowy Wierch- Beskid- Zielona Dolina Gąsienicowa

Chłodny, rześki poranek. Zaplanowana trasa od punktu, którego nie cierpię.
Tzn. do samego miejsca jako takiego nic nie mam. Może poza faktem, że tpn zrobił sobie z niego prywatny folwark. Kiedyś obcy dziedzice, dziś tpn pod szczytnymi hasełkami.
Zmieniają się tylko ludzie, nie układy.

Wkurza mnie, że aby się tam dostać, trzeba dreptać upierdliwym asfaltem, który na starcie potrafi odjąć sporo sił. Może to kwestia nastawienia... ale mimo usilnych prób, nie potrafię polubić tego odcinka. A więc- Kuźnice.
Tak- jeżdżą tam busy. Ale nie o tak nieprzyzwoitej porze. 😉
Taksiarze czatują pod dworcem pkp na takich wczesnych turystów, jeszcze zanim ruszą pierwsze busiki.
Nie jest tak źle, gdy trafi się kilku chętnych na podwózkę- cena wtedy się dzieli.
Ale my nie startujemy z dworca.
Zwykle zostawialiśmy samochód w okolicach Drogi na Bystre. Niestety, ostatnio pazerność kazała skasować tamtejsze miejscówki...
No, ale tamtego dnia ruszaliśmy właśnie stamtąd.
W uliczkę Karłowicza, następnie do Przewodników Tatrzańskich, albo wcześniej tuż nad bystrym potokiem Bystrej 😉- Bulwarami Słowackiego.
W Kuźnicach wybieramy wejście położone centralnie- szlak zielony.


Biegnie on równolegle, raz bliżej, raz dalej, do lin kolejki na Kasprowy.
Ostatecznie przetniemy ich bieg trzy razy.
Droga w miarę wygodna, biegnie ponad potokiem.


Z prawej ostało się nieco wysokich świerków. Za to przeciwległe zbocze mocno ucierpiało podczas halnego w 2013 roku. A szlak ten dłuższy czas był zamknięty dla turystów.
Widoczna, wspinająca się na zbocze, a nawet dość szeroka droga prowadzi w kierunku Kasprowej Polany, a jej rozwidleniem można przedostać się w kierunku Jaworzynki.


Przekraczamy już drugi mostek.
Wraz z naszym szlakiem, raz po tej samej stronie, raz po przeciwnej potoku- biegnie trasa narciarska w kierunku Doliny Goryczkowej.



Odłączy się ostatecznie po ok. 0.5 godzinie drogi.
A nasza droga wspina się teraz nieco mocniej pośród starego lasu.
Na ciemnych zboczach, mocno nachylonych ku trasie, stadka żółtych kurek.
Po ok. 7 minutach przekraczamy znów mostek i wychodzimy na jaśniejszą przestrzeń.

W pobliżu zarastająca Polana Kasprowa.
Tu możliwość, oczywiście niedozwolona, dotarcia pod ostre ściany Jaworzyńskich Turni, a tym samym do górnego piętra doliny- Starych Szałasisk, niegdyś wypasanych.
Za polaną- zbocze Boczania Kasprowego, miejsce niezarosłe lasem, łatwe, choć strome wejście na grań Jaworzyńskich Turni (Zawrat Kasprowy).

Grań ta ciekawie wygląda od Kalatówek- strome ściany nakładają się na siebie tak, że tworzą wspólnie ostry skalny dziób.

-z Kalatówek

Ale i od Doliny Kasprowej, jak i z naszego szlaku, skalny mur opadający pionowo wgłąb, robi wrażenie.
Grań ma swoje zakończenie w Kopie Magury- rozłożystym kopcu w grani Kasprowego. Niegdyś szlaki wiodły i na ten szczyt i wielka szkoda, że je wyeliminowano. Dziś o ile dojście na Kopę Magury przedstawia się jako tako, o tyle zejście już do Gąsienicowej, to spore łany kosodrzewiny.
W Jaworzyńskiej Czubie (ostatni wyskok przed Kopą Magury) znajduje się wyjątkowa jaskinia.
Wejście do niej to rozłożysta, wspaniała sala. Zbyt często niegdyś odwiedzana, toteż tpn zamknął ją ostatecznie potężną kratą; tak dolny jak i górny otwór wejściowy. Turyści zabierali bowiem z jaskini co tylko się dało, w tym odkryte w namulisku kości prehistorycznych zwierząt, jak i fragmenty szaty naciekowej.
Jaskinia jest imponujących rozmiarów i przewierca swymi korytarzami Zawrat Kasprowy, praktycznie na całej jego długości. Choć z powodu zawalisk, dziś niektóre korytarze są całkowicie odcięte od głównego ciągu.
...


Na polance na którą wyszliśmy sporo połamanych resztek drzew. W korycie potoku plątaniny gałęzi. Straszny i niezbyt miły dla oka- bałagan.
Przed oczami mamy, potężne z tej strony, ściany grani Kasprowego.
Kto zna Kasprowy jedynie z wjazdów kolejką, może się bardzo zdziwić, jak surowe są jego zerwy od północy.
Tymczasem zza mocno przerzedzonego lasu, wychyla się ku nam budyneczek stacji pośredniej na Myślenickich Turniach.


Musimy się tam wdrapać.
Pięknym, starym, wyłożonym jagodowym dywanem- lasem.
W nim głębokie rozpadliny, wykroty, zawalone połamańcami drzew.
Niesamowity klimat.
Przed nami wielki zakos szlaku.
Zanim szlak zdecydowanie skręci ku górze, w zakolu po prawej stronie, warto poszukać jedynego w dolinie stawku- Kasprowego.
Efektowny- wcale, raczej ciemne bajorko zawalone gałęziami.

Ale fajnie zobaczyć co nieco poza szlakiem.
W suche okresy- zanika.
Zostaje niezbyt głęboka niecka.
Długi zakos zajmie ok.30-40 minut.



Wreszcie stajemy przed budynkiem stacji na Myślenickich Turniach.
Przyglądamy się jak wyjeżdżają wagoniki.



W dół odbiega trasa narciarska w kierunku dolnej stacji wyciągu i karczmie na Wyżniej Goryczkowej Równi.
Stąd zbiegała zimą, ku swojemu schronisku, pani Zosia Marcinowska.
Gdyby nie zdążyła na ostatni kurs wagonika...
Niestety zdążyła. Jak również na zejście lawiny.
Zarastające ruiny schroniska znajdują się w widełkach tras narciarskich.

Konkretnie na Niżnej Goryczkowej Równi. Jedna trasa biegnie od Kalatówek, druga już wspomniana- od mostku na zielonym szlaku w Dolinie Bystrej.
Można poczytać o tym smutnym zdarzeniu z marca,1956 roku. Wiele informacji jest na ten temat w internecie.
Lawina zmiotła dwa schroniska: Marcinowskich (wcześniej Polaka) i Króla.
W pierwszym- biały żywioł pogrzebał 5 ludzkich istnień, drugie szczęśliwie było puste.
Dziś w okolicy Niżnej Goryczkowej Równi stoi chatka sędziowska zbudowana na potrzeby uniwersjady w 2001 roku i niżej jeszcze jedna.



Ze wzniesienia Myślenickich mamy wgląd w bliższą odnogę Goryczkowej- tzw. Dolinkę pod Zakosy wynoszącą się łagodnym zboczem tuż za Kasprowym.
Druga odnoga- Świńska Goryczkowa podchodzi pod grań główną za Pośrednim Goryczkowym Wierchem.
Dalej na wprost widać Dolinę Kondratową, maleńkie schronisko w oddali i białą nitkę szlaku w kierunku Kondrackiej Przełęczy.


Ponad Kondratową pochyla się Giewont i rozłożysta Kopa Kondracka. Od prawej zaś, od terenów skażonych cywilizacją, oddziela nas polana na Kalatówkach i masyw Krokwi.


Odbijamy o 180 stopni i idziemy powyżej wcześniejszego odcinka, wzdłuż lin kolejki.
Drobne schodki wprowadzają w las... stareńki, szary, ciemny.
 


Im wyżej, tym więcej słońca, świerki coraz rzadsze, zostają coraz niżej, a teren przejmuje powoli kosodrzewina.
Przechodzimy pod linami. Te zostają po stronie Doliny Kasprowej.
 



Pomniejsze zakosy wyprowadzają coraz wyżej.
Po drodze wychodnie widokowe na obie strony.
Zielone, łagodne zbocza w kierunku Goryczkowej porasta bujna, długowłosa trawa.



Akurat wieje trochę wiatr i pięknie nią faluje.
Są oczywiście i bujne plamy kosówki, przetykane gruzowiskami.
Na sam szlak nie można narzekać.
Choć w internecie krąży sporo niezbyt przychylnych ocen o monotonii.
Znam bardziej monotonne i nudne.
Owszem- szlak ciągnie na całej długości nieubłaganie pod górę, jest długi i można się zmęczyć, ale jest dość wygodny.
No i widoki przy pięknej pogodzie wspaniałe.
Zaglądamy z góry do niedostępnych turystycznie- dolin, które mają bogatą historię. Dziś Dolina Bystrej, przyległa Kasprowa i Kondratowa słyną z obecności niedźwiedzi. Jakoś tak upodobały sobie te tereny. A na Kondratowej wiele osób je spotkało.
Choć w chaszczach Gąsienicowej, czyli po przeciwnej stronie wcale nie mniej.
I tak się składa że jest ich w tych okolicach, tak często odwiedzanych przez turystów, o wiele więcej niż choćby w zamkniętej przed wzrokiem wędrowca i uczynionej rezerwatem- Waksmundzkiej.
To nie moja opinia, a wielkiego autorytetu jakim był pan W. Cywiński.
Sens zrobienia z najstarszego odcinka Orlej Perci rezerwatu, jest więc mocno dyskusyjny. Zresztą wiele jest takich miejsc, gdzie na siłę doszukiwano się żuczka, czy jakiegoś chronionego badylka, aby tylko objąć teren rezerwatem i nie martwić się chociażby remontami szlaku.
W wielu takich rezerwatach, za to prowadzi się intensywną gospodarkę leśną, a czasem urządza polowania. To widać dobitniej na Słowacji. A ochrona przyrody jest świetnym hasłem dla trzymania ciekawskich z daleka.



Docieramy do zielonego wgłębienia terenu wypełnionego po brzegi kosówką i szarymi gruzowiskami. Nad tym kłującym polem pochylają się ciekawe skalne garby. To wyskoki odchodzące od Suchej Czuby.




Taki fajny grzbiecik, a bez nazwy...
Jeżą się w nim cztery ostre, porosłe kosówką turnice.
Niczym grzbiet dinozaura.
Podczas gdy wzniesienie Suchej Czuby, to słabo wybijająca się, przydeptana kopka.
Podejście nań z kosówkowego placu jest dość intensywne, choć krótkie.






Szlak nie wchodzi na jej wierzchołek.
Długi zakos owija Czubę od zachodu, a drugie- równie długie zakole wyprowadza z powrotem w kierunku grani.



Droga jest szeroka i ogólnie wygodna.
Granitowe stopnie- stabilne.
Miejscami tylko szlak trochę rozsypany.
Główną nitkę trasy przecinają inne wydeptane dróżki.
Czy to dawniejszy przebieg szlaku?
Tego nie wiem.
Ale jeśli tak, to był sporo dłuższy, ze względu na liczne zakosy.
W końcowym fragmencie ta zaniedbana ścieżyna biegnie bardzo widokowo- granią i schodzi do górnej stacji kolejki tuż nad urwiskiem.


A my idziemy szerokim traktem, wytyczonym na piarżystym, zachodnim zboczu.
W pewnym momencie szlak zbliża się do widokowego okienka.



Stromy żleb spływa w kierunku Doliny Kasprowej. Mamy okazję docenić z bliska surowe oblicze Kasprowego i Jaworzyńskich Turni.
Nawet Uhrocie Kasprowe wygląda groźniej, niż od Gąsienicowej.
Wyżej mijamy jeszcze bardziej efektowny żleb.




Ponad stromiznami połyskują srebrne liny kolejki.
Po długim trawersie zbocza, wychyla się wreszcie budynek na szczycie.




Jeszcze trochę wysiłku i stoimy nad wtopionym w zbocze dachem górnej stacji wyciągu narciarskiego.
Ostatnia prosta pod górę.




Sporo głazów, drewniany słupek z nazwą szczytu i okolicznych szlaków.
Troszkę niżej budynek stacji meteo i górna stacja kolejki.




A przed nią ciekawy zielono- kwiecisty żleb, nad którym usadowiła się wąska turnica, nazwana Palcem. Nawet z ,,paznokciem''. 😉
Toteż i żleb poniżej został nazwany Żlebem pod Palcem.
W oddali zabytkowa dzwonnica.
Dzwon służył niegdyś do ratunkowej sygnalizacji w złych warunkach meteorologicznych.
Jesteśmy tuż przy granicy. Pagóry za granią główną, to już Słowacja.

Słowacja. Rycerowe Kopy


Gdy staniemy twarzą do dzwonnicy, po lewej mamy Dolinę Gąsienicową...
/poniżej/


...po prawej Goryczkową.-


Na wprost bardzo rzadko odwiedzana przez turystów i największa walna dolina Słowacji- Dolina Cicha, ze swym górnym piętrem Tomanową Liptowską.


Zaczyna się w miejscowości Podbańska, czyli w okolicach ,,czarnej plamy'' na mapie, gdzie nic nie dojeżdża.
Jeśli ktoś dotrze cudem do Podbańskiej i pokona długą, ok. 17 km. dolinę, może ostatecznie podejść od razu na Kasprowy. Bo szlak jest.
Jednak tak upierdliwych zakosów jak tam, rzadko można uświadczyć. Porównać je można z zakosami pod Osterwą. Zajmą nam przynajmniej 3 godziny. Nie licząc oczywiście przejścia doliną.
Szczerze polecam biegnący w prawo- odcinek czerwonego szlaku.
Piękna i bardzo ciekawa trasa Goryczkowymi Czubami.


Szlak przez Goryczkowe Czuby- opis

Połyskują metalicznie stawy w Gąsienicowej. Góruje nad nimi niepodzielnie Świnica.



Dolinę Gąsienicową dzieli na dwoje boczna grań ,,odświniczna''- monumentalna grań Kościelców.
My zejdziemy w lewą stronę, ale nie pierwszym możliwym wyborem.


Ten zbiega tuż za szczytem Suchą Doliną Stawiańską (górne piętro Gąsienicowej), wzdłuż nitki wyciągu narciarskiego.
Idziemy do następnej zejściówki, położonej za pobliskim szczytem- Beskidem.




A ten jest nawet wyższy od Kasprowego.
Mierzy bowiem 2012 m.
Fajna konstrukcja skałek z efektownym zejściem ku Przełęczy Liliowe.
Po drodze miniemy przełączkę Wyżnie Liliowe i słabo wybijającą się Liliową Kopkę.
 



A przełęcz? Rozłożysta, szeroka, miejsca tyle, że wesele można wyprawić.
Miękkie, ciepłe trawy aż zachęcają do położenia się i wypoczynku.




Stąd schodzi króciuteńki szlak zielony, łącznik- do dna Doliny Gąsienicowej.
Zejście łagodne, monotonne.
W podejściu gorsze.😉
 


Ma się wrażenie, że nie ma końca.
Z Liliowego odbiega historyczny szlak w kierunku Morskiego Oka.
Otóż i jego początek-


Szlak biegł przez Słowację. Doliną Walentkową, poprzez ramię Walentkowego Konia, Doliną Wierchcichą, przez Przełęcz Zawory, Kobylą Dolinkę, Dolinę Ciemnosmreczyńską i ostatecznie Wrotami Chałubińskiego schodził nad Morskie Oko.
Szlak długi, przepiękny, rzadko odwiedzany. Szczególnie od kiedy go zamknięto.
Można go skrócić w przypadku braku czasu i od Zaworów przez Gładką Przełęcz, zejść do Pięciu Stawów.
Nadal jest doskonale widoczny.
Do tego zdobią go nieliczne kopczyki.
Te są potrzebne głównie w Dolinie Walentkowej i przy podchodzeniu na ramię Walentkowego- tam można się ,,pomieszać''. Wcześniej i dalej droga narzuca się sama.
To, że ścieżyna jest nadal widoczna, świadczy o tym, że przynajmniej raz na jakiś czas prawdziwi tatrzańscy pasjonaci go przemierzają...
A warto! Gdybym chciała zauroczyć Tatrami kompletnego laika w ich temacie, powlokłabym go właśnie tam! 💖
Ale w tym wpisie, jak na razie schodzimy do Gąsienicowej,😉
a konkretnie do jej części zwanej Zieloną Gąsienicową, w której znajduje się większość stawów doliny.


Pierwszy i największy, widziany w dole - Zielony Staw Gąsienicowy. U jego zachodniego rogu mieni się niczym lustro- niewielki Kotlinowy Stawek.
Fajnym pomysłem na relaksujący dzień jest odwiedzenie wszystkich stawów tej doliny.
To prawda, że nie pod każdy dochodzi znakowany szlak, ale to nie jest żadnym problemem, gdyż łatwo dojść nad każdy.



Tylko dwa z nich wyschły niestety i możemy odwiedzić zarastające wgłębienia. Może przy sprzyjającym poziomie wód Samotniak jeszcze troszeczkę nabiera...
Nadal mam taką nadzieję, mimo tego, że informacje w internecie raczej tego nie potwierdzają. Drugim wyschniętym jest Dwoiśniak Wyżni. Ale w tym przypadku raczej już nie ma co liczyć że kiedykolwiek przybierze. Podobno w wyniku budowy nartostrady- woda zniknęła bezpowrotnie.
Od tej pory, zagłębienie wypełnia trawa i jagodziska.
A i kto nie wie gdzie był, nawet nie zwróci uwagi na niezbyt widoczną nieckę.
Może dodatkowo sprzyjającym faktem ku całkowitemu przeniesieniu się tych stawków w przeszłość, było to, że były one dość płytkie.
Dodatkowe naruszenie struktur geologicznych podczas budowy nartostrady, ostatecznie ułatwiło i tej resztce wody ucieczkę.
I być może woda z górnego zasila dziś ten dolny. Albo zwyczajnie wchłonął ją okoliczny potoczek.
Dwoiśniak Wyżni miał zaledwie ok. 0,2 m głębokości;
więc i tak bardziej przypominał sporą kałużę.
Ocalały Dwoiśniak Niżni-
(powyżej widoczna niecka po Wyżnim)
 




Z kolei Samotniak miał ok. 0.5 m. głębokości- więc też niespecjalnie dużo.
Tego nie szukałam jak na razie, ale jeszcze go znajdę!
Stawki, które przetrwały w dolinie mają ponad metr głębokości.
Faktem jest też, że nikt nie robił nic, aby powstrzymać unicestwienie stawków.
Słowacy, gdy tylko zrozumieli, że tracą Czarną Młakę, robili wszystko by do tego nie dopuścić. I dno jeziorka wyłożono iłem i gliną.
Dzięki temu do tej pory, turyści wędrujący u stóp Rohaczy, mogą wypoczywać nad urokliwym stawem.

I mała ciekawostka- najbliższa Murowańca Mokra Jama, do pewnego czasu nie byłą uwzględniana w wykazie stawów gąsienicowych. Czemu? Nie mam pojęcia. Jest całkiem spora.

 

Przy wysokim stanie wody, staje się jeziorkiem przepływowym (Czyżby dlatego jej nie uwzględniano? Tylko co to za powód...) i często zalewa pobliski szlak.

Do Murowańca już nie zaglądamy.
Zresztą- żadna przyjemność tam zaglądać.
To już dawno nie jest schroniskiem.
I nie chcąc obrazić nikogo, ani nie generalizując... Niestety- ale takie bydło, jakie tam ostatnio zagląda, skutecznie zniechęca do odpoczywania tam.
Pod budką z piwem, bardziej wyrafinowany i inteligentny język można usłyszeć, żeby nie powiedzieć, że jest on czystą poezją, w porównaniu do tego co zaprezentowali ostatnio ,,goście hotelu'' Murowaniec.
Ale sam ,,hotel'' nastawił się jak widać na taki typ klienta, a dla prawdziwych turystów nie ma już miejsc.
Rezerwacje pokoi z czasami rocznym wyprzedzeniem, bemar w jadalni, zakaz noclegu na podłodze, wyrzucanie ludzi po nocy, a ostatnio nowiutki apartament dla wyżej sr.... ,,robiących'' niż ( ( ) mających... To już nie ma nic wspólnego ze schroniskiem przyjaznym wędrowcowi i otwartym dla potrzebujących.
Oby takie wykrzywione maszkarony, udające schroniska upadły jak najszybciej.
Pomalutku- najpierw czarnym, potem niebieskim, a ostatecznie żółtym szlakiem, czyli przez Jaworzynkę; wracamy do Kuźnic.


Zawsze jakoś tak się utarło, że Jaworzynka wypada jako szlak powrotny.
Nie odważyłam się jeszcze nią podchodzić. 😀

Pętelka warta przemyślenia i wykonania, dla każdego ze średnią kondycją.
Wcale nie musi być wybitna.
Jak zawsze i wszędzie w górach- wyjście jak najwcześniej rano.
Kolejka rusza latem o 7.00.
Jest szansa dotarcia na szczyt przed pierwszym kursem, a wtedy nawet na Kasprowym można posłuchać ciszy.
Nikt nie zaprzeczy, że poranne mgły znikające w coraz wyżej wschodzącym słońcu, są zawsze wyjątkowe i długo można się w nie wpatrywać...