piątek, 5 lutego 2016

Sarnim tropem...

Trasa z gatunku- oswajających z Tatrami. 
I dla tych, co potrafią stopniować trudności. Czyli I stopień wtajemniczenia :D 
Dolinka jest przyjemną opcją spacerową- 
warto zaplanować trasę/kółeczko- aby nie wracać tą samą drogą. 



Wejście Doliną Białego, Sarnia Skała, Strążyska, Ścieżka pod Reglami. Albo w drugą stronę ;) 
Jeśli mamy dobry czas- możemy urozmaicić wycieczkę o króciutki odcinek bezpłatny- Dolinkę ku Dziurze. 
Rewelacji tam nie ma, ale kochającemu Tatry, wypada znać i te okolice ;) 
No to zaczynamy w okolicach Wielkiej Krokwi. 
Spokojnie, łagodną trasą Ścieżki pod reglami, idziemy aż do żółtego szlaku wprowadzającego w dolinkę Białego. 
Uczęszczana przez turystów, łatwo dostępna dolinka reglowa. 
Dość wąska, głęboko wcięta między ścianki o rozmaitych kształtach, o charakterze wąwozu krasowego. 





Malownicze formy skalne, załomy i baniory, wygładzone prożki po których szemrze potok, niewysokie wodospady, kaskady. 
Zresztą, potok towarzyszy nam na całej długości dolinki. 



Patrząc na te baseniki wypełnione perlącą się zielono-błękitną wodą, nie raz myślałam, że przypominają jacuzzi ;) gdyby tylko nie ta temperatura :D 
Jedynym zasilającym strumykiem wpływającym do potoku Białego jest ten, okresowo spływający Siwarowym Żlebem.



Las pierwotny, buczynowo-jodłowy, (świerki zawleczone w obszar Tatr, nie są tu bowiem, wbrew pozorom rodowitą roślinnością...) zamieszkany przez chronione gatunki ptactwa, w tym cietrzewie i głuszce.



Ze względu na mieszkańców i roślinność, dolinka jest objęta rezerwatem. Na szczęście- częściowo ,,użyczonym'' turystycznie. Wkomponowano weń drewniane mostki i ławeczki dla odpoczywających. 

Wapienne skałki o ciekawych kształtach nadają wyjątkowo bajkowego charakteru. 
Jest to jedno z niewielu miejsc gdzie kosówka schodzi wyjątkowo nisko- na nietypową dla siebie wysokość. 

Dolinka Białego ma również swoją własną przeszłość wydobywczą. 
W latach 50-tych poszukiwano na terenie Tatr, uranu. 
Liczniki Geigera wskazywały na jego obecność, właśnie w skałach Wielkiej Krokwi. Rosjanie uznali, że warto rozpocząć wydobycie rudy. 
Urobek transportowano wagonikami ciągniętymi przez konie. 
Wszystkie prace prowadzono w ścisłej tajemnicy. Szlak zamknięto dla turystów. 
Wszelkich możliwych dojść do doliny, strzegły uzbrojone patrole z psami. 
Jak napisał Józef Nyka w przewodniku „Tatry Polskie" : ,,próbowano eksploatować łupki bogate w powulkaniczne tufity, zawierające pewne ilości uranu i toru- 
zbyt małe, by ich wydobycie miało praktyczny sens''. 
Powyżej pierwszego, łatwo dostępnego wejścia do sztolni, widocznego ze szlaku, znajduje się drugie wejście, 
położone wyżej i poza szlakiem. 
Główne korytarze sztolni mają wiele odgałęzień.
 



Część z nich, przez lata uległa częściowemu zasypaniu, a może została zasypana...? 
W sztolniach Doliny Białego występuje również wysokie stężenia radonu. Pierwiastek ten powstaje w wyniku rozpadu radu, naturalnego pierwiastka promieniotwórczego. 
Rosjanie po kilku latach eksploatacji tamtejszych skał, zakończyli wydobywanie uranu w Tatrach. 
Ruda okazała się niskoprocentowa i wydobycie stało się nieopłacalne. Przenieśli się za to w inne rejony – głównie Sudety. 
Do dziś informacje na temat ilości wydobytego przez ZSRR w Polsce uranu, są dość rozbieżne. Wiadomo wszak, że wszelkie informacje związane z działalnością Rosjan, były (i są do dzisiaj;) tajne. 
Badania wskazują, że ściany sztolni i skały Wielkiej Krokwi nadal skrywają śladowe ilości uranu. 
Promieniowanie w okolicy  i w samej dolinie, nie stanowi zagrożenia dla spacerowiczów. 
Mówi się natomiast, że zbyt długie przebywanie w sztolni- może być szkodliwe dla zdrowia, głównie ze względu na rakotwórczy radon. 
Z drugiej strony- radon jest obecny również w jaskiniach udostępnionych turystycznie- w tym w Jaskini Mroźnej. 
Ponieważ, na bieżąco wydostaje się on z gleby, a jaskinie są obiektami ograniczonymi przestrzennie, kumuluje się on w nich w większych ilościach, niż na przestrzeni otwartej. Logiczne. 
Jednak jest to wystarczający powód, by wejście do sztolni Białego, zostało zamknięte przed ciekawskimi- drewnianą kratą.



Na ile są to rzeczywiste zagrożenia, a na ile chodzi tu o powstrzymanie wścibskich zaglądaczy... i o ochronę obiektu przed dewastacją, przez wandali-(bo i tacy niestety istnieją, a dolinka jest nie dość, że łatwo dostępna, to i położona blisko miasta) -tego się raczej nie dowiemy :)

Wracając do naszej wycieczki... 
Pomijając niewątpliwe uroki otoczenia, sam szlak raczej monotonny, wznosi się uparcie i powoli, widoki mocno ograniczone. 
Dochodzimy nad urokliwy, trójschodkowy wodospad.



W pobliżu ławy dla odpoczywających. 
Dalej szlak skręca w prawo i następnie wybiegając ponad wodospadzik, zakosami prowadzi przez las.



Droga jest poprzeplatana korzeniami drzew i zwykle błotnista. Jeszcze ok. 1 km i zmieniamy kolor... Jesteśmy na czarnym szlaku.
Możliwość wyboru kierunku dalszej drogi.
W lewo Ścieżką nad Reglami w kierunku Kalatówek. 
W prawo- ku Czerwonej przełęczy (dla chętnych-Sarniej Skały) i dalej ku Dolinie Strążyskiej. 
Wybraliśmy oczywiście drugą opcję. 
Szlak równomiernie wznosi się i obniża - dzięki czemu można trochę odetchnąć. W prześwitach drzew obserwujemy nasz cel.



Z daleka przypomina (przynajmniej mi ;) bardziej świnkę morską, niż sarnę ;) Kwestia wyobraźni :D. 
Na niedługo przed Wolarzyskiem, szlak stromieje, specjalnych trudności brak, można się co najwyżej troszeczkę zasapać. 
No i po deszczu- a akurat wtedy gdy szliśmy, tak było- kamienne schodki są śliskie. 
Na błocie pomiędzy korzeniami również można ,,pojechać''.

Czerwona Przełęcz (Wolarzysko) to piaszczysto-kamienisty plac, gdzieniegdzie porosły trawą i otoczony drzewami.
Kolor skał podłoża jest czerwonawy- stąd nazwa. 
Z przełęczy udajemy się na widoczne po prawej ręce skałki, czyli Sarnią. 
Szczyt Sarniej jest dość rozległy. Sporo miejsca do odpoczynku.
Ze szczytu wyrastają grupy skałek o różnorodnych kształtach.
Chętni wdrapują się również i na te skalne fotele
W myśl zasady: ,,dać kurze grzędę...'' ;) 
Po przeciwnej stronie- niegdyś dostępny, dziś całkowicie zarosły i zawalony wiatrołomami- Suchy Wierch. 
Bardzo dawno temu istniał tam czerwono znakowany szlak wiodący właśnie z Suchego Wierchu, na Wielką Rówień. 
Do dziś nie ma jednak już po nim śladu.



O ile Śpiący Rycerz ma dobry nastrój i pozwoli na siebie popatrzeć, możemy cieszyć się najwspanialszymi widoki na jego najbardziej niedostępną- północną ścianę. 
Respekt budzą dwa potężne żleby -szczególnie Szczerba, bo żleb Kirkora chowa się w połowie, za Wielkim Giewontem; oraz kominy Długiego Giewontu. 
Gdy ktoś wie gdzie szukać wzrokiem, dostrzeże na wprost otwór Juhaskiej Groty w skale. Wejście do niej to Orle Okno- nazwa z czasów, gdy chętnie zaglądały tam orły. Jaskinia dzięki Oknu, jest jaskinią widną. Jednak dojście do niej wymaga już umiejętności posługiwania się liną. Dlatego jaskinia jest dostępna tylko dla wybranych. 
My chyba nie do końca zasłużyliśmy na widzenie, bo Rycerz otulał się woalem chmur. Czasem mniej, czasem bardziej widoczny- ale żeby tak całkiem się odkrył, to nie było szans.



Moje zaciekawienie topografią ścian północnych, a przede wszystkim zamkniętymi szlakami na Giewont, ...
( I- zwany szlakiem Kirkora. Nie należy mylić ze żlebem Kirkora! Taki sposób nazywania szlaku, był przyczyną wielu nieszczęśliwych wypadków w owym żlebie. Tymczasem dawny szlak - nigdy nie biegł żlebem! Wejście środkiem żlebu, wymaga umiejętności taternickich. Tymczasem szlak Kirkora był turystycznym. Mimo wszystko.///

II- to szlak żlebem Warzechy, do przełęczy Bacug; który to dalej łączył się z aktualnym do dzis szlakiem z Grzybowca. Był to najkrótszy możliwy sposób wejścia na Giewont :) )


 ...kazało uporczywie wpatrywać się przez lornetkę, w mgiełkę, wiszącą w powietrzu;
ale niestety nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. 


 

 A tak biegły wspomniane powyżej, historyczne szlaki-
czerwony- szlak Kirkora, (wykropkowana trasa, to niewidoczna z naszego położenia- część szlaku)
żółty- żlebem Warzechy.




Po sesji fotograficznej na Sarniej, ruszamy dalej.







Tym razem w kierunku Doliny Strążyskiej. 
Zejść trzeba z powrotem na Czerwoną Przełęcz. Potem w prawo.
Zejście podobne do wejścia- błotko i korzenie drzew. 
Ponieważ wciąż łapię poślizgi, omijam bokiem gdzie się da, przytrzymując się pni okolicznych drzew. 
Mijamy po lewej starą ścieżkę, na niej znak z zakazem wchodzenia. Prawdopodobnie zakazana trasa wiedzie ku Wielkiej Równi. 
Mniej więcej po 40 min. jesteśmy w Strążyskiej. 
Tuż przy króciutkim szlaku prowadzącym do Siklawicy. 
Warto i tam skoczyć na chwilę- tym bardziej jeśli nie mamy w planach okolicznych tras.



Zejście doliną w kierunku Ścieżki pod reglami- ,,0'' trudności. 
Już na długo przed zejściem z czarnego szlaku pojawiają się po obu stronach charakterystyczne wielkie, zielone liście.



Typowe dla cienistych , wilgotnych miejsc. A Strążyska obfituje w nie wyjątkowo. Będą nam towarzyszyć do samego wyjścia. 
 To lepiężniki. Jak dla mnie pachną okropnie. Lekami, maściami...
I coś w tym musi być-bo stosowano je w medycynie naturalnej już od wieków.




Dolina nie jest zbyt długa. Niecała godzinka do bramki wejściowej, do tego jednak kolejna godzinka- na dojście pod Krokiew. 
Szczególnie jeśli w tamtych okolicach zostawiliśmy auto. 

Szlak na Sarnią nie jest ani trudny, ani specjalnie wymagający kondycyjnie. Urok reglowych dolin niepodważalny. 
Symbol Zakopanego na wyciągnięcie ręki. Warto się wybrać i ocenić samemu walory tej trasy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz