środa, 24 lutego 2021

Śnieżka. Karkonosze- cd.



Piękne są te świetliste, złocisto- różowo poranki wysoko w górach.
Wstaliśmy bardzo wcześnie.
Szybkie pozgarnianie całego ,,dobytku'', śniadanie i ruszamy.




Nie pada, jest przyjemnie ciepło.

Choć na razie zbocze zachodnie, którym wiedzie wybrany szlak jest całkowicie w cieniu.

A i trzeba trochę uważać, bo kamienne schodki są jeszcze mokre i śliskie.


Na szczęście można przytrzymać się ograniczających drogę- łańcuchów.
Od strony Śląskiego Domu, można wejść na Śnieżkę, na dwa sposoby.
Albo tak jak my- stromiej i prościej w górę, szlakiem czerwonym; albo owijającym górę poniżej- szlakiem niebieskim.




Potężne głaziska pokrywają zbocza Śnieżki.

Kilka zakosów i dość szybko zdobywamy wysokość. Po drodze widokowa wychodnia skalna, w kierunku Czech.




W dole zielona dolina polodowcowa- Obří Důl.
Przed nami wzniesienie Studnicznej Góry (
Studniční hora).
W jej wschodnim zboczu- wspaniałe kotły skalne.




Od północnej strony, na gładkiej jak stół polanie Biała Łąka, znajduje się spore schronisko czeskie-

Luční bouda. Jest to prawdopodobnie najwyżej położony w Europie Środkowej browar.
Od wychodni do szczytu- ok. 20 minut.
Przy ostatniej prostej, na kamienistym zboczu- symboliczny nagrobek, metalowy krzyż poświęcony pamięci czeskich ratowników, którzy zginęli w tych okolicach w 1975 roku, niosąc pomoc.




Wreszcie wychylają się ku nam ciekawie wspaniałe ,,dyski'' śnieżkowego obserwatorium.
Kolejny obiekt któremu pozwala się niszczeć.
To wizytówka tego szczytu.

A tymczasem nie ma pieniędzy na renowację.
Ale na durne pomysły, niepotrzebne projekty ,,miejskie''(typu ,,plaża w mieście'')
przy których można sporo przekręcić do swoich kieszeni, to już są.



Restauracja znajdująca się w najniżej położonym dysku nie funkcjonuje od 2015 roku.
Cały obiekt czeka na gruntowny remont, ale czy się doczeka? Ogłaszano, że w 2019 w październiku wyłonią firmę, która się tym zajmie. Nie udało się.
Teraz podobno prace mają zacząć się w 2021 i potrwać ok. roku.
Pożyjemy, zobaczymy.
Oby!
Jak na razie interes na szczycie kręci się po czeskiej stronie. No i dobrze.
Widocznie tam potrafią i można.
Szczyt jest rozłożysty, widokowy.
Owijają go liczne wstęgi ścieżek.




Od strony czeskiej, można tu wjechać kolejką kabinową (miejscowość-
Pec pod Sněžkou).
Podobnie jak u nas na Kasprowy, tamtejsza kolejka jest dwuetapowa.
Przesiadka na Różowej Górze.





Oprócz obserwatorium, na szczycie znajduje się kaplica poświęcona Św. Wawrzyńcowi.
To dopiero wiekowy obiekt, bowiem zaczęto jej budowę w 1655 roku. Długo trwała, bo aż 26 lat.
Dawniej Msze święte odprawiano tam regularnie.
Niestety w czasach zaborów likwidowano zakony cysterskie, a ci właśnie duchowni opiekowali się kaplicą.
Przez jakiś czas kapliczka stała się schronem turystycznym.
Do regularnego odprawiania Mszy powrócono
ok. 1850 roku, kiedy to przeprowadzono remont.
A jednocześnie wybudowano na szczycie schronisko.




Kaplica jest niekwestionowanym zabytkiem.
Rok rocznie w dzień imienin Świętego Wawrzyńca, tj. 10 sierpnia, o godzinie 12.00 odprawiana jest Msza święta; a sam dzień ustanowiono świętem Przewodników Sudeckich.
To nabożeństwo jednoczy na szczycie ludzi gór.
Kolejny remont był w 2000 roku.
Piękny fresk zdobiący sufit został odnowiony w 2010 roku.
Wystrój kaplicy bardzo skromny.
Na wprost wejścia znajduje się krzyż i granitowy ołtarz, a na nim figura Najświętszej Maryi Panny z Dzieciątkiem Jezus, oraz mniejsze figurki Św. Wawrzyńca i Św. Wojciecha.
Kapliczka jest najstarszym obiektem na szczycie.
Schronisko niestety nie przetrwało.
Tzn. nie do końca.
Pierwsze spłonęło po siedmiu latach od wybudowania. Kolejne również.
Jednakże właściciel będąc upartym człowiekiem- wystawił kolejne.
Budynek przez lata miał wiele nazw:

Schneekoppe Baude, Preußische Baude,
Deutsche Baude...

Wnętrze schroniska Na Śnieżce
Lata 1910-15
Źródło- polska-org.pl

Każde kolejne było coraz większe i wygodniejsze.
Żeby było ciekawiej, po sześciu latach od zbudowania trzeciego schroniska, naprzeciwko wystawiono konkurencję.


Prawdopodobnie naturalne kolory schroniska na Śnieżce. (1918-28)
Źródło-
polska-org.pl

Zima na Śnieżce.
Dwa schroniska:
Schneekoppe Baude
i Böhmische Baude.
Źródło: polska-org.pl


Austriacy pozazdrościli i zbudowali
,,Böhmische Baude''.
Większym powodzeniem cieszyło się niemieckie schronisko, toteż ostatecznie
Friedrich Sommer- dotychczasowy gospodarz, przejął również budynek austriacki.
Kolejni gospodarze doprowadzili schroniska do jeszcze pełniejszego rozkwitu.
Na górze dostawiono stację meteorologiczną, a nawet pocztę.
😉

Zabudowa na Śnieżce- ok.1905 rok
Źródło- polska-org.pl


W latach dwudziestych XX wieku, sytuacja zaczęła się pogarszać.
II wojna światowa doprowadziła do znacznych zniszczeń i zamknięcia schroniska.
Po wojnie- obiekt stał się własnością Polski
i został nazwany po prostu
Schroniskiem PTTK "Na Śnieżce".
Postanowiono go wyburzyć i postawić nowe schronisko. Zwyciężył projekt ,,latających spodków''.
Niestety nie dotrzymano słowa.
Bo w nowo zbudowanym obiekcie nie stworzono części noclegowej.
Tym samym budynek nigdy schroniskiem nie był.
Böhmische Baude, zwane później Česka bouda,
stało się punktem pocztowym.
Dość zniszczony budynek rozebrano stosunkowo niedawno, bo w 2005 roku.
Zostały kamienne fundamenty i piwniczki.
Na fundamentach postawiono lekki budyneczek poczty i nadano jej sympatyczne imię
Anežka.
W środku znajduje się również barek i sklepik z pamiątkami. A na dachu mamy taras widokowy.
Ciekawostka- Czesi planowali wybudować po swojej stronie schronisko z prawdziwego zdarzenia.
Ale cwaniaczki wymyślili sobie, że wodę do schroniska będą doprowadzać od strony polskiej, z Kotła Łomniczki.
To by jeszcze szło znieść.
Tyle, że oni chcieli również swoje ścieki odprowadzać na naszą stronę...
Polski park narodowy, szczęśliwie nie wyraził na to zgody.



Spędzamy trochę czasu na szczycie.
Na tyle długo, że pojawia się sporo turystów, zarówno od naszej, jak i od czeskiej strony.
Tym bardziej, że już dojeżdża kolejka.
Nasz czerwony szlak biegnie dalej ku Przełęczy Okraj i dalej w głąb Czech.
My wrócimy tak jak przyszliśmy- w kierunku Śląskiego Domu.



Zanim Śląski Dom pojawił się pod Śnieżką, istniały tam rzecz jasna- szałasy pasterskie.
Dla potrzeb robotników pracujących przy
Kaplicy Św. Wawrzyńca, na przełęczy pojawiła się większa, drewniana chata, nazwana Pańską Budą
( Ze względu na hrabiego
Schaffgotsch'a- inwestora prac).
Większy ruch turystyczny, sprawił, że zadecydowano o budowie schronisk w tej okolicy.
Pierwszym była Riesenbaude
(późniejsza-
Obři Bouda), od strony czeskiej.

Wolny plac naprzeciwko Śląskiego Domu-
tam stała
Obři Bouda.

1878 rok.
Źródło-
polska-org.pl

1904 rok.
Źródło- polska-org.pl

Stała  dokładnie naprzeciwko dzisiejszego Śląskiego Domu. I właścicielowi bardzo nie w smak było, że komukolwiek zachciało się budować tuż obok konkurencję.
Dłuższy czas uprzykrzał inwestorom życie i utrudniał rozpoczęcie budowy.
A kiedy udało się już postawić pierwszy obiekt (1887) i nazwano go ,,
Heldmann Baude'' od nazwiska gospodarzy; długo nie przetrwał.
Spłonął w kolejnym roku.
Z przyczyn raczej oczywistych, choć nigdy nie potwierdzonych. ;)
Tak więc znowu
Obři Bouda, przejęła monopol na kilka lat.
 
W 1904 roku, na miejscu zniszczonego schroniska, zaistniała gospoda. A dopiero w 1921 roku rozpoczęto budowę
„Schlesierhaus” (Domu Śląskiego).
Budowa trwała dwa lata. Potem zmienił się gospodarz. Nowy zarządzający wystawił nawet, tuż obok schroniska turbinę wiatrową.

Źródło- polska-org.pl

Ale długo nie przetrwała. Surowy klimat doprowadził do jej uszkodzenia.
Po wojnie, oczywiście schronisko przejęła strona polska i WOP, a następnie Straż Graniczna przejęła większość pomieszczeń.
Przez jakiś czas obok Domu Śląskiego stało również drugie schronisko o nazwie ,,Wierchy'', a wcześniej
„Alte Zollhaus”.
Niewiele jest informacji na jego temat.
Wiadomo, że była tam siedziba niemieckiej służby celnej, a potem wopistów.
Budynek spłonął w 1950 roku.

Fundamenty dłuższy czas pozostawały obok Śląskiego Domu.

Rok 1968-71
Dwa schroniska i resztki trzeciego.
Źródło- polska-org.pl



   
Zima. Lata 30/40 ubiegłego stulecia.
Niesamowite! Żeby choć raz w życiu to zobaczyć...
Źródło- polska-org.pl


Drepczemy sobie przez rozległą Równinę pod Śnieżką, ciesząc się jasnym, błękitnym niebem i ciepłym słońcem.



Nie skręcamy ani w kierunku kolejki, ani w kierunku Strzechy Akademickiej, od której wczoraj wyszliśmy.
Idziemy dalej w kierunku Kopy nad Moreną.
Szlak czerwony zmienia się.






Idziemy pośród torfowisk, dlatego wybudowano ponad nimi specjalne drewniane podesty. Unikatowa roślinność, pośród której dominują białe puszki wełnianek.



Czasem w głębokiej trawie, przewinie się srebrna strużka potoczku, który pędzi w dół ku stawom.

Dalej szlak zbliża się lekko do urwiska i prowadzi nad stromymi ściankami spadającymi ku Kotłu Małego Stawu, które podziwialiśmy dzień wcześniej.

 


W dole migoce szafirowa plama wody, a nad nią cicho zamyślona Samotnia...
A wyżej na wzgórzu- Strzecha.
Wysokie, płowiejące trawy, poletka wrzosów, borówek; z początku schodzą łagodnym stokiem, by nagle obrywać się licznymi, stromymi żlebkami ku dnu doliny.
Lepiej nie ciekawić się i nie schodzić od wytyczonej ścieżki.

 

 


Krótki odcinek ograniczony łańcuchem i wreszcie odsuwamy się od urwiska, wkraczając w kosówki.
Lekki zakręt w lewo. Tam gdzieś w górze wzniesienie płaskiego garbu Smogornii, a w dole ciemny szafir Wielkiego Stawu.
W oddali jaśniejszy błękit zbiornika Sosnówki.



I tu niegdyś stało wspaniałe schronisko.
Wspominałam o nim przy okazji opisywania schroniska Czecha.
Było to schronisko Księcia Henryka. Spłonęło dokładnie 20 lat przed tym na Polanie.
Wyjątkowy, wręcz ekskluzywny hotel budził niekłamany podziw.


Budowa schroniska- wiek XIX
Źródło- polska-org.pl

Lata 30-38 ubiegłego stulecia
Źródło- polska-org.pl
 
Trzykondygnacyjny budynek, na wysokim podpiwniczeniu, przeszklona weranda przy jadalni, luksusowe wyposażenie...

Wnętrze schroniska
Źródło- polska-org.pl

Wstępnie schronisko miało być jedynie gospodą i nazywać się
Baude am Mittagstein (od niemieckiej nazwy pobliskiego szczytu Słonecznika, z charakterystyczną formacją).
Ale gdy
Riesengebirgsverein – Towarzystwo Karkonoskie dowiedziało się o inwestycji, podjęto decyzję o dofinansowaniu. Do tego, szczęśliwym trafem, tuż po rozpoczęciu budowy, w Karkonosze przyjechał książę Heinrich Hohenzollern z księżniczką Ireną, świeżo poślubioną małżonką.
Wędrująca po górach para młoda, postanowiła odpocząć przy placu budowy.
To wydarzenie postanowiono uczcić i powstającemu schronisku nadano imię

Prinz Heinrich Baude.
Wykończony obiekt, był stale udoskonalany.
Od początku była tam stacja meteorologiczna.
Od 1890 roku funkcjonowała tam poczta, a wkrótce również linia telefoniczna.




Pocztę odbierał i donosił człowiek- legenda:

Robert Fleiss, zwany karkonoskim listonoszem.
Karkonoski Listonosz- tutaj
 
-Źródło- schronisko.net


Luksusowe wnętrza, wyborna kuchnia, wyjątkowy klimat i organizowane imprezy sportowe.
Właściciel został nawet prekursorem saneczkarstwa, a schronisko połączono trasą saneczkową z Karpaczem Górnym (dziś jest to szlak zielony).
Świetność temu miejscu odebrała wojna.
Gdy polskie władze w 1945 roku przejęły to miejsce na własność, przemianowały je bezsensownie na Schronisko Henryka Pobożnego.
Jednak nikt nie chciał podjąć się gospodarzenia w tym miejscu. Czyli jak zwykle- głupota nie do pojęcia.
Bo jak coś pochodzi z ,,przeszłego'' systemu, to niech zniszczeje.
Wyjątkowe, wspaniałe miejsce zostało skazane na niebyt.
Było aż tak niepotrzebne, że w październiku
1946 roku nagle stanęło w płomieniach.
Ranek odsłonił smutne ruiny niegdyś dumnego, niesamowitego hotelu.
Do dziś nie wiadomo kto się przysłużył takiemu zakończeniu historii.
Oskarżenia padały na wycofujących się Niemców.
W ostatnich latach wojny stacjonował tam bowiem niemiecki wywiad.
Jednak pewności nie ma. Zniszczony, już nie dochodowy hotel był obciążeniem.
Marnotrawienie majątku narodowego było karane, a pożar rozwiązywałby wszystkie problemy.
Stąd rozważania na temat podobieństw końca istnienia schroniska Henryka i schroniska Bronka Czecha.

Karkonoski Park Narodowy próbował coś działać w tym miejscu i w 1968 roku wybudowano tam skromny schron turystyczny.
Niestety- turyści sukcesywnie niszczyli wnętrze i wyposażenie.
I po 18 latach rozebrano wreszcie to co z niego pozostało.
Fragmentarycznie zamieściłam tu co nieco na temat najciekawszych miejsc, mijanych przez nas po drodze.
Ale więcej ciekawostek przeczytacie na przywoływanych przeze mnie stronach.
Również na tej-
Schronisko Księcia Henryka

Dziś w tym miejscu pozostały fragmenty podmurówki kamiennej, gdzie można przysiąść w zadumie, odpocząć, posilić się, popodziwiać widoki.


Od strony Kotła Wielkiego Stawu, barierka dla bezpieczeństwa
(Podobnie jak w dawnych czasach...
Usytuowanie schroniska wymagało takich zabezpieczeń)
i pamiątkowa tabliczka z historyczną notką, jak również poglądowe zdjęcie dawnego schroniska, dla ciekawych.




Gdzieniegdzie wystają metalowe, pordzewiałe słupki... Resztki ogrodzenia???
Za okalającą gruzowisko kosodrzewiną- szczyt Smogorni.
Nie ma za bardzo gdzie przysiąść.
Za 5 minut mijamy wspomniany szlak saneczkowy- dziś zielony.


Ten łagodnym półkolem, poprzez torfowiska pod-Słonecznikowe, schodzi do Kotła Wielkiego Stawu i ucieka w kosówki.
Idziemy wygodną, płaską ścieżką dalej, aż do pięknych skałek na Słoneczniku.




Tam też sporo turystów; ale za skałkami znajdujemy wygodną miejscówkę, osłoniętą od wiatru.
Wyjątkowa skała jest doskonale widoczna zarówno z dołu, jak i z okolicznych wzniesień.
Geologia głosi, iż są to ostańce granitowe.




Nie sprawdzaliśmy, ale mieszkańcy podkarkonoskich miejscowości, podobno dokładnie o 12.00 widzą słońce nad owymi skałkami- stąd nazwa szczytu.
Dawniej uważano, że sam Liczyrzepa (Swoją drogą niezbyt fajnie przetłumaczono na nasz język imię wielkiego Ducha Karkonoszy. Czy nie lepiej nazywać go Rudobrodym, lub po prostu Karkonoszem...), ma w owej górze swoją siedzibę i nazywano ją Gniazdem Ducha Gór.
Stoi tu kamienna ławka (zajęta ;) )
ufundowana przez Towarzystwo Karkonoskie.
Na kamiennych tablicach- nazwiska fundatorów.
Ze szczytu świetnie widoczne w dole- Pielgrzymy i dalej Kotki...
Tam pójdziemy.
Swoich sił na Słoneczniku próbuje jakiś wspinacz.
Trzeba mu przyznać, że ma sprawność.
Nie mogę na to patrzeć. 😉
Rozpoczynamy schodzenie szlakiem żółtym, w kierunku Polany.
Bardzo przyjemna trasa, z tego co widać przyjemniejsza w dół. ;)



Najpierw kamienne schody, a dalej dłuższe, drewniane podesty. Wokół torfowiska porosłe borówkami, poduchami mchów i wąskolistnej trawy. I nieprzenikniona plątanina kosodrzewiny...
Po 20 minutach docieramy do lasu i rozwidlenia pod Pielgrzymami.









Fantastyczne kształty ostańców, tak nazwanych, nie pozwolą przejść obojętnie.
A jest ich tu kilka.
U ich stóp bogato obsypane fioletem krzewinki jagód.






Można znaleźć ustronne, zaciszne miejsce do posiedzenia.
Pomiędzy Pielgrzymami, młode kadry strażników parku sprawdzają bilety.
Sporo tych młodych ,,zielonych'' ludków, ma w swych szeregach Park Karkonoski.
Kolejna ,,brygada'' takich stoi na Polanie i wyrywkowo wyłapuje do kontroli.
Ale zanim tam dojdziemy, to jeszcze trochę czasu.
Pod Pielgrzymami, w lewo odbija szlak zielony, w kierunku Schroniska ,,Odrodzenie''.



Zamknięty akurat, z powodu remontu drewnianych kładek, których tam jest dość sporo.
Wychodzimy wreszcie z lasu, na przepiękną, rozległą łąkę, z widokiem na Śnieżkę.




To północno-zachodnie skraje Starej Polany.
Wyżej położona część Polany, jest koszona.
Niżej tereny podmokłe, torfowiska.
Toteż pojawia się urokliwy mostek i na koniec- przyjemny odcinek drewnianej kładki.
Wąski pas drzew po lewej, zasłania trochę Kotki.



Dawniej ponad pasem torfowisk, stało
wspomniane już- Hasenbaude.
Tuż przed przejściem drogi w drewnianą kładkę.
Schronisko przetrwało wojnę, a zniszczono je w 1946 roku.

Hasenbaude z przodu.
Dalej Schronisko Bronka Czecha.
Źródło- polska-org.pl

Podobno zachowały się w trawach resztki podmurówki i fragmenty instalacji wodnej.
To bardzo miły odcinek trasy, cichy i mało ludzi.
Wysokie, bujne trawy wokół kładki.


Zaraz zejdziemy na gwarną Polanę.
Tam już pełno turystów, strażników kontrolujących bilety, a nawet samochody.
Chcemy zejść jak najszybciej.
Na ostatnim odcinku nie ma już ciszy, której zawsze w górach szukamy.
Jeszcze ostatnie fotki urokliwych naparstnic, wyglądających z traw.
I powrót do cywilizacji.




Okazuje się, że musimy trochę czekać na autobus.
Więc postanawiamy podejść kawałek do przodu, zamiast sterczeć bez sensu na przystanku.
Dochodzimy do dolnej stacji kolejki ,,Biały Jar'' i tam dopiero wsiadamy w busik...