środa, 21 lutego 2018

W ramionach Waligóry

Jak lepiej zakończyć dzień, który się tak miło zaczął?
Zdobywając Wielką Sową, głupotą byłoby zostawić nieodwiedzonym jedno pasmo górskie, wraz z dość interesującym szczytem koronnym.




Góry Kamienne, oddzielone od Gór Sowich, doliną Bystrzycy; są górami granicznymi.
Tworzą je cztery pomniejsze pasma górskie, poprzerywane jedynie dolinkami rzek i potoków.
W większości lesiste pagóry, mogą sprawiać wrażenie, że nie ma tam wiele do zwiedzania. Nic bardziej mylnego.
Góry Kamienne to wyjątkowo liczne zgrupowanie szczytów.
Wśród zieleni lasów, niestety bardzo poranionych, zarówno w wyniku inwazji kornika, jak i działań człowieka; czają się ruiny średniowiecznych zamków, czasem cicho przypominają o sobie dzieje górnictwa.
Mijana po drodze, położona na zboczach Bukowca i Krzywuchy, kopalnia melafiru, nadal działa.




Nie da się jej nie zauważyć.
Jeśli planujemy wejście od Przełęczy Trzech Granic, na której przysiadło schronisko Andrzejówka; to w ostatnim zakolu, za Rybnicą Leśną- dostrzeżemy charakterystyczne dla wyrobisk odkrywkowych- ,,schody''.
Co ciekawe, możemy trafić na zamknięty przejazd, jeśli akurat będą prowadzone prace ,,wybuchowe''.
 


Zimą- w pobliżu schroniska funkcjonują wyciągi narciarskie.
Na stoku Granicznej- dwa wyciągi ,,Muflon'', oraz naprzeciwko, na stoku Klina- wyciąg ,,Gwarek''.
Oprócz tego kilka tras biegowych.
 

Szosa jaką dojechaliśmy, ma swój kres przy schronisku.
Takie uczucie- ,,jesteśmy na końcu świata''. ;)





Tylko, że ten ,,koniec świata'', jest dość mocno oblegany.
Samochodów tyle, że nie ma miejsc do parkowania.
Tym bardziej, że dzień zaczęliśmy od Wielkiej Sowy; więc tu jesteśmy już po południu.
Chcąc nie chcąc, parkujemy na poboczu. Nie my jedni.
Większość gości schroniska, wcale nie zamierza wyruszać na szlaki.
Przyjechali chyba tylko na obiad. Nawet nie ma gdzie przysiąść na chwilę.
Do ,,Andrzejówki'' kursował autobus nr.12 z Wałbrzycha.
Nie wiem, jak jest teraz.

Za schroniskiem piaszczysta droga, a przy niej szlakowskaz.
Sporo tabliczek z oznaczeniami różnych kolorów, pod daszkiem z gontu.








Nasz cel- Waligóra, jest od samego początku doskonale widoczny.
To ten najwyższy, lesisty pagór na wprost, przysiadły w rozwidleniu dróg.

Żółty szlak wspina się na szczyt, po jego północnej ścianie.
To najkrótsza, ale jednocześnie najbardziej stroma droga.






Zakosów praktycznie brak, a jeśli już to prawie niezauważalne.
Korzenie, które przeplatają drogę, tworzą stopnie, o które w suche dni, bardzo wygodnie zaprzeć stopy.
Ale już podczas ulewy, lub roztopów, ten zaledwie piętnastominutowy odcinek zamienia się w ślizgawkę.






Właśnie mamy ten zaszczyt, że śniegi topnieją, a wąziutką ścieżynę szlaku kryją resztki białego puchu i lodu, zmiksowane z błotem.
Wejście w lasek porastający Waligórę, nie zwiastuje aż takiego nachylenia.




Dopiero kilka kroków wyżej zaczyna się walka o to by nie zjechać.
Upadek mógłby mieć nieciekawe skutki.
Korzenie, o które latem można zaprzeć się butami, na razie pokryte śniegowym błotem, są słabym wsparciem.
Współczuję tym co wybrali ten odcinek jako zejściowy.
Zawsze to łatwiej przeć pod górę.
A i tak każdy ze wspinających się, szybko zostaje poniżony do pozycji ,,na czterech''.




 



Bez wsparcia rąk, nie ma możliwości podejścia.
Dopiero wyżej- w miejscach, do których docierają bez przeszkód ciepłe promienie słońca, robi się łatwiej.
Odkryta plecionka korzeni uprzyjemnia dalsze kroki.







Już jesteśmy bliziutko. Ostatnie drzewa i niewielka polanka na szczycie.

To i tak postęp, że Waligóra doczekała się słupka z nazwą; bo do niedawna stała tam jedynie kamienna tablica-



- podobna do tej jaką znajdziemy na Przełęczy pod Borową. 
(tutaj o tamtej wycieczce- Na Borową... )
Czasy, gdy na Borowej był jedynie samotny drewniany kołek i słabo zauważalny napis z nazwą szczytu.

Dziś stoi tam nowoczesna konstrukcja- wieża widokowa oddana do użytku w grudniu 2017 roku.





Przyjemne miejsce. Może trochę niepotrzebnych krzaczorków. 
Ale dla chętnych, byłoby nawet gdzie rozbić namiot.
Sporo ludzi. Docierają tu również z drugiej strony, łagodniejszym podejściem od Rozdroża pod Waligórą, do którego my będziemy schodzić.

Na szczycie robią sobie zdjęcia dwie turystki.
Mają białą chustę na której zapisują kolejne, zdobyte szczyty koronne.
Dziwi mnie napis, iż szczyt zdobyty przez ,,tu imię'' i przez jej maleństwo. Rozmawiamy i okazuje się, że maleństwo jak najbardziej jest obecne na szczycie, z tym, że schowane pod sercem młodej mamy. ;)

Przyjemna, jasna droga zejściowa.
Na zboczu, na ciepłej polanie odpoczywa wspomniana turystka, wraz ze starszą córeczką i koleżanką.
W pobliżu biegnie szlak rowerowy na Waligórę.







Gdybyśmy podążyli za tym szlakiem, byłaby szansa obejrzenia ruin dawnego pałacyku myśliwskiego rodziny Hochbergów.
Mieszkańcy mieli cudowny widok na Dolinę Złotej Wody i położoną w dole- wioskę Łomnica.
Stamtąd biegła droga ku posiadłości.
Po pałacyku, krytym strzechą :O ... niewiele pozostało. 

I trudniej dojść do zarastającej polany.
Te resztki kamiennych zabudowań, położonych bliżej rowerowego szlaku, to pozostałość po dawnej owczarni.
Warto zajrzeć na stronę Dolny Śląsk
- i tam obejrzeć zdjęcia pałacyku dawniejsze i dzisiejsze. ;)
To zdjęcie z czasów świetności, jakie możemy obejrzeć na tablicy, znajdującej się przy Rozdrożu pod Waligórą.




A to zdjęcie z czasów obecnych, pochodzące ze wspomnianej wyżej stronki-



Schodzimy dalej, mijając po drodze wiele ogrodzonych młodników. W oddali widoczne wzniesienia graniczne, z których najwyższy to Ruprechtický Špičák.
Jest na nim wieża z tarasem widokowym.




Po ok. 10-15 min. docieramy do Rozdroża pod Waligórą.
Żółty szlak biegnie dalej, w kierunku ruin Zamku Radosno.
Zamek był położony na północnych zboczach Suchawy, w pobliżu Rozwidlenia pod Krzywuchą.







To dodatkowe pół godzinki drogi.
Od ruin można wracać szlakiem zielonym do ,,Andrzejówki'', albo udać się w kierunku Sokołowska.

My idziemy szlakiem niebieskim od rozdroża, do schroniska.
Biegnie on trawersem, przez długie, rozciągnięte pn-zach. zbocze Waligóry.







Tak po prawej, jak i po lewej ręce mamy las.
Zbocze od naszej drogi, spływa lasem stromo w dół, ku Dolinie Sokołowca.

Zostało nam zaledwie 20 min. drogi powrotnej.
Jeszcze raz możemy spojrzeć na wejście na ów stromy odcinek, którym wchodziliśmy.




Warto poświęcić swój wolny czas  na pobyt w Górach Kamiennych, tak po naszej, jak i czeskiej stronie.
Najlepiej wtedy, gdy już nie śpieszy się nam w zdobywaniu poszczególnych elementów Korony.
Tak by nieśpiesznie przemierzać okoliczne ścieżki, nie tylko te wyznaczone.
Te, które kryją ślady historii, są najciekawsze.
Nawet budynek schroniska kryje wyjątkowe wspomnienia.
Począwszy od czasów jego powstania w latach 1933, przez lata wojny, gdy musiał pełnić rolę jednostki szkoleniowej Hitlerjugend, a później stał się siedzibą Wermachtu.

Po wojnie, schronisko przetrwawszy, stało się ośrodkiem kolonijnym, aby dopiero w 1948 roku stać się schroniskiem PTTK.




Od schroniska, ciekawi mogą udać się w zupełnie przeciwnym kierunku- na wschód. Poprzez szczyt Jeleńca i Rogowca, ku ruinom zamku Rogowiec. 
W okolicy ciekawa formacja- Skalna Brama.
Zarówno Rogowiec, jak i Radosno, przetrwały w tak opłakanym, zrujnowanym stanie, z racji tego, iż przez długie lata były siedzibami rycerzy- rozbójników.
Gdyby pozostawały od czasów swego powstania w rękach uczciwych właścicieli, dziś być może moglibyśmy podziwiać nieco więcej.
Rozbójnicy tak uprzykrzali życie okolicznym mieszkańcom, że postanowiono się z nimi definitywnie rozprawić.
Na tyle zdecydowanie, że zdobyte zamki, zrujnowano od razu po ich podbiciu, nie chcąc pojawienia się kolejnych rabusiów.
 

Polecam zapoznać się z ciekawą legendą, fajnie przybliżoną przez autora bloga Góry bliskie sercu
Kto wie, może nazwy okolicznych szczytów, dolin i wsi, nie są nadane tak znikąd? ;)






Spod schroniska udajemy się w kierunku Stronia Śląskiego.
Urocze miasteczko Ziemi Kłodzkiej.

Dawniej znany ośrodek przemysłu szklarskiego z hutą szkła kryształowego ,,Violetta''.
Wokół miejscowości lesiste wzgórza, bogactwo form przyrody otuliny Śnieżnickiego Parku Krajobrazowego.

Doskonały punkt wypadowy w pobliskie pasma górskie, których tu na Ziemi Kłodzkiej, mamy aż nadto.
Dom, w którym nocujemy, położony jest tuż nad szumiącym potokiem Białej Lądeckiej.
I ten szum to może jedyne, na co mógłby narzekać turysta mający problemy z zasypianiem. ;)

Warunki zakwaterowania- marzenie. I to za niewielkie pieniądze.
W porównaniu do kwatery w Rzeczce, gdzie telewizor pełnił funkcję wazonu, a cennik był dość zawyżony; tu w Stroniu Śląskim, mogę powiedzieć, że trafiliśmy wspaniale. 

Mimo, że szukało się na ostatnią chwilę i cudów się nie spodziewaliśmy.
Pozostaje nadzieja, że kiedyś jeszcze tam zawitamy.
I to nie tylko dla wspaniałych szlaków, których gęsto pleciona pajęczyna spowija okolicę, ale i dla wieczorów na tarasie w wsłuchiwania się w szum wody, a nawet dla najlepszych pierogów, jakie mieliśmy okazję jeść ostatnio, a kupionych w tamtejszym sklepiku ;)
Pamiętać jak najdłużej się da... <3











środa, 14 lutego 2018

Wielka Sowa


Późnym, jeszcze kwietniowym wieczorem dotarliśmy do miejscowości Rzeczka.
Wioska leży w Dolinie Walimki, nad którą chylą się Góry Sowie.
Góry, których geneza nazwy do dziś jest niejasna.
Sów, zbyt wiele w tych rejonach podobno nigdy nie było. Oczywiście są, ale nie w takich ilościach by aż miało do oddźwięk w nazwie.
Podejrzewa się, że niegdyś były to Góry Jelenie.
Tylko na przestrzeni dziejów i w wyniku zawirowań historii, nazwa została zniemczona.
Podobne brzmienie polskiego,,jeleń'',niemieckiego,,Eulen''(sowy)...
Być może coś w tym jest.
Przemawia za tym fakt znajdującej się w pobliżu Wielkie Sowy-
Jeleniej Polany.

No dobrze... Ale tak to jest jak się szuka noclegu w ostatniej chwili... -trzeba cieszyć się, że się w ogóle coś znalazło. ;)
Chociaż jeśli brać pod uwagę reklamę pensjonatu i cenę wyższą niż przeciętna; to przynajmniej telewizor w pokoju mógłby działać, a nie pełnić rolę bliżej nieokreśloną... :D
Na szczęście jest to nasz jednodniowy pobyt tutaj.
Resztę dni spędzimy w Kotlinie Kłodzkiej- tam gdzie największe zgrupowanie szczytów koronnych.



Święto Pracy wita nas rześkim mrozkiem.
Na pochylonych zboczach resztki płacht śniegowych.
Im wyżej- tym bardziej biało.
Szlak zaczyna się we wsi, ale podjechać można trochę dalej- poza Przełęcz Sokolą, która znajduje się pomiędzy Rzeczką, a Sokolcem.
Tam na poboczu można zostawić autko, pod warunkiem, że będziemy dość wcześnie. Łagodne zbocza szczytu Sokoła, ,,uzbrojone'' wyciągami, przyciągają narciarzy. Duży ośrodek narciarski, wyciągi, trasy o różnym stopniu trudności, wypożyczalnie sprzętu i dla chętnych- lekcje nauki jazdy na nartach.
Góry Sowie to poza tym przepiękne trasy biegowe.
No i przede wszystkim region o wielkich walorach przyrodniczych i historycznych.




Nasz szlak- czerwony odbija od szosy głównej, na wysokości 
Karczmy pod Sową i utwardzoną drogą w lewo ( o ile stoimy tyłem do Rzeczki ;) ) ciągnie ku górze.
Wkrótce docieramy do ścianki lasu.



Droga wyłożona tu wyżej płytami ażurowymi, lekko zakręca w prawo i biegnie pod budynek schroniska ,,Orzeł''.
My skręcamy w piaszczystą, plecioną korzeniami drzew, drogę na lewo, która omija schronisko z drugiej strony.





Nietypowe, niziutkie świerki robią wrażenie bardziej parku, niż lasu.
Bardzo przyjemnie i ciepło, choć pomiędzy drzewami coraz więcej śniegu, a i początkowo błotnista droga coraz częściej ściele się białą kołderką.




Mijamy pamiątkowy, ponad stuletni, kamienny obelisk, poświęcony Carlowi Wiesenowi. 
Był on wielkim miłośnikiem Gór Sowich, inicjatorem budowy schroniska na Wielkiej Sowie. Wspierał również budowę białej wieży na szczycie. A schronisko ,,Sowa'', stoi na ofiarowanych przez Wiesena- gruntach.
 



Mijamy młodnik i w niedługim czasie, ok. 20 min. dochodzimy do kolejnego schroniska- Sowy.
Śniegu coraz grubsza warstwa. Pięknie kontrastuje z zielenią wyjątkowo gęstej tu- świerczyny.





Nie zaglądamy do środka.
Turyści dopiero zbierają się z noclegu.
Za schroniskiem rozwidlenie szlaków.







Do naszego- czerwonego, dołącza szlak zielony z Sokolca.
Zostało jeszcze ok. pół godzinki do szczytu, jakieś 1,5km.
Droga wrzyna się głęboko w zbocze, którym podążamy.
Znowu więcej błota, więc wygodniej wdrapać się na boczne wały i iść pomiędzy drzewami.







Zdecydowany zakręt w prawo- Rozdroże nad Schroniskiem ,,Sowa''.
Coraz więcej wędrujących.
Droga jest bardzo przyjemna, nie wymaga zbyt wiele wysiłku. Wznosi się łagodnie i powoli.

Po drodze okno widokowe w kierunku pd-zachodnim.
W oddali Góry Kamienne. 

Bliżej zielenieją zbocza pomniejszych szczytów ,,sowiego gniazda''. ;)


Środkowe Sudety- bo do nich należą Góry Sowie, to najstarsze skaliska w Polsce. Za równie stare uważane są Góry Świętokrzyskie.
Kryją w sobie wiele tajemnic i rozbudzają wyobraźnię poszukiwaczy skarbów i zakurzonych, zasnutych pajęczyną czasu- śladów dawnych lat.
Rejon licznie odwiedzany przez historyków- z wiadomego powodu.
Mroki II wojny światowej wykuły w tych skałach swoje korytarze.

Cienie wielu ludzkich istnień, ofiar szalonych aspiracji rasy ,,doskonalszej'', snują się pośród przytłaczających betonów podziemnych miast.
Miast, których przeznaczenia do dziś badacze nie są pewni.
Podobno miały tu zostać przeniesione strategiczne zakłady wojskowe. A mówi się również o badaniach nad tajną bronią i stworzeniu nowoczesnej kwatery dla przywódcy III Rzeszy.

Zainteresowani tym smutnym czasem dziejów znajdą tu wiele dla siebie.
A i jest szansa na wiele nowych odkryć.
Podobno część z wydrążonych korytarzy i to co mogło się w nich znajdować, zostało wysadzonych i zasypanych.
Prawdopodobnie nigdy nie odkryjemy wszystkiego.
Ziemia pochłonęła to co do niej należało od samego początku.
Kompleksy: Włodarz, Osówka, Walim, będące częściami wielkiego projektu ,,Riese''(Olbrzym)- przyjmują dziś ciekawych turystów.
Na terenie Włodarza i Osówki, po zalanych fragmentach sztolni, można przepłynąć pontonem.
Kompleksy zwiedza się z przewodnikiem.


Góry Sowie to również historia górnictwa.
Wydobywano tu węgiel kamienny.
Największa kopalnie tych okolic, znajdowała się w Nowej Rudzie; pomniejsze w okolicznych miejscowościach.

W 1941 roku w kopalni w Ludwikowicach doszło do największej tragedii górniczej na Śląsku. Pokłady węgla kamiennego w tych rejonach współistnieją z wyjątkowo potężnymi złożami metanu. 
W tamtym roku, w wyniku strasznego wybuchu zginęło 187 górników.
W okolicach wydobywano również srebro, a wspomina się również o płukaniu złota w pobliskich potokach. Prócz tego znajdują się tu również rudy miedzi i ołowiu.
 


 Zielone lasy Gór Sowich, opanowane są głównie przez świerki.
Niestety- podobnie jak w Tatrach.
A nie tak wyglądały niegdyś tutejsze starodrzewy.
Dziś takich prawdziwie rodzimych skupisk drzew jest niewiele i trzeba o nie dbać ze szczególną troską.
Pierwotny las reglowy tych gór, to buki, jawory i niewielka domieszka jodły i świerka.Wtrącił się człowiek, nasadzając świerki na miejsce tych drzew, który powycinał i niestety wszystko stanęło na głowie.
Podobno w okolicznych lasach dochowano się za to pokaźnego stadka- ok. 600 muflonów. Nam się żaden nie raczył pokazać, nie byliśmy godni. ;)
Za to spotkaliśmy wiewiórkę śnieżną. ;)




Jeszcze krótki odcinek zaśnieżonej drogi. 
I znowu tak sympatycznie wyglądające, niziutkie choinki, tuż przed szczytem.
Nie zarośnięte chaszczami. Mają ciepłą przestrzeń pod rozłożystymi koronami. Uwielbiam jasne, przejrzyste lasy. A ten wygląda niczym zadbany ogród.






Szczyt Wielkiej Sowy to całkiem spory plac, na który wchodzimy przez drewnianą bramę
Plac jest na tyle rozległy, że jest miejsce nawet dla chętnych zarobku na turystach.
Co tam oferują poza gorącą herbatą, to nawet nie wiem.
Dopiero się rozpakowują.
I wieża widokowa jeszcze zamknięta... :/





Dookoła placu- drewniane wiaty, ławy i stoły.
Centrum placu zajmuje wspomniana wieża widokowa, z lat 1905/06. Wiekowa babcia, obchodziła swoje stulecie już 10 lat temu i wtedy też została pięknie odnowiona. Toteż dumnie bieleje pośród okolicznych lasów.
Jej poprzedniczka- wieża drewniana, została wzniesiona ok. 1880 roku. Przetrwała do 1904. Miała ją zastąpić kolejna drewniana konstrukcja, na szczęście stało się inaczej.
Nad schodkami na wieżę, napis: ,,Gmina Pieszyce wita''.
Przed wieżą- drewniany słup z oznaczeniami szlaków, jakie tu się krzyżują. W pobliżu maszt, przekaźnik radiowy.
Zwracają uwagę drewniane rzeźby sówek- jedna duża, potężna matka sowa i dwie malutkie. ;)




Za wieżą, równie bialutka, ale o wiele młodsza- kapliczka.
Poświęcona w roku 2015. Msza święta jest tu sprawowana w sezonie letnim. 





Patronami są: Matka Boża Słuchająca, św. Stanisław biskup - męczennik, św. Jan Gwalbert (patron leśników), oraz św. Michał Archanioł.
Kapliczka jest maleńka, do środka wejdzie może z 10 osób i to już będzie ciasno.
Ściany były jeszcze niewykończone, jak byliśmy.
W centrum stoi granitowy, surowy ołtarz.

Powstałą kapliczkę, leśnicy traktują jako wotum wdzięczności za miniony czas. Budowę wsparły przede okoliczne nadleśnictwa ze Świdnicy, Wałbrzycha i Jugowa.

Pod Wielką Sową stało niegdyś schronisko narciarskie. 
Nie przetrwało wojny. Nigdy nie zostało odbudowane.
Pozostały fragmenty kamiennych ścian; ruiny, które do dziś można oglądać.

Zresztą wiele obiektów nie przetrwało.
Warto popatrzeć na stare zdjęcia- chociażby na tej stronie:
https://dolny-slask.org.pl/

  
Albo tu- http://gory-sowie.pl/fotogaleria/

Wychodzimy przez drugą bramę po przeciwnej stronie. 
To jednocześnie brama wjazdowa dla samochodów.



Błotnista, szeroka, rozjeżdżona droga biegnie rzadkim lasem, by w końcu wyprowadzić na  rozległą polanę.
Tu możemy się przekonać jak bardzo ucierpiały tutejsze lasy, na skutek kwaśnych deszczy, degradacji gleby i nienasycenia kornika.
Połamane resztki, gdzieniegdzie uschłe drzewo niczym samotny ,,strażnik''. 



Jedynie przy ziemi płożą się borówkowe krzaczki i samotne, młode siewki, które dzielnie starają się przetrwać.
Nie tylko nasze zakłady przyczyniły się zniszczeń w lasach.
 
Czechy, dzięki działalności swojego przemysłu, w ciągu zaledwie 20-30 ostatnich lat straciły w Sudetach prawie wszystkie swoje obszary leśne. Emitowane związki siarki nie służą zdrowiu ekosystemów, niezależnie od granic. 
Straty próbuje się ograniczać sadzeniem młodych drzew, ale proces degradacji lasów jest szybszy niż wzrastanie sadzonych młodników.

Doskonale widoczny pagór Sokoła.
To Rozdroże między Sowami.




Spokojny spacer przed nami. Najwyższy punkt trasy już minęliśmy.
Nadal odwracając się za siebie, możemy zobaczyć kawałek jego białej wieżyczki, wyrastający ponad drzewami.
Głębokie koleiny drogi, wypełnia głęboka woda i pośniegowe błoto.




Pachnie wiosną.
Najbliższe wysokie drzewa- to mniejsza siostra Wielkiej Sowy, czyli Mała Sowa. Jakżeby inaczej. ;)
Jej kulminacja jest niezauważalna.






Dróżka robi się węższa. Więcej śniegu, więcej wysokich drzew. Przy drodze nawet sporo gładkokorowych, siwych buków.
A te w swej potarganej, zwichrowanej urodzie nadają okolicy wyjątkowego klimatu. Choć nie ma na nich jeszcze liści.








Ścieżka biegnie w dół i po ok. 15 minutkach ślizgania się w śniegu schodzimy na szeroką, utwardzoną drogę.
Na niektórych mapach jest niewielki błąd.
Bowiem wg. nich- to skrzyżowanie to już Jelenia Polana.





A tak nie jest. Do Jeleniej Polany jeszcze chwileczka w dół.
Zresztą jest widoczna. Jest tam zakole drogi, drewniany szałas na drewno i wiata turystyczna.






Kto chce tam odpocząć, musi potem wrócić kawałeczek pod górę. Z powrotem do rozwidlenia.
Albo schodzić do Walimia, nie do Rzeczki.
Z wiadomych względów ,,motoryzacyjnych'' ;), my schodzimy do Rzeczki.
Szeroką, wygodną drogą, opasującą cały masyw Wielkiej Sowy.







Widoki w dół dość rozległe- z racji zniszczeń drzewostanu.
Zresztą- mijamy co jakiś czas stosy drewna, więc jak widać gospodarka leśna tutaj też nieźle działa. :/

Droga jaką podążamy jest znakowana kolorem niezgodnym z oznaczeniami stosowanymi w znakarstwie.



Jest to szlak fioletowy, a więc kolor zwykle nie stosowany. 
Podobno wyznakowany na własną rękę, przez jednego z właścicieli pobliskiego schroniska, który miał serdecznie dość biurokracji w PTTK.
Jego wniosek o powołanie nowego szlaku, został po prostu zignorowany przez Towarzystwo; więc wnioskodawca zadziałał na własną rękę.
Szlak ten łączy dawne miejsca, w których wydobywano srebro.
Najbardziej znana sztolnia
,,Silberloch'', znajduje się w pobliżu fioletowego szlaku, pomiędzy Walimiem, a Przełęczą Walimską.

Silberloch to sztolnia, w której prace wydobywcze prowadzono już w średniowieczu!
Złoża jednak nie były zbyt duże, toteż już w XVI wieku, zaniechano tam prac.
W XVIII wieku przeprowadzono badania, które potwierdziły nieopłacalność wznawiania wydobycia.
Ponieważ turyści zaczęli się ciekawić sztolnią, postawiono tam ławeczki i wiatę, a nawet zbudowano małą fontannę. 





Niestety w czasie wojny wszystko zostało zrujnowane.
Dopiero w latach 2004/05 wejście zamknięto masywną kratą i pozwolono na zwiedzanie z przewodnikiem.
Nie trwało to długo.
Osuszona dla turystów sztolnia, szybko popadła w zapomnienie. Do środka wróciła woda, co jest dodatkowym zagrożeniem dla ciekawskich, którzy próbują zwiedzać korytarze na własną rękę.
O ile główne korytarze, to zaledwie 30-40 cm. warstwa wody; o tyle w owych korytarzach znajdują się zalane, trzy kilkumetrowej głębokości szyby.
Wchodzący na własną odpowiedzialność powinni mieć mocne latarki i zwiększyć uwagę.
Informacje na temat Silberloch, jak również ciekawy filmik z wnętrza sztolni- do obejrzenia tutaj-

http://gory-sowie.pl/sztolnie-i-kopalnie/kopalnia-silberloch

Dochodzimy do rozwidlenia. Idąc pod górę- doszlibyśmy boczną odnogą do Schroniska Sowa- przy którym już byliśmy.




Tak że tu jest jeszcze wybór, jak chcemy schodzić.
My poszliśmy dalej drogą okrężną.
Coraz bardziej się obniżamy. Coraz więcej spacerowiczów z wioski.






Droga jest tak wygodna, że spacerują tu całe rodziny.
Zarówno starsi, jak i rodzice z dziećmi w wózkach.
Powoli las ustępuje wilgotnym łąkom.

Zbliżamy się do widocznej już od jakiegoś czasu szosy głównej przecinającej Rzeczkę.

 

Nasza droga łączy się z tą, którą startowaliśmy. 
Jeszcze kilka kroków do pobocza, gdzie zostawiliśmy auto.
Tego dnia na naszą wizytę czeka jeszcze jeden pobliski, koronny szczyt.
Poprzez Głuszycę, Grzmiącą i Rybnicę Leśną, jedziemy w gościnny teren Gór Kamiennych... ;)





.........................................................................cdn... ;)