wtorek, 21 lutego 2017

Pośród dolin.
Kieżmarska, Białych Stawów
i Czarna Rakuska.

Czyli Zielono- Biała Szarotka :)


Plan na cały dzień. Niezbyt wymagająca, za to bardzo widokowa,wspaniała przyrodniczo wycieczka. Wcześnie rozpoczęta- pozwoli na dłuższe odpoczynki i zrobienie wielu ciekawych zdjęć.
Ruszamy z przystanku T.L.Biela Voda.
Dojechać tu można Stramą z Zakopanego, albo słowackim busem z Łysej Polany. Dla prywatnych samochodów- parking przed wejściem. 
Szlak żółty prowadzi lekko pod górę. 
Niewygodna, choć szeroka droga, łatwo dostępna dla pojazdów strażników i służb leśnych. 


Widoczny po lewej masyw Łomnicy, otula ramionami, położone poniżej Schronisko- 
Skalnatą Chatę (Łomnickie Schronisko). 
Zza długiego grzebienia Łomnicy, zakończonego Skrajną Łomnicką Czubą, wychyla się Sławkowski Szczyt (od lewej ). 
Od prawej panoramkę zamyka Rakuska Czuba, na którą biegnie znakowany szlak turystyczny- 
alternatywa dla wybranego przez nas szlaku, ku Dolinie Kieżmarskiej. 
Podobno niegdyś w tych okolicach, licznie występowały kozice i świstaki. 
Dziś tam szarogęsi się Człowiek. 
Łomnica- to obok rezerwatów przyrody, zakładanych przeciw turystom i taternikom, 
a stojących otwartymi podwojami ku myśliwym i tartakom; kolejny jaskrawy przykład ,,dbałości o przyrodę''. 
Górne piętro Doliny  Łomnickiej- Lejkowy Kocioł, w którym znajdował się dawno, dawno temu, mały Lejkowy Stawek. 
Niestety wysechł on już w ubiegłym stuleciu. 
Najwyżej położone i podchodzące pod same ściany, pole piargów i złomisk, to tzw. Cmentarzysko. 
Kto mógł przewidzieć, że nadając owemu terenowi taką nazwę, z powodu potężnych złomów skalnych, zaściełających dno, trafi z tą nazwą w przyszłość?
 Dziś jest tam cmentarzysko śmieci, złomu, lin... zasilane na bieżąco ze szczytu Łomnicy. 
Łomnicki Staw (Skalnate Pleso) - to, dzięki działalności człowieka tam prowadzonej, 
ostatnie i na dodatek zanikające jeziorko doliny. 
Tworzenie okolicznej infrastruktury, nastawionej na turystykę, 
doprowadziło do odwodnienia stawu i wszelkie próby jego uszczelniania - nie są w pełni satysfakcjonujące. 
Staw napełnia się znaczniej- po ulewach i roztopach. 
Oby turyści nie musieli się z nim żegnać na zawsze- 
tak jak to stało się z wieloma pomniejszymi stawkami w Tatrach, o których dziś wiadomo tylko z historycznych przekazów. 
Najbardziej wysunięty ku nam, łagodny pagór Huncowskiego Szczytu, 
to jedna z łatwiejszych możliwości dostania się na grań sąsiada Łomnicy- Kieżmarskiego. 
Wędrując tędy 13 lat temu, nie widzielibyśmy zagłębienia Skalnatej Dolinki. 
Dokładnie 19 listopada 2004 roku, Velka Kalamita przetoczyła się przez główną grań Tatr 
i runęła z olbrzymią prędkością w wiekowy, zielony las preszowskiego kraju. 
Prędkość wiatru dochodziła do 230 km/h. 
Praktycznie na całej długości Drogi Wolności, aż do Tatrzańskiej Kotliny- 
położone oddechem wichru, legły jak rozsypane zapałki- niezliczone drzewa. 
Pozostały po nich tylko rozpaczliwie wzniesione w niebo, rozdarte pnie. 
Ostała się uparta i niepokonana kosodrzewina, w wyższych piętrach. 
Okoliczne domy, pensjonaty i hotele- do tej pory ukryte w gęstym lesie, 
nagle stanęły na otwartym terenie; a i sporo z nich ucierpiało. 
Skutki tamtego zdarzenia są widoczne do dziś. 
Dodatkowo, jakby tego było mało, część owego terenu doświadczył ogień. 
Pożar spowodowany zapewne czyjąś niefrasobliwością. 
Tym bardziej cieszy widok odradzającej się przyrody- 
młodziutkie choinki, jarząby, jodełki; powoli zasiedlają smutne pustkowia. 
Leśnicy zrozumieli również błąd w zalesianiu pustych terenów- jedynie smreczyną, 
która będąc dość krucha jak na drzewo i mając słaby system korzeniowy- 
nie jest w stanie oprzeć się silnym wichrom. 
A do tego jest bezbronna na ataki kornika, którego destrukcyjna działalność daje się zauważyć coraz rozleglej. 

Wraca się do sadzenia rozmaitych gatunków drzew, biorąc pod uwagę najbardziej pierwotne gatunki na tych terenach. 
Buki i jodły powinny wkrótce powrócić na należne im terytoria- tak jak było to przed wiekami. 
Spotkałam się z opinią, poniekąd słuszną, że Wielka Kalamita, 
to nie do końca tragedia dla przyrody, ale swoiste katharsis. 
Natura naprawia, to co delikatnie mówiąc- schrzanił człowiek.
Powoli odradzają się te gatunki, które przygotowują miejsce pod całkiem nowy, potężny las. 
Leśnicy mówią, że ok. 60- 100 lat potrzeba, aby patrzeć na taki las, jaki istniał tu przed trzynastoma laty.
 Ale już najbliższe 10 lat może wiele przemienić- tym bardziej, że Słowacy zawzięli się i robią wszystko, aby wspomóc naturę. 
W sezonie, zielone młodniki to istne skarbce przyrody. 
Przy drodze stoi wtedy sporo chętnych dorobienia się na sprzedaży owych bogactw. 
Grzyby jakie prezentują przejeżdżającym, to często pokaźne sztuki. ;) 

Idziemy więc szerokim traktem poprzez Zbójnicką Polanę. 
Na tej polanie w latach 1925- 1947 stał drewniany pensjonat ,, Biała Woda''. 


- źródło- http://www.geo-mount.pl/a/tatry/historia/tabela/tabela.htm

Jak wiele obiektów z tamtych lat- spłonął. 
Zastanawiające jest to, że pożary są główną przyczyną końca wielu wspaniałych zabudowań tatrzańskich. 
I na ile jest to nieszczęśliwy splot wydarzeń, a na ile planowane działania... Podejrzenia same się nasuwają.
Jeśli chodzi o dawne chaty, schrony, szałasy- 
to te zostały, w przeważającej liczbie, zniszczone celowo, przez samych ,,strażników przyrody''. 
Podobnie zniszczono wiele naturalnych schronów, tzw. koleb- zawalając je śmieciami, czy rujnując ich układ.
Po co ułatwiać turystom ,,noclegowanie'' na terenie parku, do tego darmowe i nie mieć nad tym kontroli. 

W podobnym stylu- do pensjonatu Biała Woda, był zbudowany pensjonat Tatra, stojący u wylotu Doliny Monkovej, w Ździarze.
Ten przepiękny budynek dobiega końca swoich dni, prawdopodobnie w wyniku braku turystów.
Wkrótce runą stare drewniane ściany... zapadną się w niebyt, już dziś zabite deskami okna- oczy wyjątkowo pięknego domu.
Nie pojmę za cholerę... wybaczcie! Czemu nie ma nigdy funduszy dla wartości, historii i tradycji?!
Czemu kolejne petycje z prośbami do Tanap-u wysyłane przez Ździar- o otwarcie jednego, jedynego szlaku w Tatrach Bielskich 
( na Płaczliwą Skałę) ; są jedna po drugiej odrzucane !
Przecież ten szlak istniał nie tak dawno, przecież jego przebieg ślepy wół by dostrzegł, przystanąwszy na chwilę na Szerokiej Przełęczy Bielskiej. Przecież przywrócenie go do użyteczności, nie wymaga niespotykanych nakładów finansowych, ani nadprzyrodzonej mocy. I wreszcie- przecież wytyczony szlak nadal chroniłby ten wyjątkowy teren, który dzięki legalnej drodze, nie byłby rozdeptywany ,,na dziko''.
A dzięki jego przywróceniu, cicha malownicza mieścina, jaką jest Ździar, zyskałaby więcej turystów, a tym samym środki na utrzymanie tak wyjątkowych obiektów- jak Hotel Tatra.
Po raz kolejny- złości się człowiek na taką politykę, na zarząd, który szczytnymi hasłami o ochronie przyrody przyznaje sobie wyjątkowe prawa. A w rzeczywistości dorabia się na turystach prowadzanych przez przewodników poza szlakiem, na mandatach wlepianych pasjonatom, którzy ośmielili się postawić stopę poza szlakiem, choć ci co porywają się na poza-szlak to z reguły ludzie bardzo odpowiedzialni i szanujący przyrodę, na rąbanym na potęgę drzewie, na myśliwskich strzelankach- do przecież chronionych gatunków tatrzańskich.
Tak jest po naszej stronie, tak jest po stronie naszych sąsiadów.
A tym, którzy patrzą z prawdziwą miłością, w kierunku tatrzańskich turni i ich zielonych stóp- pozostaje bezsilna wściekłość i żal.....

Wkrótce zbliżymy się do szemrzącej w głębokim jarze- Białej Wody Kieżmarskiej. 


Z lewej strony spływają czasami drobne strużki, które zimą i wczesną wiosną tworzą urocze mini- lodospady. 


W korycie potoku- potężne głazy. 
Po jego przeciwnej stronie szumi stary bór- Wielki Las Kieżmarski, który oddziela naszą dolinę, 
od Doliny Czarnej Rakuskiej. Najwyższy całkowicie zalesiony punkt w tym rejonie, to Steżki. 
Wkrótce do naszego szlaku, dołącza niebieski szlak z Matlar. 
Za około 10 minut przekraczamy mostek, by po kolejnych 10 minutach dotrzeć na Rzeżuchową Polanę. 


Dziś stoi tam wiata, a dawniej istniało tu schronisko Tardíka- nazwane tak od nazwiska założyciela. Zwane po prostu- Chata pri Šalviovom prameni, albo Tardíkova chata.
Upamiętnia to stara fotografia na ściance wiaty. 


Obok obudowane drewnianą budką- źródełko, zwane Zimną Studnią. 
Choć po słowacku jest to Rzeżuchowe Źródło- Salviovy Pramen. 
Rozwidlenie szlaków: żółtego i niebieskiego. 

                         Pierwsza zbudowana chata- jeszcze przed rozbudową.
                                         Źródło- Wikipedia

                                      źródło- Wikipedia

Jeszcze chwilowo będą one biegły obok siebie, choć po przeciwnych stronach potoku, 
aby w miejscu, w którym rodzi się z połączenia dwóch odrębnych potoczków- Biała Woda Kieżmarska, 
oddzielić się od siebie całkowicie. 
Nasz wybrany- żółty szlak powtórnie przekracza potok i prowadzi leśną ścieżką do Folwarskiej Polany (Kovalčikova Polana). 
W tym miejscu odbija krótki zielony szlak łącznikowy- do niebieskiego szlaku, 
biegnącego w kierunku Łomnicy. Polana jest praktycznie zalesiona. 




Wysokie świerki zapewniają chłód i odpoczywając pod pobliską wiatą, warto założyć coś cieplejszego. 
Zatrzymujemy się coś tam przekąsić. 
Drewniana wiata została postawiona na kamiennym fundamencie, który miał stać się podwaliną planowanego tu schroniska. 
Niestety pomysł budowy zarzucono. 
Ruszamy dalej, by w niedługim czasie wyjść na rozległą polanę usianą połamanymi drzewami. 




Otwierają się widoki na wschodnie Tatry Bielskie i najbardziej charakterystyczne z tej strony- skałki Jatek. 
Jesteśmy mniej więcej na wysokości gdzie łączą się Zielony Potok Kieżmarski, z Potokiem spod Kopy. 
Zdecydowanie w lewo i za chwilę w prawo- mocniej pod górę. Wznosimy się teraz nad korytem Zielonego Potoku.
Kryształowa i krystalicznie czysta woda...


Omszałe, wielkie głazy i nieprzebyte łany kosodrzewiny potęgują wszechogarniającą, wchłaniającą nas zieleń. 






Mijamy drewnianą chatkę- składzik na drewno. 
Spokojnie zbliżamy się do celu. 
Za chwilę pojawi się niesamowita, pionowa, trójkątna ściana Małego Kieżmarskiego Szczytu. 



Końcówka szlaku- w warunkach zimowych przebiega nieco inaczej. Oddala się od wysokich ścian- bliżej dna potoku, przekracza go dużo wcześniej i wprowadza pod schronisko.
Podczas gdy latem idziemy aż do brzegu Zielonego Stawu i tam dopiero przechodzimy kładką- pod schodki wiodące ku zabudowaniom. 

 




Wraz z Kieżmarskim, wychodzi nam na spotkanie, z całym swym majestatem, elita szczytów tatrzańskich. 
Wspaniały Durny Szczyt, Baranie Rogi, Czarny, Kołowy i skrzesana ściana Jastrzębiej Turni- 
na której to niedostępnym wierzchołku, wg. legend góralskich, świecił drogocenny rubin... 




Prawą stronę doliny- patrząc z naszego położenia, zamyka Kozia Grań. 
W głębi Kieżmarskiej, uczepione do stóp granitowych olbrzymów, wiszące dolinki. 
Na wprost mamy więc Dolinkę Dziką, oddzieloną grzebieniem Czarnego Szczytu i Papirusowych Turni, 
od Dolinki Jastrzębiej.



A pomiędzy Jastrzębią Turnią, a Kozią Granią, mamy Dolinkę Jagnięcą. 
Tą ostatnią biegnie szlak, na schowany w głębi- Jagnięcy Szczyt. 

W Dolinkę Dziką, wkracza nieoznakowany ( za to ,,wykopczykowany'') i nie do końca legalny szlak na Baranie Rogi. 
Jest to trudniejsza opcja, od popularniejszej od strony przeciwnej- podejścia z Doliny Pięciu Stawów Spiskich. 
Dolinka Dzika- górnymi tarasami wybiega jeszcze wyżej. 
Pierwszy z nich- Miedziana Kotlinka podchodzi niebezpiecznie pod ściany Łomnicy i jednego z najtrudniejszych tatrzańskich szczytów- Wideł. 
Drugi taras- Barania Kotlinka, jest pokonywany przez chętnych poskromienia Baraniej Przełęczy 
i dostania się na piarżysty, rozległy taras Baranich Rogów. 

Z sąsiedniej- Jastrzębiej Doliny, najłatwiejszy sposób na zdobycie Kołowego Szczytu.




Z wiszących dolinek, spadają malownicze siklawy, zasilające Zielony Staw Kieżmarski; 
dodające uroku i tak cudownemu otoczeniu. 
Zielony Staw jest prawdziwie ,,zielony''- niczym farbowany. ;)




Wrażenie potęguje napierająca zewsząd- zieleń otoczenia. 
Patrząc z góry na jezioro, dostrzeżemy turkusowe plamy. 
To wypływająca pod znacznym ciśnieniem- woda z podziemnych źródeł. 



Zapora umieszczona na Zielonym Potoku- podniosła poziom wody i zwiększyła powierzchnię stawu. 
Woda przepływająca pod mostkiem, tworzy szerokie rozlewisko 
i przelewa się przez kamienną tamę, pędząc w dół doliny. 

Patrząc wstecz, możemy podziwiać rozległe polany kosodrzewiny, pokrywające całą dolinę. 


Gdzieniegdzie połyskuje srebrzyście wstęga potoku i malutkie oczka wodne, 
jakie tworzą się w jego okolicy. 
Zielony Staw, choć największy, nie jest jedynym w dolinie. 
Bliżej Kieżmarskich ścian, a w pobliżu szlaku wiodącego na Rakuską Czubę- 
leży Mały Kieżmarski Staw; otoczony torfowiskiem i plątaniną kosówki. 
Teoretycznie niedostępny szlakowo. ;) 
Natomiast tuż przy wspomnianym szlaku, leży Czarny Staw Kieżmarski. 
Oczywiście wcale nie jest czarny, a nazwa pochodzi prawdopodobnie stąd, 
że siejące wieczny cień, pochylone nad nim olbrzymy, dodatkowo zaciemniają szafirową taflę jeziorka. 




Zaglądamy do schroniska, popularnie zwanego Brnčalką. 
Już na mostku wita nas główny gospodarz schroniska- długowłosy szaro-biały owczarek. 


Szczęśliwy jest, że może mieszkać w tak cudownej okolicy. 
Oprócz niego podobno są jeszcze koty; ale akurat wtedy żaden nie raczył się pokazać. 
Gospodarz pozwala się wygłaskać ,wytarmosić, wyprzytulać, a potem układa się, 
dość już nudzony czułościami, centralnie na mostku. 




 - a tak ,,zarosłem'' do maja ;)


Chmury zaczynają zasnuwać szczyty, trochę wieje. Chowamy się do środka. 
W schronisku- dość ciekawa oferta.


Zamawiamy dwie zupy- Zieloną Polewkę i Fasolową.
 Jak ktoś lubi warzywne zupy- to ,,zielona'' jest całkiem smaczna; 
natomiast w fasolowej- pływają ,,aż !''dwie czarne fasolki. ;) 




Dodatkowo Palacinky- czyli naleśniki z serem. 
Typowe jak w większości barów- dość cienkie, 
lekko pochlapane jakimś kakaowym mazajkiem i pryśnięte sprejem udającym bitą śmietanę. Ale za to wzbogacone sporą łychą sezonowych owoców.


Tvarožník, czyli słowacki sernik też nie powala na kolana. 
Mało słodki, raczej grudkowaty- tak jakby ser nie był mielony. 
Tak więc jeśli chodzi o wypieki- pozostanę patriotką. 
Nie udało się spróbować jabłecznika- choć byliśmy nad Zielonym Stawem również w długi weekend majowy. 
Jabłecznik miał powodzenie i nie załapaliśmy się. 
Za to załapaliśmy się na leciuchne oszustwo ze strony obsługi. 
Zamawiając knedliki z gulaszem, nie wiem, czy w wyniku nieporozumienia 
(choć podawaliśmy numer dania- wydaje mi się dość jasno), 
czy w wyniku ,,zakręcenia'' przez nadmiar klienteli- pana przyjmującego zamówienia; 
dostaliśmy buchtę na słodko. 



Taka słodka buła- potężnych rozmiarów, przyrządzana na parze, polana obficie masłem i zasypana, tu już zbyt obficie gorzkim kakao i cynamonem. 
Nie nastawialiśmy się na słodkie danie... no ale dobra, trudno- 
wszystkiego warto spróbować. ;)
Ustąpiliśmy od strzelania focha, przyjęliśmy przygotowane danie. 
Ale nie mogę napisać peanów pochwalnych na jego cześć. 
Dwie osoby nie dały rady go opanować :D. Za dużo słodyczy. Dość specyficzne. 
A zdjęcia jakie natrzaskaliśmy sobie, robiąc krzywe miny nad owym talerzem z buchtą- 
do tej pory wywołują uśmiech... :D :D :D 

Ale wracamy do lata. Najlepsze tego dnia było piwo. ;) 
Wychodząc na zewnątrz, dostrzegamy rozwidlony szlakowskaz schowany za budynkiem schroniska. 




Chwilowo będziemy podążać magistralą, znakowaną kolorem czerwonym; 
aż okrążymy Kozią Grań i dotrzemy ku Dolinie Białych Stawów Kieżmarskich. 





Wąska dróżka lekko wznosi się po zboczach Koziej Grani. 
Morze kosodrzewiny po obu stronach. 
Dłuższy czas mamy widoki na Kieżmarskie Szczyty naprzeciwko. 
Widoczne również- męczące i zniechęcające zakosy na Rakuską Czubę. 





Za plecami pozostają wspaniałe olbrzymy, z najbardziej przyciągającą spojrzenia- Jastrzębią Turnią. 
Może około pół godzinki, szczególnie że co chwilę pstrykamy zdjęcia, 
zajmuje nam obejście zielonego ramienia Koziej Grani, 
zakończonego płaskim, kosówkowym pagórem Skrajnej Rzeżuchowej Kopy. 








Otwiera się widok na rozległą Dolinę Białych Stawów. 
A nasz szlak lekko się obniża. 
Wreszcie pokazuje nam się Jagnięcy Szczyt i odbiegająca od niego w kierunku Tatr Bielskich- Koperszadzka Grań. 


Otoczona ramionami Jagnięcego i Koziej Grani- 
górna część tutejszej doliny- Rzeżuchowa i Żółta Kotlinka. 
A w niej ukryte przed ciekawskimi spojrzeniami- odpowiednio jeden Żółty i dwa Rzeżuchowe Stawki. 
Pomiędzy nimi, a leżącymi w dole- Białymi Stawami; przycupnęły cztery Baby: Mała, Pośrednia, Wielka i ... Żółta. ;)
To zielona, kosodrzewinowe pagóry. Pierwsze widoczne na progu Rzeżuchowej Doliny.
  
Tymczasem my możemy popatrzeć na połyskujący przed nami Stręgacznik. 





Stawek jest całkiem spory i ma ciekawy, nieregularny kształt. 
Słowacka nazwa ,,Trojuholníkové pleso'', lub ,,Trojrohé pleso'', 
sprawia, że nazywam go ,,Trójrogim Stawkiem''. 
I taka nazwa podoba mi się bardziej, niż ,,Stręgacznik''. 




Stawek otaczają młaki i często ma on więcej rogów niż trzy. 
W zależności od poziomu wody. 
W niewielkiej odległości od głównego rozlewiska, tworzy często pojedyncze, bagniste oczka. 
Po przeciwnej stronie ścieżki, otoczony kosówką, kryje się jeden z licznej grupki 
Małych Białych Stawów. Stawki są niepomierzone, okresowe i w związku z tym ich liczba się waha. 
Najlepiej je namierzyć- stojąc na Wyżniej Przełęczy pod Kopą. 



Jeszcze 300 m. i stajemy nad największym stawem przemierzanej doliny- Wielkim Białym Stawem. 
Sam staw jest dość płytki i daje początek Białemu Potokowi (dopływ Zielonego Potoku).  Tafla stawu faktycznie dość jasna. Na dnie jasne kamienie. Może dlatego zasłużył na miano ,,białego''.
Nad stawem zielony, ,,pasmowany'' białymi skałami, łagodny pagór Bielskiej Kopy; często monitorowany przez kozice. ;) 


Przed Wielkim Białym Stawem stał drewniany budynek Zakładu Olejków Eterycznych- 
zbudowany w 1897 roku. Nie wiadomo jak długo ów zakład funkcjonował. 

    źródło- http://www.geo-mount.pl/a/tatry/historia/tabela/tabela.htm

Pewnie ze względu na łatwość dostania się w te okolice, cieszyła się ona kolejnymi zamiarami budowlanymi. 
Wkrótce powstało pierwsze schronisko- Votrubova Chata (1922). 
Nie było nastawione na turystów. 
Raczej miało służyć, jako awaryjna baza noclegowa dla żołnierzy, na wypadek konfliktów granicznych z Polską. 


    źródło- http://www.geo-mount.pl/a/tatry/historia/tabela/tabela.htm

Dopiero dwa lata po wybudowaniu, zostało przejęte przez czechosłowackie towarzystwo turystyczne ČSTV i nazwane Janosikowym. 
Chata wstępnie dwuizbowa, została rozbudowana i była czynna głównie latem. 
W 1942 roku zbudowano u stóp Bielskiej Kopy, nowy obiekt- Schronisko Kieżmarskie. 

    źródło- http://www.geo-mount.pl/a/tatry/historia/tabela/tabela.htm

                                               źródło- Wikipedia

Tym samym stary budynek został rozebrany. 
Schronisko było duże, dwupiętrowe, otwarte cały rok. Mogło pomieścić ok. 70 osób. 
Po wojnie, chwilowo odebrano budynek turystom, tworząc tam obiekt szkoleniowy dla narciarzy. 
Dopiero w latach 60-tych schronisko przywrócono turystyce i zmodernizowano. 
Zwiększono też liczbę miejsc noclegowych do 120. 
Chata spłonęła doszczętnie w 1974 roku. 
Mówi się o oficjalnych i nieoficjalnych przyczynach... niestety. 
Mimo tego, iż władze Kieżmarku starają się o odbudowę już od 2003 roku; 
do tej pory nie mogą uzyskać przychylności TANAP-u. 
Dobrze by było- oby tylko nie w proponowanej, koszmarnej, blaszanej formie. 
Kto chce, może sprawdzić w necie, jakież to dziwaczne pomysły projektanckie, próbowały dojść do głosu. 
Miejmy nadzieję, że jeśli projekt zapadnie- to będzie on bliższy naturze, niż prototypowym statkom kosmicznym. Niestety ten proponowany- bardziej przypomina to drugie.

Poświęcamy trochę czasu na dochodzenie, którędy to może biec ścieżynka ku Rzeżuchowej Dolince. Możliwości jest kilka, ale żadna z nich nie bierze pod uwagę kluczenia pośród wybujałej kosówki. ;)
Widoczna naprzeciw Koperszadzka Grań- to z kolei często wykorzystywana możliwość zejścia z Jagnięcego. Na który, jak wiadomo, wytyczony szlak kończy się na szczycie i nie ma innej legalnej możliwości, jak powrót tą samą drogą. 
Niechętni takim pomysłom, znaleźli więc możliwość schodzenia na inny sposób. :D





Łagodny wiatr kołysze łanami wierzbówki kiprzycy, które obficie porastają okoliczne młaki. 
Rozwidlenie szlaków. Czerwony biegnie w górę- ku Przełęczy pod Kopą. 
W prawo odbiega znany nam już- niebieski. 
Ten sam który biegł równolegle z naszym żółtym, tyle że po przeciwnej stronie Białej Wody. 


Szlak niebieski i wybrany przez nas- zielony, biegną w pobliżu dawnego schronu- wykorzystywanego przez wędrowców- Chaty na Žihlavníku. 
Ciężko cokolwiek namierzyć na temat tej chatki. 
Miejmy nadzieję, że przebywając kiedyś w tej okolicy, natrafimy chociaż na jakieś pozostałości- 
które będzie można sfotografować. 
 Jeśli ktokolwiek wie coś więcej na ten temat, będę wdzięczna za informacje... :)






Wkraczamy na piękną, rozległą równinę. 
Pośród kosodrzewiny, rozległych jagodowych pól, malinisk, 
wielkich krzaków czerwonej porzeczki i różnobarwnego kwiecia ( oczywiście wierzbówka ponad wszystko! ;) ) 
zmierzamy choć trochę, w kierunku Wschodnich Tatr Bielskich. 






Cudowne widoki na Tatry Wysokie ponad Doliną Kieżmarską. 
Słońce złoci wyniosłe szczyty tak, że zdjęcia nie chcą być wyraźne i nie oddadzą piękna, 
jakie wbija mnie na dłuższą chwilę, w rozległą, bogatą łąkę... 
A lekki wiaterek pędzi białe, świetliste kłęby chmur. 






Nie chcę się ruszyć, choć czas nieubłaganie nie chce się zatrzymać. 
 Dla takich chwil- warto żyć! Spektakl jednego dnia, a nawet nie- bo chwili, a mały człowiek ma szczęście siedzieć w pierwszym rzędzie, w tym niesamowitym teatrze i podziwiać...






Miniemy Jatki i łagodne zbocza Bujaczego Wierchu, który wysuwa na boki sporą liczbę ramion. 
Wspaniały, stary las, pełen zakątków, fantastycznych zwichrowanych korzeni, 
pachnie nagrzanym igliwiem. 





Co jakiś czas migną pomiędzy lasami pola i zabudowania ziemi spiskiej. 
Na tym odcinku nie spotykamy nikogo. A tamte ścieżyny są tak przyjazne, tak ciepłe, pachnące lasem, łąką, owocami. Cudowne okolice!
Dążymy do, śmiem twierdzić najmniej znanego, najrzadziej odwiedzanego schroniska w tych rejonach Tatr. 


No może tylko Chata Czerwieniec, w Tatrach Zachodnich, jest rzadziej odwiedzana... 
Zanim tam dotrzemy, przed nami ostatni, cienisty odcinek starego lasu. 


Schronisko pod Szarotką ( Chata Plesnivec )- zbudowana na pochyłym zboczu Bujaczego Wierchu 
i wtulona w jego ramiona, chyli się nad Doliną Do Siedmiu Źródeł. Ładna nazwa. ;) 

A wzięła się od licznych wywierzysk, z których woda spływa srebrzystymi warkoczami, 
po zielonych mchach, w kierunku potoku. 
Najlepiej podziwiać je z żółtego szlaku, który jest jednocześnie drogą zaopatrzeniową do schroniska. 
Chata jest zupełnie niewidoczna z innych szlaków. Bujny las w dole- zasłania. 



Nie da się więc popatrzeć na nią z odległości. 
Początkowo był to prywatny dom mieszkalny, dopiero później zaczęto udostępniać go turystom. 
A w końcu przeszedł na własność TANAP-u, by stać się stacją badawczą. 
Stosunkowo niedawno przywrócono go turystyce, bo w 1997 roku i wyremontowano. 




Cała dolina to drogocenny klejnot tatrzański
W sezonie letnim- zachwyca bujną, kolorową różnorodnością roślin. 
Okoliczne wywierzyska zapewniają roślinom potrzebną wilgoć, 
to i odwdzięczają się one całym swym pięknem. Nad doliną, charakterystyczne ściany wapiennych skał. 





I jedynym co zaburza ten idealny obraz są uschłe, szare szkielety połamanych świerków poniżej białych grani. 
Widoczny za schroniskiem trawiasty, Lawinowy Żleb, 
to odcinek Magistrali Tatrzańskiej, zamknięty w 1978 roku. 
Zakosy dawnej ścieżyny są doskonale widoczne. 


Ponad żlebem- wapienna brama- Skalne Wrota. 
Tworzą je: Dziurawa i Pomurnikowa Ściana. 
Dwie z wielu charakterystycznych formacji tworzących Kozi Grzbiet. 



Nazwa Pomurnikowej Ściany, oczywiście związana jest z występowaniem w tych okolicach rzadkiego gatunku ptaka- pomurnika. 
U nas ten gatunek był widziany w Dolinie Kościeliskiej. 
Raptawicka Turnia ze swymi urwiskami, Wąwóz Kraków, są prawdopodobnie jego domem. 

Grań Tatr Bielskich od Kobylego Wierchu, aż po Jatki, to prawdopodobnie najmniej znany rejon 
i może dlatego tak fascynujący. Dobrze, że nie ma tam szlaku. 
W tym wypadku- unikatowość tamtejszej przyrody zasługuje na to, 
by chronić ją jak najdłużej przed rozdeptaniem przez bezmyślnego turystę. 
Ale dla prawdziwych pasjonatów- ten zakątek to prawdziwa perła, godna poznania. 

Dnem dolinki płynie Czarna Woda Rakuska- powstała z połączenia pomniejszych potoczków. 
Spływającego z lesistego zbocza Steżek, będącego lewym obramowaniem doliny- Potoku Miłego, 
Potoku Głębokiego rodzącego się w Lawinowym Żlebie (często również zwanego Głębokim), 
oraz pomniejszego potoczku Czarnej Huczawy- który podobnie jak pierwszy, spływa z pagóra Steżek. 

W menu Plesnivca nic szczególnie nie zaciekawia. 
Zresztą jest już późne popołudnie i na kuchni też chyba specjalnie nie mają ochoty, na obsługę gości. 



Odpocząwszy odrobinę i popatrzywszy z tarasu w zieloną otchłań doliny, 
ruszamy dalej zielonym szlakiem, oglądając się jeszcze ku schronisku. Szlak trawersuje zbocza porośnięte starym ciemnym lasem. 




Początkowo Koziego Grzbietu, następnie Fajksowej Czuby i jednego z dwóch odgałęzień tej ostatniej-  
czyli Neslowej Grani. Widoków brak. 
Co jakiś czas pomiędzy drzewami wyrasta jakaś skałka, która wygląda bardziej jak te skały rzucone bezładnie w lesie Gór Stołowych. W każdym bądź razie- jak na Tatry nietypowo. 
Odprowadzają nas maksymalnie upierdliwe muchy- chyba gzy. Buczą, brzęczą czasem buchają w głowę. 
I jak kocham faunę i florę nie tylko tatrzańską, tak tego dziadostwa serdecznie nienawidzę. 
Ścieżka powoli spokojnie obniża się. 
Nadchodzi wieczór, a w kierunku przeciwnym podąża młoda kobieta z dzieckiem. 
Pyta czy jeszcze daleko. Będą nocować ,, pod Szarotką''. Trochę im zazdroszczę. Ale może kiedyś... 
Mijamy ciemny zakątek  z wysoką skałką, po której spływa woda. Pod skałką- niewielka ławeczka. 



Szlak zakręca w lewo. Jeszcze ok. 600 m. i ostatni zdecydowany skos w prawo.
 Jesteśmy u ujścia Doliny Bielskiej Huczawy, poniżej lesistego zbocza Kobylego Wierchu- 
ostatniego szczytu w bielskiej grani.



Szczyt ten kryje w swym wnętrzu cudowną Jaskinię Bielską, do której wejście znajduje się po przeciwnej stronie- ponad miejscowością Tatrzańska Kotlina. Kto jeszcze nie odwiedzał tego miejsca, koniecznie powinien to nadrobić. 
W planach na nadchodzący urlop- Jaskinia Bielska, winna zająć priorytetowe miejsce.

My lądujemy na rozwidleniu szlaków: niebieskiego i zielonego. 
Rozstaje nazywają się Šumivý prameň ( szumiące, szemrzące źródło). 
Jeśli ktoś skieruje się w lewo, na Tatrzańską Kotlinę, minie owe źródełko po prawej stronie. 
Podczas gdy po lewej będzie miał potok- Huczawę Bielską, która niegdyś rzeczywiście huczała. 
Dziś jest obudowana i stanowi ujęcie wody dla Tatrzańskiej Kotliny. My skręcamy w prawo. 
Wszakże samochód został trochę dalej. 
Niebieski szlak- Zbójnicki Chodnik poprowadzi nas równolegle do Drogi Wolności, 
pośród odradzającego się lasu. Ku cywilizacji wychodzimy w miejscowości Kieżmarskie Żłoby (Kežmarské Žľaby). 


Nieodparte wrażenie, że schowany w głębi pensjonat, w tej maleńkiej osadzie chyli się ku upadkowi. 
Droga główna krzyczy o remont nawierzchni; a do tego na wjeździe jak byk- stoi znak zakazu wjazdu. Większość zabudowań należy ponoć do Tanap-owców i mieszkańców leśniczówki; 
więc ich zakaz nie obowiązuje. 
Tylko szkoda, że ośrodek wypoczynkowy, schowany na krańcu osady, popada w ruinę. 
Pozostaje nie całkiem kilometrowy odcinek, poboczem Cesty Slobody, ku T.L. Biela Voda. 
Niestety, ale na koniec dnia- lekko pod górkę. Pętla domknięta. :D