,,Paciorkami wydeptanych ścieżek,
modli się za nas natura
i ta zielona
i płowa
i bura...
Wciąż karmi się wzajem,
wciąż napełnia życiem
wciąż z walki nahajem
w swym bezwzględnym bycie.
Lecz kto odgadnie,
co poza ucieleśnieniem
jest sensem jej istnienia
... i samym istnieniem''
- słowa u stóp Chrystusa Frasobliwego;
kapliczki na Kudłaczach...
...............................................................
Na start wybraliśmy Porębę- zaciszną wioskę w dolinie Trzemeśnianki, osłoniętą ciemnozielonymi wzgórzami Beskidu.
Decydującą o takim, a nie innym wyborze była dogodna możliwość zrobienia pętelki.
Przy czym zależało nam, aby wybrana trasa miała zminimalizowane do granic możliwości odcinki szosowe i wiodące poprzez tereny zabudowane.
Poręba jeszcze śpi, gdy dojeżdżamy na niewielki parking w okolicy Kościoła.Poranek jest rześki, a słońce srebrzy się przez wiszące, wilgotne opary lasów.
Początkowo chodnikiem, potem poboczem, mijając jeszcze zabudowania Poręby.
Wokoło bujna, różnorodna roślinność.
Szosa wznosi się łagodnie poniżej pagórów Parwki i Śliwnika.
Okoliczne wzgórza mniej lub bardziej, usiane są domkami. To wszystko liczne przysiółki Poręby.
Czasem dany przysiółek tworzą zaledwie dwa, trzy domy.
Mijamy kilka rozwidleń- dojazdów do posesji.
Po lewej pod drzewami, w zieleni, piękna drewniana kapliczka z 2009 roku.
Pod daszkiem- zamyślony Chrystus Frasobliwy...
Dookoła niej kwitną rododendrony.
Do kapliczki można podejść po kamiennych schodkach.
Tuż za kapliczką, droga rozwidla się.
Ale uwaga- nie warto.
To tylko nadłożenie drogi. I nic ciekawego po drodze nie miniemy.
No chyba że komuś bardzo zależy na odwiedzeniu lesistego wzniesienia Działek i spacerku przez niewielki, zachaszczony lasek.
Lepiej iść dalej szosą w lewo, a ta doprowadzi w niedługim czasie do czerwonego, poprzecznego szlaku na Lubomir.
Nie wiedzieliśmy o tym i grzecznie podreptaliśmy za zielonymi znaczkami.
Szosa wkrótce skończyła się, a my weszliśmy na dość twardą, porosłą trawą- drogę polną.
Jesteśmy 200 m. wyżej od dna doliny Poręby, toteż za plecami mamy ciepłe i całkiem dalekie widoki.
Pozazdrościć tym, którzy mieszkają tu wyżej, pośród tych malowniczych łąk.
Na pobrzeżach łąki- nieliczne poziomki.
Nieliczne, ale cieszą! 😉
Od skrzyżowania do rozwidlenia szlaków pod Działkiem- ok. pół godzinki.
Tu dochodzą szlaki z Pcimia i z Myślenic.
Po szerokiej, twardej drodze defilują dość licznie, spore ślimaki.
Obstawiamy śliniki.
Jeden nawet wystroił się odpowiednio na przechadzkę.
Przez sam Działek biegnie szeroka, ubita droga łącząca przysiółki Pcimia, Poręby i jeszcze kilku wsi.
My skręcamy w lewo na szlak czerwony.
Końcówka lasu przejrzystsza-
wokół wysokie buki .
Szybko dochodzimy do wspomnianej szosy biegnącej prosto z Poręby.
Piękne widoki z przysiółka Borkówka.
Szlak biegnie w cień lasu.
Po lewej stronie, wysoko na starym świerku, maleńka kapliczka Maryi Niepokalanej.
Do niedawna wygodna droga, zmienia się w płytki wąwóz, ścielony luźnymi kamieniami.
Tuż przy drodze, na wzniesionym brzegu, rośnie w najlepsze grubiutki borowik ceglastopory.
Bardzo smaczny zresztą... 😉
Szlak nie jest męczący. Równomiernie, łagodnie pod górę aż do ostrego zakrętu.
Ten odcinek można łatwo skosić , choć wygodniej z góry w dół.
Przez las biegną bowiem poprzeczne, nieoznakowane ścieżki łącznikowe.
Od ostrego zakosu, na już wyższym poziomie ok. 10-15 minut do kolejnego zakrętu.
Stąd już chwila do Schroniska na Kudłaczach.
W jego pobliżu, kolejna drewniana kapliczka Chrystusa Frasobliwego. Poniżej strofy wiersza...
Okolica i samo schronisko wyglądają przesympatycznie.
Ale... no właśnie- to chyba pierwsze schronisko, które było zamknięte, bo byliśmy zbyt wcześnie.
Przywykłam, że schroniska, nie są zamykane na noc. No przynajmniej częściowo- tzn. jakaś izba powinna być zawsze dostępna, na wypadek dotarcia ,,zbłąkanego'' turysty po nocy.
To prawda, że Kudłacze są bliskie cywilizacji i łatwo dostępne. Ale sytuacje bywają różne.
Nigdy nie wiadomo, kto, kiedy i w jakiej sytuacji może potrzebować schronienia.
Nikt nie oczekuje dyspozycyjności od gospodarzy 24h/ dobę. Każdy musi odpocząć.
Ale zaledwie jakiegoś kąta dostępnego o każdej porze.
...
Przy schronisku rozległy, ogrodzony teren.
Ławy, stoły, wielka, wspaniała chata grillowa i zagrody dla zwierząt.
W nich, obok ptactwa hodowlanego, również zajączki.
Przycupnięte za korzeniami, łodygami zielska, nawet nie drgną, mając chyba nadzieję, że są niewidoczne.
W oddali kapliczka poświęcona ludziom gór, w której po wybudowaniu stanęła figura Maryi Niepokalanej
i ołtarz polowy.
A po lewej niewielka zagroda w której cicho stoją ule. Na ogrodzeniu ostrzeżenie o pszczołach.
Dzieci, oprócz niewątpliwej atrakcji jaką są zwierzęta, mają tu również plac zabaw i piaskownicę.
Chwilkę odpoczywamy, łażąc po obejściu wokół schroniska i oglądając.
W kierunku Łysiny, poprzedzającej Lubomir biegną dwa szlaki: czarny i czerwony.
Wstępnie razem, rozwidlają się po ok. 5 minutach.
Na szczęście wybraliśmy czerwony.
O wiele wygodniejszy.
Chwilowo biegnie z nami też szlak zielony, ale niedługo odskoczy- na Kamienniki.
Leśny, przyjemny trakt, na którym nie spotykamy nikogo.
Ok. godzinki do poprzedzającej Lubomir- Łysiny.
Tabliczka przy szlaku nie jest w najwyższym punkcie.
Do szczytu oznaczonego żeliwnym punktem pomiarowym, można podejść wydeptaną leśną ścieżyną.
A i kartkę na drzewie łatwo dostrzec ze szlaku.
........................................................................
Na Suchej Polanie, wiosną kwitną krokusy...
Więc kto będzie w tym czasie, niech dobrze zaplanuje trasę. 😉
To jest właśnie wspomniana możliwość zrobienia pętelki.
W żółty szlak zamierzamy skręcić w drodze powrotnej.
Przed nami jeszcze jeden niewybitny szczycik Trzy Kopce.
Punkt widokowy na dolinę Lipnika i Wiśniowej.
Można odpocząć, coś zjeść, popatrując w dolinę. Stoi tu duży stół i ławy.
Jeszcze 10 minut i stajemy na Lubomirze.
Rozległy plac, w którego centralnym punkcie znajduje się duży budynek obserwatorium meteorologicznego, ogrodzony siatką.
Niestety w czasie naszej wizyty- zamknięty.
Tablice informacyjne przybliżają nieco historii.
Nazwa szczytu została nadana na cześć ofiarodawcy okolicznych terenów, pod budowę placówki- księcia Kazimierza Lubomirskiego.
Wcześniej cały szczyt był nazywany Łysiną.
Dawniej stał tu drewniany dom- leśniczówka, glorietka i również drewniany pawilon z otwieranym dachem, w którym znajdował się sprzęt do obserwacji nieba.
Po przedwojennej stacji pozostał jedynie betonowy słup służący mocowaniu lunety i kilka schodów.
Wszystko inne zniszczono, a sprzęt zagrabiono.
Obserwatorium, zrównane wtedy z ziemią
(choć był to już koniec wojny), mimo szczytnych zamiarów, dość długo nie było odbudowywane.
Obecne, jest stosunkowo młodym obiektem-
zbudowanym w latach 2006-2007.
Na Lubomirze są dwa punkty oznaczone tabliczką z nazwą.
Pierwszy- tuż na początku szczytowego placu i drugi na końcu, pod starym świerkiem, w okolicy zabytkowych schodów i betonowego słupa.
Kilka podłużnych ław pod drzewami, drewniana, zadbana budka obserwacyjna.
Na najgrubszym buku- kapliczka Matki Bożej i metalowe ryngrafy w kształcie serc.
Wokół placu szczytowego, tablice informacyjne- trochę historii, starych zdjęć, trochę astronomii.
Szlak czerwony zbiega w kierunku Kasiny Wielkiej i łączy Beskid Makowski z Wyspowym.
Kończy na Luboniu Wielkim.
Z Lubomira odchodzi jeszcze jeden, niesamowicie długi- szlak zielony (ok. 97 km) lawirujący po bezdrożach Beskidu Wyspowego (zahacza też o Mogielicę) i kończący w miejscowości Gruszowiec.
Czas na schodzenie.
Wstępne plany schodzenia żółtym szlakiem w kierunku Przełęczy Suchej niestety ulegają zmianie. Bo jeden uparciuch stanowczo optuje za powrotem takim jak wejście.
😕
Jedyna różnica jaką wprowadzamy to taka,
że z Łysiny do schroniska schodzimy czarnym,
nie czerwonym szlakiem.
Stąd dowiadujemy się, że nie jest nazbyt wygodny, dość zarośnięty i chyba niewielu turystów go wybiera.
A przy schronisku już sporo ludzi.
Choć nie wiadomo kto jak daleko szedł.
Może niektórzy tylko do schroniska...
A i pogoda piękna, szkoda jej marnować w chałupie na du...pie.
Mieszkaniec schroniska-
Nauczeni przebiegiem szlaku w górę, w drodze powrotnej korzystamy z jednej z leśnych ścieżek
,,ścinających'' ostry zakos.
I szybko dochodzimy do drogi dojazdowej przysiółka Borkówka.
Jeszcze kilka spojrzeń w dół doliny, ponad bujnymi łąkami...
I schodzimy opisaną na samym początku szosą ku Porębie, nie wracając już na Działek.
Szosa łagodnie, powoli sprowadza do centrum Poręby, łącząc się pod koniec z zielonym szlakiem.
Tego dnia mieliśmy jeszcze odwiedzić Mogielicę.
A trafiliśmy naprzeciwko...
O tym we wcześniej już zrobionym wpisie-
ŁOPIEŃ
..................................................
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz