niedziela, 15 kwietnia 2018

Grześ



Z Doliny Chochołowskiej, warto nawet zimową porą, nawet z marnym doświadczeniem w zimowych wędrówkach po Tatrach, pokusić się o wyprawę na Grzesia.
To taki szczyt, który obok Trzydniowiańskiego Wierchu- obierają sobie za cel osoby zaczynające zimowe wędrówki w Tatrach.

W okolicach schroniska, im później tym coraz więcej turystów się zbiera.
Szczególnie gdy mamy czas kwitnienia krokusów.

Pochłonąwszy szarlotkę, z uzupełnionym zapasem cukru ;) , ruszamy w kierunku lasu za schroniskiem, gdzie bierze początek żółty szlak na Grzesia.
...........................


Nazwa szczyciku podobno wcale nie jest nawiązaniem do imienia.
Bierze się z gwary góralskiej i oznacza rozłożysty szczyt o stromych stokach. Czy on taki stromy- to kwestia dyskusyjna. ;) Podobno dawniej zwany również Kończystym.
Podoba mi się słowacka nazwa
Lúčna 
(Łuczna- po spolszczeniu). 
Logicznie- bo od pobliskiej doliny Łuczniańskiej. U nas Łuczną nazywa się boczne ramię, jakie Grześ wysyła na zachód- z piękną, rozległą szczytową polaną.
Od strony Chochołowskiej, Grześ to taka przysiadła zielona ,, babka'', o trzech łagodnych wyniesieniach.




Najbardziej z tyłu i najmniej widoczny z dołu- szczyt główny, na którym stoi drewniany krzyż i tabliczka z nazwą.

Od przodu rozłożysty, półokrągły Kruźlik- trochę niższy, drugi wierzchołek Grzesia.
Zbocza są tak łagodne, że kiedyś były wypasane, praktycznie pod sam wierzchołek.



Od szczytu spływa łagodne zbocze Suchego Upłazu- biegnie nim szlak; aż do Przełączki pod Grzesiem.
Suchy Upłaz po zaprzestaniu wypasu, powoli zarasta kosówką.

Za przełączką jeszcze jedno, wspomniane wybrzuszenie, na którym kilka wystających skałek.
Często obleganych przez odpoczywających. To tzw. Czoło Grzesia.



 Miejsce, na które dawniej wbiegał szlak od strony Bobrowieckiej Przełęczy.
Dziś przełęcz ta jest pomijana przez ,,naszych''. Nie mamy z niej bowiem innych możliwości ruchu, jak tylko na słowacką stronę.
Niby to ciekawa opcja, jednak z tamtej strony są problemy logistyczne z powrotem do kraju.
Wstyd żeby tak oblegany zakątek jak Tatry, nadal był w ,,ciemnej d...'', jeśli chodzi o kwestię połączeń autobusowych pomiędzy podgórskimi miejscowościami. 

Plany są, ale sąsiedzi nie mogą się dogadać między sobą.
..................................




Szlak żółty od razu zagłębia się w starym lesie.
Biegnie Bobrowieckim Żlebem, wzdłuż potoku o tej samej nazwie.

Potoku, który swoimi siłami, wspiera i zasila Potok Chochołowski.
Wyjątkowo uroczo wygląda w czasie roztopów, gdy płynąca pod śniegiem woda, wyrywa różne kształty.





Bielejąca płachta śniegu, a w otworach jakby wykrojonych, szemrząca, perlista woda.
Wyjątkowo bogata roślinność.
Stary, wysoki las.



Sukcesywnie ku górze, aż do krótkotrwałego wypłaszczenia na wysokości rozwidlenia szlaków.
Zbocze po prawej stronie, porosłe lasem, należy do masywu Bobrowca.

Po ok. 20 minutach pierwsze prześwity i widoki na pierwszy w masywie Bobrowca- Jamborowy Wierch.
Krótkie zakosy dawnego szlaku ponad linią lasu. Musiał być dość męczący...



Jeszcze ok. 15 minut i docieramy na rozwidlenie.
Dalej na wprost, pod górę, niebieski szlak do Bobrowieckiej Przełęczy. Dość zniszczony- porozwalane drewniane bale, które pewnie początkowo wzmacniały ścieżkę.






A szlak na Grzesia skręca zdecydowanie w lewo, po to aby długim, ostrym zakosem, dość bezsensownym- bo nadrabiającym drogi, wyprowadzić na Przełączką pod Grzesiem.






Jedyny plus tej drogi jest taki, że chwilowo idzie się praktycznie ,,po płaskim''. Przez ok. 20 minut.
Potem ostry zakręt w prawo i dalsze zdobywanie wysokości.
Jeszcze ok. 15 min. i jesteśmy na przełęczy.
Nawet tam wspięły się najbardziej wytrwale krokusiki.

To podejście to odcinek ok. 1100 m.





Stare podejście przez Bobrowiecką Przełęcz było o połowę krótsze ,,dystansowo''.
Tyle, że ostrzejsze. Więc czasowo wychodziło podobnie.

Podejście lesistym zboczem na Grzesiowe Czoło, nieźle mogło zmęczyć.






- widoki z podejścia...

Szlak zakręca łagodnie w kierunku Kruźlika, choć omija jego kulminację, lekko wyginając się na zachód i po zaledwie 3 minutkach, zdobywając główny wierzchołek Grzesia.
Rozległy szczycik zapewnia piękne widoki i pozwala na odpoczynek dużej liczbie turystów.










Możliwość dalszej wędrówki, przez rozciągnięty Długi Upłaz na łagodnie zarysowany wierzchołek Rakonia, a z niego na o wiele dumniejszy Wołowiec.
Pomiędzy Wołowcem, a Rakoniem możliwość zejścia do Chochołowskiej, przez Dolinę Wyżnią Chochołowską- zielonym szlakiem.

To bardzo długa opcja, lepsza zdecydowanie do schodzenia, niż podchodzenia.
Z Grzesia mamy wgląd w słowackie, rzadko odwiedzane zakątki Tatr Zachodnich.



 

W dole pomiędzy Grzesiem, a Bobrowcem- wielka Dolina Bobrowiecka. Pomiędzy zachodnim ramieniem Grzesia, a odchodzącymi od Rakonia Zabratami- Dolina Łatana.
W oddali, najbardziej wysunięta ku cywilizacji, jakby nie chciała przyznawać się do reszty tatrzańskich szczytów- Osobita.




Wracamy tą samą drogą- u góry leży bowiem jeszcze sporo śniegu, a my nie mamy szpileczek pod butami. ;)
Schodzi się szybciej, korzystając z możliwości zjazdu po łagodnym upłaziastym zboczu.



Wkrótce jesteśmy już przy schronisku. Gwar słychać już na połowie ostatniej prostej.
Toteż nie przystając nawet przy schronisku, szybko zmierzamy w kierunku Siwej Polany...










 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz