Start- z Kuźnic.
Tradycyjnie, ostro na Boczań, aż do rozwidlenia szlaków- skręt w prawo i dalej spacerowo Skupniów Upłazem.
W dole mamy Olczyską Dolinę.
Za skałeczkami Upłazu, po przeciwnej stronie- Jaworzynkę.
Obtarłszy się o plecy Wielkiej Królowej Kopy, zatrzymujemy się na chwilkę na Karczmisku.
Tutejsze ławeczki są zwykle obsadzone, no chyba, że jesteśmy tu o wyjątkowo korzystnej porze.
Nie ma co się za długo rozsiadać, bo i zmęczyć się nie było za bardzo czym.
A i dalszy odcinek szlaku nie jest męczący.
Długo płasko, pośród mocno zarosłych kosówką hal Królowej Równi.
Przechodzącym- przyglądają się sarny.
Może po ok. 15 minutach, szlak zaczyna się zniżać do dna Doliny Gąsienicowej.
Wychodzą ku nam najwyższe tatrzańskie szczyty, świeci w słońcu jak metal- stromizna Kościelca.
Powiewają łany wierzbówki; pomiędzy drzewami snuje się dymek z Murowańca.
O i tu można sobie troszeczkę odpocząć- na jednej z wielu ław obok ,,dawnego schroniska''.
Łyk herbaty, kanapka, kilka słów zamienionych z odpoczywającymi obok...
Jak to miło jest, że nawet jak człowiek idzie sam i tak sobie myśli, że nawet nie ma do kogo gęby otworzyć, tak zawsze jakoś tak sympatycznie się ułoży, że ktoś zagada...
Jeśli ktoś podąża w kierunku Kasprowego, nie musi zaglądać do Murowańca.
Ale jak się planuje odpocząć chwilkę, ewentualnie coś tam zakupić, to warto skręcić- to zaledwie 3 minutki różnicy.
Zimne piwo z sokiem malinowym- zawsze działa korzystnie.
Choć cena może powalić.😉
Szczególnie o poranku można liczyć na normalny klimat w okolicy ,,hotelu'', bo potem to już loteria. Dwa razy ostatnio było tam takie chamstwo i niosło się od niego po halach takie słownictwo, że wszystko możliwe więdnie.
Ale mamy piękny, złocisto-różowy poranek i drepczemy lekko upierdliwą trasą- szlak żółty w kierunku Kasrowego.
Po 10 minutach- rozlewisko na szlaku.
To Mokra Jama- stawek często zapominany w wykazach, choć jest dość spory. Tyle, że płytki.
Zwykle zalewa ścieżkę.
Gdybyśmy ominęli Murowaniec, ominęlibyśmy również Mokrą Jamę.
Kolejne 3 minuty i łączymy się ze szlakiem czarnym.
Po pokonaniu 700 metrów od schroniska- trzeba wypatrywać w gęstych kosodrzewinach po prawej, niewielkiego stawu.
To Jedyniak- dziś prawdopodobnie jedyny po tej stronie szlaku.
Ale aby go zobaczyć trzeba zejść odrobinę ze ścieżki.
Po kolejnych 200 metrach miniemy Dwoiśniak.
Tego z kolei nie sposób przeoczyć- znajduje się po lewej stronie i poniżej szlaku.
Nazwa jego sugeruje, że powinny być tu dwa stawki. I rzeczywiście kiedyś były. Dziś niestety po wyżnim, południowym, pozostała zarośnięta trawą niecka.
Po prawej stronie powinien być jeszcze jeden stawek. Niestety wszystko wskazuje na to że również wysechł. To Samotniak; nawet w czasach swego istnienia również niewidoczny ze szlaku. Jakichkolwiek śladów jego pozostałości należy szukać na ok. 900-950 metrze od Murowańca, jeszcze przed minięciem Dwoiśniaka.
Przyczyn wyschnięcia stawków upatruje się w budowie kolejki krzesełkowej i rujnacji terenu, co zaowocować miało ucieczką wody z tychże stawków.
Po ok. pół godzinie- rozwidlenie szlaków.
Czarny szlak prowadzi na Świnicką Przełęcz.
Pamiętam go w wersji w dół... Schodziliśmy z klasą ze Świnicy.
Schodzenie tamtędy nie miało końca... 😄
....................
Tymczasem wybrany szlak żółty wznosi się lekko ponad dnem doliny, tak, że szlak czarny możemy podziwiać z góry.
Przechodzimy pod linami kolejki i po 10 minutach stajemy na kolejnym rozwidleniu.
Tu porzucamy szlak żółty- ten kieruje się na Kasprowy.
Dalej zielonym na Przełęcz Liliowe.
Bardzo upierdliwe podejście.
Garbate, rozciągnięte zbocze. Monotonnie, ciężko, szczególnie gdy ma się na plecach spory bagaż.
Jedyną nagrodą są coraz piękniejsze widoki. Gąsienicowa jakby nie patrzeć to dziś rozległe, kłujące boisko.
Oczywiście dzięki kosodrzewinie, która panoszy się bez umiaru.
I znowu to napiszę- wielka szkoda, że wypędzono stąd stada owiec.
Zupełnie inaczej i jakże klimatycznie prezentowały się te tereny w czasach pasterstwa. Wystarczyłoby pilnować logicznych granic.
Bo ta wszechobecna kosodrzewina wcale nie jest zachwycająca.
Ale tpn-owi pasuje, po co turyści mają łazić gdzie popadnie. A taka kosówka działa jak najlepsze zasieki.
Kilka zdjęć z podchodzenia łagodnym zboczem.
Dostrzec można coraz więcej stawków w Dolinie Siedmiu.
Podejście wg. rozpiski ma zająć ok. godzinki (od ostatniego rozwidlenia).
Oczywiście mi zajmuje dłużej. 😉
A gdy wreszcie wczołguję się na przełęcz, okazuje się, że zasięgu brak.
Odpoczywam na uboczu, z daleka od przechodzących.
Przełęcz jest bardzo gościnna i miejsca na niej sporo. Szeroka, rozdeptana droga, otoczona jest miękkimi, falującymi trawami.
Zwykle mocno tu wieje.
Podążają przez nią potencjalni zdobywcy Świnicy, ewentualnie schodzący z Kasprowego, ku Gąsienicowej.
Większość schodzi bezpośrednio żółtym, ale w tej opcji mamy po drodze ciekawy, widokowy szczycik- Beskid. Toteż niektórzy wybierają tęże opcję.
Z Liliowego prowadzi tajemnicza ścieżka...
Dawny i przepiękny szlak.
Z niewiadomych przyczyn zamknięty w latach 70-tych.
Jego początek jest doskonale widoczny.
Wydeptana ścieżynka odbija od czerwonego szlaku granicznego na południe, na słowacką stronę. Owija zbocza Skrajnej i Pośredniej Turni- szczytów przed-świnickich.
Jest to po prostu dalszy odcinek zielonego szlaku, który tu doprowadził.
Oznaczenia zielone do dziś trzymają się tam dzielnie.
W dole Dolina Cicha.
Przez ok. pół godziny szlak ten jest równoległy do czerwonego, tyle, że prowadzi trochę niżej. Na wysokości Świnickiej Przełęczy odbija odważniej ku dnu Dolinki Walentkowej.
Ciekawie z tej strony wygląda Świnica pokryta płaszczem piargów, której plecy przez Świnicki Przechód, łączą się z granią Walentkowego Wierchu, zwanego w czasach austrowęgierskich- Nad Kamieniem.
Od niego również wziął swą nazwę potok rodzący się w dolince- Kamienna Cicha, który sporo niżej przekracza słowacki, czerwony szlak w Dolinie Cichej.
Nazwa ta, co do samego szczytu i doliny, nie przyjęła się i dzisiaj mamy Walentkowe.
Stary, zielony szlak obniża się łagodnie i równomiernie i wyprowadza tuż nad Walentkowym Stawem, mniej więcej na środkowe pięterko dolinki Walentkowej, tuż obok kamiennej koleby.
Korzystali z niej niegdyś pasterze, bo i tu wypasano owieczki.
Nie jest zbyt wygodna, jest dość ciasna i ma błotniste podłoże.
Niemniej jednak może stanowić schronienie.
Powyżej tego piętra, jest kolejne, tuż pod granią, gdzie znajduje się jeszcze jeden stawek- Wyżni.
Ale jest również trzeci, najmniejszy staweczek i ten położony jest na niższym piętrze, już pośród kosodrzewin.
Dalej szlak przekracza szeroki jęzor piarżyska, spływającego z wyżniego piętra doliny.
Piarżysko jest wyżłobione, a w jego korycie, głęboko pod kamieniami, niezauważalnie przesącza się woda z położonego wyżej stawku.
Trochę trzeba uważać, kamienie są drobne i chętne na przemieszczanie.
Za piarżyskiem- szlak zatraca się gdzieś pomiędzy głazami...
Na szczęście w oczy rzuca się kopczyk- ustawiony wyżej na głazie.
Podejście na pierwsze z żeber Walentkowego, na szczęście już bardziej czytelne i nietrudne.
W dole Dolina Cicha- rozległa i piękna.
Wyjątkowo wyglądają z tej strony Czerwone Wierchy.
Miedziane trawy miękko wyściełają zbocza zachodnie, również na Walentkowym.
Od samego szczytu rozciąga się długi pagór z charakterystycznym wgłębieniem za kulminacją, do złudzenia przypominający koński grzbiet. I tak jest on nazywany- Koń.
To łagodna, choć długa opcja zdobycia samego szczytu.
Dawny szlak owija sam szczyt na wysokości mniej więcej
1800-1900 m.n.p.m.
Jest szybką, wspaniałą i bardzo widokową możliwością dojścia do Zaworów.
Podczas gdy szlak wiodący dołem, u stóp Walentkowego- to długa, monotonna i nużąca wyprawa.
Walentkowy jest z tej strony tak przysadzisty, tak bardzo ,,klapnięty'', że jak już pisałam we wpisie o wycieczce Koprowa- Zawory- Cicha; obejście jego zajmuje sporo czasu.
Podczas gdy szlak partiami szczytowymi, to sama przyjemność i zachwyt na każdym kroku.
Obchodzenie poszczególnych ramion, nie wymaga zbytniego wysiłku.
Szlak po prostu łagodnie faluje na miedzianych zboczach, nie tracąc zbytnio z wysokości. Przekracza kolejne, skaliste żeberka.
Ponad ścieżką, na grzbiecie Konia, lubią paść się kozice...
Za trzecim ramieniem, już widoczne Zawory i tak wyjątkowa faktura górnej części doliny.
Pokryta żłobieniami, pofałdowana, tak bardzo nietypowa...
Jest porosła wysoką trawą, która na jesień przybiera przepiękne barwy.
Powiewając na wietrze, niczym długie włosy, sprawia, że faluje cała dolina.
Wśród tych cudownych okoliczności, pośród zagłębień terenu- rodzą się potoczki...
To źródełka tworzące Cichą Wodę.
Można by tam stać długo i patrzeć i patrzeć...
Za polem kamieni- szlak znów się pojawia.
Wyraźna, wtulona w trawy ścieżka- nie sposób jej przeoczyć.
Przeskakuje przez kolejne niteczki potoków, płowe fałdy najwyższego piętra Wierchcichej, w końcowej fazie wspinając się na zbocze pod Zaworami.
Ławeczka na przełęczy zwykle pusta, zachęca przechodzących do odpoczynku, do zachwycenia się widokami.
W dole Kobyla Dolinka, w niej niewielki, szafirowy stawek- położony tuż nad jej progiem.
A dalej widoczny kolejny próg- Doliny Ciemnosmreczyńskiej i wielkie, granatowe oczy stawów, ocienione ścianami Pośredniego Wierszyka, z którego obficie spływają piargi.
Za nim- Dolina Hlińska...
Szlak czerwony z Liptowskiego Koszaru, kończy swój bieg na Gładkiej Przełęczy.
Łagodna, praktycznie pozioma grań pomiędzy Walentkowym i Gładkim Wierchem, oddziela Dolinę Wierchcichą od Doliny 5 Stawów.
Gładka Przełęcz jest teoretycznie niedostępna od polskiej strony.
Wejście na nią jest ,,możliwe'' tylko od Zaworów.
Szkoda komentować ową głupotę.
Dawny szlak, sprowadzający do ,,5'' z góry doskonale widoczny.
Słupek na przełęczy fikuśny 😉
Słowacy mają wyobraźnię i pomysły...
Stawy w dolinie widoczne wszystkie jak na dłoni.
Nawet najmniejsze Wole Oko.
W oddali, w centrum tej uroczej panoramy- różowieją Tatry Bielskie.
Widać, że szlak zbiegał wieloma zakosami po nietrudnym zboczu- zwanym Gładkie, przechodził w pobliżu Wolego Oka i pośród traw i gruzowisk, prowadził łagodnie, aż do zakola szlaku niebieskiego, skręcającego na Zawrat.
Choć przez wielu turystów wykorzystywana również w nieco innej wersji.
Po zdobyciu Zaworów można było pędzić do Doliny Ciemnosmreczyńskiej, a z niej, przez Wrota Chałubińskiego, nad Morskie Oko.
To była już sporo dłuższa wyprawa.
Tak więc komu brakowało nieco czasu czy sił, mógł skrócić trasę do wersji przez Gładką Przełęcz do Doliny 5 Stawów, gdzie można było zanocować.
Komu przeszkadzało zachowanie tak przepięknych tras...
Celowe działania, tłumaczone kłamliwie, frazesami o ochronie przyrody- bo tak najłatwiej i nie do sprawdzenia.
Szkoda, że czasy gdy każdy mógł chodzić po górach gdzie chciał, minęły... ale oby nie bezpowrotnie.
Jak cudownie byłoby przejść tym szlakiem! 😊
Znakowany i przez wielu znany- szlak (niebieski) z Zawratu poprowadzi w kierunku schroniska na 5 Stawach.
Kilka zdjęć z niebieskiej trasy:
I ze schodzenia Doliną Roztoki ku najpiękniejszemu schronisku w Tatrach:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz