poniedziałek, 5 sierpnia 2024

Czarny Staw pod Rysami... tak na spokojnie

 Nad Czarnym Stawem byłam jeszcze w czasach szkolnych, lata 90-te...
Później długo, długo nie zaglądałam w Tatry, czego strasznie żałuję.
Wróciłam dopiero po ponad 15 latach, już z moją rodziną.
Ale Czarny Staw czekał na odwiedziny jeszcze dłużej... Jakoś tak nie składało się, do niczego nie pasowało.
W końcu stamtąd to już tylko szlaki stanowiące poważniejsze wyzwania; a to już raczej nie dla mnie.
Toteż ruszamy bladym świtem z zamiarem ,,dobicia się'' dziesięciokilometrowym asfaltem i wyskoczeniem na próg Czarnego Stawu.
Nie wiem ile w tym prawdy, ale gdzieś usłyszałam, czy przeczytałam, że ten próg jest najgorszy (stromy, męczący) w całych Tatrach.
No może licząc tylko te co dostępne szlakiem turystycznym...
Bo akurat po przeciwnej stronie- przepiękna Dolinka Ciężka, ma równie stromy próg, można by rzec- bliźniaczo podobny, no ale do niej niestety jak na dzień dzisiejszy- brak szlaku turystycznego.
Na Palenicy trzeba być jak najwcześniej- to wie każdy kto bywa ostatnimi czasy w Tatrach.
Miejsce parkingowe trzeba mieć wykupione czasem nawet na kilka dni naprzód.
Jeśli już mamy zaklepany postój, to i tak najlepiej być tam przed wschodem słońca, aby nie sterczeć potem w długim korku na drodze dojazdowej i oby obsługa parkingu nie kazała nam stawiać samochodu w dość dziwacznych miejscach.
Bo i tak się zdarza, że kiedy miejsca zajęte, upychają samochody gdzie się tylko da.
Stawiamy więc samochód o pachnącej zimną rosą porze dnia, plecaki na grzbiety i ruszamy.
Ok. godzinki nieśpiesznego marszu zajmie nam odcinek do Wodogrzmotów Mickiewicza.

Miniemy po drodze na wysokości mostu nad potokiem Waksmundzkim, drogę jezdną w lewo, która prowadzi do schroniska Roztoka.
Biegł nią kiedyś czerwony szlak turystyczny z Jaszczurówki- najdłuższy w Tatrach Polskich.
Ten odcinek został zamknięty, szlak poprowadzono przez wybudowany nad Wodogrzmotami- kamienny most.
Szkoda wielka, że nie pozostawiono go jako drugiej możliwości.
Nad mostkiem na Waksmundzkim Potoku, chamskie kamerki mające kontrolować niepokornych i ,,nie-równiejszych''.
Na Wodogrzmotach chwilowy postój, popatrzenie w dół, w kierunku szumiącego potoku- tak po jednej, jak i po drugiej stronie.
Duży plac, na którym niegdyś, gdy czasy były normalniejsze, miały przystanek autobusy jadące nad- i z- Morskiego Oka.
W dół zbiega krótki szlaczek do Schroniska Roztoka, w górę w tym samym, zielonym kolorze- szlak do Doliny 5 Stawów.
Zwykle od tego punktu, włącza mi się zawsze znudzenie i zniecierpliwienie- kiedy to wreszcie ten pierwszy skrót???
Tym bardziej, że i okolica nie wnosi nic ciekawego.
Jeśli ruszymy dostatecznie wcześnie, ominie nas uciążliwość przepuszczania fasiągów... jak i ostatnio wprowadzonego busa elektrycznego.
Po ok. 30-40 minutach od Wodogrzmotów, powinniśmy doczłapać na pierwszy ,,leśny'' skrót, w pobliże tzw. Wanty- leśniczówki.
 
Porzucamy dotychczasową Dolinę Roztoki i skręcamy w Dolinę Rybiego Potoku.
Droga skręca w ,,las'' i prowadzi kamiennymi stopniami, przy których znajdują się drewniane poręcze.
Piszę ,,las'' w cudzysłowiu, gdyż niestety, te odcinki dotknęło to co wiele cudownych miejsc w Tatrach- kornik i pseudo-eko-głupota by go nie zwalczać.
I to drugie stanowi zdecydowanie większe zagrożenie dla przyrody, niż sam kornik.
Nie tak dawno jeszcze, wszystkie te skróty były skryte w cieniu wysokich drzew.
Dziś drzew jak na lekarstwo.
Na pierwszym skrócie jeszcze w miarę sporo, na ostatnim jeszcze coś tam się ostało. Wyżej- łyso, a skróty grzeją się jak na patelni, w pełnym słońcu.
Takich skrótów będzie 4.
Najdłuższy- bodajże trzeci.
Uparty- może oczywiście podążać drogą asfaltową, która na tym odcinku, biegnie długimi zakolami, aby wydźwignąć wreszcie na wyższy poziom.
Skróty leśne, to spora oszczędność czasu i szybsza możliwość znalezienia się wyżej.
Gdy pokonamy ostatni skrót, czeka nas jeszcze dość żmudny i nudny odcinek do Polany Włosienica, gdzie kończą jazdę fasiągi.
I gdzie popołudniami ciągną się niebotyczne kolejki chętnych do zjazdu w dół.
Przy szosie wielki pawilon gastronomiczny, plus pamiątki.
Za nim ścieżka w kierunku Szałasisk- gdzie znajduje się obozowisko PZA.
Chodzą słuchy, że zamierzają je przenieść na Włosienicę.
Stąd jeszcze 1.5 km do Morskiego Oka.
Miniemy schodzący ze zboczy Opalonego- szlak od Pięciu Stawów, przez Świstówkę.
Szlak ten jest zamykany na zimę.
Nad naszą drogą widoczna ostra iglica Mnicha, a w pewnym momencie nawet dwa Mnichy...,
a nad samą polaną, w tle- Mięguszowieckie Szczyty.
Z boku mamy grań Żabiego.
Trzeba się zdobyć na ostatek cierpliwości i pociągnąć noga za nogą, jeszcze tak ok. 40 minut.
Przepiękne jezioro, które wywalczył dla Polski, Hrabia Zamoyski, dziś tak obrzydliwie skomercjalizowane.
..........................................
Do drewnianych stołów, przy których pożywiają się turyści, ochoczo podlatują orzechówki.
Coś jak sroki w miastach, ot ptaszki- złodziejaszki. 😉
Nie siedzimy tu długo.
Schodzimy nad taflę jeziora.
Dla tych którzy dalej się nie wybierają- opcja pętelki wokół.
Też ładny szlak i zajmuje trochę czasu.
Byliśmy kiedyś na przedwiośniu.
Zaczynamy obejście, a te akurat jest bardzo przyjemne.
Ścieżka, a to wynosi lekko ponad, a to zniża się w pobliże stawu.
Mijamy mostek na Rybim Potoku- tuż za nim odbicie historycznego szlaku ,,Popod Żabiem'', który prowadził wzdłuż ramienia Żabiego i Siedmiu Granatów, a wybiegał do Białej Wody, na wysokości Polany pod Upłazki.
Dziś i tą ciężko namierzyć... zarasta nieubłaganie.
Dalej widokowe miejsce wchodzące w głąb jeziora, oplątane korzeniami kosodrzewin, na którym często robią sobie zdjęcia młode pary.
A wyżej malowniczy zakątek, gdzie króluje Matka Boża od szczęśliwych powrotów.
W tym zakątku, w sezonie letnim, odprawiana jest Msza Święta.
Zawarto tu wiele związków małżeńskich, ochrzczono wiele dzieci.
Stąd jeszcze ok. 20 minut, do odbicia na Czarny Staw.
Podejście długimi zakosami, dość wygodne, stabilne głazy.
Przepiękne widoki, które z każdym krokiem zachęcają do coraz to nowych zdjęć.
Nad stawem wita nas czarny, żelazny krzyż- odlany w 1836 roku, w kuźnickiej hucie.
Sporo turystów nad stawem. Ciężko zrobić zdjęcie bez ludzi w tle.
Szlak czerwony, o czym wiedzą pewnie wszyscy, prowadzi na Rysy, a z nich nawet dalej- aż do rozwidlenia szlaków w słowackiej Dolinie Mięguszowieckiej.
Drugi szlak jaki pojawia się znikąd, to szlak zielony- dość trudny, prowadzący na Przełęcz pod Chłopkiem, poniżej Czarnego Szczytu Mięguszowieckiego.
Ten niestety kończy się na przełęczy, choć kiedyś przecinał ją i sprowadzał do Doliny Hińczowej.
Słowacy zamknęli ten odcinek, nieszczerze tłumacząc swą decyzję- kruszyzną szlaku.
Wytłumaczenie dobre, rzeczywistość jednak jest inna.
Szlak owszem- dziś jest pokryty rumoszem, ale to prędzej z nieużytkowania, nie remontowania go.
Tak czy siak, jest to jeden z wielu odcinków zamkniętych złośliwie, a te złośliwości są domeną zarówno tpn-owskiej, jak i tanap-owskiej strony.
Nie siedzimy zbyt długo nad stawem.
Gwarno, nieprzyjemnie.
Cóż- ludziom się ostatnio chyba wydaje, że wszyscy marzą o tym by wysłuchiwać tylko ich uzewnętrznień.
Wokół sami celebryci.
Czas wracać, nie ma na co czekać.
Może dopiero późny wieczór by coś zmienił.
Ale aby czekać tu do nocy, fajnie by było mieć nocleg na schronisku...

Wracamy nieśpiesznie nad Morskie Oko, po drodze zapuszczając ciekawskie spojrzenie w kierunku szlaku Popod Żabiem.
Pozostał najmniej sympatyczny odcinek asfaltu do Palenicy, z uskokami przed nadjeżdżającymi wozami, pośród hałaśliwych tłumów.
Postanawiamy zboczyć przy Wodogrzmotach, zielonym szlakiem w dół, na najlepszą kuchnię w całych Tatrach- do schroniska na Starej Roztoce.
Miejsc przy stołach, rzecz jasna- brak.
Trzeba trochę poczekać.
Objedzeni jak bąki, nie mamy ochoty wcale wracać.


O ile prościej byłoby wspomnianą drogą dojazdową, która ma wylot przy Waksmundzkim Potoku.
Komu szkodzi, a może komu zależy by turyści zbyt wiele nie widzieli.
Po drodze tam bowiem leśniczówka...
Stare dzieje, gdy Roztokę z Doliną Białej Wody łączył mostek przez Białkę.
Jaka to by była oszczędność czasu dla turysty, który chce przejść stąd- tam.
Tpn wygadywał, że byłby problem z opłatami za bilety- których na Słowacji nie ma.
A jakiż to problem klepnąć budkę za mostkiem...?
Cóż zarządy parków, mimo teoretycznej wolności siedzą z upodobaniem dalej w komuszych pieleszach i są z tego zadowolone i dumne, a cała ,,wolność'' to tylko ich dotyczy. Nie mając już nad sobą kontroli, robią co chcą, sami stawszy się kontrolerami.
Cóż, w końcu trzeba się przemóc.

Wspinamy się więc w kierunku Wodogrzmotów i drepczemy niechętnie na Palenicę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz