wtorek, 12 kwietnia 2016

Ze Strążyskiej ku Giewontowi ( cz. II)

Dolina Grzybowiecka to początkowo trawiaste, potem lesiste tereny, podchodzące aż pod Łysanki i Grzybowiec.
Najwyżej minutę zajmie nam przejście przypotokowej łączki i skrycie się w cieniu lasu.


Po prawej towarzyszy nam Grzybowiecki Potok.
Kamienista ścieżka uparcie pnie się ku górze, odbijając w głąb lasu.




 Pomiędzy drzewami można dostrzec na wprost- sylwetki turystów. 
Ale nie ma tak dobrze, żeby iść na wprost. Szlak ciągnie zakosami. 
Zanim dojdziemy tam gdzie widzimy innych wędrujących, musimy pokonać spory dystans.
Otaczają nas wysokie świerki, pod stopami plątanina korzeni. Uwaga wskazana, łatwo zaczepić o jakiś korzeń.
A dodatkowo dla urozmaicenia, na naszej drodze pojawia się ciurkający potoczek.
 To chyba najgorszy etap. Kamienne schodki są dość strome.
Do tego spływające po nich leniwie, nitki wody, czynią je błotnistymi i śliskimi.
Chowam aparat, bo się ślizgam, a do tego z góry ciągle ktoś schodzi i trzeba mijać.
Jak już wyjdziemy na odpowiednią wysokość, dowiemy się skąd wypływa ten ,,złośliwy'' strumyczek.
W tym miejscu szlak zdecydowanie odbija w prawo i uspokaja się.
Śliskie głazy zmieniają się w szersze, wygodniejsze, ograniczone drewnianymi balami stopnie.
Spokojny trakt wyprowadza na otuloną cieniem- Przełęcz w Grzybowcu.


  W bok- biegnie czarny szlak Ścieżki nad Reglami- ku Dolinie Małej Łąki.
Nasz szlak biegnie prosto. Już widać co nas czeka- nieubłaganie pod górkę ;)

 Ciekawostka- w przeciwnym kierunku, oczywiście zagrodzone gałęziami drzew, dawne przejście w kierunku Łysanek.
A i z tego co piszą zakochani w górach- droga tam, sama wiedzie, raczej bezproblemowo ku Łysankom ;)

 Nadal otaczają nas świerki. Droga nie jest trudna. 
Kilka schodków pod górę. Znowu zakos.
Jeszcze jakieś 5 min. i las się przerzedza.
Więcej słońca. 

Pojawiają się liściaste drzewka, wysokie trawy i kruche, drobne kamyki.



 Wśród zarośli wyrasta skośnie ku górze- dziwna formacja skalna.
Wygładzone, pochylone... ni to płyty, ni to głazy
Tak typowe w okolicach Giewontu.
Zresztą nie wiem, jak Wy...ale ja przemierzając ścieżki reglowe, staram się na ile to możliwe, omijać kamienie pewnego rodzaju. 
Zwykle ciemniejsze od innych, lekko połyskliwe. 
Nie jestem geologiem, nie wiem jakiego to rodzaju skała. 
Wiem natomiast, że stąpnięcie na nie, często kończy sie poślizgiem. ;)
Takich to właśnie wygładzonych kamieni, w okolicach regli, jest dość sporo.
Wdrapujemy się na wspomnianą formację.
Dobrze wspomóc się rękami.
Skręcamy na bok. Trzeba trochę odpocząć. 
Siedząc na zachodnim zboczu Grzybowca,
wgapiamy się w majestatyczną z tej strony ścianę Wielkiej Turni, pochylającą się nad Małą Łąką.


Groźne północne oblicze Małołączniaka, tak łagodnego od strony słowackiej...


Jak to jest, że ta nasza, polska strona Tatr, to w przeważającej większości, strome, niedostępne urwiska, podczas gdy słowacka, zwykle łatwiejsza i łagodniejsza. 
Choćby nawet pod względem wizualnym...
Nie mówię oczywiście o Tatrach Wysokich, bo tam to niekoniecznie działa :)



W zamierzchłych czasach, utyskiwali sobie górale na tę nieprzychylną północną skałę, upatrując dobrobytu i dostatku po stronie południowej.
Tam szybciej przychodziła wiosna, słońce łaskawiej ogrzewało południowe stoki, nawet trawa zdawała się być bujniejsza.
Przemykali mniej lub bardziej legalnie do sąsiadów. 
Czasem za zarobkiem, czasem pozbójować, lub chociażby popaść owieczki...
 Nawet i symbol Zakopanego, sam Giewont, ku Zakopanemu kłoni się urwistą, nieprzychylną ścianą.
Kto go widział z drugiej strony, ten wie, ileż  łagodniejsze jest jego oblicze od południa.
Odpocząwszy nieco, zbieramy się dalej. 
Nawet sporo ludzi zdecydowało się na ten szlak. 


Pierwsza polana. Wreszcie coś widać dookoła. Kilka krzyżujących się ścieżek. Szeroko, płasko.
Takie wrażenie, jakby tam właśnie splatały się różne drogi.
Naszym oczom ukazują się północne zerwy Giewontu i jego Małego Brata.
 Za polanką, znowu wkraczamy w las. Na niedługo. 
Po chwili znajdziemy się na kolejnej polance, aby po niej, po raz kolejny skryć się w cieniu niewysokich drzewek.



Pojawia się kosodrzewina. Zbocze wyraźnie stromieje, ale ścieżka nie sprawia trudności.
Przez jakiś czas, szlak wznosi się dość łagodnie. 



Widoczne przed nami turnie Małego Giewontu, ścieżka omija po prawej stronie.
Tu dochodził szlak żlebem Warzechy.
Cały potężny leśny zakos, byłby ,,ścięty'', gdyby to wejście tamtędy było nadal dostępne.
Nie na darmo ta trasa była określana, jako najkrótsza.
Zapewne męcząca, bo żleb nieubłaganie bez zakosów ciągnie w górę.
Jednak opcja szybszego zdobycia wysokości, była dość popularna. Szkoda wielka, że z niej zrezygnowano.
 Prawdopodobnie zamknięcie szlaku Kirkora, dla bezpieczeństwa potencjalnych zdobywców, pociągnęło za sobą i zamknięcie szlaku Warzechą; aby nie kusić bliskością tego pierwszego.
Przecież żleb Warzechy nie mógł sprawiać trudności, ani nie był niebezpieczny.
Ot średnio nachylona trawiasta rynna.
Dziś, z tego co opisują zaciekawieni, którzy tam zabrnęli, porządnie zarośnięta. I nie jest to tylko trawa.
Chaszcze pokrzyw i młodych drzewek.
Zawsze młodych i zawsze ,,nowych'', bo północno-wschodnie żleby Giewontu słyną z lawin...
Z góry, z naszego szlaku, też nie widać ujścia żlebu. A tym samym dawnej trasy. Gdzież ona wychodziła?
Wiadomo jedynie, że tuż przed masywem Małego Giewontu...
Zarośla i drzewa skutecznie stoją na straży. Strzegą wrót dawnych dziejów.

Idziemy trawiastym, zachodnim zboczem Małego Giewontu. 
Za jego plecami zaciszniej. W dole Mała Łąka. 
Nasza ścieżka wymaga uwagi; jest się gdzie sturlać. 
Spora stromizna, choć całkowicie zarośnięta. Wąsko.



Często tuż przy spadzistym stoku. Sporo drobniutkich kamyczków.
Gdzieniegdzie, spośród traw, wyrastają wygładzone, lub ciekawie ,,warstwowane'' skałki- jakby z drobniutkich ,,listków'' skalnych, nałożonych na siebie.

 W Małym Giewoncie można po kolei wyodrębnić: Skrajną, Białą, Wysoką i Zadnią Giewoncką Basztę.
Od strony zachodniej łatwiejsze do zdobycia.
Podczas gdy do położonej po wschodniej stronie- Małej Dolinki, opadają urwistymi, ,,rzeźbionymi'' ścianami.
Szlak, na tym etapie, nie przysparza problemów. 
Można powiedzieć, że zaciekawia. 
Wznosi się, co prawda, konsekwentnie ku górze; ale dość spokojnie i nie męcząco.
Osiągamy wybitniejsze żeberko, mniej więcej w linii spadku Białej Baszty.
 Tu oprócz widoków, obiecane urozmaicenie szlaku, tzw. Szczerbinka. Wystająca ,,bezczelnie'' na środku szlaku, najeżona skałka. Za nią spadziste zbocze i zdecydowane obniżenie szlaku, który wcina się wąsko pomiędzy wspomnianą skałkę a główny stok.


 
...za Szczerbinką

Przepuszczamy uparciuchów z naprzeciwka prących popod Szczerbinkę.
Nauczyłam się, że zwykle przepuszcza się schodzących...ale cóż...może to ja się źle nauczyłam :P ;)
Podpierając się rękoma i zsuwając na zadku, pokonaliśmy sympatyczną skałkę. 


Jesteśmy teraz sporo niżej od niej.
Tracimy wysokość aż do kolejnego żeberka, by tuż za nim zacząć ją zdobywać na nowo. Znów pod górę.
Przed nami szerokie trawiaste siodło, po prawej ograniczone samotną, szeroką turnicą.


To Siodłowa Turnia. Do Małej Łąki spada praktycznie pionową ścianą, a na jej północnym niższym krańcu, siedzi skalna ,,laleczka''. Najlepiej widać ją z dołu- maszerując doliną. (zdjęcie będzie w części III, którą to zakończymy opis całej wycieczki... )







 Pomiędzy Siodłową Turnią, a Giewontem- przyklejony do Wysokiej Baszty- Żleb Śpiących Rycerzy.
Ponad naszymi głowami dwie jaskinie Małego Giewontu. Prawdopodobnie kiedyś były jedną.
Zawalisko przedzieliło je na dwie oddzielne. Są to niżej położona- Jaskinia Śpiących Rycerzy; i ponad nią- Wyżnia Jaskinia Śpiących Rycerzy. Dostępne jedynie dla wprawnych grotołazów. 
Olbrzymie złomy skalne, jakie wyściełają dno głównej, podobno dość obszernej ,,komnaty'' jaskini, musiały pobudzić wyobraźnię pierwszych odkrywców. Ujrzano w nich śpiących rycerzy, mających ruszyć do walki i obrony kraju, gdy przyjdzie czas...
  Legendy i podania jakie krążyły pomiędzy spragnionym wolności i bogactw narodem, spowiły tajemnicą wiele miejsc w Tatrach. Jaskinie, jako najbardziej skryte przed niepożądanym wzrokiem, szczególnie przyciągały poszukiwaczy tajemnic i bardziej prozaicznie- poszukiwaczy skarbów.
........................................................................
Sporo odpoczywających pod Siodłową Turnią. 
Samo Siodło piaszczysto-żwirowe, rozdeptane bardziej niż trzeba... Skała krucha, osypująca się.





Wreszcie w polu widzenia, pojawia się krzyż Wielkiego Giewontu.
Wygląda tak blisko. Tylko wygląda ;) 


Przed nami dość męczące podejście ku Wyżniej Kondrackiej Przełęczy.



Szlak skręca pod kątem prostym. Kończymy obchodzenie Małego Giewontu. Jeszcze chwilę pod górę, by potem trawersować zbocze między ciemnozielonymi plamami kosówki.
Na drodze wyrastają niewygodne, kanciaste grupy skałek.

Nad nami, po lewej Giewoncka Przełęcz; z niej schodzili niegdyś turyści, dążący na Giewont szlakiem Kirkora...
Nasz czerwony szlak, zdecydowanie i ostrzej niż do tej pory, pnie się ku swojemu końcowi.
Kruche, warstwowane, miejscami wygładzone skałki. 
Przepuszczamy schodzących, a raczej ,,zjeżdżających'' z góry, bo zejście dość strome. Te skałki kojarzą mi się z przekładanym kremem ciastem :D 
Wiele warstewek, jedna na drugiej...

 Wreszcie Wyżnia Kondracka Przełęcz. 
Trzeba odpocząć, chociaż chwilę. Tym bardziej, że słońce łaskawie przygrzewa od samego ranka. Tu także sporo osób. 
Przełęcz jest bardzo rozległa, przyjazna.

 
Zostało podejście na Giewont. Z tej strony trudniej doszukać się oblicza Rycerza. 



 I tylko przełęcz Szczerby- szyja Rycerza, z której opada groźny północny żleb; swą linią wygląda podobnie z obydwu stron ...
.......................................... 
CZĘŚĆ I

CZĘŚĆ III


                         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz