czwartek, 9 marca 2017

Najmniejsza w Koronie.
Łysica- Góry Świętokrzyskie

,,Widzę Cię we wspomnieniu, świątyńko mała, dawnego eremity domku,
kołysko moich - żal się Boże! - poezji...
Otoczona ze wszech stron płotem z żerdzi jodłowych, stoisz pośrodku łąki pachnącej.''



...................................

Łagodne wzniesienia Gór Świętokrzyskich, porosłe jodłowym lasem.
Nazwane tak, dzięki świętym relikwiom przechowywanym w Sanktuarium na Łysej Górze,
pochodzącym z drzewa Krzyża Świętego; a strzeżonym przez OO. Oblatów.
Góry Świętokrzyskie, to najstarsze polskie pasmo górskie, obok Sudetów.
Na tyle wiekowe, że ich dawne surowe oblicza, na skutek niszczycielskiej mocy żywiołów i czasu,
skruszały i złagodniały, pokrywając rumowiskami gołoborzy ich najwyższe partie.
Pośród złomisk, plątanina kolczastych krzewów-
kwitną bogactwem barw maliny, jeżyny, głogi i dzikie róże.


Ponad tym wszystkim szumią wiekowe jodły, buki i świerki.
Przechadzając się pośród wysokich drzew, odnosimy wrażenie, że jednak dominującym gatunkiem drzewa w Puszczy Jodłowej, jest buk. ;) Dopiero wyżej można dostrzec wyniosłe jodły.
Łysica- najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich, a zarazem najniższy spośród szczytów tworzących Koronę Gór Polski.
Najszybciej dotrzemy na nią, z miejscowości Święta Katarzyna.
Parking bezpłatny w pobliżu głównej drogi.
Jadąc od strony Bodzentyna, w kierunku Górna; parking będzie przy końcu miejscowości- zanim wjedziemy w lasy.
Charakterystycznym punktem jest Dom Zakonny Sióstr Bernardynek
i właśnie za jego murem należy skręcić w lewo, w polną drogę.


Oznaczenia szlaków niebieskiego i czerwonego, pojawiają się już od początku, na pniach drzew.
Idziemy w kierunku budki wejściowej, strzegącej terenu parku.
Po jednej stronie nadal domy mieszkalne, po drugiej pachnąca, zielona łąka okolona ścianą lasu.


Szlak niebieski odbija w kierunku Bodzentyna. Nas poprowadzi szlak czerwony.
Stajemy przed wejściem.
Na skraju szumiącego lasu, miejsce pamięci- dwie zbiorowe mogiły,
w których śpią kołysani szumem listowia, pomordowani żołnierze AK i wielu mieszkańców okolicznych wsi.


W klasztorze zakonnym, w czasie wojny stacjonował pluton żandarmerii, powszechnie znany z okrucieństwa. Okoliczne wsie były krwawo pacyfikowane.
Wyroki wykonywano właśnie tu- na skraju lasu.
I pomyśleć, że dziś pewne, chyba zacofane intelektualnie ugrupowania, wykorzystują symbol 
Polski Walczącej do swoich prymitywnych demonstracji...
Wiele drzew pochylonych nad grobami bohaterów, to niemi świadkowie tamtych złych dni.
W tych lasach działał pierwszy partyzant II wojny światowej- mjr Hubal;
tu stoczono wiele znaczących bitew partyzanckich.
Wystarczy przystanąć, wsłuchać się w szelest liści, pochylić w zadumie,
spojrzeć na krzyże, otoczone poschniętymi kwiatami- może pośród kniei szumi partyzancka pieśń...
Nie wolno zapomnieć...
Można tam podejść również ze szlaku- krótka boczna ścieżynka w lewo, tuż za bramą wejściową.
A przy samym szlaku- tablice upamiętniające tamte zdarzenia i należną chwałę głoszące...

    źródło- http://www.polskaniezwykla.pl/web/place/27811,swieta-katarzyna-miejsca-pamieci-narodowej-w-sw--katarzynie.html

 Szeroka, trochę błotnista droga doprowadza do rozległej polanki.
Źródełko Św. Franciszka, w którym woda ponoć nigdy nie zamarza, a do tego ma stała temperaturę.
Dawniej woda ze źródełka rozlewała się na okoliczne ścieżki. Dziś jest tam kwarcytowa studnia.
Woda jest bardzo smaczna i ma podobno cudowne właściwości.
Szczególnie dobrze ma działać na oczy. Św. Franciszek to opiekun osób niewidomych.
A i legenda, ma tu swój udział.  Przekazywana przez pokolenia, opowiada o tym, że źródełko wytrysnęło mocą łez wylanych przez jedną z sióstr, mieszkających w zamku na szczycie Łysicy...
Ruiny owegoż zamku, wg. legendy, tworzą dziś gołoborze na zboczach Łysicy.
Przeczytajcie koniecznie legendę. Ta szczypta tajemniczości tak wiele uroku przydaje Jodłowej Puszczy.





Bijące źródło określa się mianem bijącego serca Gór Świętokrzyskich.
Za źródłem- drewniana kapliczka Św. Franciszka.
Pierwszy kościółek stanął tu już w 1641 roku.
Kapliczka na co dzień pozostaje zamknięta, ale przez boczne okna, można zajrzeć do środka.


Nad wejściem figura Świętego.
Wewnątrz drewniany, rzeźbiony ołtarz, przykryty białym obrusem;
w otoczeniu świętych obrazów i charakterystyczny drewniany krzyż franciszkański.
Na polance często odpoczywają turyści.


Zresztą odcinek na Łysicę- szczególnie z tej strony, jest krótki i łatwy.
A do tego bardzo przyjemny.
Szczególnie w upalne dni, puszcza jodłowa zapewnia kojący cień.
Pod kątem prostym do dotychczasowej drogi, odbija początkowo drewniany podest.




Następnie pojawiają się zakosy, którymi podążamy aż do ,,schodów'' okolonych barierkami.
Tworzą je drewniane bale, splecione korzenie i dość liczne, ciemne, ostrokrawędziste głazy.


Okoliczne buki, dzięki swym drobnym listeczkom, zapewniają warstwę lekkiej, ,,śmieciowej'' ściółki.
Pojawia się ciemna, omszała, drewniana altanka.


Od tego miejsca droga nabiera surowszego charakteru.
Na drodze wyrastają potężne głazy.
Gdzieniegdzie ustawione grube ,,poprzeczki'' z pni drzewnych, na których można przysiąść i odpocząć.


Droga ciągnie pod górę, można się trochę zasapać,
ale głównie dlatego, że wiatr powiewa dość oszczędnie, a pośród wysokich drzew panuje duchota.


Na dowód tego, iż nie jest trudno, wystarczy powiedzieć, że pod górę ciągną całe rodziny-
począwszy od maleństw niesionych w chustach;
poprzez ledwo zadzierających nóżki, aby wdrapać się na kolejny głaz- przedszkolaków,
aż po starsze osoby.
Witają nas tak charakterystyczne dla Gór Świętokrzyskich- gołoborza.


Masywne, ciosane głazy spływają kamienną lawiną po zboczu góry, przejmując częściowo teren lasu.
Właściwy szczyt, najwyższy punkt Puszczy Jodłowej, Łysicę- nie sposób minąć niezauważenie.





Stoi na niej wysoki drewniany krzyż, będący repliką krzyża z 1930 roku, a na nim znamienne słowa...


Pociemniały, również drewniany szlakowskaz- wskazuje kierunek powrotny i dla chętnych dalszej drogi- kierunek Kakonin/ Łysa Góra.



Szczyt jest rozległy, pokryty wrosłymi kamieniami.
Wokół poustawiane ławeczki dla turystów. A tych nie brakuje.
Za krzyżem, kamiennym jęzorem spływa gołoborze.




Pośród głazów, próbujące znaleźć miejsce dla siebie- krzaki malin, młode siewki brzóz i klonów.
Tu i ówdzie połyskują czerwone kropelki kaliny.
Turystów sporo. Ciężko zrobić zdjęcie, żeby nikt nie ,,zaistniał'' w tle.
Widoków praktycznie nie ma. Jedynie z najwyższego punktu gołoborza, niewielki prześwit w kierunku wsi, położonych na północ od pasma górskiego.


Dziś dalej nie idziemy.
Wycieczkę na Święty Krzyż musimy przełożyć na, miejmy nadzieję- niezbyt odległą przyszłość. ;)




Ale za to jedziemy do Bodzentyna- pochodzić pośród okazałych ruin dawnego zamku.
Zbudowany w XIV wieku, niegdyś będący wspaniałą rezydencją, na którą oprócz warowni,
składało się wiele budynków gospodarczych, a nawet zwierzyniec i ogród włoski. 
Całość była otoczona wysokim murem.



Dziś pośród murów kwitnie tylko dziki bez.
Pozostało kilka wysokich ścian bocznych, z otworami okiennymi i resztki dawnych obwarowań. 
Większość kamieni, została zwyczajnie zabrana przez okolicznych mieszkańców, jako darmowy budulec.


Nieźle zachowana brama wejściowa- niestety koszmarnie pomazana sprejem.
Ruiny nie są w żaden sposób chronione, przed żadnymi odwiedzinami.






Można by powiedzieć, że niszczeją ,, na bieżąco'', nadgryzane przez czas i z pomocą ludzi.
Głupawe napisy ,,zdobią'' całe ściany- przynajmniej do tej wysokości, do której ich twórcy są w stanie dosięgnąć.
 ,,Gdyby głupota umiała latać, fruwałaby pani jak gołębica'' - takie skojarzenie z kultowego czeskiego serialu lat 80-tych- ,,Szpital na peryferiach''; wypowiedź dr. Štrosmajera.
Zresztą granego przez mojego ulubionego czeskiego aktora- Miloš'a Kopecký.
Na szczęście, głupole nie potrafią latać i dzięki temu- od paskudnych bazgrołów, ocalały chociaż wyższe kondygnacje.
Podziemia- te które nie zawaliły się, też są raczej odwiedzane, przez podejrzanych typów-
świadczą o tym pozostałości.
Prawdopodobnie, w cieplejsze wieczory, to miejsce ,,tętni życiem'' i odwiedza je okoliczna ,,elyta''.
Podejrzewam, że w tym samym czasie, inni omijają je szerokim łukiem, bojąc się kusić los ;)

   
Akurat podczas naszych odwiedzin, na rozległym, zielonym terenie pod zamkiem, odbywa się koncert z orkiestrą.
Gminne obchody 1050-lecia Chrztu Polski.
Więc trochę czasu stoimy, przysłuchujemy się...
Za rozległym, trawiastym terenem- mury Kościoła Św. Stanisława.


... Wracamy do samochodu i na kwaterę w Św. Katarzynie;
zatrzymując się tylko z ciekawością, przy zabytkowej, drewnianej  zagrodzie.




Niestety jest już późnawo, zagroda jest zamknięta.
Można tylko podejrzeć co nieco, w prześwitach między deskami ogrodzenia.


Świetnie zachowana chata z bielonych płazów, jest otoczona różowymi i kremowymi malwami. 
Sielsko, klimatycznie, poza czasem...

 


Szybko dojeżdżamy na nocleg.

Z niskiego domku, w którym się zatrzymaliśmy widać zielone wzgórze Łysicy...


Ostatni dzień pięknej pogody.
Pamiętam niesamowite ilości ciem, atakujące nas, gdy tylko zapalamy światło.
Ba, nawet przy zgaszonym, buchają w twarz i w ekranik telefonu. ;)
A nie da się wysiedzieć przy zamkniętych oknach.
Moskitier brak- a szkoda.
Ciepły wieczór. Bardzo blisko kwatery, mamy pizzerię.
I naprawdę serwują tam wyjątkowo dobrą, w iście włoskim stylu- pizzę.




   
Nad ranem, jeszcze zanim się rozwidni, słyszymy szum deszczu.
Kolejny dzień przynosi zmianę.
Ciężkie od wilgoci chmury snują się po lesistych grzbietach. Łysicy już nie widać...


.....................................................


,,Puszcza królewska, książęca, biskupia, świętokrzyska, chłopska ma zostać na wieki wieków,
jako las nietykalny, siedlisko bożyszcz starych, po którym święty jeleń chodzi-
jako ucieczka anachoretów, wielki oddech ziemi i żywa pieśń wieczności.
Puszcza jest niczyja - nie moja ani twoja, ani nasza, jeno boża, święta! ''
/// fragmenty ,,Puszcza Jodłowa''- S. Żeromski. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz