środa, 4 kwietnia 2018

Dolina Chochołowska

Wiosennie! 



A skoro tak, jak mogłabym wstawić inny post, niż ten o Dolinie Chochołowskiej?
I to koniecznie z kwitnienia krokusów.




Dolina walna- znana powszechnie, z wylotem na szosę główną relacji Zakopane- Chochołów.

Wielka, długa i męcząco uboga w widoki.
Dookoła las, choć już o wiele rzadszy dzięki halnemu i agresywnej polityce nienapasionych ,,dziedziców'' tj. Wspólnoty 8 wsi i TPN.

Jak ja potwornie nie znosiłam przemierzać tej doliny.
Droga ciągnęła się jak przysłowiowe ,,flaki z olejem'', 

a brak wrażeń sprowadzał zmęczenie o wiele szybciej niż normalnie.
Ciągnął się człowiek, noga za nogą, bo tam na końcu- na Polanie Chochołowskiej fioletowiły się całe dywany krokusów.




I nagle coś mi się porobiło. Śmieję się, że chyba wraz z pazerną wycinką drzew, wycięli i zwinęli częściowo drogę.
Już drugi raz jak idę, trasa mija mi o wiele szybciej niż zwykle.
Nie nudzi, nie denerwuje, nawet tak nie męczy...
Mam nadzieję, że to się znowu nie zmieni. ;)



A może to zainteresowanie i doczytanie co nieco o okolicy, o tajemniczych zakątkach, odnogach i skalnych ścianach, jakie gdzieniegdzie strzelają spomiędzy smreków, sprawiło, że spojrzałam na te tereny przychylniej... 
A nawet zaciekawiły...

Już nawet te fioletowe plamy, jakimi stroi się wiosną- polana; są same w sobie nagrodą dla tych, którzy podejmą się przejść w jedną stronę te 10 km.



Niby nic się po drodze nie zmieniło- od tylu lat. 
Niby nadal straszą puste tereny, pokryte niewywiezionym drzewem (widać było gorszej jakości i nie sprzedało się :P ), a na odejściu Doliny Starorobociańskiej potwornie zniszczonej ludzką głupotą, wyjątkowo nieprzyjemnie pachnie gnijące drewno i słychać warkot pił. Droga jest zniszczona ciężkim sprzętem, usłana warstwą patyków i korowiny.
( Od 2014 roku nie da się wejść spokojnie do Starorobociańskiej.
No chyba, że ktoś jest wyjątkowo olewczo nastawiony do tego co się tam wyprawia i tego w jakim stanie jest tamtejszy szlak...
Wiem jedno- ja poczekam z odwiedzinami tejże doliny, aż

robotnicy ją opuszczą. Tylko, czy się doczekam... :/ )
Zimą, na niezbyt daleko w głąb drogi, na poboczach niedopalone pochodnie.



 - wieczorny powrót... Dymy po kuligu. ;)

Biznesik kuligowy dla wielkiego państwa.
Są chętni wydać dutki, a więc trzeba im to ułatwić. 


Niby to wszystko dodatkowo zniechęca do chodzenia w tamte rejony, a jednak coś sprawiło, że kolejny raz przeszłam dolinę hmmm... może nawet z przyjemnością?
 

Nie opiszę dokładnie całej doliny.
Nie da się tego zrobić w jednym wpisie.
Ale może chociaż ktoś się zainteresuje i poszuka więcej informacji.
A nie ma z tym żadnego problemu- internet jest ich pełen.


Do doliny można wjechać bez problemu samochodem- parkingi za odpowiednią opłatą, oferuje zarówno Wspólnota, jak i właściciele terenów przyległych.
Pod sam szlaban dojeżdża autobus z Zakopanego.
Jest to północny kraniec rozległej Siwej Polany.
W zakolu drogi również postój dla kursującej tu w sezonie wiosenno- letnim kolejki turystycznej ,,Rakoń''.



 ...zdjęcie z ,,Wikipedii''

Ciuchcia dojeżdża aż do Polany Huciska, pozwalając na sporą oszczędność czasu (ok. godzinki na pieszo) i sił.
Oprócz tego obowiązkowo, bo jakże by inaczej, kursują bryczki konne.
Sezon krokusa- ściąga wędrowców ( i nie tylko... ;) ) z najbardziej odległych miejscowości, a i często z zagranicy.
Walec turystyczny już wkrótce przetoczy się przez dolinę-
mamy w końcu początek kwietnia...
Siwa Polana rozciąga się na długości ok. 1 km.
Stoją na niej bacówki, szałasy, domy mieszkalne.




Prowadzi się tu kulturowy wypas owiec... Na szczęście!
Dzięki temu polana trwa. Choć niegdyś jej łąki zajmowały większy teren.




Krokusy kwitną również tutaj- całkiem rozlegle i w sporych ilościach.
Pięknie wyglądają drewniane budynki pośród zielonych traw, otoczone fioletowymi oczkami.

A jesienią kwitną tu zimowity- do złudzenia podobne do krokusów. 
No może są tylko trochę od nich bledsze i smuklejsze...





Niezbyt szeroki pas lasu oddziela Siwą Polanę od Polany Molkówka (na zachodzie), gdzie również prowadzi się wypas i stoi kilka szałasów.
Molkówka z kolei to już kilka kroków do granicy i możliwość przeskoczenia ku szosie wiodącej w kierunku słowackich Orawic.
Na Siwej Polanie znajduje się kamienny obelisk i metalowy, czarny krzyż upamiętniający przybycie tu naszego Ojca Świętego- Jana Pawła II. Helikopter papieski wylądował właśnie tutaj.




Przy końcu polany kolejny krzyż- upamiętniający rozstrzelanie 9 osób, przez hitlerowskiego okupanta.
Zresztą w dolinie rozstrzeliwano w różnych miejscach. 
I tylko okoliczne skały są niemymi świadkami tamtych smutnych zdarzeń.
Chochołowska i jej odnogi- to również przeszłość górnicza i hutnicza. To ma odzwierciedlenie w nazwach miejsc.
Rozległe polany i hale pozwalały wypasać tu wielkie stada owiec i bydła. Toteż obok górnictwa i hutnictwa, kwitło tu również pasterstwo.
Dolina stała się największym pasterskim ośrodkiem Tatr.
Wiele budynków: szałasów, bacówek, schronisk zostało zniszczonych w czasie wojny.

Dzięki wypasom zwierząt, polany nie zarastają chaszczami, jak te którymi zarządza całkowicie TPN.
Pod tym względem brawa za gospodarność dla Wspólnoty 8 wsi.
Niestety równie wielkie słowa krytyki za gospodarkę leśną...

Chochołowska to również film, a kręcono tu sceny do znanych polskich produkcji.


Tuż za odejściem drogi gospodarczej w kierunku Molkówki i wylotu zielonego szlaku Drogi pod Reglami, z pewnością dostrzeżemy ostre szare iglice. To Siwiańskie Turnie.




Od strony szlaku pionowe, a miejscami wręcz przewieszone ściany.
A tymczasem od strony Molkówki wejście na nie, nie sprawiłoby żadnych trudności. Tylko nie wolno.
Wspinać się też nie wolno, choć zapewne wielu taterników spogląda na te ścianki z wielkim apetytem.


Podobno na zachodnio- południowych stokach szarych iglic, rośnie sporo wyjątkowych, chronionych roślin.
Po lewej mamy lesiste ramię Rosochy, tej samej którą mijaliśmy w Dolince Lejowej, z drugiej strony.
A po prawej graniczny masyw Bobrowca, z zieloną Małą Furkaską jako pierwszym wzniesieniem w grani, za Siwiańskimi Turniami.

Przez całą drogę towarzyszy nam Chochołowski Potok. Raz płynie bardzo blisko, a raz się oddala. Zasila go sporo górnych dopływów stałych i okresowych. 


Od miejsca gdzie wpada doń Koryciański Potok, uznano że potok powinien mieć już inną nazwę. 
Ze względu na tereny Siwej Polany, bystry strumień zmienia tu imię na Siwą Wodę.
A płynąc dalej i wchodząc w mariaż z Kirową Wodą, rodzi Czarny Dunajec.

Źródełko która daje początek potokowi bije w kotle Dziurawe pod Wołowcem.
Mijamy wiatę turystyczną po prawej stronie- wylot Doliny Wielkie Koryciska.
Tradycyjnie jest to teren niedostępny dla turystów- ścisły rezerwat.
W górnej części dolinki, potok tworzy 30 metrowy wodospad- Koryciańską Siklawę.
Łatwo rozpoznać wejście do Wielkich Korycisk, bo po pierwsze wspomniana wiata, a po drugie, będące prawym ograniczeniem dolinki, chylą się nad Potokiem Chochołowskim ciemnoszare, zwaliste skały- Koryciańskie Turnie.

Dalej boczne, lesiste ramię Krytej Czuby, a za nim niewielka Kryta Polanka...zarastająca.
W rzeczywistości te zbocza i polany, mimo że dla turystów są nazwane rezerwatami, są pokryte siatką dróg użytkowych.
Pośród lasów, na łagodnych pagórach- jasne przecinki.
Drogi te są utrzymywane i naprawdę trzeba by oślepnąć, żeby ich nie zauważyć.

Choć wg. nakazów i zakazów- turysta, choć widzi i wie, musi udawać, że nie widzi... bo rezerwat. Nieważne, że jako pasjonat dba jak nikt o to by nie ucierpiała żadna roślinka.
Równiejszych- rezerwat nie dotyczy, hasła o ochronie przyrody są dla przyjezdnych ,,fanatyków''.

A ściągane ze zboczy, potężne pnie, na pewno są sprowadzane z taką uwagą, by nie uszkodzić żadnej sasanki, ostatnich stanowisk storzana bezlistnego... hehe akurat!


Po lewej stronie głęboko wrzynająca się w las- Huciańska Dolina.
Wjazd zawalony pniami drzew.

Kiedyś był tu parking- Polana Huciska.
Na szczęście wjazd prywatnych samochodów ograniczono do Siwej Polany.
Końcowy przystanek kolejki ,,Rakoń''. 

Dalej bowiem ,,zwinięto'' asfalt. ;)
Toteż często czekają tu fiakrzy z konikami- przejmując wysiadających z kolejki.
Kilka ław dla odpoczywających i bacówka.


- zdjęcie z ,,Wikipedii''.


W pobliżu bowiem znajduje się Polanka Jamy- gdzie również wypasają się owieczki i przez którą ciągnie czarny szlak Ścieżki nad Reglami.
Szlak zaczepiający ledwo o Dudową Dolinkę... ( Bardzo ciekawe miejsce- biegnące, rzekłabym pod ,,zadek '' Kominiarskiego, który pionami Dudowych Spadów właśnie tu przysiadł.  )
Przed bacówką stara, kamienna kapliczka z 1932 roku.
I nowa, wydrążona w grubym pniu, po drugiej stronie potoku, u wylotu drogi gospodarczej...
kolejnej. ( Niedawno postawiona- na miejsce starej, podobnie wykonanej, nadgryzionej już zębem czasu i kornika... ;) ) 


W pobliżu działała kopalnia- Huciańskie Banie, w zboczach Klinowej Czuby. Eksploatowano rudy metali jeszcze w XX wieku z ostatnich, pozostałych z wielu- czterech sztolni.
Nieopłacalność wydobycia, nakazała porzucenie działalności, a otwory wejściowe uległy zasypaniu.
Poszukiwacze przeszłości natrafią jeszcze na hałdy płonnego urobku  i wejścia do sztolni ( w większości zasypane).
Zresztą z jednej z nich, wiedzie droga do jaskini- Wojtkowej Szpary.
Kto by pomyślał, że w tej łagodnej, rozłożystej Chochołowskiej, jest ponad 80 jaskiń...
Nie równać jej się z liczbą jaskiń w Kościeliskiej (ponad 200),

ale swego czasu nie podejrzewałam jej o żadną jaskinię... ;)
Może zwyczajnie dlatego, że szerokie dno doliny i okoliczne lasy nie pokazują zbyt wiele skał. Wszystkie kryją się w głębi, gdzieś wyżej, zwykle w bocznych odgałęzieniach.

Na polanie resztki fundamentów prywatnego schroniska Bukowskich. Schronisko z racji łatwości dotarcia tutaj, było całorocznym. Spalone z końcem wojny przez Niemców, nigdy nie zostało odbudowane.

A naprzeciwko Hucisk, niewielki reglany pagórek, który dzieli polanki Długą i Krytą. A imię jego Grześ. ;)
Kto by przypuszczał, że jest drugi Grześ obok tego najbardziej znanego.
Stanowi zakończenie grzbietu Pośrednie, odchodzącego od szczytu Furkaski.

Dalej droga staje się żwirowo- kamienista.
Pierwsze zwężenie- Niżna Brama Chochołowska, utworzona przez

zwalistą, szarą skałę- zwaną skałą Kmietowicza.



 

Na niej tablica pamiątkowa poświęcona księdzu Kmietowiczowi, jako inicjatorowi powstania narodowego górali, oraz uczestnikom tegoż powstania, z roku 1946.
Potok Chochołowski przewija się na drugą stronę naszej drogi, aby za chwilę- niezdecydowany, wrócić z powrotem. ;)

Przed mostkiem doskonale widoczna wydeptana droga w lewo.
Warto tam podejść kawałek. Nie jest daleko, a można podziwić wspaniałe wywierzysko- jedno z większych w Tatrach.


 - tak potok był zawalony gałęziami po halnym 2013

Woda potoku płynąca z góry,  gdzieś na wysokości Wyżniej Bramy Chochołowskiej zanika w ponorach i łącząc się z systemami odwadniającymi okoliczne szczyty, (...w tym po części Kominiarski Wierch- bo ten jest odwadniany również w kierunku Doliny Kościeliskiej...), właśnie tu wybija żywym, pulsującym źródełkiem i tworzy niewielki stawek.

Po drodze mijamy drewniane, zabytkowe szałasy.
To Polana pod Jaworki- nadal wypasana, ale hańba tym co pozwolili jej zarosnąć w ponad 40 %.


 -szałasy ,,Pod Jaworki'' i naprzeciwko wejście do Dudowej...
Zdjęcie z netu.

Po przeciwnej stronie, rzucone jakąś nieprzeciętną siłą, wapienne skały. Charakterystyczna brama do Dolinki Dudowej i tuż obok ujście czarnego szlaku Ścieżki nad Reglami.
Oglądając się za siebie, lekko w prawo dostrzeżemy charakterystyczne wapienne turniczki na zboczach Małego Opalonego Wierchu. To Kobyle Głowy. Jedna z nich ma nawet okienko- niczym szeroko otwarte oko...

Dolinka Dudowa- zamknięta dla turystów, w swej dolnej części tworzy skalny wąwóz Między Ściany. 

 - Między Ściany (,,Wikipedia'')

A w ścianach owych jaskinie i to w sporej liczbie.
Okresowo, dolinką płynie potok, a nawet tworzy malownicze wodospady na poszczególnych prożkach.
Szybko dochodzimy do drugiego zwężenia drogi- czyli Wyżniej Bramy Chochołowskiej, utworzonej przez Chochołowskie Czoła,
tj. skaliste zbocza Kominiarskiego Wierchu i Bobrowca.



Powyżej skalnej bramy, tuż pod charakterystyczną wyniosłą skałą, za niewielkim mostkiem, rzuconym przez potok- leśniczówka TPN.
Domek, przejęty przez TPN, od prywatnych właścicieli- rodziny Blaszyńskich, wcześniej będący schroniskiem.

Obecny budynek jest trzecim zbudowanym przez rodzinę Blaszyńskich.


Pierwsze schronisko, tuż przy Wyżniej Bramie Chochołowskiej, spalili Niemcy w 1945.
Kolejne, zbudowane nieco wyżej spłonęło po zakończeniu wojny, w wyniku walk z oddziałami partyzanckimi AK.
Dopiero trzecie schronisko, zwane schroniskiem pod Zawiesistą, oparło się zawirowaniom dziejów i przetrwało, zmieniając jednak właściciela, w czasie wywłaszczeń przez władze komunistyczne.
Skąd nazwa ,,pod Zawiesistą''? Otóż  charakterystyczna szara skała powyżej budynku, to właśnie Zawiesista.
Powyżej niej równie imponująca Olejarnia, a jeszcze wyżej bardziej na południe- Wielkie Turnie. 

Te ostatnie z dna doliny gdzie stoimy, nie bardzo można docenić. Najlepiej podziwiać je z trasy na Trzydniowiański Wierch.
Zresztą Bobrowiec jest dość bogaty w ciekawe grupki szarych turnic. A najjaskrawszym przykładem są podziwiane już z polany Chochołowskiej- Mnichy.(poniżej)


Ponad budynkiem leśniczówki, w Bramie Wyżniej, aż trzy wejścia do największej jaskini w tej dolinie- do Szczeliny Chochołowskiej.
Podobno powstała dzięki płynącemu niegdyś na tym poziomie potokowi Chochołowskiemu. Dziś płynie on tylko na niektórych odcinkach jaskini.  W zacisznych, skalnych komnatach zimują licznie latające myszy. ;)
Mimo pomieszkiwania przy łatwo dostępnej drodze głównej,
leśniczy ma święty spokój. Dom stoi za bystrym nurtem potoku, a dojazd do niego przez niedawno wyremontowany mostek jest zamknięty bramą.




Za leśniczówką rozwidlenie szlaków.
Rozjeżdżone i zrujnowane ujście Doliny Starorobociańskiej.
Chyba nawet w czasach gdy funkcjonowała tam kopalnia w Banistym Żlebie, nie było takiej rujnacji.



Nie ma przyjemności z przemierzania Doliny Starej Roboty, nie ma powodu do zachwycania się przyrodą, nie ma ciszy i śpiewu ptaków.
Jest warkot pił, zwały błota rozjeżdżonej drogi, niezliczone powalone pnie i konieczność wzmożonej uwagi przy pokonywaniu kolejnych zagradzających drogę ściętych drzew- o ile nie chcemy sobie czegoś połamać, czy w najlepszym wypadku nieźle się poobijać.

Zbrodnia na naturze jaka się tam dzieje od wielu lat, za przyzwoleniem bandy z TPN, którzy mienią się obrońcami przyrody, zasługuje na surową karę i potępienie.
Nawet te drzewa co ocalały po halnym, u wylotu doliny... - pamiętam je doskonale, bo schodziliśmy Starą Robotą latem, już po uderzeniu halnego; dziś już ich nie ma. :( I nie zrobił tego halny!




Rąbanie drzew tłumaczy się okresowymi uderzeniami wichru, a na bieżąco lawinami jakie lubią schodzić z pochyłych zboczy Ornaku i Kominiarskiego.
Starorobociańska oprócz działalności wydobywczej, była również wypasana.
Wspomniana kopalnia w Banistym, była prawdopodobnie najstarszą w Tatrach, a w jej sztolniach ( 12-stu ) wydobywano żelazo, miedź i srebro.

Zamierzchłych czasów należy szukać na wysokości zarastającej Polany Dudówka, skąd wybiega stara Hawiarska Droga.
Odkryto tam pozostałości budynku, młynu kruszcowego i hałdy płonnego urobku.

Sztolnie w zboczach Ornaku zasypano, lub uległy zasypaniu.
W Starorobociańskiej w czasach wojny istniało niewielkie, prywatne schronisko.

 -źródło: GeoMount

Wstępnie był to zwykły, drewniany szałas.
Niestety nie były to również najlepsze czasy na przetrwanie.

Stacjonował w nim oddział partyzancki (lata 43- 46). 
Toteż tuż po wojnie, władze komunistyczne postanowiły rozprawić się z nieuznającymi nowego okupanta- żołnierzami, a budynek spalono. 

Starając się nie patrzeć w ujście doliny i starając się zagłuchnąć na łomot jaki z niej dochodzi, ruszamy dalej drogą, która od tej chwili wznosi się o wiele zdecydowaniej ponad potokiem.
Najweselej jest tu wczesną wiosną- gdy mocno świecące słońca podtapia śnieg. Tworzy się ślizgawka i pokonanie tego odcinka przysparza turystom sporo problemów.

Lepiej trzymać się jak najdalej od prawego brzegu. 
Zbocze spadające ku potokowi, jest dość strome.
Po 20 minutach docieramy do kolejnego rozwidlenia- to czerwony szlak na Trzydniowiański Wierch.



 
Szczyt często wybierany jako pierwszy dla rozpoczęcia zimowych wypadów tatrzańskich, często w połączeniu z położonym za nim Kończystym Wierchem- naszym najniższym dwutysięcznikiem. (2002 m.n.p.m.)
Za rozwidleniem kolejny mostek. A od niego już tylko 15-20 min do Schroniska Chochołowskiego, położonego na końcu polany.
Otwiera się zielona, łagodna misa doliny, której rant stanowi grań Bobrowca zjeżona Mnichami, przechodząca poprzez Grzesia i Długi Upłaz Rakonia w grań główną w masywie Wołowca.


Od wschodu nieckę zamyka boczne ramię odchodzące od Kończystego Wierchu ku północy i rozwidlające się powtórnie w Trzydniowiańskim.
Najbliżej drogi głównej, zielony reglowy pagór Ropy, a poniżej niej i za potokiem, niewidoczny szlak papieski do Doliny Jarząbczej.






Pod Bobrowcem maleńka, drewniana kapliczka Św. Jana Chrzciciela.
Wiedzie do niej ścieżka w poprzek polany.
Od kaplicy nie musimy cofać się do drogi głównej, aby dojść do schroniska.




Droga do niego biegnie łagodnym zakolem wzdłuż lasu.
Kapliczka również ma swój epizod w jednej z polskich produkcji filmowych.
Myślę, że każdy domyśla się o którym to filmie piszę...




Przy drodze głównej sporo szałasów pasterskich.
Wiele wyremontowano jako zabytkowe.
Jednak to i tak znikoma liczba z tego, ile ich tu było w najlepszych czasach. A było ok. 60.
Na polanie na szczęście nadal wypasa się owce i bydło.

I dzięki temu, co roku, zielone hale mogą stroić się w fioletowe, krokusowe szaty.


Z polany wspaniale prezentuje się Kominiarski Wierch, z ciekawie pofałdowaną w tej strony rzeźbą.



Schronisko Chochołowskie jest największym spośród naszych schronisk. Potężny, kamienny budynek otaczają wysokie świerki.
To drugie z kolei schronisko, jakie tu zbudowano.
Pierwsze podzieliło los większości budynków na tych terenach i zostało spalone przez Niemców.



- Pierwsze schronisko chochołowskie
źródło: GeoMount

Obecne- wybudowano w 1953 roku.
Jest czynne cały rok i posiada ponad 120 miejsc noclegowych.






Wg. mnie oferują tam najlepszą szarlotkę.
Tzw. deser chochołowski to spory kwadrat szarlotki, polany śmietaną i jagodami z sokiem. Przepyszny!




 - a tu jeszcze małe co nieco... ;)

Chętni wycieczek powyżej doliny, nie muszą kończyć przy schronisku.
Jest w czym wybierać. Wystarczy jedynie dobrze rozplanować dzień. Bo jak przystało na Zachodnie, te pagóry są dość rozległe i przemierzanie ich pochłania sporo czasu.
Trudności raczej kondycyjne, niż techniczne.


Tuż przed schroniskiem szlak zielony, przez górne pięterko doliny tj. Wyżnią Chochołowską Dolinę, ku przełęczy Zawracie pod Wołowcem.
A za schroniskiem kolejny szlak- którym również można dojść na Wołowiec, tyle że poprzez Grzesia i Rakoń.


   
Czas płynie nazbyt szybko, choć chciałoby się dłużej posiedzieć na polanie.
Za pierwszym razem- spędziliśmy tu większość dnia, ciesząc oczy kwiatami, czy jak kto woli najdroższą przyprawą świata. ;)
Wszak to szafran...









Fanatyzm ,,wielkich obrońców'' przyrody przekracza wszelkie normy chorobowe, gdy mnożą potępienia w kierunku osób robiących sobie zdjęcia w krokusach.
Kto chce, potrafi nie zdeptać żadnego kwiatka i zrobić jednocześnie fantastyczne zdjęcie. Wystarczy się postarać.

Jasne że zakaz musi być, bo ludzie są różni i niektórym wydaje się że z nikim i z niczym nie muszą się liczyć.
A gdyby wszyscy nagle wparowali na szafranowe dywany, po jednym dniu nie byłoby czego podziwiać.



Więc zakaz jak najbardziej ma sens.
Po turystach na polanę wejdą zwierzęta. Wykoszą wszystko ze smakiem i zdepczą. I dzięki temu w kolejnym sezonie cudowne fioletki znów zakwitną.
Cebulki pod ziemią odpoczną i zbudzą się powtórnie, gdy przyjdzie czas.
Dlatego robienie afery z powodu jednego- dwóch zdeptanych kwiatków i wyzywanie za to innych, świadczy o buractwie.
Nie sądzę żeby ktokolwiek celowo tratował te urocze kwiaty.

A nie... może raz jeden. 
Pewien starszy, dystyngowany pan fotograf na Kalatówkach.
Obładowany wypasionym sprzętem...
Tak bardzo śpieszył się, aby uchwycić jak najlepsze kadry z zachodzącym słońcem w tle, że nie patrzył co i ile niszczy, drąc jak walec, przez gęste, fioletowe polanki.
Czubkami butów wyrywał całe połacie darni...
No i raz przy Chochołowskim potoku znalazłam cały bukiet powyrywanych, zwiędłych kwiatków...
Nie każdy jak widać, ma wyobraźnię aby przewidzieć, że to nie są kwiaty do wazonów i że przede wszystkim są chronione.








Ale w większości przypadków, na szczęście- ludzie z troską i uwagą siadają na pustych poletkach pośród fioletu.
Lub przechadzając się wolno, ostrożnie wybierają miejsce na postawienie stopy- tak aby nie przygnieść nawet jednego kwiatka.


Taka mała uwaga- to, że ktoś ma zdjęcie w otoczeniu kwiatów, nie oznacza, że ma je również pod d...pą !
 



Pośród kwiatów można spotkać łapiących ciepłe promienie- stałych mieszkańców doliny.
Poniżej akurat sympatyczna i niegroźna- jaszczurka, chyba zwinka?
Ale pamiętajmy, że wygrzewają się pośród traw i kamieni, również żmije zygzakowate...





Drugi wypad wiosenny przeciągnęliśmy nieco dalej- na Grzesia.
Choć na jego zboczach było jeszcze sporo śniegu.
Grześ to na tyle spokojna i łagodna górka, że można tam dotrzeć bez specjalnego sprzętu.


A krokusy kwitną nawet przed szczytem ;)
Co prawda nie w takich ilościach jak na polanie, ale zawsze.
...................


Słońce wybiega coraz wyżej na niebo, głaszcze coraz cieplejszymi promieniami. Z dnia na dzień topnieją plamy śniegu, hojnie nasączając ziemię i budząc rośliny.
Pierwsze ciekawe oczka krokusów, w najbardziej zacisznych rejonach, już spoglądają w niebo. Tylko patrzeć jak wysypią się na całą polanę. 






A turyści monitorują strony schroniska, śledzą informacje i zdjęcia z doliny.
Już czas na obserwację bieżącej sytuacji, jeśli ktoś nie chce przegapić tego cudu natury... :)



 Ale zanim wejdziemy do największej polskiej doliny tatrzańskiej-
tylko po to by zobaczyć krokusy...
Pamiętajmy, że krokusy w Tatrach, to nie tylko Dolina Chochołowska. I o tym, że krokusy kwitną nie tylko w Tatrach...
W Gorcach np. obok najpopularniejszych fioletków, kwitną białe albinoski... :) 


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz