czwartek, 13 lutego 2020

Babia Góra

Wczesnym rankiem mijamy jeszcze uśpione zabudowania Zawoi.
A mimo to na parkingu już niewiele miejsc wolnych.




Przełęcz Krowiarki ( Lipnicka), położona pomiędzy lesistymi płaszczami Policy i Babiej Góry.
Parking jest płatny, podobnie jak wejście na teren Babiogórskiego Parku Narodowego.
Przynajmniej w najpopularniejszych punktach wejściowych. ;)

Niezbyt przyjemny, młody pan, widocznie nie wyspał się 😉, inkasuje haracz.
Zbyt rzadko mamy okazję na pobyt w górach.
Toteż bez zastanawianie się co do trasy i zbytecznego odkładania ,,na święty nigdy'', decydujemy się na pętelkę,
koniecznie przez ,,Perć Akademików''.
Aby tam dotrzeć, wybieramy łagodny szlak niebieski, biegnący Górnym Płajem.
 


To stara droga myśliwska, wybudowana jeszcze przez dawnych właścicieli tych ziem- Habsurgów żywieckich.
Warto poczytać o tej wybitnej rodzinie- dziedzicach, którzy mimo niemieckich korzeni, byli bardziej polskimi patriotami, niż niejeden ,,polski'' szlachcic.


Od kilku lat droga jest wysypana tłuczniem, a jej brzeg od strony zbocza został wzmocniony drewnianym ,,krawężnikiem''.

 

Szlak prowadzi łagodnie, prawie poziomo.
Po ok. 20 min. dochodzimy do Mokrego Stawku.
Muliste, leśne jeziorko ma swój urok i wcale nie najmniejszą głębokość.
Odbijają się w nim okoliczne drzewa , migoczą połyskliwie listowiem.



Jeziorko potrafi zarówno wyschnąć całkowicie, jak i podczas deszczowych lat osiągnąć
ponad 3 m. głębokości.
Podobno był taki rok, że stawek osiągnął głębokość ok. 5 m.
Woda na co dzień spokojnie wypełniająca misę stawu, wtedy przelewała się przez próg i spływała ze zbocza.
Można podejść nieco bliżej stawku, przysiąść na chwilę.

Poniżej naszej drogi, równolegle biegnie druga droga myśliwska- Dolny Płaj.
Z tym, że ta jest nieremontowana od lat sześćdziesiątych XX wieku.

I niestety nie wolno się nią poruszać, choć wygląda zachęcająco.
Dziksza od tej górnej, mniej ,,udoskonalona'', a jednocześnie bardzo czytelna.


zdjęcie z ,,Wikipedii''


Idziemy dalej. Pomiędzy drzewami nieliczne prześwity na okoliczne pasma.
Pogoda jest piękna.
Słońce zaczyna przygrzewać.
Mijamy rozwidlenie- Szkolnikowe Rozstaje.
Króciutki łącznik, szlak zielony na Sokolicę
(perć Przyrodników),
gdyby ktoś nagle zmienił zdanie co do trasy.





Nasza droga, łagodnie jak wstęga owija Królową.
Z góry, okresowo spływają strumyczki.
Po ok. 2 godzinkach docieramy do jednokierunkowego szlaku żółtego- perci Akademików.




Kto chce może podejść w kierunku schroniska na Markowych Szczawinach. To zaledwie 10 minut.
My rezygnujemy, uderzając od razu ku stromej, żywiej wznoszącej się ścieżynie.
W pobliżu spływa nitka Szumiącej Wody.
Rozwidlenie zwane Skrętem Ratowników.


Schodki są wygodne, wyłożone drewnianymi kantówkami.
Wokół gęste paprocie i krzewinki jagód.
Wyżej stopnie stają się podobne do tych tatrzańskich- płaskie, kamienne.
Wkraczamy do wielkiego, zielonego kotła.




Tylko chwilowo szlak wypłaszcza się.
Całe łany zielonej ciemiężycy, a i kosodrzewina pojawia się wreszcie.
W górze łagodne siodło Przełęczy Zimnej.
Z niej spływa pokrzywiony Piarżysty Żleb.
Ciężko żeby nazywał się inaczej. Szare usypisko skalnych złomów widać pod ścianami pagórów.
A i dolinka nosi nazwę Kamiennej.
Choć przeważa w niej zieleń.



Kosówce nie przeszkadzały surowe głazy.
Po prawej pośredni pagór Kościółków, obniża się ku niewidocznej stąd Przełęczy Brona, skąd szlak czerwony biegnie dalej ku Małej Babiej, zwanej też Cylem.
Po lewej nasz cel.
Szlak więc zakręca lekko na wschód i mocniej ciągnie pod górę.







Zbliżamy się do jego najciekawszej części.
Północne strome ściany.

Tuż przy nich wąska ścieżynka i pierwsze łańcuchy.




Babia Góra może poszczycić się szatą godną królowej.

Zielony, gruby płaszcz, spływający z jej ramion, jest tkany różnobarwnymi klejnocikami kwiatów, kroplami brusznic i jagód.
Czasem nawet jakiś zabłąkany krzak porzeczki się trafi.
 



Stromizny północne zapewniają trochę cienia.
Początkowe łańcuchy są bardziej dla dodania pewności siebie i może powolnego oswojenia z nimi. ;)





Bo ścieżynka choć wąska, to bezpieczna.
Fakt, że zachwianie się skutkowałoby nieprzyjemnym podrapaniem w plątaninie poniżej, jednak przepaści jak na razie brak.
Za to widoki coraz rozleglejsze.







Dalej kilka miejsc opatrzonych łańcuchami.
Ale pokonanie tych odcinków nie powinno nikomu przysporzyć kłopotów.
Wkrótce staniemy przed najtrudniejszym i najsławniejszym miejscem Perci Akademików.
To Czarny Dziób.

 


Z niego pochodzą wszystkie zdjęcia dumnych zdobywców żółtego szlaku.

Najtrudniejsze, ale czy trudne?
Naczyta się człowiek tych bzdur na stronach, a potem idzie tak przestraszony jakby za pierwszą skałką czekał na niego trzygłowy smok.
A tymczasem docierasz za tę skałkę, a tam na głazie siedzi wychudzona jaszczurka.
Spogląda na ciebie spod oka i przygryzając peta, drugą stroną pyska cedzi spokojnie:
,,i co się k... (urde ;) patrzysz? Smoka nie widziałeś?!''
....................................... 😉 😀

Czarny Dziób to ok. ośmiometrowa, pionowa ściana. Jednak łańcuchy i sześć stabilnych klamer są wystarczająco pomocne w jej pokonaniu.
To co na pewno i bez przesady można powiedzieć o tej ścianie, to to- iż jest ona największą atrakcją Perci.
I warto wybrać ten szlak. I nie zastanawiać się zbyt długo.

Oczywiście- uwaga przy pokonywaniu stromizny konieczna. Bo i polecieć jest gdzie.
Nawet nie wiadomo kiedy, a już stoimy ponad Czarnym Dziobem.





A ten- od góry wygląda jak niepozorny, niewyróżniający się kompletnie niczym- większy głaz.
Przed nami połogie zbocze, pokryte szarymi złomami.




Ścieżka nadal pod górę. Trochę męcząco, a i słońce tu już całkowicie nieprzesłonięte- nie żałuje sobie.

Wita nas królowa w doskonałym humorze.

Toteż nie mogę potwierdzić pojawiających się wielokrotnie, opinii na temat jej zmienności.
Choć wierzę, że faktycznie potrafi okazać cały wachlarz nastrojów i nigdy nie wiadomo jak kogo potraktuje. Zbyt wielu to potwierdza.

Mieliśmy szczęście wstrzelić się w doskonałe warunki.






Łąką tkaną liliowymi rdestami, z widokami na Małą Babią i niebieszczejące Pilsko, docieramy pod szczytowe spiętrzenie.
Tam, w skalnym zaciszu-
śliczna, biała figura Maryi Niepokalanej,
a obok Niej przytwierdzona brązowa tablica- pamiątka Kongresu Eucharystycznego i roku Maryjnego 1987.




Figurę umieścili ratownicy GOPR, jako wotum wdzięczności Matce Boga, za ocalenia życia naszego Ojca Świętego- Jana Pawła II.

A sam szczyt Babiej- zielone boisko.
Niczym niezmącone widoki na południe , na słowacko- polską Orawę.
W oddali korona Tatr.


 


W dole piękna, nieregularna plama Orawskiego Jeziora, doliny upstrzone ludzkimi osadami.

Widoczne tyczki znakujące szlaki od strony słowackiej i jeden polskiej- od południa.
Ten polski biegnie z okolic Stańcowej, obok ruin dawnego schroniska.

Było to solidne, duże schronisko
zbudowane przez
niemiecką organizację turystyczną- Beskidenverein, w roku 1904/05.
Schronisko było bardzo nowoczesne, jak na tamte czasy.
 



źródło- polska.org



źródło- polska.org

Obiekt miał nawet doprowadzoną wodę z pobliskiego źródła- najwyżej położonego źródła na Babiej (z Głodnej Wody).
Po I wojnie światowej, schronisko znalazło się na terytorium Polski. Odebrano je więc dotychczasowym gospodarzom i przez pewien czas zarządzały nim Lasy Państwowe.
W czasie okupacji, tereny Orawy wyrwano z polskich rąk. Ale i ruch turystyczny znacząco osłabł- z wiadomych względów.
Po wojnie, przebywający tam Rosjanie do spółki z okolicznymi mieszkańcami, wynieśli ze schronu wszystko to, co do czegokolwiek mogło się przydać.


źródło- polska.org

PTT rozpoczęło remont zniszczonego budynku.
Niestety, tuż przed ukończeniem prac, na skutek zapewne zaplanowanej akcji ,,kogoś'' komu nie w smak było, aby Towarzystwo Tatrzańskie miało zarządzać schroniskiem, albo aby w ogóle tam funkcjonował schron; budynek spłonął.
Co ciekawe- jego odbudowę już wcześniej oprotestowały środowiska łatwo rzucające frazesami o ochronie przyrody.
Jak widać patologia w zielonej sferze, rodziła się już dawno. Dziś rozpanoszyła się na całego.

Teren objęto ścisłą ochroną, resztki budynku zrównano z ziemią.


źródło- polska.org


Wielka szkoda.
Wszak odbudowanie schroniska w granicach dawno zajmowanego terytorium, nie byłoby żadnych zagrożeniem dla przyrody.
Widoki o wschodzie i zachodzie słońca, w kierunku Tatr są magiczne, a możliwość noclegu na Babiej, bez ,,darcia'' po nocy z samego dołu, byłaby cudowna.
...

Ze Słowacji można dotrzeć na dwa sposoby. Łatwe szlaki biegną z Orawskiej Półgóry,
a dojechać samochodem można aż pod Chatę
Slaná voda.


Ludzi na szczycie... zatrzęsienie!
Ale Babia jest tak rozległa, że i wiele więcej by pomieściła.
Zaciszny murek z płaskich kamieni, wybudowany dla ochrony przed wiatrami, które uwielbiają tu hulać w najlepsze, obsadzony turystami na całej długości.



Najwyżej położone miejsca ścielą różnej wielkości, płaskie kamienie i piargi.
Ale w głębi babiogórskiej, podszczytowej łąki,
nie jest aż tak źle.

 

Nawet przyjemnie ciepło, pośród borówkowych krzaczków i mniej licznych głazów, które leżą tak nieregularnie, iż niosą wrażenie, że ktoś nimi rzucał dla zabawy.

Słup na szczycie zdobi stożkowaty daszek z drobnego gontu. Pod nim tabliczki kierunkowe.




Tylko Perć Akademików z tej strony nie ma tabliczki.
To szlak jednokierunkowy i z tej strony nie wolno.

W pobliżu murku stary obelisk upamiętniający zdobycie szczytu przez arcyksięcia Józefa Habsburga.
Nieco dalej nowszy- postawiony przez słowackich mieszkańców Orawy, poświęcony Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II, będący upamiętnieniem pielgrzymek papieskich na Słowację.


Obok kamienny ołtarz polowy, przy którym 15 września odprawiana jest corocznie Msza święta, tzw. GOPR-owska.

Kilka zdjęć w najważniejszych miejscach.
Te widokowe wyszły różnie, ze względu na błękitne, ciepłe mgiełki...
Dłuższy czas spędzamy na szczycie.






 

Schodzimy czerwonym szlakiem w kierunku Sokolicy. Łagodnie, spokojnie i powoli.
Droga jest bardzo wygodna, wyłożona szerokimi, płaskimi płytami piaskowca.





Te największe nazwane zostały tablicami Zejsznera. Badał on geologię Babiej Góry i tak właśnie napisał o tutejszych rumowiskach:
,,
piaskowiec na szczycie Babiej Góry dzieli się na wielkie tablice...
Z takich warstwowanych tablic, zbudowane są również położone po bokach szlaku, czasem dalej, czasem bliżej- malownicze grupy skalne.



Obniżamy się w kierunku siodła Bończy i wyskakującego grupką skałek- wzniesienia, o ,,śpiewnej''
😉 nazwie Gówniak.
Nazwa pochodzi z czasów prowadzonego tu wypasu wołów.




Miały wołki piękne widoki i zostawiały sporo nawozu. Toteż ,,szczycik'' doczekał się adekwatnej nazwy.
Pod tabliczką z racji unikatowej nazwy, większość turystów robi sobie zdjęcia.
Szlak prowadzi w kierunku kolejnego garba w masywie Babiej- Kępy.





Tu już niepodzielnie panuje kosodrzewina.

Gdzieś po lewej, w obniżeniu terenu, tzw. Zimnej Dolince, najwyżej położony w masywie- Zimny Stawek.
Niestety nie widać go z tych zielonych łanów.
Na Kępie spory placyk, okolony ławkami.
Ale wszystkie zajęte.
Sporo osób idzie jeszcze do góry.

Z Kępy, szlak łagodnie zawija ku widocznemu już urwisku Sokolicy.



Pionowy wyskok skalny jest wynikiem sporego obrywu. Złomy skalne z niego pochodzące spoczywają poniżej, już porosłe lasem.
Na platformie widokowej kolejny, kamienny placyk z ławeczkami, ogrodzony od strony urwiska. Dzięki obrywowi, Sokolica oferuje rozległe widoki- od Babiej, poprzez najbliższe pasma Beskidów.
Z Sokolicy mamy wybór dalszej drogi.
Albo można podążać za dotychczasowym czerwonym szlakiem głównym, albo zejść do znanego już Górnego Płaja- szlakiem zielonym.
Boczkiem biegnie też wyraźna trasa narciarska.
Podążamy wiernie czerwonym, aż do Krowiarek.
 


Droga zagłębia się w cień lasu.
Łagodnie powoli w dół, trawersując zbocze.
Ok. 40 minut drogi. 
Podchodzenie można liczyć podwójnie.
Dość nudny odcinek i na pewno nie skuszę się nim podchodzić w przyszłości.
O ile jeszcze tam zawitamy. ;)
Nadzieja jest zawsze.

 


Docieramy na słoneczną przełęcz.

Pakujemy się do samochodu i ruszamy dalej.
W kierunku Tatr...