środa, 14 lutego 2018

Wielka Sowa


Późnym, jeszcze kwietniowym wieczorem dotarliśmy do miejscowości Rzeczka.
Wioska leży w Dolinie Walimki, nad którą chylą się Góry Sowie.
Góry, których geneza nazwy do dziś jest niejasna.
Sów, zbyt wiele w tych rejonach podobno nigdy nie było. Oczywiście są, ale nie w takich ilościach by aż miało do oddźwięk w nazwie.
Podejrzewa się, że niegdyś były to Góry Jelenie.
Tylko na przestrzeni dziejów i w wyniku zawirowań historii, nazwa została zniemczona.
Podobne brzmienie polskiego,,jeleń'',niemieckiego,,Eulen''(sowy)...
Być może coś w tym jest.
Przemawia za tym fakt znajdującej się w pobliżu Wielkie Sowy-
Jeleniej Polany.

No dobrze... Ale tak to jest jak się szuka noclegu w ostatniej chwili... -trzeba cieszyć się, że się w ogóle coś znalazło. ;)
Chociaż jeśli brać pod uwagę reklamę pensjonatu i cenę wyższą niż przeciętna; to przynajmniej telewizor w pokoju mógłby działać, a nie pełnić rolę bliżej nieokreśloną... :D
Na szczęście jest to nasz jednodniowy pobyt tutaj.
Resztę dni spędzimy w Kotlinie Kłodzkiej- tam gdzie największe zgrupowanie szczytów koronnych.



Święto Pracy wita nas rześkim mrozkiem.
Na pochylonych zboczach resztki płacht śniegowych.
Im wyżej- tym bardziej biało.
Szlak zaczyna się we wsi, ale podjechać można trochę dalej- poza Przełęcz Sokolą, która znajduje się pomiędzy Rzeczką, a Sokolcem.
Tam na poboczu można zostawić autko, pod warunkiem, że będziemy dość wcześnie. Łagodne zbocza szczytu Sokoła, ,,uzbrojone'' wyciągami, przyciągają narciarzy. Duży ośrodek narciarski, wyciągi, trasy o różnym stopniu trudności, wypożyczalnie sprzętu i dla chętnych- lekcje nauki jazdy na nartach.
Góry Sowie to poza tym przepiękne trasy biegowe.
No i przede wszystkim region o wielkich walorach przyrodniczych i historycznych.




Nasz szlak- czerwony odbija od szosy głównej, na wysokości 
Karczmy pod Sową i utwardzoną drogą w lewo ( o ile stoimy tyłem do Rzeczki ;) ) ciągnie ku górze.
Wkrótce docieramy do ścianki lasu.



Droga wyłożona tu wyżej płytami ażurowymi, lekko zakręca w prawo i biegnie pod budynek schroniska ,,Orzeł''.
My skręcamy w piaszczystą, plecioną korzeniami drzew, drogę na lewo, która omija schronisko z drugiej strony.





Nietypowe, niziutkie świerki robią wrażenie bardziej parku, niż lasu.
Bardzo przyjemnie i ciepło, choć pomiędzy drzewami coraz więcej śniegu, a i początkowo błotnista droga coraz częściej ściele się białą kołderką.




Mijamy pamiątkowy, ponad stuletni, kamienny obelisk, poświęcony Carlowi Wiesenowi. 
Był on wielkim miłośnikiem Gór Sowich, inicjatorem budowy schroniska na Wielkiej Sowie. Wspierał również budowę białej wieży na szczycie. A schronisko ,,Sowa'', stoi na ofiarowanych przez Wiesena- gruntach.
 



Mijamy młodnik i w niedługim czasie, ok. 20 min. dochodzimy do kolejnego schroniska- Sowy.
Śniegu coraz grubsza warstwa. Pięknie kontrastuje z zielenią wyjątkowo gęstej tu- świerczyny.





Nie zaglądamy do środka.
Turyści dopiero zbierają się z noclegu.
Za schroniskiem rozwidlenie szlaków.







Do naszego- czerwonego, dołącza szlak zielony z Sokolca.
Zostało jeszcze ok. pół godzinki do szczytu, jakieś 1,5km.
Droga wrzyna się głęboko w zbocze, którym podążamy.
Znowu więcej błota, więc wygodniej wdrapać się na boczne wały i iść pomiędzy drzewami.







Zdecydowany zakręt w prawo- Rozdroże nad Schroniskiem ,,Sowa''.
Coraz więcej wędrujących.
Droga jest bardzo przyjemna, nie wymaga zbyt wiele wysiłku. Wznosi się łagodnie i powoli.

Po drodze okno widokowe w kierunku pd-zachodnim.
W oddali Góry Kamienne. 

Bliżej zielenieją zbocza pomniejszych szczytów ,,sowiego gniazda''. ;)


Środkowe Sudety- bo do nich należą Góry Sowie, to najstarsze skaliska w Polsce. Za równie stare uważane są Góry Świętokrzyskie.
Kryją w sobie wiele tajemnic i rozbudzają wyobraźnię poszukiwaczy skarbów i zakurzonych, zasnutych pajęczyną czasu- śladów dawnych lat.
Rejon licznie odwiedzany przez historyków- z wiadomego powodu.
Mroki II wojny światowej wykuły w tych skałach swoje korytarze.

Cienie wielu ludzkich istnień, ofiar szalonych aspiracji rasy ,,doskonalszej'', snują się pośród przytłaczających betonów podziemnych miast.
Miast, których przeznaczenia do dziś badacze nie są pewni.
Podobno miały tu zostać przeniesione strategiczne zakłady wojskowe. A mówi się również o badaniach nad tajną bronią i stworzeniu nowoczesnej kwatery dla przywódcy III Rzeszy.

Zainteresowani tym smutnym czasem dziejów znajdą tu wiele dla siebie.
A i jest szansa na wiele nowych odkryć.
Podobno część z wydrążonych korytarzy i to co mogło się w nich znajdować, zostało wysadzonych i zasypanych.
Prawdopodobnie nigdy nie odkryjemy wszystkiego.
Ziemia pochłonęła to co do niej należało od samego początku.
Kompleksy: Włodarz, Osówka, Walim, będące częściami wielkiego projektu ,,Riese''(Olbrzym)- przyjmują dziś ciekawych turystów.
Na terenie Włodarza i Osówki, po zalanych fragmentach sztolni, można przepłynąć pontonem.
Kompleksy zwiedza się z przewodnikiem.


Góry Sowie to również historia górnictwa.
Wydobywano tu węgiel kamienny.
Największa kopalnie tych okolic, znajdowała się w Nowej Rudzie; pomniejsze w okolicznych miejscowościach.

W 1941 roku w kopalni w Ludwikowicach doszło do największej tragedii górniczej na Śląsku. Pokłady węgla kamiennego w tych rejonach współistnieją z wyjątkowo potężnymi złożami metanu. 
W tamtym roku, w wyniku strasznego wybuchu zginęło 187 górników.
W okolicach wydobywano również srebro, a wspomina się również o płukaniu złota w pobliskich potokach. Prócz tego znajdują się tu również rudy miedzi i ołowiu.
 


 Zielone lasy Gór Sowich, opanowane są głównie przez świerki.
Niestety- podobnie jak w Tatrach.
A nie tak wyglądały niegdyś tutejsze starodrzewy.
Dziś takich prawdziwie rodzimych skupisk drzew jest niewiele i trzeba o nie dbać ze szczególną troską.
Pierwotny las reglowy tych gór, to buki, jawory i niewielka domieszka jodły i świerka.Wtrącił się człowiek, nasadzając świerki na miejsce tych drzew, który powycinał i niestety wszystko stanęło na głowie.
Podobno w okolicznych lasach dochowano się za to pokaźnego stadka- ok. 600 muflonów. Nam się żaden nie raczył pokazać, nie byliśmy godni. ;)
Za to spotkaliśmy wiewiórkę śnieżną. ;)




Jeszcze krótki odcinek zaśnieżonej drogi. 
I znowu tak sympatycznie wyglądające, niziutkie choinki, tuż przed szczytem.
Nie zarośnięte chaszczami. Mają ciepłą przestrzeń pod rozłożystymi koronami. Uwielbiam jasne, przejrzyste lasy. A ten wygląda niczym zadbany ogród.






Szczyt Wielkiej Sowy to całkiem spory plac, na który wchodzimy przez drewnianą bramę
Plac jest na tyle rozległy, że jest miejsce nawet dla chętnych zarobku na turystach.
Co tam oferują poza gorącą herbatą, to nawet nie wiem.
Dopiero się rozpakowują.
I wieża widokowa jeszcze zamknięta... :/





Dookoła placu- drewniane wiaty, ławy i stoły.
Centrum placu zajmuje wspomniana wieża widokowa, z lat 1905/06. Wiekowa babcia, obchodziła swoje stulecie już 10 lat temu i wtedy też została pięknie odnowiona. Toteż dumnie bieleje pośród okolicznych lasów.
Jej poprzedniczka- wieża drewniana, została wzniesiona ok. 1880 roku. Przetrwała do 1904. Miała ją zastąpić kolejna drewniana konstrukcja, na szczęście stało się inaczej.
Nad schodkami na wieżę, napis: ,,Gmina Pieszyce wita''.
Przed wieżą- drewniany słup z oznaczeniami szlaków, jakie tu się krzyżują. W pobliżu maszt, przekaźnik radiowy.
Zwracają uwagę drewniane rzeźby sówek- jedna duża, potężna matka sowa i dwie malutkie. ;)




Za wieżą, równie bialutka, ale o wiele młodsza- kapliczka.
Poświęcona w roku 2015. Msza święta jest tu sprawowana w sezonie letnim. 





Patronami są: Matka Boża Słuchająca, św. Stanisław biskup - męczennik, św. Jan Gwalbert (patron leśników), oraz św. Michał Archanioł.
Kapliczka jest maleńka, do środka wejdzie może z 10 osób i to już będzie ciasno.
Ściany były jeszcze niewykończone, jak byliśmy.
W centrum stoi granitowy, surowy ołtarz.

Powstałą kapliczkę, leśnicy traktują jako wotum wdzięczności za miniony czas. Budowę wsparły przede okoliczne nadleśnictwa ze Świdnicy, Wałbrzycha i Jugowa.

Pod Wielką Sową stało niegdyś schronisko narciarskie. 
Nie przetrwało wojny. Nigdy nie zostało odbudowane.
Pozostały fragmenty kamiennych ścian; ruiny, które do dziś można oglądać.

Zresztą wiele obiektów nie przetrwało.
Warto popatrzeć na stare zdjęcia- chociażby na tej stronie:
https://dolny-slask.org.pl/

  
Albo tu- http://gory-sowie.pl/fotogaleria/

Wychodzimy przez drugą bramę po przeciwnej stronie. 
To jednocześnie brama wjazdowa dla samochodów.



Błotnista, szeroka, rozjeżdżona droga biegnie rzadkim lasem, by w końcu wyprowadzić na  rozległą polanę.
Tu możemy się przekonać jak bardzo ucierpiały tutejsze lasy, na skutek kwaśnych deszczy, degradacji gleby i nienasycenia kornika.
Połamane resztki, gdzieniegdzie uschłe drzewo niczym samotny ,,strażnik''. 



Jedynie przy ziemi płożą się borówkowe krzaczki i samotne, młode siewki, które dzielnie starają się przetrwać.
Nie tylko nasze zakłady przyczyniły się zniszczeń w lasach.
 
Czechy, dzięki działalności swojego przemysłu, w ciągu zaledwie 20-30 ostatnich lat straciły w Sudetach prawie wszystkie swoje obszary leśne. Emitowane związki siarki nie służą zdrowiu ekosystemów, niezależnie od granic. 
Straty próbuje się ograniczać sadzeniem młodych drzew, ale proces degradacji lasów jest szybszy niż wzrastanie sadzonych młodników.

Doskonale widoczny pagór Sokoła.
To Rozdroże między Sowami.




Spokojny spacer przed nami. Najwyższy punkt trasy już minęliśmy.
Nadal odwracając się za siebie, możemy zobaczyć kawałek jego białej wieżyczki, wyrastający ponad drzewami.
Głębokie koleiny drogi, wypełnia głęboka woda i pośniegowe błoto.




Pachnie wiosną.
Najbliższe wysokie drzewa- to mniejsza siostra Wielkiej Sowy, czyli Mała Sowa. Jakżeby inaczej. ;)
Jej kulminacja jest niezauważalna.






Dróżka robi się węższa. Więcej śniegu, więcej wysokich drzew. Przy drodze nawet sporo gładkokorowych, siwych buków.
A te w swej potarganej, zwichrowanej urodzie nadają okolicy wyjątkowego klimatu. Choć nie ma na nich jeszcze liści.








Ścieżka biegnie w dół i po ok. 15 minutkach ślizgania się w śniegu schodzimy na szeroką, utwardzoną drogę.
Na niektórych mapach jest niewielki błąd.
Bowiem wg. nich- to skrzyżowanie to już Jelenia Polana.





A tak nie jest. Do Jeleniej Polany jeszcze chwileczka w dół.
Zresztą jest widoczna. Jest tam zakole drogi, drewniany szałas na drewno i wiata turystyczna.






Kto chce tam odpocząć, musi potem wrócić kawałeczek pod górę. Z powrotem do rozwidlenia.
Albo schodzić do Walimia, nie do Rzeczki.
Z wiadomych względów ,,motoryzacyjnych'' ;), my schodzimy do Rzeczki.
Szeroką, wygodną drogą, opasującą cały masyw Wielkiej Sowy.







Widoki w dół dość rozległe- z racji zniszczeń drzewostanu.
Zresztą- mijamy co jakiś czas stosy drewna, więc jak widać gospodarka leśna tutaj też nieźle działa. :/

Droga jaką podążamy jest znakowana kolorem niezgodnym z oznaczeniami stosowanymi w znakarstwie.



Jest to szlak fioletowy, a więc kolor zwykle nie stosowany. 
Podobno wyznakowany na własną rękę, przez jednego z właścicieli pobliskiego schroniska, który miał serdecznie dość biurokracji w PTTK.
Jego wniosek o powołanie nowego szlaku, został po prostu zignorowany przez Towarzystwo; więc wnioskodawca zadziałał na własną rękę.
Szlak ten łączy dawne miejsca, w których wydobywano srebro.
Najbardziej znana sztolnia
,,Silberloch'', znajduje się w pobliżu fioletowego szlaku, pomiędzy Walimiem, a Przełęczą Walimską.

Silberloch to sztolnia, w której prace wydobywcze prowadzono już w średniowieczu!
Złoża jednak nie były zbyt duże, toteż już w XVI wieku, zaniechano tam prac.
W XVIII wieku przeprowadzono badania, które potwierdziły nieopłacalność wznawiania wydobycia.
Ponieważ turyści zaczęli się ciekawić sztolnią, postawiono tam ławeczki i wiatę, a nawet zbudowano małą fontannę. 





Niestety w czasie wojny wszystko zostało zrujnowane.
Dopiero w latach 2004/05 wejście zamknięto masywną kratą i pozwolono na zwiedzanie z przewodnikiem.
Nie trwało to długo.
Osuszona dla turystów sztolnia, szybko popadła w zapomnienie. Do środka wróciła woda, co jest dodatkowym zagrożeniem dla ciekawskich, którzy próbują zwiedzać korytarze na własną rękę.
O ile główne korytarze, to zaledwie 30-40 cm. warstwa wody; o tyle w owych korytarzach znajdują się zalane, trzy kilkumetrowej głębokości szyby.
Wchodzący na własną odpowiedzialność powinni mieć mocne latarki i zwiększyć uwagę.
Informacje na temat Silberloch, jak również ciekawy filmik z wnętrza sztolni- do obejrzenia tutaj-

http://gory-sowie.pl/sztolnie-i-kopalnie/kopalnia-silberloch

Dochodzimy do rozwidlenia. Idąc pod górę- doszlibyśmy boczną odnogą do Schroniska Sowa- przy którym już byliśmy.




Tak że tu jest jeszcze wybór, jak chcemy schodzić.
My poszliśmy dalej drogą okrężną.
Coraz bardziej się obniżamy. Coraz więcej spacerowiczów z wioski.






Droga jest tak wygodna, że spacerują tu całe rodziny.
Zarówno starsi, jak i rodzice z dziećmi w wózkach.
Powoli las ustępuje wilgotnym łąkom.

Zbliżamy się do widocznej już od jakiegoś czasu szosy głównej przecinającej Rzeczkę.

 

Nasza droga łączy się z tą, którą startowaliśmy. 
Jeszcze kilka kroków do pobocza, gdzie zostawiliśmy auto.
Tego dnia na naszą wizytę czeka jeszcze jeden pobliski, koronny szczyt.
Poprzez Głuszycę, Grzmiącą i Rybnicę Leśną, jedziemy w gościnny teren Gór Kamiennych... ;)





.........................................................................cdn... ;)







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz