piątek, 5 lutego 2016

Sarnim tropem...

Trasa z gatunku- oswajających z Tatrami. 
I dla tych, co potrafią stopniować trudności. Czyli I stopień wtajemniczenia :D 
Dolinka jest przyjemną opcją spacerową- 
warto zaplanować trasę/kółeczko- aby nie wracać tą samą drogą. 



Wejście Doliną Białego, Sarnia Skała, Strążyska, Ścieżka pod Reglami. Albo w drugą stronę ;) 
Jeśli mamy dobry czas- możemy urozmaicić wycieczkę o króciutki odcinek bezpłatny- Dolinkę ku Dziurze. 
Rewelacji tam nie ma, ale kochającemu Tatry, wypada znać i te okolice ;) 
No to zaczynamy w okolicach Wielkiej Krokwi. 
Spokojnie, łagodną trasą Ścieżki pod reglami, idziemy aż do żółtego szlaku wprowadzającego w dolinkę Białego. 
Uczęszczana przez turystów, łatwo dostępna dolinka reglowa. 
Dość wąska, głęboko wcięta między ścianki o rozmaitych kształtach, o charakterze wąwozu krasowego. 





Malownicze formy skalne, załomy i baniory, wygładzone prożki po których szemrze potok, niewysokie wodospady, kaskady. 
Zresztą, potok towarzyszy nam na całej długości dolinki. 



Patrząc na te baseniki wypełnione perlącą się zielono-błękitną wodą, nie raz myślałam, że przypominają jacuzzi ;) gdyby tylko nie ta temperatura :D 
Jedynym zasilającym strumykiem wpływającym do potoku Białego jest ten, okresowo spływający Siwarowym Żlebem.



Las pierwotny, buczynowo-jodłowy, (świerki zawleczone w obszar Tatr, nie są tu bowiem, wbrew pozorom rodowitą roślinnością...) zamieszkany przez chronione gatunki ptactwa, w tym cietrzewie i głuszce.



Ze względu na mieszkańców i roślinność, dolinka jest objęta rezerwatem. Na szczęście- częściowo ,,użyczonym'' turystycznie. Wkomponowano weń drewniane mostki i ławeczki dla odpoczywających. 

Wapienne skałki o ciekawych kształtach nadają wyjątkowo bajkowego charakteru. 
Jest to jedno z niewielu miejsc gdzie kosówka schodzi wyjątkowo nisko- na nietypową dla siebie wysokość. 

Dolinka Białego ma również swoją własną przeszłość wydobywczą. 
W latach 50-tych poszukiwano na terenie Tatr, uranu. 
Liczniki Geigera wskazywały na jego obecność, właśnie w skałach Wielkiej Krokwi. Rosjanie uznali, że warto rozpocząć wydobycie rudy. 
Urobek transportowano wagonikami ciągniętymi przez konie. 
Wszystkie prace prowadzono w ścisłej tajemnicy. Szlak zamknięto dla turystów. 
Wszelkich możliwych dojść do doliny, strzegły uzbrojone patrole z psami. 
Jak napisał Józef Nyka w przewodniku „Tatry Polskie" : ,,próbowano eksploatować łupki bogate w powulkaniczne tufity, zawierające pewne ilości uranu i toru- 
zbyt małe, by ich wydobycie miało praktyczny sens''. 
Powyżej pierwszego, łatwo dostępnego wejścia do sztolni, widocznego ze szlaku, znajduje się drugie wejście, 
położone wyżej i poza szlakiem. 
Główne korytarze sztolni mają wiele odgałęzień.
 



Część z nich, przez lata uległa częściowemu zasypaniu, a może została zasypana...? 
W sztolniach Doliny Białego występuje również wysokie stężenia radonu. Pierwiastek ten powstaje w wyniku rozpadu radu, naturalnego pierwiastka promieniotwórczego. 
Rosjanie po kilku latach eksploatacji tamtejszych skał, zakończyli wydobywanie uranu w Tatrach. 
Ruda okazała się niskoprocentowa i wydobycie stało się nieopłacalne. Przenieśli się za to w inne rejony – głównie Sudety. 
Do dziś informacje na temat ilości wydobytego przez ZSRR w Polsce uranu, są dość rozbieżne. Wiadomo wszak, że wszelkie informacje związane z działalnością Rosjan, były (i są do dzisiaj;) tajne. 
Badania wskazują, że ściany sztolni i skały Wielkiej Krokwi nadal skrywają śladowe ilości uranu. 
Promieniowanie w okolicy  i w samej dolinie, nie stanowi zagrożenia dla spacerowiczów. 
Mówi się natomiast, że zbyt długie przebywanie w sztolni- może być szkodliwe dla zdrowia, głównie ze względu na rakotwórczy radon. 
Z drugiej strony- radon jest obecny również w jaskiniach udostępnionych turystycznie- w tym w Jaskini Mroźnej. 
Ponieważ, na bieżąco wydostaje się on z gleby, a jaskinie są obiektami ograniczonymi przestrzennie, kumuluje się on w nich w większych ilościach, niż na przestrzeni otwartej. Logiczne. 
Jednak jest to wystarczający powód, by wejście do sztolni Białego, zostało zamknięte przed ciekawskimi- drewnianą kratą.



Na ile są to rzeczywiste zagrożenia, a na ile chodzi tu o powstrzymanie wścibskich zaglądaczy... i o ochronę obiektu przed dewastacją, przez wandali-(bo i tacy niestety istnieją, a dolinka jest nie dość, że łatwo dostępna, to i położona blisko miasta) -tego się raczej nie dowiemy :)

Wracając do naszej wycieczki... 
Pomijając niewątpliwe uroki otoczenia, sam szlak raczej monotonny, wznosi się uparcie i powoli, widoki mocno ograniczone. 
Dochodzimy nad urokliwy, trójschodkowy wodospad.



W pobliżu ławy dla odpoczywających. 
Dalej szlak skręca w prawo i następnie wybiegając ponad wodospadzik, zakosami prowadzi przez las.



Droga jest poprzeplatana korzeniami drzew i zwykle błotnista. Jeszcze ok. 1 km i zmieniamy kolor... Jesteśmy na czarnym szlaku.
Możliwość wyboru kierunku dalszej drogi.
W lewo Ścieżką nad Reglami w kierunku Kalatówek. 
W prawo- ku Czerwonej przełęczy (dla chętnych-Sarniej Skały) i dalej ku Dolinie Strążyskiej. 
Wybraliśmy oczywiście drugą opcję. 
Szlak równomiernie wznosi się i obniża - dzięki czemu można trochę odetchnąć. W prześwitach drzew obserwujemy nasz cel.



Z daleka przypomina (przynajmniej mi ;) bardziej świnkę morską, niż sarnę ;) Kwestia wyobraźni :D. 
Na niedługo przed Wolarzyskiem, szlak stromieje, specjalnych trudności brak, można się co najwyżej troszeczkę zasapać. 
No i po deszczu- a akurat wtedy gdy szliśmy, tak było- kamienne schodki są śliskie. 
Na błocie pomiędzy korzeniami również można ,,pojechać''.

Czerwona Przełęcz (Wolarzysko) to piaszczysto-kamienisty plac, gdzieniegdzie porosły trawą i otoczony drzewami.
Kolor skał podłoża jest czerwonawy- stąd nazwa. 
Z przełęczy udajemy się na widoczne po prawej ręce skałki, czyli Sarnią. 
Szczyt Sarniej jest dość rozległy. Sporo miejsca do odpoczynku.
Ze szczytu wyrastają grupy skałek o różnorodnych kształtach.
Chętni wdrapują się również i na te skalne fotele
W myśl zasady: ,,dać kurze grzędę...'' ;) 
Po przeciwnej stronie- niegdyś dostępny, dziś całkowicie zarosły i zawalony wiatrołomami- Suchy Wierch. 
Bardzo dawno temu istniał tam czerwono znakowany szlak wiodący właśnie z Suchego Wierchu, na Wielką Rówień. 
Do dziś nie ma jednak już po nim śladu.



O ile Śpiący Rycerz ma dobry nastrój i pozwoli na siebie popatrzeć, możemy cieszyć się najwspanialszymi widoki na jego najbardziej niedostępną- północną ścianę. 
Respekt budzą dwa potężne żleby -szczególnie Szczerba, bo żleb Kirkora chowa się w połowie, za Wielkim Giewontem; oraz kominy Długiego Giewontu. 
Gdy ktoś wie gdzie szukać wzrokiem, dostrzeże na wprost otwór Juhaskiej Groty w skale. Wejście do niej to Orle Okno- nazwa z czasów, gdy chętnie zaglądały tam orły. Jaskinia dzięki Oknu, jest jaskinią widną. Jednak dojście do niej wymaga już umiejętności posługiwania się liną. Dlatego jaskinia jest dostępna tylko dla wybranych. 
My chyba nie do końca zasłużyliśmy na widzenie, bo Rycerz otulał się woalem chmur. Czasem mniej, czasem bardziej widoczny- ale żeby tak całkiem się odkrył, to nie było szans.



Moje zaciekawienie topografią ścian północnych, a przede wszystkim zamkniętymi szlakami na Giewont, ...
( I- zwany szlakiem Kirkora. Nie należy mylić ze żlebem Kirkora! Taki sposób nazywania szlaku, był przyczyną wielu nieszczęśliwych wypadków w owym żlebie. Tymczasem dawny szlak - nigdy nie biegł żlebem! Wejście środkiem żlebu, wymaga umiejętności taternickich. Tymczasem szlak Kirkora był turystycznym. Mimo wszystko.///

II- to szlak żlebem Warzechy, do przełęczy Bacug; który to dalej łączył się z aktualnym do dzis szlakiem z Grzybowca. Był to najkrótszy możliwy sposób wejścia na Giewont :) )


 ...kazało uporczywie wpatrywać się przez lornetkę, w mgiełkę, wiszącą w powietrzu;
ale niestety nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. 


 

 A tak biegły wspomniane powyżej, historyczne szlaki-
czerwony- szlak Kirkora, (wykropkowana trasa, to niewidoczna z naszego położenia- część szlaku)
żółty- żlebem Warzechy.




Po sesji fotograficznej na Sarniej, ruszamy dalej.







Tym razem w kierunku Doliny Strążyskiej. 
Zejść trzeba z powrotem na Czerwoną Przełęcz. Potem w prawo.
Zejście podobne do wejścia- błotko i korzenie drzew. 
Ponieważ wciąż łapię poślizgi, omijam bokiem gdzie się da, przytrzymując się pni okolicznych drzew. 
Mijamy po lewej starą ścieżkę, na niej znak z zakazem wchodzenia. Prawdopodobnie zakazana trasa wiedzie ku Wielkiej Równi. 
Mniej więcej po 40 min. jesteśmy w Strążyskiej. 
Tuż przy króciutkim szlaku prowadzącym do Siklawicy. 
Warto i tam skoczyć na chwilę- tym bardziej jeśli nie mamy w planach okolicznych tras.



Zejście doliną w kierunku Ścieżki pod reglami- ,,0'' trudności. 
Już na długo przed zejściem z czarnego szlaku pojawiają się po obu stronach charakterystyczne wielkie, zielone liście.



Typowe dla cienistych , wilgotnych miejsc. A Strążyska obfituje w nie wyjątkowo. Będą nam towarzyszyć do samego wyjścia. 
 To lepiężniki. Jak dla mnie pachną okropnie. Lekami, maściami...
I coś w tym musi być-bo stosowano je w medycynie naturalnej już od wieków.




Dolina nie jest zbyt długa. Niecała godzinka do bramki wejściowej, do tego jednak kolejna godzinka- na dojście pod Krokiew. 
Szczególnie jeśli w tamtych okolicach zostawiliśmy auto. 

Szlak na Sarnią nie jest ani trudny, ani specjalnie wymagający kondycyjnie. Urok reglowych dolin niepodważalny. 
Symbol Zakopanego na wyciągnięcie ręki. Warto się wybrać i ocenić samemu walory tej trasy.

poniedziałek, 1 lutego 2016

Dolina Kościeliska



Odpowiedni szlak dla początkujących. 
Odpowiedni na rozruszanie się, przed czymś poważniejszym. 
Wiele osób, swoją przygodę z Tatrami zaczyna właśnie od niej.
Dolina walna, do której wejście znajduje się tuż przy szosie głównej, w miejscowości Kiry.
Szlak należy do najprostszych w Tatrach. 




Szeroką i dość wygodną drogą, spacerują zarówno grupy wycieczkowe, jak i całe rodziny- 
począwszy od najmniejszych, a skończywszy na najstarszych ;) 




Jeśli ktoś poszukuje w tej dolinie ciszy i spokoju- powinien zacząć swą wycieczkę bardzo wcześnie rano. 
W dolinie nadal utrzymuje się ( na szczęście!!! ) tradycyjny wypas owiec... 



Ci, którzy chcą zaoszczędzić siły, z różnych powodów, albo zwyczajnie lenistwo bierze górę- 
mogą cztery kilometry podjechać bryczką. Rzecz jasna- za odpowiednią opłatą. 




Jakkolwiek pokonamy wstępne kilometry, znajdziemy się na pięknej szerokiej polanie, 
na której ustawiono kilka drewnianych ławeczek, dla lekko (bo tam nie da się zmęczyć ;) ) zmęczonych turystów. 





Polana w czasie lata, tonie w płomieniach fioletu wierzbówki kiprzycy i akompaniamencie owadziej braci brzęczącej :D 
Po prawej stronie huczy potok Kościeliski, a nad nim pochyla się swymi potężnymi ścianami Kominiarski Wierch.






Po przeciwnej stronie- polanę okalają poniższe szczyty należące do potężnego masywu Czerwonych Wierchów (konkretnie do Ciemniaka). 



Idąc dalej, przekraczamy kładkę na potoku i wkraczamy w najciekawszą część doliny. 



Skalne wrota i fantastyczne skałki Wyżniej Kościeliskiej Bramy, nawet w najcieplejsze dni, 
skąpane w chłodzie bijącym od strumienia- zachwycają wielu turystów. 
Wiele osób tu najczęściej robi zdjęcia. 



Po lewej stronie Skała Pisana - na której dawni zdobywcy składali swoje podpisy.
W tamtych czasach, w góry chodziło niewielu. Nie tak jak dzisiaj. 
To byli pierwsi eksploratorzy, pierwsi, którzy odważyli się zapuścić w głąb królestwa przyrody. 
Królestwa, które niegdyś było także schronem dla niekoniecznie legalnej- działalności zbójnickiej. 
Spod Skały Pisanej, z otworu Jaskini Wodnej, wypływa perliście strumień. 
Jest to ten sam, który ok. 200 m powyżej wlewa się do podziemnego koryta, 
aby przepłynąwszy szczelinami, wydostać się na powierzchnię właśnie w Jaskini Wodnej. 
Część wody wydobywa się również pod Turnią Raptawicką. Jest to tzw. ponor. 
Przez wiele lat do jaskini wchodzili poszukiwacze skarbów zbójnickich. 
Świadczą o tym rysunki na skale -w tym rysunek poszukiwacza z lampą w ręku. 
Dziś ciężko te podpisy i rysunki dostrzec- ,,ząb czasu'' robi swoje. 
Wg. legend tu właśnie znajdowało się wejście do groty śpiących rycerzy. 
Raz na rok- kowal, niejaki Fatla, miał wchodzić do tej jaskini, aby podkuwać rycerskie konie. 
Za każdym razem udzielał on rycerzom odpowiedzi na pytanie : ,,Czy już czas?''. 
Nad wejściem do jaskini, rzeźbiarz Juliusz Bełtowski w 1896 wykuł nawet postać śpiącego rycerza. 
Dziś płaskorzeźba jest ledwie dostrzegalna, a turyści mijają ją obojętnie. 





Warto, zatrzymawszy się przed Pisaną, przyjrzeć się dokładniej skale, 
która była świadkiem wielu ciekawych zdarzeń na przestrzeni wieków... 




Szlak biegnąc dalej, delikatnie zmienia swój charakter- 
ścieżka wznosi się i opada, aby wreszcie wprowadzić w cienisty stary las. 
Jeszcze chwila drogi i po prawej stronie ukazuje się budynek schroniska. 



Wiosennie. Kaczeńce w okolicach ostatniego mostka przed schroniskiem. 

 Jesteśmy na Małej Polance Ornaczańskiej, na wysokości ok. 1100 m.n.p.m. 

Jest ono ,,następcą'' schroniska stojącego niegdyś na Hali Pysznej. 
Azylu turystów i narciarzy, który został spalony w czasie wojny. 
Dziś stojąc przed schroniskiem Goetla, (bo takie imię nosi schronisko ornaczańskie...) 
możemy jedynie wpatrywać się tęsknie, w zieloną otchłań Doliny Pysznej. 


Na wprost mamy (w pogodne dni  ) wspaniały widok na grań główną Tatr Zachodnich, z królową na czele- czyli Bystrą. 



Dojście do schroniska nie zajmuje zbyt dużo czasu, toteż warto rozważyć zwiedzenie którejś z kilku bocznych odnóg szlaku głównego. 
Może to być zwiedzanie jaskiń- w które akurat Kościeliska obfituje wyjątkowo. 
Właśnie tu znajdują się najprostsze jaskinie przystosowane do zwiedzania turystycznego, 
do których wiodą oznakowane szlaki. 
Jaskinie o większym stopniu trudności, z których najwięcej jest w masywie Czerwonych Wierchów, Kościeliskiej i Kominiarskiego- są dostępne jedynie dla grotołazów. 
Oprócz jaskiń, warto poznać szlak Wąwozem Kraków- 
który jest miejscem o wyjątkowym mikroklimacie i roślinności niespotykanej w innych rejonach tatrzańskich. 
Szlak na Halę Stoły- fragment dłuższego niegdyś szlaku biegnącego aż na Kominiarski Wierch 
i dalej do Iwaniackiej Przełęczy. 
Szlak wyznakowany przez Mieczysława Karłowicza, dziś okrojony jedynie do wspomnianej hali. 
Reszta została objęta rezerwatem, a powodem zamknięcia było rzekome gniazdowanie orła przedniego w urwiskach Kominiarza. 
Osobiście śmiem wątpić w ten powód- tak to już jest, że jak się zamyka jakiś szlak, 
to ,,ochrona przyrody'' jest ku temu najlepszym pretekstem. 
 Kościeliska może być również wstępem do poważniejszych wypraw. 
Z górnej części doliny wybiega żółty szlak na Ornak i zielony na Ciemniak-przez Dolinę Tomanową. 
Natomiast przed pierwszym mostkiem na potoku Kościeliskim, odbija szlak czerwony na Czerwone Wierchy, przez Chudą Przełączkę. 






  Jeśli jednak decydujemy się jedynie na spacer do schroniska- skosztujmy koniecznie ornaczańskiej szarlotki. Ciacho flagowe schronisk tatrzańskich. 
 Warto spróbować w każdym schronisku i osobiście przekonać się, gdzie nam najbardziej smakuje. ;) 
Ja mam swoją faworytkę, ale to zawsze może się zmienić.... edytując: no i właśnie się zmieniło.
To był deser chochołowski. Cóż, porcja nie dość że zmalała, to smak został zwyczajnie spaprany.
Ktoś przegina z cynamonem, a jabłkowe nadzienie zalatuje chemicznie.

 Kiedyś najlepsza była gdzie indziej...lecz niestety również straciła na jakości ;)
Ananasowo- jabłkowe nadzienie morskoocznej szarlotki było wspaniałe.
Było...
Trzeba więc próbować dalej. Widać palma pierwszeństwa jest przechodnią. ;)

Ornaczańska słodkość jest polecana w dwóch wersjach: zimowej i letniej. 



Schronisko przyjmuje na nocleg nawet wtedy gdy brak miejsc w pokojach i oby się to nigdy nie zmieniło. 
Idea schroniska nie powinna upaść tak jak stało się to z byłym schroniskiem Hali Gąsienicowej-Murowańcem, 
który zostawiając sobie nazwę ,,schroniska'' stał się hotelem dla klientów wyższej kategorii, 
niż potrzebujący wędrowcy... 

 Kościeliska jak i jej siostra zza miedzy, czyli Chochołowska, to doliny, 
które przez stulecia słynęły jako tereny wydobywczo- hutnicze. 
Zainteresowani mrokami historii, mogą pokusić się o poszukiwania śladów dawnej świetności doliny. 
Najstarsze wzmianki o kopalniach z tamtych rejonów pochodzą z ok. 1400 roku. 
Zaczynano od wydobycia miedzi i srebra. Nadzieja była również na złoto. 
Jednak plotka o ,,złotym piasku'' w Kościeliskim Potoku, pozostała tylko plotką. 
Przez wieki, tatrzańskie górnictwo, na zmianę podupadało i budziło się do życia. 
Ożywienie przemysłu wydobywczego nastąpiło ok. 1824 roku, gdy odkryto, 
że najlepiej opłacalną w wydobyciu jest ruda żelaza, a niektóre rejony Tatr- w tym właśnie Kościeliska, 
oferują rudę z bardzo wysoką zawartością tego metalu. 
Wojenne zawirowania napędzały popyt na wydobycie i przetop żelaza. 
W samej dolinie, na Ornaku, jak i w okolicznych dolinkach powstały nowe sztolnie. 
Na polanie Stare Kościeliska powstał zakład hutniczy, przeniesiony później do Kuźnic. 
W górnej części doliny, na polanie Młyniska, ruszył zakład oczyszczania rudy „Na Kunsztach”. 
Kiedy w drugiej poł. XIX w. rynek galicyjski zalało tanie żelazo pruskie i angielskie, 
wydobycie w Tatrach znów stało się nieopłacalne. 
Ostatecznie podjęto decyzję o wygaszeniu wielkiego pieca w Kuźnicach w 1875 r. - 
i jest to symboliczna data końca epoki górniczo-hutniczej w Tatrach i początku nowej – turystycznej.
 Do dziś w dolinie i jej okolicach, można odnaleźć pozostałości dawnych lat. 
Na Starych Kościeliskach istniało osiedle górnicze. 
Stała tu huta metali kolorowych, domy dla górników, karczma i kapliczka. 




Kapliczka Zbójnicka Figura Maryi Niepokalanej, wewnątrz kapliczki. 

 Wraz z przekwalifikowaniem się górnictwa, na wydobycie rudy żelaza, 
również hutę przerobiono na hutę żelaza. 

Dziś ocalała jedynie kapliczka-zwana zbójnicką, po budynkach zostały jedynie szczątkowe fundamenty,
 pozostałości koryta doprowadzającego wodę do urządzeń huty, widoczne w zachodniej części doliny 
(punkt poboru wody znajdował się przy Lodowym Źródle). 
Do huty zwożono rudę z Kopek Kościeliskich, ze sztolni na zachodnim zboczu doliny niedaleko polany 
(pozostała po niej hałda i zagłębienie w ziemi, 
 (obecnie czarny szlak ścieżki nad reglami biegnie po dawnej drodze prowadzącej do tej sztolni), 
ze Stołów i innych sztolni położonych w górnej części doliny. 
W żlebie Żeleźniak, w kopalni Maturka wydobywano najczystszą rudę żelaza. 
Zawartość metalu w rudzie sięgała tam 70%, przy średniej dla Tatr ok. 20%. 
Mijając krzyż Wincentego Pola, warto wiedzieć że podstawę krzyża stanowi kamień młyński, 
pochodzący z młyna kruszcowego z zakładu ,,Na Kunsztach''. 
Zakład ten mieszczący się na polanie Młyniska zajmował się wydobyciem rud miedzi i srebra, 
ich mieleniem i wypłukiwaniem czystego surowca. 
Pozostałości sztolni są również na polanie Smytniej, w żlebie Ornaczańskim, 
przy szlaku na Iwaniacką Przełęcz, oraz w Żlebie pod Banie. 
W tym ostatnim odkryto pozostałości po ok. 6 sztolniach, w tym największej- ,,Czarne Okno''. 
Inne uległy zasypaniu. 
U ujścia żlebu stał zakład hutniczy, z wielkim piecem otoczonym kopcem. 
W pobliżu resztki fundamentów zakładu... 
Niestety, jak już wspomniałam, tereny polany Młyniska i wspomniane żleby- 
dziś wchodzą w skład ścisłego rezerwatu ,, Pyszna, Tomanowa, Pisana''. 

Droga hawiarska łącząca sąsiednie doliny biegła przez dostępną dziś żółtym szlakiem- 
przełęcz Iwaniacką. 
(INFORMACJE NA TEMAT PRZEMYSŁU WYDOBYWCZEGO W TATRACH -
ZACZERPNIĘTE W DUŻEJ MIERZE- ZE STRONY 
http://na-szlaku.pl/poznaj/koscieliska-chocholowska-sztolnie . ) 
Dolina Kościeliska to również jedno z wielu miejsc w Tatrach, które znacznie ucierpiały podczas grudniowego halnego w 2013 roku. 
Dokładnie w Święta Bożego Narodzenia, bezlitosna wichura wyłamała olbrzymie połaci lasu. 
Smutny był widok polan i zboczy usianych połamanymi jak zapałki drzewami. 
Szlak niegdyś wiodący wśród szumiących smreków, dziś w większości wiedzie wśród pustych polan. 
Szczególnie ucierpiały lasy w pobliżu wylotu doliny. 
Ziemia jest zryta przez ciężki sprzęt, jaki ściągnięto celem usunięcia połamanych drzew. 







Wiele lat będzie potrzeba, zanim przyroda zaleczy rany. 
I tak niezbyt głębokie, w porównaniu do kalamity jaka nawiedziła Tatry Słowackie w 2005 roku. 
Wtedy wiatr osiągał 230 km/h. Stuletni las przestał istnieć. 
Na szczęście przyroda się nie poddała ani wtedy, ani dziś. 
Odradza się na naszych oczach, aby po latach znowu dumnie pokazać się kolejnym pokoleniom... 
..................................................................................................