poniedziałek, 10 czerwca 2019

Wysokie Skałki (Pieniny)



Pieniny- wszechobecna zieleń, z której gdzieniegdzie jeżą się białe zęby skałek.
Jadąc, lub idąc dolinką Dunajca, jest się czym zachwycić.
Szczególnie o poranku, gdy zielone trójkąty gór spowija lekka srebrzysta od słońca mgiełka.
Ta sama mgła skrzy się i drży nad taflą Dunajca, niosąc wrażenie, że ta cała dookólna zieleń oddycha.
Nie wiem czemu... ale tutejsze szczyty, mimo niepodważalnego piękna, lekko mnie odstraszają.
Odnosi się wrażenie, że trójkątne kształty są niezależne od siebie.
A przełęcze pomiędzy nimi sięgają podstaw.
Najlepiej to widać  z poziomu Dunajca, płynąc tratwą flisacką. 



I od razu przychodzi myśl- gdyby tak szlak biegł?
Jak ciężko by było godzić się z nagłą utratą wysokości, po to by równie nagle i z olbrzymim trudem, zdobywać ją na nowo.
Na szczęście szlaki są wytyczone tak, aby wykorzystać, często skrywane gdzieś ,,z tyłu''- łagodniejsze oblicza zielonych garbów.
Choć one same, aby wzbudzić respekt, odwracają się ku spojrzeniom ludzkim, pionowymi, urwistymi ścianami.
 


A na te najbardziej harde- wiadomo, szlaku w ogóle nie ma. ;)
No chyba, że jakiś tam wspinaczkowy... i też nie wszędzie. Tereny objęte rezerwatem.
Pieniny to skarbnica fauny i flory.
I tu gdyby się zacząć rozpisywać, post rozrósłby się do gigantycznych rozmiarów.

Chętni znajdą informacje. 



Warto tylko nadmienić, że pośród całej masy gatunków, występują tu rośliny reliktowe i pomieszkuje połowa znanych w Polsce gatunków zwierząt.

I tu znajduje się szczyt, bez którego Korona Gór Polski byłaby niepełna. 


  Moim zdaniem( jak już gdzieś pisałam) i tak jest niepełna i niedoskonała, ze względu na pasma pominięte, które by wniosły wiele do pełni piękna; czy wybranie do niej takich, a nie innych szczytów... 
Ale cóż- ktoś wybierał, tak zostało. 
A przecież można mając czas, siły i fundusze, 
a przede wszystkim chęci, 
odwiedzić coś więcej, niż tylko to co narzucone. 

Wysokie Skałki, zwane najczęściej Wysoką to ten uczciwie koronny, bo najwyższy szczyt całych Pienin. 

Zaplanowaliśmy trasę w pętli, aby nie wracać tą samą drogą, a przy okazji zobaczyć nieco więcej niż tylko szczyt.

Studiowanie mapek przyniosło decyzję, aby zaparkować w Jaworkach i ruszyć w kierunku Białej Wody.
Tam jest bardzo dobre miejsce na postawienie auta. 

Bardzo blisko do szlaku.
Trzeba przejechać praktycznie całą wioskę.
Minąć po lewej- restaurację ,,Bacówka''. 






I wypatrywać po prawej stadniny koni ,,Rajd''.
Dokładnie naprzeciwko niej, tuż nad zarosłym zielskiem potoczkiem, jest kilka miejsc dla samochodów.

Jesteśmy już na terenie osady Biała Woda.
Stąd ok. 20 min. pieszo, spokojnym tempem, do granicy rezerwatu.
Droga jest wyasfaltowana. 




Mijamy zadbane, w większości nowoczesne wille i domostwa, z których praktycznie każde oferuje noclegi; agroturystykę dla chętnych jazdy konnej, bar i płatny parking.



Chętni mogą dojechać więc aż tutaj.
Nam, z racji tego że ,,robimy pętelkę'', nie bardzo się to opłaca.

Za parkingiem, po lewej- bieluchna kapliczka Matki Bożej.




Złoty dach skrzy się w słońcu. 
Można zajrzeć przez zamkniętą furtę.
Kapliczką i pobliskim parkingiem opiekował się do niedawna pan Filip Ikoniak. 

Dziś już niestety świętej pamięci.
Bielutka, śliczna kaplica została odnowiona jego staraniem, a sam Pan Filip był Łemkiem, któremu udało się powrócić z wygnania, wraz z matką, na ziemie, co od zawsze były ich domem.
I szczęśliwie spoczął tu gdzie się urodził.
Dawny dom Pana Filipa stał u wylotu Wąwozu Homole.
Większość okolicznych kapliczek i krzyży połemkowskich została odnowiona jego staraniem.

Na odbywającym się co roku Festiwalu Kultur Górskich- można było słuchać jego opowieści, snutych prawdziwą, łemkowską gwarą.
Mam nadzieję, że po odejściu Pana Filipa, 
ktoś z rodziny z równym pietyzmem zaopiekował się rozpoczętym dziełem...


   
Osadę otaczają łagodne, zielone pagórki, na których zboczach pasą się owieczki... i nieliczne kózki.
Czasem po bujnych łąkach przechadzają się dostojnie- konie.
Tereny tutejsze to najbardziej na zachód wysunięte osady zamieszkiwane dawniej przez Łemków.

To tzw. Ruś Szlachtowska ogarniająca cztery tutejsze osady:
Jaworki, Szlachtową, Białą i Czarną Wodę.

Wchodzimy na teren rezerwatu. 
W lewo tuż przed drewnianą wiatą z tablicami informacyjnymi, odbija szlak czerwony, 
który poprzez szczyciki Fladera i Ruskiego Wierchu, wiedzie ku Przełęczy Gromadzkiej i Obidzy; a więc na tereny Beskidu Sądeckiego.
Zresztą wielu zdobywców Korony, 

właśnie ze względu na bliskość- łączy Wysoką z Radziejową.


My idziemy dalej szlakiem żółtym, mijając po lewej Czubatą Skałę i po prawej Smolegową Skałę.
Nazwa tej drugiej pochodzi od przysiółka łemkowskiego ,,Smolegowe''.



Obydwie skały są wrotami do Wąwozu Międzyskały.

Wkrótce miniemy stareńki krzyż z bielejącą postacią Chrystusa. 
Pamiątka po dawnych mieszkańcach...
 


W pobliżu niewielki wodospadzik.
Do potoku Białej Wody wpada tu wiele pomniejszych dopływów.
A my przechodzimy ponad wijącym się strumykiem, po malowniczych, drewnianych mostkach.





Kto chce zamoczyć nogi, nie ma przeszkód.
Droga przejazdowa czasem omija mostki i biegnie poprzez strumień.
W korycie potoku, ciekawe, warstwowane skałki.
Na wzgórzu po lewej stronie przygląda nam się Sfinks (dość trafna nazwa), a prawidłowo Kornajowska Skała (od przysiółka Kornaje).



Wkrótce docieramy do rozwidlenia pośród łąk. 
W cieniu drzew tuli się stadko szybkostrzygących kosiarek. Owieczki. ;)


Bujna, zielona trawa połoniny Zapustek- 
miejsce wymarzone dla takiego stadka.
Biała Woda- potok, który nam towarzyszył do tej pory, 
a pod prąd którego szliśmy, zawija wokół Kociubylskiej Skały. 



Dopływa on tu spod szczytu Rogacza Sądeckiego, a w Jaworkach łączy się ze swoją Czarną siostrą (która ma źródła po sąsiedzku- w masywie Radziejowej), tworząc strumień Grajcarka.
Szlak rowerowy skręca zgodnie z biegiem Białej Wody.
A strumień który widzimy na wprost- to Potok Brysztański.




Przyjemne miejsce na odpoczynek i zebranie sił na męczące podejście.
A że pogoda jest przepiękna i oddech słońca mocno odczuwalny, podejście będzie męczące.
Piaszczysta, o wiele mniej wygodna niż do tej pory- droga, prowadzi pośród łąk ku Przełęczy Rozdziela.
Po drodze miniemy bacówkę.




........................................
 

Przyglądam się zielonym szczytom po prawej ręce, podejrzewając jeden z nich,
 z racji tego, iż wybija się swoją wysokością ponad inne, o bycie szczytem koronnym.
Nie dzielę się jednak tymi podejrzeniami, nie chcąc nikogo dobijać. 😉

Nasz szlak biegnie bowiem dość naokoło.
Nie zatrzymujemy się przy bacówce, dopatrzywszy się w oddali cienistej miejscówki pod pobliskimi drzewami.




Przed przełęczą Rozdziela skrzyżowanie szlaków.
Szlak niebieski w lewo- kolejna możliwość wycieczki w Beskid Sądecki.
Szlak żółty, którym dotychczas podążaliśmy umyka na Słowację- do Litmanowej.







A my skręcamy na niebieski- z tym, że w prawo.
Obniżamy się przepięknym terenem w kierunku przełęczy, by znowu wspinać się łagodnie na pagór Wierchliczki.



   
Na zboczu, pomiędzy dwoma pasmami lasu dobrze widoczne ruiny dużej bacówki. 
Dach zawalony, ściany z bali na kamiennych podmurówkach, jako tako się trzymają. 
W najlepszym stanie jest chyba komin. ;)
Podobno nie była zbyt ,,praktyczna'', cokolwiek to nie znaczy i szybko popadła w ruinę.
Oglądając się za siebie, dostrzeżemy w oddali zamglone pasmo Radziejowej i Rogaczów. 




Wchodzimy pomiędzy drzewa.
Chwilowo cień.
Można głębiej odetchnąć.
Przed nami jasna polanka. 



Świerkowy młodnik kąpie się w cieple słońca. Polanka Podskałka, z której można spojrzeć na przebytą trasę od Białej Wody. 
Nagrzany las pięknie pachnie. 




Pod szczytem więcej wysokich drzew. 
Na Wierchliczce szlak lekko zakręca. 
Nie dochodzi do najwyższego punktu.
Spotykamy jakąś parę idącą z naprzeciwka.
Wymiana informacji. 

Oni dowiadują się od nas co ich czeka, a my od nich, że jeszcze nie tak blisko do Wysokiej.
I jeszcze będzie parę razy pod górę. ;)
Mówią też o jakimś miejscu w którym się pogubili.
Wkrótce będziemy mieli okazję się tam znaleźć.


  

Na razie mamy przyjemną, wysłaną miękkimi trawami ścieżkę pośród lasu.
Bez mocniejszych wzniesień, czy obniżeń.
Na przemian cieniste ściany świerków i tonące w słońcu polanki.
Droga wreszcie staje się szersza i bardziej piaszczysta.
Niezauważenie mija kulminację kolejnego szczytu- Watriska 
i wyprowadza na piękną, rozległą polanę pod Wierchliczką i Watriskiem, pokrytą słoneczkami jaskrów.


Zacisznie położona, jest wykorzystywana do wypasu owieczek.
Wiedzie tu również szlak konny.
Jak na dłoni widać szczyt ,,podejrzewany'' od początku drogi. ;)


Wysokie Skałki coraz dobitniej ogłaszają gdzie są.
Przed nimi jeszcze jeden szczycik, również przekraczający wysokość 1000 m. 

To Smerekowa, na której kulminację również niestety, szlak niebieski nie dociera. 


Z tego co widać, nie ma jednak problemu, z jej zdobyciem.
Szeroka, śródleśna droga doprowadzi.
Także chętni mogą lekko zboczyć ze szlaku.
A żeby było ciekawiej, Smerekową Słowacy nazwali Vysoka. Taka ciekawostka, że za Smerekową jest jeszcze jedno wzniesienie. Nie zawsze umieszczana na mapach- pomniejsza Jaworzyna...

Podejście pod Smerekową odrobinę męczy.
Oglądając się za siebie dostrzeżemy wystającą ponad lasem białą kulminację Watriska.
Zielone ramię od niego odchodzące spływa ku Białej Wodzie.

Można w nim wyróżnić lesiste wzniesienie Repowej- charakterystyczne, bo podobnie jak Watrisko, zdobione grzebieniem bielejących skał. To Dziobakowe Skały.


Dalej w ramieniu można jeszcze wyróżnić szczyt Skalskie, 
ze swoimi skałkami i ostatecznie Bereśnik, przysiadły ponad wąwozem Międzyskały, którego łagodne zbocze są w całości wypasane.
Repowa i okolice to rezerwat ścisły- Zaskalskie-Bodnarówka.

Dochodzimy tymczasem do miejsca, gdzie od szerokiej drogi odbija jakaś nieciekawa, zarośnięta ścieżyna.
Znaki gdzieś znikają...


*************
I tu niestety- brak jakichkolwiek zdjęć.

Coś spowodowało że na pewnym odcinku przestaliśmy je robić...


*************

Kręcimy się chwilę nie wiedząc co dalej.
Logicznie to ta szeroka droga powinna być szlakiem.
Choć dość rozjeżdżonym i błotnistym.

Podejście nią kawałek do przodu nic nie wnosi...- znaków brak.
A więc wycofujemy się i sprawdzamy tę zarosłą ścieżynkę w prawo.
I wkrótce, na dwóch cienkich drzewinkach zauważamy niebieskie oznakowanie.
Chaszcze, wysokie zielsko często przechylają się przez drogę, drapią, zaczepiają.
Nawet czasem trzeba się schylić, by od przyrody nie dostać ,,z liścia''. ;)
Trawers Smerekowej, poza tym, że wstępnie zarośnięty, nie jest specjalnie wysiłkowy.

Dróżka biegnie bardziej poziomo... no może łagodnie faluje.
Widoki- trochę później. ;)
Najpierw pomniejsze polanki, otoczone starymi świerkami; 
aż wreszcie pierwsza większa, ponad którą wyraźnie już i blisko wyskakuje Wysoka.



To Polana Zaskalskie, spadająca wraz z sąsiednią położoną za wąskim pasmem lasku, Polaną Janeczków, ku Uroczysku Zaskalskiemu.
Miejsce zachęca do klapnięcia pośród traw i długiego wypoczynku. 





I tu piękne widoki ku przebytej trasie i Beskidowi Sądeckiemu.
Na polanie pojawia się szlak zielony, biegnący na Słowację, ku Przełęczy Korbalowej (Straňanské sedlo).
My się nie zatrzymujemy, zaczyna kropić.
Szybko drepczemy ku laskowi, porastającemu zbocza Wysokich Skałek.
Robi się ciemniej. Nadciągnęły chmurzyska.
Mokre listki buczynowe chlapią na wędrujących natrętów, mokre trawy plączą wokół nóg.
Dróżka jest wąziutka.


Czasem trzeba przeskakiwać nad pniaczkami.
Tu można odrobinkę stracić cierpliwość.
Szlak okrąża prawie całe wzniesienie, zanim postanowi zaprowadzić ku górze.
Tak trzeba, bowiem szczyt praktycznie z każdej strony obrywa się stromymi ścianami.
Wreszcie skrzyżowanie. 




W górę- nasze podejście na szczyt.
W dół- szlak, którym będziemy schodzić.

Pomoczony piach, przetykany drobnymi kamyczkami, do tego spore nachylenie nie ułatwiają podejścia.
Człowiek myśli tylko o tym, żeby zębów nie pozbierać i że trzeba jeszcze tędy schodzić.
Po 5 min. docieramy na piaszczysty placyk.




Wysoka Przełęcz Kapralowa, z której niebieski szlak prowadzi dalej grzbietami Małych Pienin, 
do schroniska pod Durbaszką, przez Wysoki Wierch, Szafranówkę 
i do Schroniska ,,Orlica'' nad Dunajcem.
Na szczęście przestaje padać.

Dalej w górę prowadzi króciutki, czarny łącznik.


 
Aby było łatwiej na niezbyt przychylnych skałkach, zamontowano
odcinki metalowych schodków z poręczami.

Ostatnie kilka metrów, przed widocznym już szczytem- to niewygodna formacja skalna, 

przy której pokonywaniu warto wspomóc się rękami, a z powrotem nawet przysiadać dla bezpieczeństwa.


 
Drzewami porastającymi całe wzniesienie, są głównie buki.

Docieramy na szczyt. A tam- sporo turystów.   Platforma szczytowa nie jest zbyt rozległa, zbyt wiele osób nie pomieści.
I jest, dla bezpieczeństwa, obudowana barierkami.
 


Widoki dookólne- marzenie.
Ale dla nas, z racji niewielkiego zachmurzenia,
nie są zbyt dalekie.

Tatry- zaledwie lekkim konturem, dają znać o swoim położeniu.


 
Bliżej mamy Pieniny słowackie. 
Na zachodzie Pieniny Środkowe i Spiskie.
Przy doskonałej widoczności powinna być widoczna Babia Góra i Pilsko.



Od wschodu przemierzona przez nas trasa od Wierchliczki, wschodnie Pieniny słowackie, tereny Wyżyny Lubowniańskiej i częściowo Beskid Sądecki.


Te bliższe, pofalowane pasma górskie też mogą zachwycić.
Tu można się przekonać, jak się niewiele wie o niezliczonych odcieniach zieleni... ;)

 




W oddali słychać gniewne pomruki, dzięki którym decydujemy się schodzić.
Stromizna w strugach wody będzie o wiele trudniejsza do pokonania.
Pomalutku, ostrożnie do rozwidlenia w kierunku Polany pod Wysoką.


 
Poniżej wcale nie łatwiej. 

Kamyczki uciekają spod nóg.
Wreszcie nachylenie łagodniejsze, ścieżka staje się trawiasta.


 


Przecina w poprzek rozległą zieleń, na której gdzieniegdzie wyrastają pojedyncze drzewa.
Pod górę ciągnie jakaś zorganizowana grupka szkolna.
Jak to dobrze, że nie weszli tam tuż po nas. 
Wtedy by było bez szans na spokojne zdjęcia.
A zresztą pomruki wielkiego kocura słychać coraz głośniej, a ponad szczytem gromadzą się ciemne chmury.
Szczęśliwie zatrzymują się ponad głównym grzbietem i nie śpieszno im ruszyć się dalej.
Mimo to przemierzamy polanę w szybszym tempie.


 
W oddali i na wprost od nas- pasmo Radziejowej.
W dolnej części polany na tzw. Rówience, 

w okolicach szemrzącego strumyczka Kamionka, w sezonie funkcjonuje baza namiotowa.
Osłonięta od cywilizacji masywem Pawłowskiej Góry, oferuje noclegi polowe o różnym standardzie.

 
TU można doczytać co nieco. ;)

 
Niegdyś na polanie funkcjonowała tzw. bacówka wzorcowa.
Zaadoptowana na potrzeby schroniskowe 

w 1974 r., spłonęła w 1980.
Pozostały ruiny i korytka nawadniające.

A jeszcze wcześniej były tu pola uprawne tych, których potem przymusowo wysiedlono.
My jesteśmy poza sezonem letnim, toteż namiotów nie widać.
Za to stoi jedna samotna przyczepa kempingowa.
Charakterystycznie trójkątny, zalesiony szczyt po lewej, pod którym stoi samotny domek, nosi nazwę Homole. 


 
Podobnie jak wąwóz, u którego wyjścia przycupnął.
Potok Kamionka łącząc się z pomniejszym dopływem, tworzy strumień płynący przez wąwóz. Wg. niektórych map nadal nazywany Kamionka, a wg. innych już potokiem Doliny.


   
Tymczasem nasza droga wpada pod strop gałęzi, pięknego, rozłożystego drzewa ( już dobrze nie pamiętam, chyba jesion?) , na pniu którego maleńka kapliczka i oznakowanie szlaku.
Schodzimy coraz niżej, przekraczając potoczek.
Droga wpada w las świerkowy. 





Trochę więcej kamieni, a z boku, cały czas towarzysko szumi płyciuchny strumyk.
Dochodzimy do rozwidlenia.
Skręcamy w lewo. Nie chcemy ominąć słynnego wąwozu.



 
W przeciwnym kierunku punkt widokowy- Jemeriskowa Skałka i dojście na wzgórze Bukowiny, skąd można zjechać kolejka linową do Jaworek.
Na wprost- droga do szałasu Bukowinki.
Obniżamy się ku Dubantowskiej Dolince.
Po prawej charakterystyczna Czajakowa Skała.
Po lewej drewniane ławy i stoły, dla odpoczywających tu dość licznie turystów.


 
Nawet ,,Kamienne Księgi'' skryte w cieniu gałęzi, są gromadnie obsadzone wędrowcami.
Czekamy trochę, bo widać że zbierają się do dalszej drogi.

Poziome warstewki tych skał, faktycznie przypominają kartki ksiąg.
Ksiąg, w których zaklęte są losy ludzkości. 
A które wg. legendy udało się odczytać tylko jednemu człowiekowi...
Ponoć stary pop z Wielkiego Lipnika, zrozumiał zapisy owych ksiąg, za co z woli samego Boga stracił głos, aby nie móc przekazać swej wiedzy nikomu.
Że też nie przyszło mu do głowy, by ją spisać...? ;)
Chociaż kto wie, czy nie straciłby czegoś więcej, podejmując taką próbę?




 
Za ,, Kamiennymi Księgami'', wejście do bajkowej części wąwozu.
Pojawiają się metalowe schodki i barierki, ułatwiające pokonywanie stromo opadających, skalnych progów.




 
Pokonuje je strumień, spadając efektownymi kaskadkami, rozpryskując się o głazy, uparcie liżąc pochylone nad nim skałki, żłobiąc baseniki i rozpylając wokół chłodną mgiełkę.


 
W wąwozie bogactwo roślin, w tym sporo gatunków chronionych.
Teren ten był również wypasany, podobnie jak i inne dookoła.
Podobno w wąwozie stał kiedyś zamek!
Archeolodzy odkryli XVI-wieczne cegły pochodzące zapewne z murów warowni i kawałki ceramiki. 

... ... ... 



 
Kilka metalowych mostków, przerzuconych nad potoczkiem.
Schodzimy coraz niżej, a pionowe skały strzegące zacisza wąwozu zdają się coraz wyższe.
Po prawej Wysoka i Niska Skała. 

Dalej mamy długą, wyniosłą ścianę Grzebienia, zakończoną basztą Wapiennika.


 
Po przeciwnej- stroma Prokwitowska Skała, wewnątrz której szukano swego czasu złota.
Już blisko do wyjścia. 


 
Ostatni mostek i urocze kaskadki potoku. 

Tuż obok drewniany domek- punkt poboru opłat w sezonie, tablice informacyjne, ławy dla turystów.
Towarzyska Kamionka przepływa pod drogą główną i wpada do Grajcarka.
Wychodzimy z rezerwatu. 

Pozostał nam odcinek drogi asfaltowej przez Jaworki, do Białej Wody.


 
Mija szybko i całkiem przyjemnie.
Po lewej, przed restauracją Bacówka, kamienny skwerek stylizowany na XIX-wieczny rynek miejski.
Na nim kamienne mini-baszty z tablicami informacyjnymi i ciekawostkami.


 
Całość zdobią drzewka w kamiennych cembrowinach i donice pelargonii.
Jeszcze pół kilometra do stadniny koni, 

przy której zostawiliśmy samochód.
Pętelka domknięta. Polecam każdemu. 

Właśnie w tym kierunku.
Wrażliwszym na piękno przyrody, da sporo satysfakcji.
I ciężko będzie wracać do szarej codzienności.

 
   
Podobno Pieniny Małe są najrzadziej odwiedzanymi w tym paśmie.
A to dla szukających ciszy i tego ,,sam na sam'' z przyrodą, jest chyba dostatecznym powodem do wyboru tej trasy.

Warto tam spędzić trochę czasu. 
Zupełnie inny świat.





 
 

2 komentarze: