wtorek, 29 marca 2016

Dolina Strążyska- Grzybowiec- Kondracka Wyżnia- Giewont ( cz. I )


   Szlak, który zyskał miano najtrudniejszego podejścia na Giewont.
Moim zdaniem niezasłużenie, ale ile turystów tyle opinii ;)
Rzeczywiście odcinek leśny może dać w kość, ale która podejściówka nie męczy...
Szkoda, że nie da się od razu znaleźć u stóp planowanego szczytu (chyba że nocując na szlaku ;) ).
Jak już wychodzimy ponad regle to i ewentualne trudności skalne tak nie męczą.
Może te widoki dookoła dają tyle sił... ;)
 A szlak przez Grzybowiec jest najmniej monotonny, najbardziej urozmaicony i wspaniały widokowo.
Oczywiście z tych legalnych ;)
 Wejście do Strążyskiej- praktycznie w mieście.
Dla idących pieszo lub jadących z centrum...trasa przedstawia się następująco.
 Naprzeciwko cmentarza na Pęksowym Brzyzku, na południe biegnie uliczka Kasprusie.
Trzymamy się jej od początku do końca. W końcu ulica zmienia nazwę. Na Strążyską.
Mijamy po prawej stronie rozległą łąkę, na której często pasą się owieczki.  
...
...
Już wiem czemu górale potrzebowali sporych terenów pod wypas. Owca strzyże trawę w niepojętym tempie. Niczym mała kosiarka.
Jedna owca przy domku na wsi i nie potrzebujemy maszyny.
Gorzej tylko, że owieczka  nie będzie wybierać czy trawka, czy ukochany, wypieszczony kwiatek ;)   
...


   ...
Od początku łąki- ok. 400 m. do Ścieżki pod Reglami i już jesteśmy przy wejściu do doliny.
Strążyska, udostępniona turystycznie to raptem 2 km. 
Trasy spokojnej, nietrudnej, bez nagłych wzniesień.
Widoków za bardzo nie ma. Zwyczajna, reglowa dolinka.
Środkiem płynie Strążyski Potok, tworząc urokliwe kaskady.


Najładniejsza to chyba ta naprzeciwko skałki Jelinka.
Niesamowite ilości lepiężników przy potoku i w innych wilgotnych, cienistych zakamarkach.
Po ok. 400 m. od wejścia, mijamy leśniczówkę na polanie Młyniska.
Trzy minutki marszu i przekroczenie kolejnego mostka. 
Na samotnej skale nad potokiem- kapliczka Matki Bożej Częstochowskiej. 



Lewe obramowanie doliny stanowi grzbiet odchodzący od Sarniej Skały- tzw. Grześkówki.
Po naszej prawej, zalesiony grzbiet Samkowej Czuby i Jatek.
 I tamtędy wiódł szlak niegdyś...i on również, jak wiele innych, zniknął z map szlakowych kilkadziesiąt lat temu.
Powód ... :D wiadomy. ,,Ochrona'' przyrody. :P
Wejście na Jatki, znajdowało się w pobliżu obecnej budki wejściowej; trochę wyżej, w kierunku Doliny za Bramką.
Poniżej zielonego grzbietu, na wschodnim zboczu spadającym ku Strążyskiej, 
charakterystyczne skałki o dziwnych kształtach i rozmaitych nazwach.
Najbardziej znane - ostre Kominy Strążyskie, na których próbowano swoich umiejętności wspinaczkowych...



Kiedyś zwane Dziadami, lub Płaczkami, są bocznym ramieniem wspomnianej Samkowej Czuby.

Jest ich 5, ale z dołu najlepiej widoczne są 3.



Za nimi, skała Jelinka. 
Skałka ta doczekała się swojej nazwy, dopiero po zawieszeniu na niej pamiątkowej tablicy- poświęconej wspomnianemu E. Jelinkowi, Czechowi z pochodzenia. 
Człowiek ten poświęcił całe życie krzewieniu przyjaźni polsko-czeskiej.
 Powyżej skały, niepamiętany już dzisiaj, zarosły szlak - który również wyprowadzał na Jatki. 



Żeby było śmieszniej, na szlaku tym stoi znak zakazu wejścia- przekreślony ludzik. 
Jeśli uzurpatorzy Tatrzańskiego Parku tak bardzo nie chcą, 
by chodzić poza szlakami, 
po co informują takowymi znaczkami, że jednak kiedyś, tu i ówdzie, szlak istniał ;)
A może i dobrze że tak robią, :D 
Dzięki temu, my co pragniemy poznać nasze ukochane góry ,,od podszewki'', wiemy co, gdzie i jak ;)
 
Dalej kolejne skałki- tym razem są to Kapelusze. 
Wyżej Samkowy Zwornik i właściwe wzniesienia Jatek.
Zwykle turyści nie zwracają uwagi na te skałki, bo i drzewa wiele zasłaniają. 
Przyjrzeć się im wnikliwiej można dopiero z naprzeciwka, 
stojąc trochę wyżej, niż na dnie doliny. Np. z Sarniej Skały.
Poniżej Jatek, charakterystyczna ostra turnia.



To prawdopodobnie Kiernia... piszę prawdopodobnie, ponieważ dyskusje na temat tego, którą z ostrych skałek Jatek, górale nazwali Kiernią; trwają do dziś.
A że niegdyś nadawano nazwy temu, co najbardziej rzucało się w oczy, ostatnie domysły celują w tą turniczkę. 
Tym bardziej, że była ona również celem i nielichym wyzwaniem dla wspinaczy.
Pod uwagę brany jest także położony wyżej- Samkowy Zwornik,
którego obecna nazwa jest dość ,,młoda'' i zdecydowanie nie wymyślona przez górali. 
Być może zastąpiła ona nazwę dawniejszą, kto wie... 
Choć to mniej prawdopodobne, gdyż zdobycie Kierni wymagało umiejętności wspinaczkowych; 
podczas gdy płaski Samkowy Zwornik był wykorzystywany do celów pasterskich.
Trzeba by popytać wiekowych mieszkańców. A z tego co ostatnio widać , ciężko o takich.
Sami tubylcy mówią: ,,Panie kochany, a kto to wie! Ja tu od zawsze mieszkam i nie wiem jak się ta góra za oknami nazywa!
Może i to ,,tota'', a może to tamta...'' :D
No i druga sprawa, że nie ma już wiele takich rodzin pod Tatrami, które żyją tam z dziada pradziada.
Jeśli już trafi się na takiego i pogada trochę, człowiek dowiaduje się, że co drugi tutaj, to przyjezdny biznesmen.
 Rozkwitło Zakopane i wsie okoliczne turystyką, od czasów doktora Chałubińskiego i za jego chwalebną przyczyną. 
Ale jakby się tak przyjrzeć głębiej...dochodzi się do wniosku, że i wtedy i dziś jest podobnie.
Tam gdzie wtedy była ,, bida'', jest do dziś. A ci, których było stać na wystawienie bogatszej izby dla turystów, zbijali majątek. Wiadomo turysta nie wybrał okopconej, biednej izby, tylko bogatszą, dostatniejszą.
Biedak był i pozostał biedakiem. 
Ci co nie mieli za co się wybić, nie mieli szans zaistnieć, ani pomnażać majątku. Czy dziś jest inaczej...?
Zapewne dawne ciężkie życie górali, wyrobiło w nich pazerność na dutki. I niesie się to przez pokolenia.
Choć dziś mogliby już trochę odpuścić ;)
W końcu sporo się dorobili od czasów tej nędzy, która kazała gotować zielsko na zupę- bo tylko na to było stać. 
Tamtych ciemnych, smutnych czasów nikt dziś nie pamięta i nie chce pamiętać.
A pazerność (choć wtedy wytłumaczalna, bo dziś już nie bardzo...) jak była, tak została i zniechęca turystów .
Najlepszy przykład to Kasprowy Wierch i narciarstwo. 
Ceny podniesiono na tyle, że wiele osób woli wybrać na swój cel Tatry Słowackie, lub nawet Alpy.
Trasy dłuższe, ceny porównywalne. Wniosek nasuwa się sam.

Dochodzimy do Polany Strążyskiej. Nasz szlak zmienia kolor na czarny i odbija przez mostek- w prawą stronę.
Chcący odpocząć, mogą podejść ok. 100 m. do przodu, w kierunku widocznych ław i drewnianego domku herbaciarni. 
Menu wątpliwe, ale może uda się znaleźć coś dla siebie. 
 Miałam tam kiedyś ochotę na jagody. Sprzedawane w wąskich, plastikowych kubeczkach
Niezbyt dużo. ;) 
Chętni mogą się skusić na szarlotkę.
Jest niezła..  minus za niewielkie porcje i drugi potężny minus za kleks pseudośmietany w spreju.

Na polanie dawne szałasy pasterskie; dwa które przetrwały. 
Niegdyś było ich znacznie więcej, a o kwitnącym wtedy pasterstwie świadczy dzisiejsza roślinność 
w dolinie.
 Przed szałasami spory głaz, tzw. Sfinks; uwieczniany dość często na zdjęciach.



Strążyska ma jednego niepodważalnego króla
To oczywiście Giewont
Jest jedynym najlepiej widocznym z tego miejsca szczytem.
Resztę kryje zieleń lasu.



Jak widać po zdjęciu, nie było przychylnej pogody tego dnia, a Rycerz miał swoje humory... ;) 


Można oczywiście bryknąć do końca czerwonego szlaku 
i przedłużyć go o króciutki żółty odcinek- aż pod wodospad Siklawica. 
Jeśli ktoś go jeszcze nie widział, to nawet nie wypada inaczej!
Siklawica nie jest ani wysoka, ani potężna; ma ok. 20 m. 
No trochę tej potęgi nabiera po ulewach i wiosennych roztopach.
Jednak jest to bardzo urokliwy wodospad. 
Stojąc ponad progiem i patrząc z góry, można się nawet zdziwić, że to niepozorne rozlewisko 
w Małej Dolince, stworzy taki efektowny ,,prysznic''. :D 
Siklawicę otaczają wysokie skały i często trzeba czekać na swoją kolejkę do zrobienia zdjęcia.
Dojście do niej zajmie nam raptem 10 min., z polany.
Lepiej się nie śpieszyć, bo głazy którymi biegnie szlak- są zawsze mokre i śliskie.
Siklawica to dziś naturalna granica szlaku Doliną Strążyską.

A dawniej można było iść dalej- na górne piętra doliny, ponad skalisty próg z którego spada strumień, tworzący dwie kaskady wodospadu.



Tuż przed nim, po lewej, na otaczające dno dolinki skały, wspina się lekko zarastająca ścieżyna.
Przez nią rzucone w poprzek gałęzie drzew.


 
To wejście do Małej Dolinki. 
Z niej wybiega żleb Warzecha- będący niegdyś najkrótszym wariantem wejścia na Giewont.
W Małej Dolince, nie był to jedyny szlak. Krzyżowały się tam co najmniej trzy podejścia.
Pierwszy wariant biegł wspomnianym żlebem, ku przełęczy Bacug.
Istniała również możliwość podejścia Zachodem Pilotów, ponad żlebem Kirkora. 
Wspominałam o niej przy opisując trasę Doliną Białego, na Sarnią Skałę.
(Przy okazji i sprzyjającym nastroju, spróbuję raz na jakiś czas zrobić wpis 
o starych trasach i miejscach zapomnianych. 
Myślę, że podobnym mnie, maniakom górskim, przypadnie do gustu takowy post ;) )
 Ciekawa, efektowna trasa poniżej turni Małego Giewontu, wyprowadzała na Giewoncką Przełęcz i tam łączyła się ze szlakiem biegnącym z Grzybowca
Trasa ta przysparzała sporo kłopotów TOPR-owi. 
Brak znajomości jej przebiegu, próby skracania sobie drogi wchodzeniem bezpośrednio do zdradliwego żlebu, nieznajomość topografii Małego Giewontu- dla wielu skończyły się tragicznie.
W końcu zdecydowano o jej zamknięciu.
 
Kolejna perć biegła ku zachodowi, poprzez Dolinę Wielkiej Równi i wznosiła się na Suchy Wierch, pod skałami Długiego Giewontu.
Wszystko zasnęło w mrokach przeszłości...
... wraz ze starym bacą grającym na gęślikach...
Zarosły wydeptane kierpcami ścieżyny. 
Poprzecinały je powalone wiatrem i czasem- stare drzewa. :(
Przez jakiś czas północne ściany Giewontu pozostawały dostępne dla wspinaczy. 
Zdobycie Rycerza majestatycznym i równie niebezpiecznym- żlebem Szczerby, to niewątpliwie jedno z najbardziej uznanych i honornych dokonań taternickich. 



Dziś teren ten jest całkowicie zamknięty.
Dumając i odpoczywając naprzeciw herbaciarni, przed sobą mamy,
nieśmiało górującą ponad lasem, Sarnią Skałę. 
Możemy oczywiście wybrać wschodnią gałąź Ścieżki nad Reglami i ruszyć w kierunku Czerwonej Przełęczy, Sarniej i Kalatówek.
Ale my już tam byliśmy ;) 
  Toteż trwając uparcie w swoich zamiarach, cofamy się te trzy minutki i wybieramy co prawda 
Ścieżkę nad Reglami (szlak czarny), ale w kierunku przeciwnym.
Drewniany mostek przeprowadza nad ponad Strążyskim Potokiem, a droga wiedzie wzdłuż nitki dopływu- Potoku Grzybowieckiego. Potoczek ten, w suche miesiące, zanika na niektórych odcinkach. Ale zwykle przez pierwsze 300 m. podejścia, daje o sobie znać, zraszając kamieniste podejście na tyle, że łatwo się poślizgnąć.
Wkraczamy w boczną odnogę Strążyskiej- Dolinę Grzybowiecką ...

                                                                         ...  cdn ;) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz