czwartek, 5 grudnia 2019

„Wobec piękna gór czuję, że On jest... i wtedy zaczynam się modlić”-
Beskid Wyspowy- Mogielica

Łopień nas obejrzał wstępnie w czerwcu, wydał pozytywną opinię, więc i jego małżonka Mogielica pozwoliła łaskawie się odwiedzić.
Ale nie od razu.
Dni wakacji, zwykle poświęcane Tatrom, uszczupliliśmy troszeczkę dla Pienin i Beskidu Wyspowego.
 


Od razu po podróży, bladym świtem stawiamy się więc na znanej nam już Przełęczy Rydza- Śmigłego.

A królowa natychmiast pokazała swoje humory.
Burza z ulewą, że świata nie widać.
Czekamy cierpliwie, mając nadzieję na choć częściowe przejaśnienie.
Nic z tego. Jak widać to nie my mamy prawo wybierać sobie wygodne dla nas dni na audiencję.
No dobrze- mówi się trudno. Jeden dzień w plecy.
Lekko zniechęceni szukamy zamówionej kwatery w Pieninach.
Zdając sobie sprawę, że zbyt szybko nie zawitamy w te okolice i przedyskutowawszy za i przeciw, upieramy się ponowić próbę kolejnego dnia.
A następny dzień jest piękny, słoneczny.
Tylko dojeżdżamy później niż było w planach.
Jak na złość na najkrótszej trasie dojazdowej- objazd... i to wielokilometrowy.
Gdy docieramy na przełęcz, praktycznie wszystkie możliwości zaparkowania- zajęte.


Trafiliśmy na imprezę ,,Poznaj Beskid Wyspowy'' organizowaną na Łopieniu.

Na szczęście nie na Mogielicy. 😉
...
Wciskamy się za wcześniej parkującym, na drogę wiodącą w kierunku Mogielicy i pobliską łączkę- udostępnioną zresztą tego dnia dla wielbicieli Beskidu Wyspowego.










Szara droga, pokryta ostrymi kamieniami wpada w las. Stary las świerkowy...
Zaledwie 15 minutowy odcinek lasu i znów dochodzimy do szosy.
Wychodząc z lasu, na wprost siebie mamy dumnie rozpartą Mogielicę.




Przysiółek Chyszówek- Sarysz, a wyżej Krawce.
W oddali, po prawo widać Ćwilin, dalej Śnieżnica.
Po lewo, za lasem skryte kolejne, ciche przysiółki.
Tamtędy biegnie żółty szlak z Podłopienia.


Otaczają nas przepiękne, bujne, kolorowe łąki.






Jak widać i tu można dojechać.
Jednak na przełęczy zdecydowanie wygodniej zaparkować. Ludzie mieszkają w pięknych okolicznościach przyrody.
A tu pod koniec asfaltowej drogi, domków już nie za dużo.
Więc i przyjemniej- bo i sąsiad sąsiadowi przez płot nie podgląda.

Ten krótki odcineczek od przełęczy Rydza- Śmigłego, chyba nie powinien być dla nikogo zbytnim obciążeniem. Tak że nie warto kombinować ze zbyt bliskim podjazdem. ;)



Szosa szybko przechodzi w piaszczysto- kamienistą drogę.
Wysokie, ,,brzęczące'' trawy, utkane kolorowym kwieciem.
Na zakręcie cały łan wierzbówki kiprzycy.
Niestety już przekwitłej.








Przyjemne miejsce- to tzw. Widokowy Groń.
Dookoła piękna panorama.
Łagodnie przygląda nam się Łopień.
Stąd można docenić rozłożystość jego masywu.
Na prawo od niego w oddali Pasmo Łososińskie nad Limanową.




Szeroka, polna droga kieruje na polanę, na której z daleka już widać drewniany domek.
Pojawiają się, na razie nieśmiałe i niezbyt rozrosłe krzaki jeżyn.
I akurat jest sezon na przepyszne, pachnące lasem
,,czarne maliny'' .






Domek na polanie, kryje się pod świerkami.
Ściany otulają kaliny i dzikie róże.
Zajrzymy doń w drodze powrotnej. 

To Polana Mocurka, choć tej nazwy dziś na mapie nie uświadczy.
Częściej znajdziemy nazwę Bajorzyska.
Ja nie zlokalizowałam, ale ponoć istniały (istnieją?) tu dwa zarastające jeziorka: Zielone i Żółte Bajorzysko.
Wg. znalezionych informacji- mają być po prawej stronie, a tam się nie zagłębialiśmy.

Kryjemy się w ciemnym lesie porastającym mogielickie zbocze.



Droga podobna do tej, która wiedzie na Łopień.
Płytki wąwóz, wysypany płaskimi, ostrymi kamieniami.
Brzegi porosłe lasem są zdecydowanie wyżej od samej drogi.
No cóż- w końcu małżeńska para. 😉
Mijamy Polanki Moczarnikowskie.


Wyżej znów las, aż do poziomo biegnącej drogi szlaku narciarskiego.
Ta droga jest łącznikiem pomiędzy trzema szlakami- naszym zielonym, żółtym od Tymbarka i Podłopienia i niebieskim z Jurkowa.
Przy drodze rozłożyste jeżyny.
Słodkie owoce wygrzewają się na kolczastych, nieprzystępnych łodyżkach i nie pozwalają przejść obojętnie.




Powyżej tej drogi, kolejne spiętrzenie stoku.
A więc znów mocniej pod górę.
Chwilowo droga nadal przypomina wąwóz, potem zrównuje się z poziomem lasu.
Skalistym traktem spływa dość wartki strumyczek.




Po 20 minutach podchodzenia lasem, docieramy do granicy ścisłego rezerwatu na Mogielicy.Więcej kamieni- luźnych, niewygodnych, ale sporo większych od tych na dole.
Czasem przewrócone drzewo zagradza przejście, ale i pozwala przysiąść, odetchnąć.


Aż wreszcie przyjemna ścieżynka wyprowadza na zalaną słońcem polanę podszczytową.

To Wyśnikówka- piękna i rozległa.





Niestety, polana ostatnimi czasy jest podobno nieużytkowana. A to źle wróży jej przyszłości.
Sukcesja ekologiczna jest nieubłagana i być może wkrótce nie będzie można się już cieszyć taką różnorodnością gatunków roślin, jak obecnie.
Chyba, że ktoś się ocknie w porę i podejmie decyzję o wykaszaniu polany, lub wypasie zwierząt w tym miejscu.
Na pochylni, która podchodzimy, polana jest porosła darniami jagód.
Wyżej wysokie, szumiące trawy, zioła, kwiaty.
Najwyższe wiotkie, uschłe trawki- niczym te na połoninach bieszczadzkich...



A wiosną kwitną tu przebiśniegi.
Wszystko pachnie, szemrze, zachęca do wtulenia się w tą mięsistą, grubą murawę i do odpoczynku.
Wokoło przepiękne, rozległe widoki.





I Gorce i Pieniny, Babia z otoczeniem, a nawet Tatry- przy dobrej przejrzystości i rozmyty Beskid Niski i Sądecki.
Od północy masyw Łopienia i Pasmo Łososińskie.
Kto by się spodziewał, że ta niezbyt wysoka góra oferuje tak cudowne widoki.



No i że w końcu zechce przyjąć nas aż tak ciepło.
Widać, że pozostały do szczytu odcinek nie jest już zbytnio wymagający i widać doskonale wieżę na szczycie.
Słońce mocno przygrzewa.
Idziemy więc dalej w kierunku ciemnej zieleni lasu na szczycie.


Ok. 15 minut do najwyższego punktu.

Szeroka, trawiasta droga staje się znów wąska ścieżynką, mijającą nieliczne okna widokowe.



Na szczycie drewniana wysoka na 20 metrów wieża widokowa.
Dziś ta budowla jest bezpieczniejsza.
Wcześniejsza bowiem, również drewniana, posiadała nieosłonięty taras, na który prowadziły zamiast schodów- drewniane i nie obudowane drabiny.

Tamta wieża zawaliła się samoistnie w 1980 r.
A więc stosunkowo niedawno.
Warto podejść troszeczkę dalej, poza wierzchołek, gdzie znajduje się metalowy krzyż papieski.
Jan Paweł II, często przemierzał tutejsze szlaki.
To Jego słowa (zamieszczone również w tytule tegoż wpisu) zamieszczone są na kamieniu, będącym podstawą krzyża.





źródło- Góry dla Ciebie


Z tego krańca Mogielicy najlepiej widać Tatry.
Na oczywiście jeszcze z wieży widokowej... 😉

Sporo turystów na górze.
Miejsce na ognisko.
 


 


 W pobliżu kapliczka Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej i ostatnia stacja Drogi Krzyżowej.
Reszta stacji jest umieszczona przy szlaku niebieskim z Jurkowa.
Zawsze w Wielki Piątek, od Kościoła Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Jurkowie,
podążają tamtędy wierni.
Schodzić można dowolnie.
Za drzewami od północnej strony, skryta skalna wychodnia- Zbójnicki Stół.
Tam podobno zbójnicy liczyli zrabowane pieniądze.
Ile w tym prawdy, a ile bajki nie wiadomo.
Pewne jest natomiast to, że Mogielica może poszczycić się zbójnicką przeszłością.
Podobno zrabowane skarby zostały ukryte w jaskini Marszałkowska Studnia...
Mogielica była schronieniem (jednym z wielu) legendarnego zbójnika Józefa Baczyńskiego.
Poświęcono mu nawet wiele ludowych podań. Ciekawie opisanym zdarzeniem z jego życia, jest  jak to Józef napadłszy na Sanktuarium Maryjne w Inwałdzie; nie tknąwszy nic spośród wotów i wystroju, pomodlił się gorliwie przed ołtarzem, zadowalając się ,,jedynie'' obrabowaniem księdza.
...😄
Mogielica była świadkiem również dość nieprzyjemnych zdarzeń.
Wg. przekazywanych z dawien dawna informacji,
góra stała się miejscem wiecznego spoczynku wyrzutków społecznych i tych co pożegnali się ze światem na własne życzenie.
Nie było dla nich miejsca na poświęconej ziemi.
Kto wie, czy nazwa szczytu nie została nadana właśnie z powodu tamtych, mrocznych sytuacji...

Przy tabliczce z nazwą szczytu, informacja o katastrofie niemieckiego samolotu.
Rozbił się on podczas lotu ćwiczebnego,
w r. 1944, na północnych zboczach góry.




Korzystając z tego, że nie ma zbyt wielu chętnych na na wieżę, my się wdrapujemy.
Widoki piękne, błękitniejące...
Tatr nie widać.
















Ale całe bliższe, łagodniejsze otoczenie widoczne doskonale- aż po Babią Górę.
W dole widoczna wielka polana- tzw. Stumorgi.
Niegdyś uprawiana, później wykorzystywana pod wypas zwierząt.
Do tej pory można namierzyć ślady zagonów na obrzeżach.


To największa polana w całym Beskidzie Wyspowym. Tylko nie wiadomo jak długo.
Zaniechanie dbania o polanę, skutkuje tym samym co w przypadku Wyśnikówki.
Sukcesja ekologiczna postępuje.
Z pierwotnej rozległości, a było tego ponad 50 hektarów, ubyło już sporo.
Jak widać nazwa polany była adekwatna do rzeczywistości.
Aktualnie drzewa zaczynają ,,wchodzić'' już nawet na środek tego terenu.
W sezonie zwarte darnie brusznic, które opanowały polanę, połyskują kropelkami owocków.
Nasza latorośl nazwała swego czasu te borówki- ,,ciumkami''. Czemu? Któż to wie! 😉
Ale grunt, że ceni ich wartość smakowo- odżywczą. Jak zresztą cała rodzina... 😊



 
Nie zostajemy długo na szczycie.
Postanawiamy wrócić na nagrzaną, pachnącą Wyśnikówkę i tam wtulić się w miękkie dywany traw.







Tam ciszej i spokojniej
Przyjemnie... i jak zwykle- nie chce się schodzić.
A wracamy tą samą drogą.






Przeglądając jeszcze przydrożne krzaki jeżyn... ;)
I zaglądając, do drewnianej chatynki, na polanie Mocurka.
Drzwi otwarte, a wnętrze gościnne.
Choć nie ma tam nic prócz stołu, na cementowej posadzce.
Ale za to jest narożny kominek, w którym można napalić w zimne noce.






Tylko te puste butelki i puszki... żenada.
Tak blisko cywilizacji- a tak ciężko znieść?
A wnieść pełne- było łatwo? 😠

Powoli idziemy w kierunku Sarysza.
Oglądając się jeszcze kilkakrotnie za niknącym szczytem, a z przodu mając łopieński pagór, wspierany boczkiem przez Śnieżnicę i Ćwilin.




Jeszcze tylko ścianka starego lasu i schodzimy łagodnie na łączkę ponad Przełęczą Rydza- Śmigłego.


Do samochodu i nad Jezioro Czorsztyńskie.
Popołudniowy spacer po plaży w Niedzicy i nieciekawy podwieczorek w karczmie/ browarze ,,Zadyma''.
Jedyne co tam smakowało to było piwo tradycyjne o tej samej nazwie.
 

Piwko jest niepasteryzowane, produkowane w małym browarze w Szaflarach, w kilku rodzajach i naprawdę warto go spróbować.
Karczma wypieka również tradycyjny chleb.
...
No i z okolic knajpki, wreszcie ukazały nam się Tatry.
  





I kilka zdjęć znad zalewu-






Nocleg w okolicach Jeziora Czorsztyńskiego...
- ale nigdy więcej tam nie zakwaterujemy.
Nie z racji warunków mieszkaniowych- te były w porządku.



Może bardziej z racji nadmiernej kontroli gospodarzy i braku miejsc parkingowych.
Rzadko nam się zdarza trafić niekorzystnie.
Choć w rankingu niekorzystnych wyborów noclegowych, chyba najgorzej było w Ścięgnach
(Karkonosze), gdzie wynajmująca wyłączała nam ciepłą wodę...
Są i takie chamy niestety.
Wynajmują, pieniądze inkasują z góry, a potem uprzykrzają życie.
Ciekawym tego, jaki adres omijać szerokim łukiem, chętnie wyślę informacje.

Kolejny dzień to całkowity relaks.
Spływ Dunajcem.
Wiele osób śmieje się z tych co wybierają tą cudownie leniwą formę spędzenia dnia.
A to jest naprawdę fantastyczny pomysł na spędzenie wolnego czasu.


I na długo pozostanie w pamięci.
Flisacy szczególnie polecają przejazd tratwami na jesień, gdy lasy pośród białych, pienińskich skał mienia się całą feerią barw.
I wiedzą co mówią. 😉

 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz