sobota, 10 listopada 2018

Samotnie w Tatrach... Zawrat cz. I

Minęły cztery lata od czasu, gdy ,,zwariowałam'' ;) po raz pierwszy i wybrałam się na samotną wyprawę w Tatry...


Wybór padł na szlak niebieski, wiodący z Kuźnic, przez Boczań i Skupniów Upłaz.
Aż do Czarnego Stawu, ten szlak był mi doskonale znany, a o wypadzie do Gąsienicowej i powrocie Jaworzynką pisałam już dawno.
Toteż wiele informacji i opisów będzie się zapewne powielać.
Musiałam jednak, zabierając się za opis samotnego wypadu, wspomnieć co nieco na temat początku niebieskiego szlaku.

Być może ktoś zainteresowany szlakiem na Zawrat, nie przeczyta tamtego wpisu. A i na odwrót też może się zdarzyć... ;)
W tamtym wpisie jest nieco więcej o Jaworzynce, gdyż nią wracaliśmy. Tu tego zabraknie.
Tak więc zainteresowanych odsyłam do -tego wpisu.
Złoty, ciepły październik, podobny do tegorocznego, kusił bezlitośnie, żeby wyjechać.

Całonocna podróż, by ruszyć o godzinie 7.00 rano na szlak.
I zbyt ciężki plecak, do którego trzeba było upchać oprócz najpotrzebniejszych rzeczy, również śpiwór i karimatę...( -licząc się z noclegiem na schronisku), dał się we znaki już przy wstępnym podejściu.




 

Do Kuźnic można podjechać z okolicy dworca.
Dzięki temu odpadnie nam niesympatyczny, asfaltowy odcinek i zaoszczędzimy trochę czasu.
Autobus zatrzymuje się w pobliżu dolnej stacji kolejki na Kasprowy Wierch i szlaków pieszych.
Miniemy potok Bystra, który tworzy tu szerokie rozlewisko.
Przed mostkiem odbija żółty szlak do Doliny Jaworzynki. Nasz szlak od początku pnie się ku górze i szybko zagłębia w lesie.
Niewygodne, tutejsze kamienie- są znane chyba wszystkim. Ostrokrawędziste i ciągle zabłocone zmuszają do bocznych obejść, pomiędzy równie śliskimi korzeniami drzew. Schodzenie po nich podczas ulewy to, co najmniej ciekawe doświadczenie... ;)

Ok. 15-20 minut zajmie nam dotarcie do pierwszego rozwidlenia.
Na wprost mamy kierunek- Nosalowa Przełęcz, podczas gdy ,,niebieska nitka'' kieruje ostro w prawo, na kolejne wzniesienie w pagórze Boczania.
Las jest stary i ciemny.
Mijamy drewniany mostek, lub raczej kilkudeskową kładkę nad żlebem Zgorzelec, którym spływa słaby strumyczek.
Za chwilę kolejna...

Przez jakiś czas, trasa biegnie bardziej ,,poziomo''.
Ze wszystkich trzech szlaków, które biorą swój początek w okolicach Zakopanego, ten jest, przynajmniej dla mnie najkorzystniejszy.
Najostrzejsze podejścia są bowiem na początku. Wtedy gdy mamy jeszcze sporo sił.

Wkrótce coraz więcej przejaśnień pomiędzy drzewami. Docieramy na Boczań, na którym to znajduje się charakterystyczne ,,okienko widokowe'', w kierunku Kalatówek i Giewontu.





Z tej strony, szczególnie można podziwiać stromizny i ,,ostrości'' Długiego Giewontu.
Tu szlak zawija bardzo ostro, pośród kruszliwych skałek i prowadzi na zbocze również reglowego co Boczań, sąsiada- Wysokiego.

Chwilowo kończą się najbardziej upierdliwe kamienie, ścieżka bardziej przypomina leśną drogę. 
Wkrótce znów otoczy nas szary, ciemny las, a z nim powrócą i niewygodne, a na dodatek dość porozwalane kamienie.
Kolejne przejaśnienie, zwężenie ścieżki pośród wilgotnych, rozłożystych lepiężników, wysokich traw i paproci. Skupniowy Przechód- płytka przełączka oddzielająca Wysokie od Skupniów Upłazu.

Leciutko pod górę, do kolejnego punktu ,,odpoczynkowego''.
Po lewej stronie, wśród świerków, przewalone pnie, z których niczym z ław, korzystają odpoczywający.

Cały czas idziemy ponad Doliną Jaworzynki.
Wkrótce będzie możliwość w nią spojrzeć...

Pojawia się kosodrzewina i charakterystyczne czarnoszare, duże formacje skalne na drodze.





Z przodu wystaje zielony garb Wielkiej Królowej Kopy. Przełęcz pomiędzy nią, a Małą Królową Kopą- to łącznik szlaków: naszego i tego z Jaworzynki. Wkrótce możemy spojrzeć w dół Doliny Olczyskiej- po lewej stronie. 


Dojrzeć Nosalowe noski, dumnie wystawione w niebo, ciche chatynki na Polanie Kopieniec i szeroką wstęgę, mocno rozsypanego szlaku na Wysoki Kopieniec.


W tamten październikowy poranek, ja tego wszystkiego nie widziałam.
Wtedy udało mi się podziwiać ,,morza mgieł''.
Jedyny raz jak do tej pory i może nie aż tak efektowne jak bywają.




Te nie przelewały się, nie kipiały, ale spoczywały spokojnie białą powłóczystą pierzynką nad położonymi niżej terenami.
Cudowne zjawisko, warte zobaczenia.

Skupniów Upłaz, którym podążamy to długi, skalny tapczan ;), porośnięty tu i ówdzie plamami kosodrzewiny.




Warto w najdogodniejszym momencie, (zresztą jest tam wydreptana ścieżka) skręcić trochę pod górkę, aby przysiąść i popatrzeć w ,,dolinę ciszy, cienia i pogody''...

Interesujący z tej strony Giewont, okalający Jaworzynkę mur Zawratu Kasprowego (Jaworzyńskich Turni), który poprzez najeżoną kosówką Kopę Magury, dobiega do naszego Upłazu i wyznacza granice cichej, zielonej doliny.





Wnikliwiej patrzący dostrzegą potężną kratę, zamykającą wejście do Magurskiej Jaskini, która mimo nazwy jaką nosi, nie znajduje się wcale w Kopie Magury, ale w Jaworzyńskiej Czubie.






Ogromny otwór wejściowy kusił ciekawskich tak bardzo, że w końcu postanowiono zamontować kraty. Tym bardziej, że znaleziono tam kości wymarłych zwierząt jaskiniowych. 
Domorośli zdobywcy rozgrzebywali pokrywające dno jaskini namulisko, rujnując i śmiecąc tak bardzo, że postanowiono utrudnić im włażenie do wnętrza góry. 
Dzisiaj można sobie tylko popatrzeć z zewnątrz, a i to nie do końca, bo stary odcinek Turniowej Drogi wiodący pod jaskinię został zamknięty.
Jaskinia ma bardzo rozbudowany system korytarzy i nie będzie przesadą stwierdzenie, że wypełnia sobą całe Jaworzyńskie Turnie.

My stoimy ponad fantastycznymi formami skalnymi, jakie wieńczą zachodnie zbocze Upłazu.
Tu znajduje się 8-metrowa turnica, uznana za jedną z trudniej dostępnych w Tatrach- Mnichem nazwana. Kto by pomyślał?... 

W tak niepozornej dolince i pewnie przez wielu niezauważana.
Kto by pomyślał, że tu właśnie na Jaworzyńskich Czołach, stała nowoczesna, jak na tamte, międzywojenne lata- skocznia narciarska? ;)


Wtedy, cztery lata temu , trafiłam ze swoim wyjazdem, na odchodzący halny.
Wiało tak niemożliwie, że owszem wyszłam ostrożnie spojrzeć w Jaworzynkę...ale równie szybko uciekłam z powrotem. Wiatr wiał zrywami- czasem była całkowita cisza, a czasem uderzał z zaskoczenia.


Skupniów Upłaz łączy się siodełkiem przełączki Diabełek z Wielką Królową Kopą.


Podobno wieją tu wyjątkowo silne wiatry, a zimą lubią schodzić lawiny.
Do Olczyskiej opada żleb Roja, a w przeciwnym kierunku i nieco bliżej Przełęczy między Kopami- stromy Długi Żleb.
Dziwienie się turystów, że często spotykają w Jaworzynce niedźwiedzie, jest tylko potwierdzeniem tego, co już dawno zauważyli wielcy przewodnicy. 

Sam W. Cywiński podkreślał, że prędzej spotkamy duże zwierzęta, w dolinach wylotowych, położonych bliżej ludzkich osad, niż w odległych, dzikich ostępach. 
Bliżej ludzi, łatwiej o pożywienie chociażby. Toteż wmawianie, że przykładowo- D.Waksmundzka jest jedną wielką niedźwiedzią gawrą, jest bajeczką dla laika i ma na celu powstrzymanie pasjonatów od zaglądania tam, gdzie zarządom nie chce się utrzymywać dawnych szlaków i wg. własnego widzimisię tworzy się ,,rezerwaty''.
Do Długiego Żlebu staczającego się ostro z przełęczy, dołączają dwa strome żlebki boczne. Dolny- Żłóbki i górny o ciekawej nazwie- Żleb Wściekłych Węży. 

Skąd taka nazwa? Łatwo znaleźć informację, a kto myśli, że z jakichś nadzwyczajnych względów, troszkę się zawiedzie.
Powód był dość banalny. ;)

Warto przystanąć, warto rozejrzeć się po okolicznych kosodrzewinach. 
Turyści prą przed siebie, niczym konie z klapkami na oczach, nic z boków nie dostrzegając. 
A tam po chaszczach chadzają jelenie we wspaniałych koronach, tak rozłożystych, że aż dziw, że nie zaplątują się w okoliczne krzaczory. 




Długimi susami chycają sarenki i całkowicie beznamiętnie i wręcz ,,olewacko'', poprzez drapiące kosówki, przedzierają się miśki...
Przełęcz między Kopami, dziś może poszczycić się nowiutkimi ławami. 
Zwykle odpoczywa tam sporo turystów.
Przed nami odcinek, który wolę pokonywać zdecydowanie w kierunku, w jakim podążam- męczące ,,schodki'' w kierunku Hali Gąsienicowej.





Wokół rozległe, dawniej wypasane tereny Królowej Równi i Królowych Rówienek.
Pośród smreków snuje się siwy dym z komina Murowańca. 






Jak okiem sięgnąć panoszy się kosodrzewina... Po raz kolejny- szkoda zaprzestanego wypasu w rozsądnych granicach.
Ciekawi nieodmiennie długi zielony pagór Uhrocia Kasprowego. 
Już sama nazwa mi się podoba... i tylko, i aż- ta nieprzebyta, kłująca fala skutecznie powstrzymuje, żeby się tam wybrać. ;)




Krótki odpoczynek przy Murowańcu.
Tu zawsze jest dużo ludzi.
Murowaniec, już nie schronisko, a jeszcze nie hotel... Warunki schroniskowe, a ceny z kosmosu.
Ale jego położenie i brak konkurencji w okolicy gwarantuje to, że nie musi przejmować się humorami klienteli, opiniami i obrażaniem się na to co wyprawia.
Odchodzą w zapomnienie przyjazne wędrowcom przytuliska. Komercja zapanowała na całego.
Ale to nie do końca wina gospodarujących schroniskami. Wystarczy zanocować choć raz w takim przybytku, szczególnie w tzw. wysokim sezonie, by przekonać się jak zachowują się co niektórzy turyści. Są owszem tacy, którzy szukają tam ciszy i spokoju, kubka ciepłej herbaty, czy choćby tylko możliwości przekimania na podłodze. Tacy, którzy potrafią uszanować innych i ich potrzebę wypoczynku po całym dniu wędrówki i przed kolejnym ściśle zaplanowanym dniem. Niestety, coraz częściej nie ma co liczyć na spokojny wypoczynek w schroniskach.
Spotkałam się ostatnio z bezczelną wypowiedzią jednej z imprezowiczek, która ,,zjechała'' chętnego cichego snu. Wypaliła mu, że skoro śpi na podłodze, to powinien liczyć się z tym, że inni mają ochotę  poimprezować. A jeśli mu to przeszkadza, to powinien wynająć sobie prywatny pokój. I tacy to właśnie ,,turyści'', nadają dziś rytm schroniskom. Niestety! Chłopak starał się znosić dzielnie wrzaski, miał nawet zatyczki do uszu, ale imprezka widocznie była silniejsza niż moc zatyczek, skoro odważył się zwrócić uwagę...

Króluje podejście, że ,,ja'' nie muszę się liczyć z nikim, za to każdy inny powinien się liczyć ze ,,mną''. A może jeszcze być szczęśliwym z ,,mojego'' towarzystwa. 
Spotkany ostatnio w jednym ze schronisk, jeden z młodych aktorów, dość niskich lotów zresztą, również sprawiał wrażenie, że reszta winna być zaszczycona jego obecnością tam. 
I to zdziwienie, że chyba nie każdy zauważa kim jest i nie ustawia się w kolejce po autograf... 😁
............
Krótki odpoczynek pośród oblężonych, drewnianych ław.

Kanapka, herbata i czas podreptać dalej.
Szlak- nadal niebieski skręca tuż za ,,schroniskiem'', ku Czarnej Dolinie Gąsienicowej.
Tu są wyjątkowo wygodne, wielkie głazy.
Odcinek trasy bardzo przyjemny, prowadzi poniżej Kościelców. 


W dole szumi Czarny Potok.
Ginie w lesie, by tam potajemnie, wraz z Żółtym Potokiem zrodzić Suchą Wodę.

Potężne wanty oplecione kosówką. 
A pośród nich ta jedna, niczym tablica nagrobna, 
z wyrytym napisem. 
Kamień poświęcony wielkiej nadziei polskiej muzyki, kompozytorowi i dyrygentowi, ale również utalentowanemu fotografowi i wielbicielowi Tatr, którego jak widać góry pokochały z wzajemnością... 
Tu bowiem pod ścianami Małego Kościelca , zginął porwany lawiną śnieżną, w dniu 8.02.1909 roku.
Na wancie umieszczono ulubiony symbol kompozytora- swastykę. Krzyżyk niespodziany, który jest symbolem szczęścia i powodzenia, a nie nazizmu. Karłowicz umieszczał symbol na listach, pisanych przez siebie artykułach; oznaczał tak również szlaki, które często sam wytyczał.

W czasach w których żył Karłowicz, nikt jeszcze nie słyszał o germańskim świrze i nikt nie mógł przewidzieć, iż kiedyś zawłaszczy on pod siebie, ten ulubiony przez górali symbol, którym przyozdabiali swe chaty i sprzęty.
Dziś pierwsze skojarzenia na widok swastyki są jednoznaczne, a nie tak powinno być. 

Spoglądając co jakiś czas w zieloną otchłań dna doliny, kierujemy się pod widoczny próg Czarnego Stawu.
W oddali spowite mgłami turnice 
,,Prześlicznego Marzenia Poety''...- Orlej Perci. 




Z tyłu zielony garb Kopy Magury i kłująca otchłań wyściełająca nieckę doliny.


Czarną Gąsienicową ogranicza nieprzyjazny pagór Żółtej Turni. Kto wędrował szlakiem przez Dubrawiska, a jeszcze lepiej- kto spróbował zdobywać ową piramidę i przyszło mu do głowy schodzić w kierunku Dubrawisk, będzie wiedział
dlaczego ,,nieprzyjazny''.




Debrza, lub debra, od których pochodzi nazwa ,,dubrawiska'', to dawniej- nieprzebyty gąszcz, chaszcze, zarośla... 
Kosodrzewina zapanowała tu donioślej niż w dawniej wypasanych dolinach, a jej nieustępliwość potrafi odebrać siły i orientację w terenie. 
Jeśli ktokolwiek porywa się na przemierzanie tych zboczy, to raczej przy wysokich, zbitych śniegach. Choć ,,waleczni'' opowiadają o możliwości ominięcia, przynajmniej częściowo, najgorszych wężowisk, poprzez schodzenie okolicą Żółtego Żlebu... ;)
............
Od prawej- kanciasta grań Kościelców.


W kotle poniżej- szafirowe oko stawu. Największego spośród stawów gąsienicowych i jednego z dwóch w ,,czarnej'' części doliny.
Tu także sporo osób.  Łatwo tu dotrzeć, blisko od schroniska, no i piękna okolica przede wszystkim!
 



Jeziorem zachwycają się nieodmiennie pokolenia, poświęcając mu strofy wierszy, malarskie płótna i fotografie.
Jeśli ktoś szuka ciszy, musi pójść trochę dalej. 
Na wschodnim brzegu stawu i mniej ludzi i gwar rozmów nie dociera.


Spoglądając ku grani Kościelca, zauważymy zakosy starego szlaku, zarastające trawą. Dzisiejszy szlak biegnie w oddaleniu od żlebu pod Karbem; większym zakolem.
Znad Czarnego Stawu nie widać Zawratu.
Zasłania go boczna grań odchodząca od Zadniego Kościelca- grań Kościelcowych Kopek.
Za to poniżej widać Mały Zawrat, żleb z którego spada Zmarzły Potok, łącząc swe wody z Czarnym Stawem. Trzeba będzie wspiąć się na ów próg, przecięty korytem potoku i minąć stróżującą mu po prawej stronie Czarną Wantę...




W jednym z poprzednich wpisów wspominałam o dawnym schronisku położonym nad Czarnym Stawem. Schronisko Józefa Sieczki spłonęło niestety w 1920 roku. 


Obchodzimy więc staw dookoła. Wreszcie można dostrzec malutką, kosodrzewinową wysepkę na stawie... 


Wcześniej jest praktycznie niezauważalna, bo nakłada się na zieleń stóp Żółtej Turni.
Przekraczamy, przeskakując po kamieniach, odpływ Czarnego Potoku.
Zaraz za nim, pośród kosodrzewin spada w dół, zimowy wariant szlaku, ku schronisku Murowaniec, omijając tuż obok Wanty Karłowicza, najbardziej niebezpieczny lawinowo odcinek- łagodne z tej strony zbocze Małego Kościelca, które jako takie, generuje spore ilości białego puchu. Lawina, która zsunęła się ze zboczy, feralnego 8 lutego, sięgnęła swym czołem właśnie tych okolic. 
Biorąc pod uwagę, gdzie stoi obelisk, mamy pogląd, jak daleko może sięgnąć biały żywioł.
Nie trzeba być znawcą i kończyć kursów, by ocenić, że niebieski szlak letni- nie jest bezpieczny, pod względem lawinowym.


Nie da się zbyt szybko obejść Czarnego Stawu... no chyba, że ktoś jest całkiem nieczuły na otaczające piękno. 
Co kilka kroków, uporczywie dobija się myśl: ,,zrób fotkę jeszcze z tej strony'', ,,tu też warto!''... ;) 




No i nie byłam w stanie pokonać zaplanowanego szlaku, w zgodzie z czasem zapisanym na tabliczkach... ;)
.......................... c.d.n.....

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz