czwartek, 18 maja 2017

Po bezdrożach Izerów...



Daleko na zachodzie Polski przysiadły przepiękne Góry Izerskie. Jaka szkoda, że mamy tam równie daleko jak do Tatr. 
A wraz z Tatrami, zajmują wyjątkowe miejsce w sercach. Przepiękna zieleń, nieprzebrane skarby leśnego runa 
i tak lubiane widoki nakładających się na siebie warstwowo- pasm górskich; w różnych odcieniach błękitu... 
Zatrzymaliśmy się w Przesiece. Miejscowość na zboczach Płonika, zielonych wrót do karkonoskich pagórów. 


Wiedzie tamtędy szlak do czeskiego Szpindlerowego Młyna. 
Przez wieś biegnie wąziutka, serpentynowa, dość niewygodna uliczka. Samochody jadące w przeciwnych kierunkach, muszą sobie ustępować. Prawdę mówiąc, nigdy więcej nie będę szukać kwatery w tej okolicy. Chyba, że na niższych ,,kondygnacjach''. Wtedy zbyt późno szukaliśmy kwatery i nie było już wolnych miejsc. Trzeba było brać, co się trafiło. A trafiło się drożej, niż wstępnie zakładaliśmy. Choć przy oferowanym standardzie, windowana cena była dość niezrozumiała.
Natomiast niżej, u podnóży zielonych pagórów- rozległe łąki, usiane lustrami stawów rybnych.

I tam warto rozglądać się za pokojami. Piękne widoki ku Karkonoszom, nieograniczona przestrzeń- coś dla duszy... i coś dla ciała- przepyszne ryby serwowane w towarzystwie równie doskonałych dodatków.
Edytując ten fragment- wszystko schodzi na psy... Nastawienie na ilość nie na jakość. Pyszna kuchnia oferowana nad stawami Podgórzyna, odeszła w niepamięć.
Wywali coś a'la stodoła, zlikwidowali urokliwe stoły nad stawami.
Kuchnia wielce światowa, ceny z kosmosu.
Nie polecam więc absolutnie Aquakultury.



Z Przesieki kierujemy się na Świeradów-Zdrój.
Mijamy bardzo charakterystyczne, dodatkowo oznakowane miejsce- Zakręt Śmierci.

Droga Sudecka owija tu Czarną Górę, pod kątem 180 stopni. Ale sama pętla zakrętu jest na tyle rozciągnięta, że zachowując ostrożność, nie ma się czego obawiać.


Doskonały punkt widokowy w kierunku Karkonoszy i samej Kotliny Jeleniogórskiej. Można nawet wejść na najwyższy punkt tego miejsca- ciemne, wilgotne skałki otoczone bukowym lasem, dumnie wznoszące się w zakolu szosy. 


Z tego położenia, ogarniemy wzrokiem cały Zakręt.
Niechlubna nazwa nie została jednak nadana tak sobie- pętla Zakrętu Śmierci przeniosła wiele istnień ludzkich w inny wymiar...  Należy o tym pamiętać pokonując ten odcinek.
Jeszcze 6 km., prostą już wstęgą szosy, pośród jagodowych lasów, do rozległego, piaszczystego placu.



Parking na Rozdrożu Izerskim. Nie sposób przeoczyć. Przy szosie tablice informujące o wjeździe na teren powiatu lwóweckiego i gminy Mirsk.
Sporo miejsca. Zostawiamy więc nasz samochód i podążamy wygodną ścieżką w las. 


Pośród modrzewi, buków, brzóz i świerków, rozległych, podmokłych łąk... przed oczami mając wzgórza Izerskich Garbów. Można dostrzec budynek na wzgórzu, należący do Kopalni Kwarcu ,,Stanisław''.



Na Rozdrożu Izerskim funkcjonowało niegdyś schronisko Leśna Chata (Ludwigsbaude).
Nazwa ,,Ludwigsbaude'' wzięła się od nazwiska dziedzica tych terenów-
z czasów przedwojennych- Ludwiga Schaffgotscha.
Tętniące życiem, oferowało ok. 20 miejsc noclegowych.
W latach 50-tych XX wieku, schronisko przemianowano na prewentorium przeciwgruźlicze dla dzieci.

 Ludwigsbaude- w najlepszych latach.  
Źródło- http://ww.goryiwzerskie.pl/?file=art&art_id=1130

Później funkcjonowało jako ośrodek kolonijny.
Budynek w latach 80-tych przeszedł na własność nadleśnictwa.
I to był początek końca. Nadleśnictwo zakwaterowało w budynku robotników leśnych z Rumunii- ściągniętych do prac leśnych, w okresie klęski ekologicznej.
Klęski- która jest kolejnym przykładem, jak kiedyś nikt nie miał pojęcia na temat uwarunkowań roślin co do wysokości i klimatu; sadząc świerki na terenach, które nie są ich rodzimymi, tylko dlatego, że smreczyna stała się modna.
To się zemściło. Świerk okazał się podatny na choroby, szkodniki (kornik!) i całkowicie nieodporny na silne wiatry.
Do dziś natura sama przywraca ład- odradzając kompleksy buczyny.

Po pobycie robotników - nie bardzo było już co ratować ze schroniska.
Zaniedbany budynek przez wiele lat straszył pustkami i oknami zabitymi dechami.
Nikomu nie zależało na odrestaurowaniu, nie objęto go opieką konserwatora zabytków. 


 Źródło- http://dolny-slask.org.pl/765956,foto.html

Choć powstanie drewnianego schroniska datuje się na 1880 rok. A możliwe jest, że powstało sporo wcześniej.
Sprzedane prywatnemu inwestorowi, sukcesywnie popadające w ruinę schronisko,
zrównano z ziemią w 2013 roku.
............................................................
Idziemy zielonym szlakiem ok. 0,5 km., aż do skrzyżowania ze szlakiem żółtym. Nim będziemy wracać.


Kontynuujemy szlak zielony i skręcamy w lewo.
Każdy szlak w tych okolicach, ma swoją nazwę, a nie tak jak wszędzie- tylko kolor.
Akurat ten- nazwany jest Kościelną Ścieżką.





Skrzyżowanie znajduje się przy starym kamieniołomie kopalni ,,Stanisław'', zamkniętym w latach 80-tych.
Kwarc wydobywany w tych rejonach, charakteryzuje się bardzo dużą zawartością krzemionki (ponad 95%).
Powyżej kamieniołomu, wejście do jednej ze sztolni- zalane wodą.
Sztolnie z pozostałościami wyposażenia, dziś są domem wielu gatunków płazów, owadów i nietoperzy.
Bytuje tam jeden z największych naszych nietoperzy- Nocek duży.
Wysoki Grzbiet kryje w swym wnętrzu sieć korytarzy kopalni. Ukryte przed oczami turystów, kuszą grotołazów, poszukiwaczy tajemnic... i minerałów ;). W okolicy można bowiem znaleźć kryształy górskie i nie tylko.
My podążamy u stóp masywu, pośród bujnej zieleni. Łagodny leśny trakt zajmie nam ok. 0,5 godzinki.






A następnie zdecydowanie bryknie w prawo, w głąb lasu, zmuszając do szybkiego zdobywania wysokości- dośc stromym zboczem.
Podobne do regli tatrzańskich, błotniste podejście jest przeplatane korzeniami drzew i pokryte luźnymi kamieniami.
To najbardziej męczący odcinek- ok. 500 m. i 100 m. w górę.
Wydostawszy się na półpiętro Wysokiego Grzbietu, wąską dróżką, nadal wznoszącą się ku górze (-ale już nie tak męcząco jak na początku), podążamy ok. kilometr, aż do kolejnego rozwidlenia szlaków.





W oddali kłębią się chmury, zaczyna kropić, aż w końcu słyszymy w oddali kocie pomruki zbliżającej się burzy.
Pada...raz mocniej, raz tylko kropi, to znów przestaje. Kilka razy zakładamy i zdejmujemy kurtki.
I tak docieramy do rozwidlenia.


Rozdroże pod Zwaliskiem. Urocza polanka, z której możemy się udać w kierunku Schroniska Wysoki Kamień.
To kolejny dom turystyczny, powołany do życia w 1837 roku, przez Ludwiga Schaffgotscha,
jako Schronisko Hochsteinbaude. Pierwotny budynek niestety spłonął i choć szybko odbudowany, nie oferował już noclegów.
Zrujnowany, jak większość tego typu obiektów, w czasie wojny, częściowo odnowiony, przywrócono turystyce po 1947 roku.
Nie na długo. Zrezygnowano z niego już w 1963 roku, rozbierając to czego do końca nie zniszczono.
Dziś szczyt Wysokiego Kamienia jest w rękach prywatnych, co jest dość ekstrawaganckie, jeśli brać pod uwagę fakt, że jakaś góra może być czyjąś własnością.
W każdym bądź razie Pan Gołba stara się przywrócić czasy świetności Wysokiego Kamienia. Na razie funkcjonuje tam sezonowy bufet, a noclegownia jest dopiero w budowie.


Wczoraj...
Źródło- http://szklarska_poreba.fotopolska.eu/582874,foto.html


                                                                                                ... i dziś
Źródło- Wikipedia

Z Rozdroża, podążamy w kierunku Zwaliska. 
Pomruki burzy słychać już nie tylko od wzgórz karkonoskich. Ciemnieje niebo nad Górami Kamienickimi.. Gniewne burczenie niesie się i z tamtej strony.


Do naszego szlaku dołącza szlak czerwony i niebieski (Główny Szlak Sudecki Orłowicza i Szklarska Droga).
Towarzyszą nam grupki skałek, o fantazyjnych kształtach. Mądre opisy mówią, że to tzw. skałki hornfelsowe. 





Zresztą cały lesisty grzbiet, jest usiany takimi ,,rzeźbami'' natury.
Wyjątkową jest skałka Wieczornego Zamku, owianego legendą, wg. której niegdyś stał tu prawdziwy zamek. Czary miały sprawić, że wraz z bogactwem w nim zamkniętym, został zaklęty w kamień.






Ludzie przez pokolenia, przekazywali sobie opowieści o niepojętych skarbach ukrytych w owym zamku i o tym, że co jakiś czas, zamkowa skała powraca do swej dawnej postaci. 
Trzeba tylko być w pobliżu, aby przedostać się do wnętrza, a  nabrawszy bogactw, zdążyć wyjść, zanim zamek na powrót stanie się grupą skał...
Podania te rozpalały wyobraźnię i sprowadzały w rejon Wysokiego Grzbietu wielu śmiałków i poszukiwaczy skarbów.
To nie jedyna z pięknych legend tych rejonów. Warto poszukać, warto poczytać...
A może wybrać się w noc świętojańską na szczyt Zwaliska? ;)
Bo wg. podań, to jedna jedyna noc w roku, gdy skały ożywają dawnymi kształtami warownych murów.
Góry jak żadna inna część natury, tak bardzo bliskie są baśni. A człowiek kocha marzenia...







Tuż za Zamkiem- skałki Skarbki.
Skalne formy są otulone wysokimi łanami jagód. Owocki dopiero czerwienieją, ale już widać, że będzie ich mnóstwo!


Wdrapujemy się na jedną ze skał i sięgamy do zapasów schowanych w plecakach.


Doskonale widoki na Karkonosze, nad którymi kotłują się ciemne chmury.
Burza zawiadamia co jakiś czas, że ma się dobrze.
Lansuje się nad Karkonoszami i mamy cichą nadzieję, że tam pozostanie.



A po prawej stronie naszego szlaku, na dole, pośród lasów, poniższe wzniesienia polskiej części Izerów-
tzw. Wzgórza Kamienickie.


Za skałkami Skarbków, szlak przyjemnie i spokojnie obniża się łagodnym zboczem ku Izerskim Garbom (Biały Kamień).
Płaska łąka i nasyp (kamienny wał płonnego urobku z kopalni) na który trzeba się wdrapać. 


Stajemy na Rozdrożu pod Izerskimi Garbami.
Szeroki, rozjeżdżony plac, pokryty okruchami skalnymi. 
Do placu dochodzi od południa Szklarska Droga, którą wywożono urobek z kopalni. 





Na wprost biegnie droga wewnętrzna zakładu kopalni. Widoczne zabudowania- zamknięte na cztery spusty.
Całości widoku dopełnia wysoki maszt przekaźnikowy.
A tymczasem gniewny granat nieba rozlewa się coraz bliżej, sięgając swym brzegiem aż nad plac na którym stoimy.


I... na tym poprzestaje. :) Widocznie postraszyło już na tyle, że odpuszcza. Na szczęście!
Skręcamy w lewo- tak jak kierują znaki. Szeroka droga, omija półkolem rozkopany szczyt.


Początkowo piaszczysto- żwirowa, w końcu staje się zniszczoną asfaltówką i obniża się ku Rozdrożu pod Cichą Równią i Dolinie Kamiennej.







Tak biegnie szlak turystyczny- ale tylko przez ok. 1,5 km., aby nagle ni stąd ni zowąd skoczyć w prawo- na niezbyt wygodną leśną ścieżkę. Tzn. szlak czerwony, który teraz musimy wybrać- skręca w las.





Szlak niebieski i zielony biegną tymczasowo razem, ku Rozdrożu pod Cichą Równią.
Nasz wybór to początkowe ciemne, lesiste zbocze masywu Zielonej Kopy, które wyprowadza ku zielonym, błotnistym młakom.
Niczym żmije wiją się ścieżyną, wyjątkowo długie korzenie okolicznych drzew.


Na te żywe żmije też trzeba uważać- ostrzegają przed nimi znaki. A i wchodząc na skałki Zwaliska, jedną taką sztukę- niestety poszkodowaną (Młody okaz- ktoś widocznie przewrażliwiony- zadeptał. :( )
Zielone zbocze Wysokiej Kopy spływa ku perlącemu się w dole- potoczkowi.





Koryto potoczku całkowicie trawiaste, wokół maleńkie kałuże- oczka wodne i całe połaci torfowisk.
Schodząc lekko ze szlaku, można poczuć jak uginają się napite wodą- kępy traw, pod stopami.
W końcu docieramy na wschodnie ramię Wysokiej Kopy. 
Szeroka, piaszczysta droga wiedzie granią (jeśli tak można nazwać rozległe tereny podszczytowe).   
Wznosi się prawie niezauważalnie ku schowanemu poza szlakiem- wierzchołkowi. 




To ta sama droga, która widzieliśmy na wprost, stojąc na Rozdrożu pod Izerskimi Garbami.
My chcieliśmy iść tak jak prowadzi szlak; ale tak naprawdę nie warto nadrabiać- i tak zupełnie niewidokowym odcinkiem szlaku. Można z Rozdroża pod Izerskimi Garbami, porzucając szlak- przejść centralnie pośród zabudowań pozostałych po kopalni. Podziwiając przy okazji, z góry- wspaniałe schody wyrobiska.
Tereny nawiedzane przez poszukiwaczy skarbów mineralnych. Kryształy górskie, kryształy ametystu, mlecznego kwarcu, stilbitu, a nawet turmalinu i wielu innych, przyciągają od wielu lat.
Tylko jakoś inwestorowi nie opłaca się nic wydobywać. 
Kiedyś były cięższe warunki, choćby ze względu na logistykę i bardziej archaiczne narzędzia; a wydobycie się opłacało. 
Dziś inwestor zarzucił prace, tłumacząc  się trudnymi warunkami pozyskiwania. Swoista paranoja, ale za to może korzystna dla przyrody. ;)


Ta- o wiele prostsza droga zaoszczędzi czasu i sił. Zetniemy w ten sposób cały zakos i nie będzie nawet gdzie się zmęczyć. A przede wszystkim nie stracimy nic a nic zyskanej już wysokości. Wybierają ją rowerzyści.
Od momentu powtórnego połączenia się owej drogi z naszym znakowanym szlakiem, jeszcze niecały kilometr dzieli nas od koronnego szczytu.


Droga doprowadza do nowej, drewnianej wiaty, o dachu porosłym murawą.
Tu szlak łagodnie zakręca na północny zachód.
Na izerskich drożynach, ustawiono wiele takich wiat, dla strudzonych wędrowców.


Wewnątrz wygodne podesty, ławki i stoły. Można odpocząć, schronić się przed ulewą, a nawet przenocować.
Jeszcze gdyby nie te olbrzymie, wszechobecne mrówki (nie te malutkie czarne...raczej te kobylaste ;) ),
 które jak widać również upodobały sobie infrastrukturę wiaty.


Za wiatą rozwidlony, drewniany słup i wydeptana w głąb torfowiska, doskonale widoczna ścieżka w kierunku szczytu. 
Na ściance wiaty, ktoś napisał długopisem- gdzie należy się kierować. Nie sposób nie trafić.


Teren Wysokiej Kopy jest wyjątkowy, ze względu na unikatową florę, porastającą rozległe młaki.
Już od pewnego czasu gościmy na terenie największego w Polsce kompleksu torfowisk górskich.
Drzew wysokich tu brak. Od klęski ekologicznej lat 80-tych, stopniowo odradza się dawna roślinność.



Niskie choineczki, zwarte darnie traw zdobne wysokimi krzewinami jagód i brusznic. Urocze białe puszki wełnianeczki alpejskiej- niczym kawałki waty na patyczkach.




I tylko gdzieniegdzie wyciągają się ku niebu smutne, suche szkielety dawnych drzew.
Szczyt to podmokłe, trawiaste boisko z kupką kamieni, pośród których sterczy wbity suchy kołek.


Tablica z nazwą przybita do najbliższego świerczka.
Szybka sesja na szczycie i powrót do wiaty.





Dalej podążamy już znajomą, szeroką drogą. Lekko czerwony odcień piachu i żwir pod stopami.


Wreszcie odkryły się Karkonosze.  Widać nawet obserwatorium na Śnieżce.
Burza odpłynęła gdzieś do sąsiadów.
Lekko w dół i lekko pod górę, łagodnymi zakolami, mijając po drodze dwa kolejne wzniesienia masywu.


Zieloną Kopę- od której imienia nazwano cały masyw ( choć nie jest tą najwyższą) i Przednią Kopę, na której zboczu widać działania przemysłu drzewnego.






Jeszcze ok. 0,5 km i stajemy na rozłożystym zboczu, na którym tylko gdzieniegdzie pokazują się drzewa.
Większość zajmują jagody, kępy traw, nieliczne choć sporych rozmiarów- głazy i wyschłe, skręcone korzenie w szarobiałym kolorze. To miejsce to tzw. Sine Skałki.






Przysiadamy na ławach, bo widoki przepiękne, rozległe.
Na prawo od Karkonoszy, widoczne Izery czeskie. W oddali, ponad grzbietami, zamglony, ale przykuwający uwagę- trójkątny szczyt, z połyskującą smukłą iglicą. To Ještěd- fascynująca góra, wyrosła w pobliżu miasta Liberec. A smukły kształt zwieńczający jej koronę i przyciągający rzesze zaciekawionych turystów- to hotel!
I nie tylko... Podobno pierwotnie zakładano budowę dwóch obiektów: hotelu i wieży telewizyjnej.


Zupełnie nieoczekiwanie wygrał projekt, który łączył ,,dwa w jedno''.
Nietypowy kształt hotelu nazywany jest „obrotowym hiperboloidem”.
Wydłużona, wzniosła sylwetka, przechodzi u góry w siedemnastometrową antenę.
Budowla musiała zostać dodatkowo obciążona- 600 kg odważnikiem, gdyż okazało się, że gotowy już obiekt wibruje pod wpływem silnych wiatrów i grozi mu zniszczenie.
Obciążenie pomogło na tyle, że budowla przestała drgać. Hotel Ještěd jest najbardziej rozpoznawalnym symbolem kraju libereckiego...


W dole lasy Świeradowa. 

Miasteczko widać w oddali, poniżej wielkiego garbu Stogu Izerskiego.
A na nim zauważalny maszt kolejnego przekaźnika radiowego.
W kierunku miasta, spływa niewidoczna z naszego położenia- kolej gondolowa.
Schronisko ,,Na Stogu Izerskim'' jest położone na zachodnim zboczu góry i oferuje turystom ok. 50 miejsc noclegowych.
Chętnych poprowadzi czerwony szlak, którym i my podążamy.
Jeszcze półtora kilometra, spokojnie w dół, przez tereny Młak, aż do skrzyżowania z żółtym szlakiem.
Ten odcinek żółtego szlaku - to Droga Panoramiczna.
W przeciwnym kierunku odcinek zwany Siną Drogą, poprowadzi ku Chatce Górzystów. 
Całorocznie otwarte schronisko. Jest to jedyny budynek ocalały z istniejącej tutaj kiedyś osady Gross-Iser. Ok. 35 miejsc noclegowych. Bez wygód, nawet prąd pojawia się tam okazjonalnie, za to z Duchem Gór. :)
 
Nas prowadzi żwirowa, kompletnie niewidokowa droga jezdna, poniżej Wysokiego Grzbietu, Doliną Kwisy.





Jedyne urozmaicenie leśnego szlaku, to pojawiające się co jakiś czas- kamienne mostki nad potoczkami- dopływami tej niewielkiej rzeczki.
Źródliska Kwisy znajdują się w pobliżu terenu kopalni, a spływające zboczem potoczki noszą nazwę ,,Widły''.
Kolejno: Widły I, II i III.






Monotonne, choć zupełnie łatwe zakończenie szlaku. Ostatni, większy mostek na zakręcie.
Cień i wilgoć- korzystne warunki dla licznych tu- ślimaków.
Na drodze głównie wypasione śliniki. Na pionowych ściankach mostku- trochę ,,posiadaczy muszli''. ;)







Już niedługo. Miniemy broniący wjazdu szlaban i znane już skrzyżowanie z zieloną Kościelną Ścieżką.
Pół kilometra do Szosy Sudeckiej i parkingu.





Bardziej niż na początku, przyglądamy się rozległej polanie, po lewej stronie.
Brak drzew; za to długie, wyłożone kamieniem rowy. 











Zapewne celem odprowadzania nadmiernej ilości wody, z podmokłej łąki. Może są jakieś plany co do tego terenu, kto wie...
Wracamy do Przesieki.


Ciepły wieczór spędzamy na ławie przed domem.
Z widokami na zasypiające Karkonosze, Rudawy i Góry Kaczawskie.
Zatrzymać czas...