,,Co mi mówisz górski strumieniu?
W którym miejscu ze mną się spotykasz?
Ze mną, który także przemijam-
podobnie jak Ty.
Czy podobnie jak Ty?''
***************************Jan Paweł II
***
Tradycyjnie- lekko wymiętoleni, po nocy spędzonej w samochodzie, meldujemy się wreszcie na Opolszczyźnie.
Od razu rzucają się w oczy nazwy miejscowości w tych rejonach, pisane w języku niemieckim.
To, że mamy jakieś mniejszości narodowe w kraju, to jeszcze chyba nie znaczy, że gospodarz ma się dostosowywać do gościa.
Jak świat światem, kto gdzie kto postanawia osiąść, akceptuje obowiązujące tam normy, w tym język, prawa i tradycje. Nie odwrotnie.
I dziwić się tu ekspansywności islamu?
Już widzę, jak w Niemczech dostosowują się do mniejszości polskiej!... :/
A u nas jak zwykle, wyskoki przed szereg i włażenie w tyłek wszystkim naokoło.
Jak historia pokazuje dość dobitnie, nikt nigdy nie szanował takich włazidupców, co byli w stanie zaprzedać swoją tożsamość dla samego przypodobania się i własnych korzyści.
Ileż ten kraj stracił dzięki sprzedawczykom i traci nadal. Wystarczy posłuchać tych ,,wielkich europejczyków'', co to dorwali się do unijnego koryta, jak plują we własne gniazdo; nic się nie zmieniło.
Dla nich ,,Ojczyzna, wiara i tradycja'' to puste slogany, które łatwo opluć i wrzucić do kosza, w zamian za szeleszczący banknot.
Mniejszość już z samej nazwy jest mniejszością i nikt nie ma prawa narzucać większości swoich przekonań. I w dzisiejszym, chorym świecie, dotyczy to wielu przestrzeni życiowych!
Zawsze owa mniejszość może wyjechać sobie tam gdzie stanie się większością.
Nikt im nie broni. A tu jest Polska i nazwy miejscowości mają być polskie.
Nawet nie ośmieliłabym się żądać dopasowywania się do mnie, gdybym zamieszkała w obcym kraju. Przez szacunek. Koniec, kropka.
Niewielka, ale urokliwa miejscowość- Pokrzywna
(w dawnych latach- Wilcza Dolina),
leży na terenie Parku Krajobrazowego Gór Opawskich, zwanych przez Czechów- Złotymi Górami.
Bo i rzeczywiście, w tych rejonach wydobywano swego czasu złoto.
A i po stronie czeskiej, do tej pory odbywają się zawody w poszukiwaniu i płukaniu drogocennego kruszcu.
Zdecydowanie większość Gór Opawskich należy do naszych sąsiadów. Jak niestety i wszystkich innych na południu.
Przegapiamy początkowo zaplanowany parking i jedziemy dalej w kierunku Jarnołtówka.
Na szczęście dość szybko zauważamy pomyłkę.
Parking jest trochę głębiej, przy drodze bocznej.
Domy stojące przy tej drodze, mają sympatyczne dojazdy- przez mostki zawieszone ponad wstęgą Bystrego Potoku.
Ten z kolei wpada do większego- Złotego Potoku.
Co ciekawe, jest to tak czysta rzeczka, że do tej pory można w niej spotkać raki.
Pokrzywna jest dla nas tylko krótkim przystankiem na trasie, przeznaczonym na zdobycie szczytu koronnego. Pędzimy bowiem dalej- ku Karkonoszom.
Ale jeśli ktoś może pozostać w tych okolicach dłużej, to niech się nawet nie zastanawia.
Okoliczne zaplecze turystyczne jest na wysokim poziomie.
Łowiska i restauracje oferują świeże, pyszne ryby.
Znajdzie się wiele tras dla piechurów, jak również miejscówki z atrakcjami dla chętnych poleniuchowania.
W samej Pokrzywnej jest wspaniały park rozrywki połączony z kompleksem basenowym, nazwany od legendarnego miasta, które podobno niegdyś istniało w tych okolicach, a które zapadło się pod ziemię- Rosenau.
Tam, gdzie trwało bogate miasto, dziś rośnie las... nazwany tak samo.
A jako teren sporny, należy po części do Polski,
a po części do Czech.
W pobliskim Jarnołtówku- coś dla miłośników wypoczynku w siodle...
Spod każdego kamienia Gór Opawskich wychyla się bogata historia tego regionu.
A każdy zakątek spowijają niezliczone legendy obojga narodów.
Tajemnicze kamienne budowle, których celu można się dziś jedynie domyślać, kapliczki, sztolnie, ruiny wsysane siłami natury, a niektóre wyrwane z jej objęć w ostatniej chwili- wszystko to sprawia, że naprawdę jest co robić i co oglądać.
Zaraz na początku szlaku- zielona polanka, a na niej liczne, drewniane wiaty, miejsce na ognisko, ołtarz polowy i piękna kapliczka Matki Bożej patronki Cichej Doliny.
I tą właśnie doliną prowadzi szlak.
Na polanie odprawiana jest Pasterka, święci się także pokarmy w Wielką Sobotę.
Na drewnianej, jasnej tablicy wyryte piękne słowa Ojca Świętego- Jana Pawła II.
Te same, którymi rozpoczęłam ten wpis..., a które znajdziecie w Tryptyku Rzymskim.
Powyżej tej polanki, stała swego czasu schronisko- gospoda, zwana ,,Sanatorium Seiffen''.
Została zbudowana w 1906 roku.
Jej gospodarz uważał pobliskie źródło za lecznicze, stąd nazwał gospodę- sanatorium.
Zresztą pełniła ona po części tę funkcję, gdyż miała nawet pokoje kąpielowe dla cierpiących na choroby układu ruchu.
W pobliżu był stawek z łowiskiem.
Stawek lekko zarosły i zabagniony przetrwał.
Sanatorium niestety nie.
Mimo walki gospodarza o utrzymanie wspaniałego obiektu, został on zniszczony po II wojnie światowej.
Pozostały podobno zarastające piwnice.
Ale o tym dowiedzieliśmy się zbyt późno.
Bo na pewno byśmy podreptali w okolicy w poszukiwaniach śladów przeszłości.
Podążamy początkowo łatwą, utwardzoną drogą leśną wzdłuż potoku.
Po lewej stronie nachylone zbocze Szyndzielowej Kopy, spływające ku Pokrzywnej- Gołębim Wzgórzem.
Po ok. 10 minutach mijamy na owym zboczu widoczne ,,resztki'' dawnej skoczni narciarskiej Seiffentalschanze.
Łatwo przegapić, gdyby nie tablica informująca o tym obiekcie.
Pozostał jedynie ziemny tor zarastający powoli zielenią.
Na zdjęciu, które wyszło na szczęście dość ostro- więcej informacji o obiekcie.
Ponad skocznią, równolegle do naszego, biegnie żółty szlak Saperskiej, a dalej w kierunku Biskupiej Kopy- Złodziejskiej Drogi.
Po prawej w głębi lasu- kamieniołom Piekiełko, nad którego urwiskiem biegnie szlak z Jarnołtówka.
Wkrótce skręcimy zgodnie z niebieskim szlakiem, który dołączy do wspomnianego żółtego, ponad zerwami wyrobiska.
Zielonym szlakiem, który biegnie dalej prosto dnem Doliny Cichej, zwanym ,,Płuczkową Drogą'', wrócimy.
Nie darowalibyśmy sobie, gdybyśmy nie zobaczyli wizytówki tego rejonu- słynnej żelaznej drabinki na Gwarkowej Perci.
Podejście niewygodne, błotniste. Spod nóg uciekają kamyczki.
Jak na dość uczęszczane przejście, to sporo wysokiego zielska.
Piękne, jak rysowane, ściany ciemnych skał w wyrobisku. Za pobliską najwybitniejszą skałą, znajduje się okratowane wejście do sztolni. Zauważamy je w drodze powrotnej.
Fantastyczne kształty korzeni oplatających wielkie wanty.
Co ciekawe, można niechcący minąć słynną drabinkę, mimo skręcenia we właściwym kierunku. ;)
Za wybitną ścianą, którą mijamy po prawej, należy skręcić ostro na jej grzbiet.
Kto pójdzie prosto, wejdzie stromym, usypistym zboczem i znajdzie się już ponad słynną ścianką.
Łatwo dać się zwieść, tym bardziej, że to podejście jest również wydeptane.
Skręcamy więc ostro w prawo na widoczny prożek, ponad którym w górnym piętrze wyrobiska, czeka wygodna drabinka.
Fajna jest. 😉 I jest niewątpliwą atrakcją na szlaku.
A już na pewno nie jest straszna.
Stopnie są szersze, ,,kratkowane'', nie jakaś tam cienka poręczówka.
- drabinka od góry...
Wyżej szeroka, leśna ścieżka, a na jej wylocie tabliczka z ostrzeżeniem ,,Uwaga! Urwisko'', na której jakiś dowcipniś dopisał literkę ,,K'' przed drugim słowem. 😉 😄
A że człowiek został obdarzony dość żywą wyobraźnią, już widziałam jej oczyma- czające się w krzakach wyżej wymienione... 😆
....................................................
Opuszczamy chwilowo las i wychodzimy na jasną polankę. Rozdroże pod Piekiełkiem.
Wyżej Przełęcz pod Pasterką, na którą wybiega droga jezdna z Jarnołtówka. To również alternatywa dojścia na szczyt Biskupiej Kopy.
Dalej poprowadzi nas szlak żółty.
Wstępnie biegnie on równolegle do położonej ciutkę wyżej wspomnianej drogi dojazdowej do schroniska.
Od rozdroża- ok. 15 minut do zakrętu i łączymy z ,,dojazdówką''.
W pobliżu zakrętu (widoczne rozwidlenie na powyższym zdjęciu)- ruiny najwyżej położonego gospodarstwa Gór Opawskich- leśniczówki na Anusi.
Warto spojrzeć na mapkę przed wypadem w te rejony, aby odwiedzić to miejsce.
Droga, choć porośnięta trawą, nadal doskonale widoczna.
Źródło- GóryOpawskie
Bardzo wartościowa strona- zdecydowanie polecam!
Dziś leśniczówka nie wygląda nawet tak jak na powyższym zdjęciu. Dziś to już tylko smutne ruiny.
Do leśniczówki wiodło sto schodków po stromym zboczu, z dna Doliny Bystrego Potoku.
Wiekowe- bo XIX-wieczne gospodarstwo istniało aż do lat 90-tych XX wieku.
Przekształcone w gospodę, było obiektem chętnie odwiedzanym.
Tym bardziej szkoda, że pozwolono mu zniszczeć, a ostatecznie zburzono. Choć plany co do rewitalizacji pojawiły się...
Szlak żółty omija to miejsce leśnym skrótem.
W ten sposób docieramy do wygodnej drogi, zwanej Drogą Amalii- wspomnianej dojazdówki do schroniska.
Szlak wije się spokojnie wzdłuż długiego, wschodniego ramienia Biskupiej Kopy.
Mijamy drewnianą wiatę, niestety na bogato obsypaną śmieciami.
Bardzo przyjemne miejsce, a ludzie jak widać wszystko potrafią zapaskudzić.
Ale śmieciom zdjęć nie robiłam...
Tuż przy drodze, przy pniaczku, dość rzadko spotykany grzybek.
Siedzuń jodłowy- niestety przydeptany trochę.
Zachciało mu się prawie na drodze wyrosnąć. 😉
Jadalny, lecz na czerwonej liście.
Ograniczone widoki między drzewami,
aż do położonych wyżej, wybijających się łysin Srebrnej i Biskupiej.
Kolejne miejsce, które dotknęła klęska ekologiczna. Wycięto tam ponad 200 tys. drzew.
Kornik zrobił swoje. Jak wszędzie gdzie przez lata panowała monokultura świerka.
I dobrze, że postanowiono o wycince zaatakowanych drzew.
Podobno już częściowo odradza się to co powinno tu być od zawsze- czyli buki.
Od rozwidlenia nad Anusią, do kolejnego przy kamiennej kapliczce- ok. 50 minut drogi.
Obok Madonny z Dzieciątkiem, proste ławy dla chętnych odpoczynku.
Szlak rozwidla się.
Dalej na wprost, ku Przełęczy Mokrej, droga dojazdowa schroniskowa.
W dół prowadzi zielony powrotny, a w prawo, ku górze i na schronisko tzw. Ścieżka Langego
(nadal szlak żółty).
Na krzyżówce drewniany zbójnik?, trzymający drogowskaz ku Chacie pod Biskupią Kopą.
Piękne rękodzieła rzeźbiarskie powstają co roku w Górach Opawskich, dokładnie w majowy weekend.
Wiele z nich już zdobi tereny przy schronisku, jak i okoliczne szlaki.
Ścieżka trochę mocniej w górę, niż dotychczas.
Na tym odcinku sporo buków, więc i szlak tonie w szumiących cieniach. Zaraz przyjemniej.
A wyżej znowu łyso.
Kamienie ostre, ruchome, drobne.
Pojawia się schronisko, a przed ostatecznym podejściem ku niemu- piękny, dumny, rzeźbiony orzeł, który przysiadł na kamiennej górze...
...i podpis u dołu- ,,Turystom. Nadleśnictwo. Schronisko''
.......................................
Orzeł został wyrzeźbiony z okazji obchodów
100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę.
U stóp schroniska rozległy plac. Z drewnianą wiatą, miejscem na ognisko, ławami przy nim, miejsca dla namiotów.
Schodów wiodących ku chacie, strzegą dwaj biskupi.
Z kolei wyżej ponad schodami, jakieś dziwolągi o wielu twarzach.
Coś na wzór Światowida, czy czegoś podobnego...
No i wreszcie stajemy na drodze dojazdowej,
która tu właśnie dobiega od lewej strony.
Pod drogowskazem, urocza, śmieszna ława z czarnego drewna.
Przy stojaku na rowery- drewniany turysta ze sporym bagażem na plecach... i grubaśny grzybek.😉
Bramy z napisem ,,Górski Dom Turysty ,,Pod Biskupią Kopą'' strzegą wojowie.
Wszystko jest zadbane, pięknie rzeźbione i pomalowane.
Wygodne, drewniane ławy na kilkupoziomowym tarasie przed chatą.
Na jednej z ław siedzi wojak Szwejk z piwkiem.
Blisko niego anioł i wielkoręki Janosik.
W pobliżu schroniska odrestaurowany przez gospodarzy, stareńki obraz Matki Bożej Jasnogórskiej.
Przysiądziemy na co nieco w drodze powrotnej.
Teraz chcemy jak najszybciej stanąć na szczycie koronnym.
Teoretycznie od schroniska jest tylko 20 minut, a widoczny z plecami schroniska pagór, to najwyższy ,,punkt'' rozległej, rozłożystej Kopy Biskupiej.
A spomiędzy drzew już wygląda ku nam wieża widokowa.
Wiekowa, bo wybudowana pod koniec XIX wieku, na miejscu wcześniejszych, drewnianych budowli, które ucierpiały. Pierwsza na skutek pożaru, druga w wyniku burzy (więc pewnie też pożar...).
Obchodziła niedawno 120 urodziny ( w 2018 roku).
Chwilowo drogą jezdną do skrzyżowania z czerwonym Głównym Szlakiem Sudeckim, im. Orłowicza. Z tego miejsca wspomnianym szlakiem w lewo, ku widocznemu garbowi.
Przyjemna, polna droga mija szeroki pas ziołorośli i wprowadza wreszcie w las. Przynajmniej tu pod szczytem ocalało trochę więcej drzew.
Niezbyt męcząco pod górkę.
Droga biegnie wzdłuż granicy. Po prawej to już Czechy.
Rozległy plac na szczycie. Wieża widokowa stoi już na czeskiej ziemi. Ale prezentuje się wspaniale.
Jakby zaledwie wczoraj przeszła remont.
Jest czyściutka, bielutka, wszystkie ozdoby wyraźne.
Nad wejściem napis ,,Keiser Franz Josef Warte''-
na cześć cesarza Franciszka Józefa i jego portret.
Poniżej szczytu funkcjonowało niegdyś schronisko i to dość nowoczesne, jak na tamte czasy.
Schronisko ,,Rudolfsheim'', nazwane tak od nazwiska gospodarza, słynęło z gościnności, znakomitej kuchni, a nawet różnorakich win.
Funkcjonował w nim nawet telefon.
Rudolf postawił obok schroniska, krzyż dziękczynny, który przetrwał do dnia dzisiejszego.
Niestety, samo schronisko, mimo przetrwania wojny, zarówno pierwszej jak i drugiej, zostało przejęte po 1945 roku przez państwo, jako mienie poniemieckie. Miało stać się domem wczasowym, ale nowy właściciel nie był nim zainteresowany.
Obiekt podupadał, aż wreszcie został rozebrany, jak wiele obiektów w pasie przygranicznym.
Takie były komunistyczne wytyczne.
Pozostały szczątkowe fundamenty, piwnice, resztki zbiorników wodnych.
Głupota ludzka, ideologiczna, urzędnicza... Jakakolwiek by nie była, pewne to, że potężna.
Wspaniały, modernizowany na bieżąco, zadbany obiekt, mógł służyć turystom jeszcze długie lata.
Zły ten system co próbuje wymazać historię, albo ją zakłamywać.
........................
Na zboczach Biskupiej, stał już w XIII wieku zamek biskupi Leuchtenštejn.
Więc co do etymologii nazwy szczytu, nie ma co długo się zastanawiać.
Okoliczne tereny były własnością biskupów wrocławskich.
Z trzynastowiecznego zamku zostało niewiele- resztki fosy i wieży obronnej.
Ale zajrzeć warto.
......................................
Nie zostajemy długo na szczycie, który nie jest wcale widokowy.
Z wieży to co innego.
Widoki na wszystkie strony świata.
Wracamy na obiad i piwko do schroniska.
Przechodzimy przez jeszcze jeden kamienisto-trawiasty ,,taras'', na którym stoi złośliwy skrzat Ludosza i zaklęty przez niego w kamień- Jasiek.
Ludosza zmienia swój wygląd, bo z tego co widzieliśmy na innych blogach, wyglądał inaczej jakiś czas temu. A Jasiek- cóż... nadal czeka na jakąś cnotliwą niewiastę, która zdejmie z niego rzucony urok. Trochę marnie to świadczy o cnotach przybywających tu niewiast, skoro do tej pory żadna się nie znalazła, aby odczarować młodzieńca.
😉
A może żadna nie przypadła do gustu Jaśkowi i wolał pozostać głazem? Kto wie... 😏
Przy głazie długie łańcuchy zakończone kajdanami.
Można więc zrobić sobie nietypowe zdjęcie.
Schronisko pod Biskupią, to jedyne spośród odwiedzonych przez nas, w którym po zamówieniu czegokolwiek, wydają Ci okrągły ,,brzęczyk''.
Możesz z nim iść nawet gdzieś na zewnątrz, usiąść i czekać. Gdy zamówione danie będzie gotowe, Twój brzęczyk zadzwoni.
Próbujemy knedlików... młodsza uwielbia.
Ale tylko te w typowo gulaszowym sosie.
Kiedyś zamówiła w Tatrzańskiej Kotlinie i nie chciała zjeść. Sos był z dodatkiem jagód.
Kompletnie nie ten smak co trzeba.
Tak więc różnie można trafić.
Te pod Biskupią Kopą były bardzo smaczne.
Cóż poradzić- czas nieprzejednany, nie chciał przystanąć; trzeba było wracać.
Pod górę parło jeszcze wiele osób.
Przy końcu ścieżki Langego, wybraliśmy szlak zielony, biegnący wyciągniętym zakolem do dna Doliny Bystrego Potoku.
Wąska ścieżka pomiędzy zaroślami, młodymi drzewkami i nielicznymi, ocalałymi świerkami.
Pierwsza poprzeczna droga leśna.
Gdyby w nią skręcić w lewo, dojdziemy wygodnie do ruin leśniczówki ,,Na Anusi''.
Ale szlak zielony skręca w prawo, w kierunku punktu nr. 4 ścieżki dydaktycznej z Cichej Doliny, którym jest Kamienny Most.
Są to obwarowane kamieniami dwa przepusty, do których kieruje się woda ze źródeł na stokach Biskupiej Kopy. Te pierwotne potoczki, łączą się ze sobą poniżej, w górnej części Doliny Cichej i rodzą Bystry Potok.
Nie dochodzimy do drugiego przepustu.
Postanawiamy wykorzystać wygodną ścieżkę, za pierwszą nitką potoku. Zejście jest wyraźne i bardzo łagodne. Widać że wykorzystywane.
Ścinamy w ten sposób spore zakole.
U ujścia ścieżyny, przez nikły w ten miejscu potoczek, przerzucono dwie kłody dla ułatwienia przejścia na szlak.
A dalsza droga szeroka, łagodna, spacerowa.
Pozostaje nam nieśpieszny powrót w kierunku polanki pod Pokrzywną. Dłuży się trochę.
Trasa raczej monotonna.
Ale okoliczna przyroda piękna.
Liczne pachnące kwiaty, stare buczyny, kryjący się w cieniu- potoczek.
Kilka starych mostków i drewnianych daszków dla chcących przysiąść na chwilkę.
Ciekawostka na którą zwracamy uwagę- brodate mchem, dwie kamienne studnie przy jednym z betonowych progów na potoku.
Interesujące są również odcinki szlaku, w pobliżu drewnianych mostków.
Mostki te, może z nielicznymi wyjątkami, służą raczej jako obejścia, gdy dopływy potoku spływając ze zboczy bardziej rwącym strumieniem, zalewają drogę.
Być może po burzach i roztopach.
Normalnie da się przejść na wprost trasą, którą spływa woda. Te odcinki są wyłożone kostką brukową.
Po pół godzince docieramy do odnogi w kierunku Gwarkowej Perci.
Resztę drogi już znamy.
20 minut i jesteśmy z powrotem na parkingu.
Południe już i sporo spacerujących, jak i odpoczywających na terenie przy kapliczce.
A czas nagli... i Karkonosze czekają.
I już cieszymy się na zamówiony nocleg w Domu Śląskim. 😉
Nie docenialiśmy Gór Opawskich. Wielki błąd!
Tam naprawdę jest co robić.
A dla poszukiwaczy śladów przeszłości, to istny raj.
Warto poświęcić na te okolice więcej czasu, niż tylko jeden dzień. Prawda, niestety, że nie zawsze jest to możliwe...
Zwariowany dzisiejszy świat, umykający czas.
Ale komu się uda... warto!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz