czwartek, 28 czerwca 2018

Jest piękna!
Lackowa- Beskid Niski


Z Muszyny jedziemy do Wysowej Zdroju.
Tam przy drewnianym kościółku greckokatolickim pod wezwaniem Św. Michała Archanioła, można zostawić samochód.
Jest też możliwość aby podjechać dalej i my z niej skorzystaliśmy.
Pod cerkwią, za niewysokim murkiem, drewniany słup z oznaczeniami szlaków.

 źródło- Wikipedia

Wraz z naszym zielonym szlakiem, w tym samym kierunku biegną szlaki niebieski i żółty.
Tylko chwilowo. Niebieski wkrótce odbija w lewo, w kierunku Obycza i Przełęczy Regetowskiej.
Nasz zielony skręci dla odmiany w prawo.
I tylko żółty, prosto wraz z szosą pobiegnie przez graniczną Przełęcz Wysowską, do słowackiej wioski- Hutisko.
Idąc od cerkwi, mijamy dom modlitwy zielonoświątkowców,
mostek i otoczony betonowym płotem dom gościnny 
,,U Krysi i Jasia''. 
Na narożnym słupku namalowane oznaczenie niebieskiego szlaku. 
Nie nasz, a jednak właśnie tu trzeba skręcić. 
Wąska szosa łagodnym zakolem mija domostwa i wyprowadza poza granice Wysowej.
Początkowo asfaltowa, przechodzi w końcu w drogę piaszczystą pośród łąk i w końcu niknie w ścianie lasu.


Wraz z naszym szlakiem, biegnie trasa na Świętą Górę Jawor, 
na której znajduje się malutka cerkiew Opieki Matki Bożej.
Cudowne źródełko, jakie wytrysnęło na górze, jest pamiątką objawień Maryi. 

źródło- Wikipedia

Dobrze oznaczone skrzyżowanie przed lasem- to miejsce gdzie chętni pójścia na Jawor, powinni skręcić.



Szlak z Góry Jawor można łatwo połączyć ze szlakiem na Lackową. 
O ile mamy trochę czasu w zapasie.
Od cerkwi jedynie kawałeczek, to nie znakowana żadnym szlakiem, wydeptana ścieżka. 

A że często przemierzana przez turystów, to i doskonale widoczna. Doprowadzi do czerwonego szlaku granicznego, 
który na wysokości Przełęczy Cigel'ka łączy się z naszym, 
zielonym szlakiem z Wysowej.
Wspomniałam o możliwości podjechania dalej.
Droga od wsi jest wygodna, a zakazu wjazdu brak.
Można dojechać aż do lasu. 




Stawiamy samochód obok innych, których właściciele, 
jak widać, mieli ten sam pomysł. 
W pobliżu sporo równiutko poukładanych stosów drewna.
Droga prowadzi leciutko pod górę, ponad cichym, suchym korytem potoku.  




Choć droga wkrótce rozwidla się, my nigdzie nie skręcamy. 
Trzymamy się biegnącej prosto- lewej odnogi.
Od miejsca gdzie postawiliśmy auto, do Przełęczy Cigel'ka 
jest ok. 1 km. 
Zajmie nam to jakieś 20 minut.
No chyba, że ruszaliśmy spod cerkwi, wtedy to będzie ok. 40-50 min.
Na przełęczy drewniana wiata, a pod nią spore zgromadzenie turystów.


Planują nawet ognisko i pieczenie kiełbasek.
Toteż nie pozostajemy tam długo.
Szlak zielony kończy się nieodwołalnie. 
Od teraz będziemy szli czerwonym szlakiem granicznym.

Istnieje możliwość przejścia ku pobliskiej, słowackiej wiosce, o tej samej nazwie co przełęcz- a więc Cigel'ka (nasza Cegiełka).

 
Granic bronią plątaniny pokrzyw i dzikich malin, lepiej niż najlepsi strażnicy.
Dopiero dalej widać przyjazną, bujną łąkę, nad którą pochylają się okoliczne szczyty.
Przygląda nam się majestatyczny Busov, najwyższy szczyt Beskidu Niskiego.




Wychyla się również Lackowa, ale idąc w tą stronę, jeszcze o tym nie wiemy.
Nasz szlak od tej pory będzie wspinał się ramieniem poprzedzającego Lackową- Ostrego Wierchu.

Wznosi się raz mocniej, raz słabiej, czasem biegnie całkiem płasko.
Widoków nie ma. 
Zaledwie czasami zamajaczy w nielicznych prześwitach po prawej stronie, bodajże najbardziej charakterystyczny budynek Wysowej- ośrodek uzdrowiskowy Biawena.


Nas otacza dostojny, szumiący las.
Buki o szarostalowych pniach, powichrowanych gałęziach, ciekawie powyginane, omszałe, pokryte naroślami, pęknięciami, 
do złudzenia przypominającymi ludzkie twarze, postaci zwierząt.







Słońce przedziera się wśród koron drzew, sieje poblaskami, a wraz z dobiegającym zewsząd śpiewem ptaków, przesyca las wyjątkowym nastrojem.







Na drodze ruchome, bezładnie rozsypane, ostrokrawędziste kamienie. 


Ścieżkę, którą podążamy, co jakiś czas przegradza zwalone drzewo.
Zwykle trzeba je okrążać, bo liczne, roztrzepane gałęzie skutecznie utrudniają przeskakiwanie.




Niekoniecznie trzeba być wyjątkowo romantycznym, 
aby dostrzec podobieństwo łagodnie powyginanych konarów, 
do smukłych, nagich ramion, ,,nóg długich do samej szyi''... ;),
można by rzec kobiecych?





A inne zupełnie odmienne- silniejsze, umięśnione, bardziej ,,męskie''.
A pośród nich- wiekowi ,,starcy'', chylący się ku ziemi, 
czasem już w nią wtuleni, powracający..., 
ustępujący przestrzeni życiowej młodym pokoleniom.
 




Towarzyszą nam cały czas czerwono-białe słupki graniczne.
Idziemy już dość długo i zdobyliśmy znaczną wysokość.
I jakoś nie przestraszyły nas słowa spotkanego na początku drogi- turysty, że Lackowa jest bardzo wymagającą górą 
i to niezależnie od tego, z której strony postanowimy ją odwiedzić.





Nawet przemknęła myśl, że chyba trochę przesadzał. ;)
No skoro jesteśmy już tak wysoko, to chyba niedaleko...
Wkrótce musieliśmy zweryfikować nasze myślenie.
Szlak czerwony nagle gdzieś znika, co wprawia nas w lekkie zakłopotanie.

Pojawia się za to żółty, w kierunku szczytu Ostrego Wierchu, docelowo wiodący do wsi Ropki, skąd istnieje możliwość ,,zrobienia'' pętelki do Wysowej.



Dostrzegamy na kolejnym drzewie oznaczenie, któremu trudno uwierzyć.
Nieubłagany nakaz skrętu w lewo, w dół. 
A na kolejnym drzewie, dla potwierdzenia- strzałka kierunkowa, 
z napisem ,,Lackowa''.



I żaden bunt nie pomoże. Szlak spływa bezlitośnie, wąziutką, mocno zarośniętą ścieżynką, ze zbocza Ostrego Wierchu, 
w kierunku Przełęczy Pułaskiego. 







Strata wysokości mocno zabolała.
Ale cóż było robić? 
Jeszcze ta świadomość, że trzeba będzie wrócić z powrotem, a nachylenie spore.
Po ulewie musi tu być niezła ślizgawka.

W ramach utworzonych przez ściany lasu, pojawia się wyniosły, dumny szczyt. 



Rozległy tak bardzo, że jego brzegi giną w okalających go drzewach.
Uparte myśli, że oto staje przed nami Królowa Beskidu Niskiego, nie dają się odgonić.
Ale czymże innym może być ta dumna, ciemnozielona ściana?



Słowa turysty spotkanego tuż za Wysową, o wymagającym podejściu, uderzają w nas teraz wystarczająco dobitnie.
A Ona patrzy na nas wyniośle.

Bukowy płaszcz stromo spływa z jej zboczy.
Już z daleka patrząc na warstwy zachodzących na siebie drzew, widać, że łatwo nie będzie.

Szkoda, że nikomu nie przyszło do głowy, aby poprowadzić alternatywny szlak z Cigel'ki, z pominięciem Ostrego Wierchu.
Kiedyś byłby za granicą, ale dziś mógłby być wspaniałą opcją na zdobycie Lackowej.
Tym bardziej, że w kierunku Przełęczy Pułaskiego, prowadziła niegdyś wygodna droga jezdna łącząca dwie przeciwległe wsie: Cigel'kę i istniejącą dziś już tylko na starych mapach- Bieliczną.

Droga od Cigel'ki jest wyraźna i bardzo dobrze utrzymana.
Ginie w chaszczach w pobliżu lasu i dalej trzeba się zmagać z zaroślami.
My schodząc z Ostrego, mijamy po ok. 10 min. jakąś boczną, również nieźle utrzymaną drogę, odchodzącą w prawo, w kierunku Bielicznej.  



Dziś pewnie wykorzystywana przez leśników, a i być może przez wielbicieli jazd konnych po leśnych traktach. 
W miejscowości Izby działa bowiem spora stadnina...
Być może owa droga to pozostałość po tamtych czasach?
Po czasach gdy Bieliczna rozbrzmiewała gwarem ludzkich rozmów i dziecięcym śmiechem...
Dziś pośród zielonych lasów i łąk jedynie mała cerkiew bieleje.


 źródło- Wikipedia

Na szczęście nie pozwolono jej zniszczeć. 
Tym bardziej, że jej powstanie datuje się na 1796 rok.  
Proboszcz pobliskiej Banicy zgromadził fundusze na remont i w 1985 roku przywrócono cerkwi świetność.
Druga cerkiew (prawosławna) jaka istniała we wsi, niestety uległa całkowitemu zniszczeniu.
W pobliżu cerkwi- stary cmentarz, miejsce spoczynku tych, którzy żyjąc tu niegdyś, paradoksalnie ,,uciekli'' przed wysiedleniem, oddając się tej ziemi na zawsze. 

Kruszą się kamienne pomniki, chylą metalowe krzyże... 
I tylko Bielicznianka płynąca za świątyńką maleńką, szumi tak samo jak wtedy...
Możliwość rozbicia namiotu w pobliżu cerkwi, 
rozpalenia ogniska, 
a nawet schronienia się we wnętrzu zawsze otwartej świątyni, 
pod skrzydłami Św. Michała Archanioła, który od zawsze tutaj stróżuje.
Wśród pospolitych drzew, wrosłe pomiędzy nie i zdziczałe dawne sady owocowe.
Do Bielicznej zaglądają prawdziwi zapaleńcy wędrówek i najczęściej ci, co wybierają podejście na Lackową, od-Izbową ,,ścianą płaczu''.
Warto odszukać stary trakt, choć po części zawłaszczony już przez naturę.






Schodzimy jeszcze niżej, aż na szerokie, zarośnięte siodło przełęczy, oddzielające Lackową od Ostrego.
Chwila prostej, płaskiej ścieżki. 
Lecz już po chwili dostrzegamy równie ostre co pokonane zejście, podejście na Lackową.



Blisko przełęczy utworzone przez spływającą wodą deszczową, rozpadlinki wypełnione błotem, a wokół nich całe stadka owadów.
Uprzykrzone, bzyczące towarzystwo ma nieliche problemy z trajektorią lotu. ;)
Buchają w twarz, natrętnie brzęczą przy uszach.
Na szczęście mniej tu krwiożerczych paskud, jakie okupowały lasy Radziejowej , którą odwiedziliśmy dzień wcześniej.
Tam były to w większości rozwścieczone gzy i komary, chmarami lecące za człowiekiem. 
Nie było szans przystanąć, aby odpocząć.
Skutecznie motywowały do szybszego przemierzania szlaku.
Tu więcej zwyczajnych much różnej wielkości.
Leśna ścieżka stromo ciągnie pod górę, zmusza do częstych odpoczynków.




Sporo luźnych, płaskich kamieni, które pewnie podczas potężnych deszczy, lubią zmieniać swoje położenie.
Wspinamy się na ramię, jakie Lackowa wysyła w kierunku Cigel'ki.
Ramię to ma swoją nazwę- Palenica.
Wejście na nią zajmuje ok. 40 minut.
Dotarłszy na grań, szlak skręca pod kątem prostym w prawo i prowadzi dalej, aż do kulminacji szczytu.




Spoglądając na lewo w kierunku Słowacji, mamy wrażenie, że tamtejsze zbocze jest o wiele bardziej strome.
Zgadza się. I dlatego prawdopodobnie, od tej strony nie ma żadnych wytyczonych szlaków na Lackową.
Zdobycie szczytu z tej strony pewnie jest możliwe, ale niewielu jest chętnych na walkę z mocno nachylonym, zarosłym zboczem, na dodatek pokrytym dość ruchomą glebą.




Im wchodzimy wyżej, tym bujniejsze pokrzywy, paprocie, splątane maliniska i jeżyny.
Słońce przebija się tu łatwiej, toteż roślinność z tego skwapliwie korzysta.
Widoków brak. Można głębiej sięgnąć wzrokiem na prawo, czyli na naszą, polską stronę. Ale i to pozwoli dostrzec jedynie dalej rosnące drzewa i wystające gdzieniegdzie skupiska szarych skałek.


Dalsza droga jest całkiem przyjemna, a już na pewno o niebo łagodniejsza.
Wąska, miejscami zarośnięta. Czasem jakieś drzewo przegradza ścieżkę... jeżyny szarpią za nogawki.
Dochodzimy do miejsca, gdzie na posiwiałym buku widnieje tabliczka: ,,Lackowa 997m. KPP Wieliczka''. 



To zaledwie strzałka kierunkowa, do szczytu jeszcze kawałek.
Z dołu, lewizną w poprzek zbocza podchodzi jakiś turysta.
Za nim gramoli się żonka.
Zapewne podchodzili od Izb, bo stamtąd biegnie leśna, nieoznakowana droga, o jakiej wiele osób wspominało na forach.

Dumny zdobywca podchodzi do tabliczki kierunkowej i robi sobie zdjęcia. 
Dopiero po chwili dociera do niego, że to jeszcze nie szczyt.
Z tego miejsca może z 10 min. do najwyższego punktu.
Już wkrótce dostrzegamy żółty, metalowy słupek z daszkiem i czerwoną skrzyneczką.


Naprzeciwko niego rozwidlony buk ze starszą drewnianą tablicą, 
z wyrytym i wypalonym imieniem szczytu.


W pobliżu kilka niewygodnych kamieni do posiedzenia, przewrócone drzewo, na którym wygodniej przysiąść niż na okolicznych głazach, naszykowane drewno na ognisko i otoczone kamieniami palenisko.


Całkiem przyjemnie. Na tyle, że postanawiamy skorzystać z paleniska i opiec sobie kilka kabanosków, jakie mamy w plecaku.
Królewski poczęstunek! I smakuje wyjątkowo.


Nieważne, że szczyt nie oferuje żadnych widoków.
Jest tu na tyle ciepło i gościnnie, że szkoda wracać z powrotem.
W głowie rodzi się nawet pomysł na powrót, tym razem z namiotem i zakotwiczenie tu przynajmniej na jedną nockę.


Tablice na słupku mówią o dalszym przebiegu szlaku.
Nasz czerwony, którym tu dotarliśmy to część Głównego Szlaku Beskidzkiego, na jaki porywają się najwytrwalsi.
Biegnie on z Beskidu Ślaskiego, poprzez Żywiecki, Gorce, Sądecki, Niski, a kończy się aż w Bieszczadach, we wsi Wołosate.
Odcinki w Beskidzie Niskim i Bieszczadach to najdziksze tereny całego G.S.B.
Na lackowych tabliczkach informacje o tych najbliżej położonych punktach. 
Chętni pójścia dalej, dotrą stąd na Czerteż (Čierťaž ) - jedno  z dwóch wzniesień szczytu Dzielec (niższe). 
Nie należy mylić z Huzarami, szczytem leżącym na pograniczu Beskidu Sądeckiego (konkretnie Gór Leluchowskich) i Niskiego,
do niedawna zwanym właśnie Czerteżem. 
Ten bowiem leży ponad 3 godz. od Lackowej.
Kolejny punkt tej trasy, to jeszcze dalej położona Polianka 
( nasza- Polanka) zawieszona nad uroczą dolinką o wyjątkowej, fajnej nazwie- Dolina Łepakitki. 
I wreszcie graniczna Przełęcz Kurovské sedlo- 
czyli po naszemu Przełęcz Tylicka.
Posiedzieliśmy w gościnnym, buczynowym królestwie, uwieczniliśmy nasz pobyt na zdjęciach. 
Czas nie chciał się zatrzymać, trzeba było wracać.





Tak jak przyszliśmy- z ramienia Palenicy na Przełęcz Pułaskiego 
i wąską, stromą dróżką na Ostry Wierch.
Całkiem nieźle poszło i szybko minęło to drapanie się pod górę.
O ile łatwiej, gdy człowiek już wie co go czeka i ma ku temu prawidłowe nastawienie. ;)
Tuż pod Ostrym Wierchem słychać trzaski i szurgotanie w gałęziach. 
Pierwsze skojarzenie wiadome- misiek!
Choć równie dobrze mogło to być cokolwiek, a nawet turysta kryjący się ,,za potrzebą''.

Ale człowiek zaniepokojony zapewne słyszy dźwięki trzy razy mocniej.
Trochę intensywnych oklasków, nawoływań, głośniejszej rozmowy i trzaski cichną.
A my schodzimy pomalutku, od słupka- do słupka, 
aż do wiaty na Przełęczy Cigel'ka.






Tu istnieje możliwość dalszego pójścia czerwonym szlakiem beskidzkim, poprzez Przełęcz pod Stawiskami 
( Na tabliczce- Sedlo Vyšný Tvarožec. Nazwa od pobliskiej wioski); i dalej do skrzyżowania z żółtym szlakiem z Wysowej, na przełęczy Wysowskiej ( wg. Słowaków Sedlo Blechnarka. Również nazwa od pobliskiej wioski, tym razem z polskiej strony ;) )
Ostatni punkt zaznaczony na pod-cigelkowskich tabliczkach to
Sedlo Regetovská voda- czyli po prostu Przełęcz Regetowska.




Szkoda, że ,,nasi'' nie zamieścili polskich nazw obok tych już umieszczonych. 
Szlak jest wszakże graniczny i nazwy powinny być tak polskie, jak i słowackie.
Tym bardziej, że ich nazewnictwo różni się znacznie.
No może tylko Regetowska przełęcz jest zrozumiała w obydwu językach.
Wygląda to tak, jakby u nas nikomu nie zależało, 
albo zwyczajnie nikt nie ma pojęcia o położeniu poszczególnych przystanków.
Tylko, że nasz turysta idąc z mapą, będzie szukał naszych nazw i nigdy ich nie znajdzie. 
A nawet stojąc w punkcie, którego szukał, może o tym nie wiedzieć. 
No gdzie przełęcz Wyżny Twarożec, do przełęczy Pod Stawiskami???

Niestety, mimo tego, że dziś w internecie sporo wiadomości, 
to rzetelnych informacji o Beskidzie Niskim, ciągle zbyt mało.
Ostatnio szukając zdjęć Busova, trafiłam na tę samą fotkę, raz podpisaną Busov, raz Lackowa.

Skręcamy na znany już zielony szlak. Żegna nas zanurzona ,,po same uszy'' w kałuży- sympatyczna żabka.
Śmiesznie wygląda ta mordka i wytrzeszczone gały w mętnej wodzie.




Szybko stajemy na polanie, gdzie czeka nasz samochód.
I wracamy o jeszcze całkiem przyzwoitej porze, na kwaterę w Muszynie.


Czy warto wybrać się na bezdroża Beskidu Niskiego? 
To każdy musi sam sobie odpowiedzieć.
Odmienne te wschodnie ziemie...
Tam na zachodzie, kto łaził choć trochę po okolicznych górkach, ten wie, że tam więcej świadectw historii ocalało. 
Chociażby zamki, które można zwiedzać przez cały urlop i wszystkiego dokładnie nie zobaczyć. 
Wiele z nich to dziś ruiny, ale sporo zostało odnowionych i pełni dziś funkcje restauracyjno- hotelowe.


A tu co pozostało? 
Zaledwie zmurszałe resztki dawnych chyż, piwniczek, dziury w ziemi, które niegdyś studniami, a dziś zagrożeniem są dla ciekawskich wędrowców. 
Zarosłe chaszczami sady, wchłania powoli las, a one nadal potrafią serdecznie ugościć przechodzącego turystę- słodkim, dzikim jabłuszkiem.
Najcenniejsze perły dawnych czasów- cerkwie, z których na szczęście sporo ocalono.
Niektóre zniszczały, rozgrabione.
Zostały po nich tzw. cerkwiska, mijane niezauważenie, zarosłe trawami po pas.
Szczęśliwie, znaleźli się ludzie, którzy nie pozwolili na pożarcie przez czas i przez głupotę, wszystkich świadectw historii.
Zebrane fundusze, pozwoliły na renowację i utrzymanie choć znikomej części z tego, co niegdyś zdobiło te ziemie.
Pośród pól, pod krzywymi jak starowinka o lasce, drzewami, schowane kapliczki.
Czasem bez żadnej figury, czy obrazu, czasem odnowione i zadbane...
Ciekawą musi być wyprawa śladami nieistniejących wsi.
A jest ich na tych terenach ponad 30.
Dawni mieszkańcy, spoczywają na zarosłych, często już niewidocznych cmentarzykach. 
Omszałe, wyryte cyrylicą w kamieniu- nazwiska, często trudno odczytać.
Krzyże metalowe, kamienne, nadgryzione czasem- stoją, lub leżą pośród traw. 
Postać Chrystusa, czasem odpadła od krzyża, niekompletna, poraniona i porzucona- jak te ziemie.

A może by tak... wziąć namiot na plecy i ruszyć w tę zieloną, szumiącą otchłań, odetchnąć niedoznanym, minionym?

Czy warto...?

.....Ja myślę, że tak 💙💙💙







,,I na niebie byłem ja jeden
Plotąc pieśni w warkocze bukowe...
I schodziłem na ziemię za kwestą
Przez skrzydlącą się bramę Lackowej... '' *** W. Bellon