Następnie na Rędziny i do Wieściszowic.
Jesteśmy we wschodniej części Rudaw Janowickich, których najwyższym wzniesieniem jest Wielka Kopa. Nas ciekawią głównie Kolorowe Jeziorka.
Wypełnione wodą wyrobiska dawnej kopalni.
Każde z nich charakteryzuje inne barwa, ze względu na związki chemiczne jakie wysycają skały, stanowiące niecki dla owych jeziorek.
Dodatkowo piękno przyrody, otaczającej kolorowe wodne tafle, sprawia, że miejsce to nabiera baśniowego charakteru. A to z kolei, nie pozostaje obojętne dla wielkiej rzeszy turystów.
Całe rodziny wybierają się na wycieczki w te okolice.
Kolorowa ciemka- osmaganek plamek
Na darmo szukać tu ciszy i spokoju. ;) No chyba, że o bardzo wczesnej porze.Wrzaski dzieciaków słyszalne na kilometr; niecenzuralne teksty myślących, że są u siebie i nie muszą się z nikim liczyć.
Panienki robiące sobie zdjęcie w grocie na tle puszki piwka przed wejściem- bo zapewne jest ona nieodzownym elementem tamtejszej natury i sama wyrosła z gleby...
Do tego strzelające wielkiego focha, gdy poprosić je, żeby się przesunęły, bo chcę zrobić fotkę.
Ostatnio nawet trafiłam na bloga, na którym to, autor z dumą chwali się o fakcie kąpieli w najpiękniejszym ze stawków- błękitnym...
Zbyt bliskie położenie jeziorek od cywilizacji, sprawia, że trafiają tam właśnie ,,niedzielni turyści''.
I określenie ,,niedzielni'', nie ma w sobie nic pozytywnego.
To prawda- góry, przyroda, są dla każdego... ale skąd myślenie, że ,,skoro płacę, wszystko mi się należy i wszystko mi wolno''???
W centrum wsi sklepik, pod którym można zostawić auto i wtedy mamy postój za darmo.
Jednak coś za coś-wtedy mamy najdalej ;) .
Może ze 300 m. i po prawej stronie przy prywatnej posesji mamy pierwszy parking.
Dane na rok 2016- 5zł/samochód. ;)
Następny parking- ten najbliżej wejścia, za ok. 300 m. Tu już 10 zł./samochód osobowy. :)
Wejście na szlak- bezpłatne.
Toteż dla dysponujących czasem, lub pozostających dłużej w okolicy- jest to opcja godna rozważenia. (Kółeczko: Czarnów- Skalnik- Wołek- Wieściszowice- Kolorowe Jeziorka- Wielka Kopa- Czarnów)
Co prawda w tymże planie na trasę, pojawia się odcinek zwykłej drogi dojazdowej do Wieściszowic; nie mniej jednak jest to ciekawy pomysł.
A przed wszystkim- nie wracamy tak jak przyszliśmy.
Tuż za bramą wejściową, mamy pierwsza tablicę informacyjną i pierwsze jeziorko- Żółte.
Na razie możemy popatrzeć na nie z góry. Nie wygląda zbyt efektownie.
Taflę pokrywa warstewka opadłych liści i zabrudzeń, więc i trudno docenić jakikolwiek odcień wody.
Wielka szkoda, że jest tak zanieczyszczone.
I choć jest ono najniżej położone ze wszystkich czterech jeziorek, to podobno często zanika. Przeglądając inne zdjęcia w internecie, mogę stwierdzić, że faktycznie- albo woda znika całkowicie, pozostawiając błotniste wgłębienie, albo utrzymuje się tylko w najgłębszej, centralnej ,,studni''.
My mamy szczęście- podczas naszych odwiedzin, Żółte pozostaje wypełnione wodą po brzegi.
Gdyby tak jeszcze ,,odłowiono'' opadłe liście... Turyści mogliby cieszyć oczy, o wiele ciekawszym widokiem.
Dojść nad jego brzeg można troszeczkę później, gdy pojawią
się pierwsze schodki po lewej stronie.
Ponad jeziorkami, poustawiano parasole. Jest barek z
jedzeniem i piwem, grill, toalety.Postarano się nawet, aby toi-toi'ki jak najbardziej wtopiły się w otoczenie.
Ich ścianki ,,otulone'' są warstwą drewnianych deszczułek.
Jest nawet pan sprzedający pamiątki... (ceny z kosmosu :0 !)
No to schodzimy nad brzeg jeziorek. Zaraz obok bowiem, jest kolejne- Purpurowe.
Do Żółtego przechodzimy korytarzem wykutym w skale.
Można też naokoło widocznej skałki.
Ciężko zrobić sobie zdjęcie, żeby nikt się nie wpakował w tle.
Cały czas trwają sesje zdjęciowe, modne selfiki, z pozycji specjalnie zakupionego na tą okazję wysięgnika ;)
Nie doczekamy się, aż w tle nie będzie nikogo...
No ale każdy chce mieć pamiątkę- to jasne.
Wreszcie oświeca nas- skąd nazwa pasma górskiego- Rudawy.
Przeszłość wydobywcza tych okolic, skały najbardziej zasobne w rudy metali, w całych Sudetach- to wszystko miało wpływ również na obecną nazwę i wydzielenie tego pasma spośród innych.
Żółte i Purpurowe Jeziorko leżą na obszarze dawnego, głównego wyrobiska Kopalni ,,Nadzieja''. (Hoffnung)
Była to najstarsza i najdłużej działająca tutaj, kopalnia.
Ogrom prac wydobywczych, przynajmniej częściowo można docenić, podziwiając obszar na którym stoimy.
Dziś wygląda to jak spory kanion z wieloma odgałęzieniami.
Wśród tych odnóg, wyrastają ciekawe formy skalne, porośnięte drzewami.
Interesująca listkowana, falowana faktura skał.
Barwa wody pierwszego jeziorka, związana jest z nagromadzonymi w otaczających skałach- związkami siarki (głównie piryt) i wapnia.
Skały obok których i przez które (tunel) przechodzimy, również cieniują złoto-szare i rdzawe wstęgi.
Zrobiwszy parę zdjęć (nie wypada inaczej ;) ) nad Żółtym Jeziorkiem, okrążamy skałę wejściową od strony lasu, przy okazji wspinając się na jej ,,szczyt''.
Sporo większe, bardziej fantazyjna linia brzegowa.
Raczej nigdy nie wysycha całkowicie.
Tym bardziej, że jest na bieżąco zasilane przez wody potoku Mienica.
(Który ma równie ,,szalony'' kolor ! )
Woda, podobnie jak w poprzednim jeziorku, zawdzięcza swą barwę, wysokiemu stężeniu związków mineralnych. Głównie żelaza i siarki.
Podobno kolor ten, niegdyś był bardziej intensywny, ale po powodzi sprzed prawie 10 lat trochę stracił na nasyceniu.
W każdym bądź razie, istnieje szansa na jego ,,pogłębienie''; związki rozpuszczają się na bieżąco.
Wg. informacji na tablicy opisowej, woda w jeziorku jest tak naprawdę roztworem kwasu siarkowego, który zresztą pozyskiwano z urobku, z tych okolic.
W pobliżu zbiorników, pośród skał, uważni powinni dostrzec pozostałości dawnych sztolni.
Trzeba tylko mieć oko na najmłodszych wędrujących.
W każdym bądź razie- oko jeziora robi wrażenie.
Intensywny karmin tafli, żółtobrunatne skały wokoło i zieleń lasu- dają wrażenie, że jesteśmy w nierzeczywistym świecie baśni.
Za niecką jeziorka, teren obniża się jeszcze bardziej.
Załomy skalne, fantastyczne zakola, porośnięte młodnikiem, otoczone wysokimi, żółtawymi ścianami.
Tam szlak już nie biegnie, choć sporo ciekawskich zapuściło się w te rejony.
Wchodzimy na piaszczyste skały wznoszących się nad rozlanym winem jeziora.
Parę fotek i wracamy po schodkach na szlak, który biegnie malowniczo ponad urwiskiem kanionu.
Cały czas wznosimy się ku górze.
Wkrótce nasza ścieżka zagłębia się w las, a na jednym z drzew dostrzegamy tabliczkę z informacją, że zbliżamy się do Błękitnego Jeziorka.
Tuż przed momentem, gdy między drzewami błyśnie lazur najpiękniejszego spośród stawów; w lewo odbija krótka ścieżynka ku dawnym sztolniom wydobywczym.
Skręcimy na nie w drodze powrotnej.
Miejsce tylko dla prawdziwych pasjonatów jaskiń i dawnych kopalni. ;)
Jak dla mnie- nie warto tam zaglądać. Nie fascynują mnie podziemne, ciasne i niekoniecznie bezpieczne korytarze.
Tablica przed skrętem informuje o bytujących, w nieczynnych wyrobiskach- nietoperzach.
Jeśli już ktoś postanowi tam zajrzeć...
Na wprost wejścia, tuż przy ziemi mamy wylot jednej z dwóch sztolni.
Wg. informacji i fotek, powszechnie dostępnych w internecie, podobno tuż za wąskim wejściem, korytarz robi się wyższy i wygodniejszy.
Druga sztolnia, położona na lewo od wejścia ma sporo większy otwór wejściowy.
Jednak ze względów bezpieczeństwa, ta sztolnia zamknięta jest potężną metalową kratą.
Tuż za nią, znajduje się kilkumetrowy, pionowy szyb wydobywczy.
Niekoniecznie widoczny z miejsca w którym stoimy.
Ze względu na ciekawskich, bardzo dobrze więc, że wejście jest zakratowane.
Za szybem, w świetle korytarza dobrze zachowane stemple podporowe.
Wyjątkowo nieprzyjemny, charakterystyczny zapach wewnątrz sztolni, skutecznie odpędza mnie od wejścia. ;)
Przed nami trzecie jeziorko.
Turkus wody połyskuje w pełnym słońcu, w prześwitach między drzewami.
Na ziemnym kopcu przed jeziorkiem, dwa betonowe słupy graniczne historycznych kopalń.
Na nich wyryte nazwy w języku niemieckim "Neues Glück" i "Hoffnung" oraz data 1805.
Błękitne jeziorko i jego otoczenie to właśnie teren dawnej kopalni- ,,Nowe Szczęście'' (Neues Glück).
Ławeczki nad brzegiem, zajęte wszystkie.
Człowiek robi zdjęcia z każdej możliwej strony, bo co przejdzie dwa kroki- wydaje mu się, że jest jeszcze piękniej.
Ten nietypowy kolor- to zasługa związków miedzi, które choć nie są w przewadze, to skutecznie zamaskowały rudobrunatne odcienie, tak charakterystyczne dla pirytowych ,,basenów''.
Przy brzegach- tuż pod powierzchnią wody, puszyste plechy wodorostów.
Jeziorko pyszni się wieloma określeniami: błękitne, turkusowe, szmaragdowe, lazurowe...
Cudowna, uzupełniająca się, rajska kolorystyka całego zakątka.
Tak wyglądają marzenia :) .
Szmaragdowej poświaty nadaje odbijające się w tafli- listowie drzew.
Toteż okrążamy jeziorko i kierujemy się przez drewniany mostek na widoczne w lesie wzniesienie.
Ostatni odcinek- ok. 1 km. by odwiedzić ostatni z rudawskich kolorowych akwenów- Zielone Jeziorko.
Droga początkowo wznosi się pośród plątaniny korzeni (trochę męcząco, ale bez przesady ;) ),
a potem prowadzi szerokim, wygodnym, leśnym traktem.
Spokojnie i konsekwentnie ku górze.
Młody las dookoła. Słońce mocniej przygrzewa.
Pierwsze skrzyżowanie leśnych dróg.
Pilnujemy zielonego szlaku. Z boków dochodzą szlaki rowerowe. Kolejne skrzyżowanie.
Grupka osób z mapą zastanawia się, czy nie zrezygnować z dalszej drogi.
Podsłuchuję, że Zielony Stawek wypiął się na turystów i zwyczajnie sobie wysechł.
Najwyżej położony ze wszystkich czterech.
Na terenie wydobywczym, najmłodszej spośród okolicznych kopalni- Kopalni Gustaw (Gustaw Grube).
W lesie nieopodal zawaliska dawnych sztolni i hałdy powydobywcze.
No cóż, skoro tu jesteśmy, pójdziemy dalej, choćby po to, aby zobaczyć miejsce, gdzie Zielone Oczko, raczy się czasem pojawiać.
Chwila drogi pod górę (cały czas krążymy po rozległym masywie Wielkiej Kopy! )
i po prawej stronie,w lesie, dostrzegamy tablicę informacyjną Zielonego Stawku.
Cóż... nie ma nic, poza suchą, lekko zielonkawą kołyską jeziorka i połamanymi gałęziami.
Najprawdopodobniej jest najmniej efektowne spośród wszystkich. Ale i tak chciałabym go zobaczyć :).
Najmniejszy, ukryty w ciemnym, świerkowym borze.
Wypadałoby więc, jechać tam wiosną, aby raczył się nam objawić.
Bo potężnej ulewy chyba na zawołanie nie sprowadzimy. ;)
Doczytując: zielonkawa, prawie czarna barwa wody, to wynik istniejącego w dnie torfowiska,
które budzi się do życia razem z napływem wody; i otaczających, ścielących cienie- świerków.
Zdjęcia muszą być- choćby tylko okolicy.
Jak na razie trzeba się pocieszyć obrazem stawku- na tablicy informacyjnej i zdjęciach zamieszczonych w internecie.
(Choć wiele osób zamieszczających zdjęcia- myli żółty z zielonym. )
Burza. Jej pomruki wydają się coraz bliższe.
Z przodu, z kierunku szczytu- ciemne chmury.
Przekładamy więc gościnę na Wielkiej Kopie i wracamy do auta, tą samą drogą.
Schodzi się bardzo przyjemnie. Cały czas leciutko tracimy wysokość.
Bardzo szybko lądujemy nad Błękitnym Jeziorkiem.
Pocieszamy się widokami tych, które nigdy nie znikają ;) .
Choć już napstrykałam sporo fotek, to jeszcze dokładam kilka. ;)
Lasem w dół, taras widokowy nad kanionem, barek piwny i już jesteśmy przy bramie wejściowej.
Jeszcze najmniej przyjemny odcinek szosy i będziemy przy samochodzie.
Burza nas goni. Jesteśmy na granicy deszczu- dosłownie!
Za naszymi plecami lecą pierwsze, grube krople.
Szosa z przodu sucha.
Gdy przyśpieszamy- żadna kropla nas nie sięga.
Gdy opóźnimy, natychmiast dostajemy ,,reprymendę'' z nieba.
Kilka chwil i burza ma dość takiej zabawy.
Musimy biec. Do samochodu wsiadam mokra...
I.... Jest super! Pogoda była nam łaskawa. Wytrzymało z deszczem, aż skończymy zwiedzanie. ;)
Kolorowe Jeziorka to cudowne miejsce! Łatwo dostępne dla całych rodzin.
Warte zachwytów i godne odwiedzin. Będące zjawiskiem na skalę światową.
Ludzie gonią po świecie w poszukiwaniu Bóg wie jakich cudów, a często w swoim kraju mijają nie zauważywszy- perły, o których nie mają pojęcia.
To miejsce z rodzaju tych, do których chętnie by się jeszcze wróciło...
Nie to co to gorzkie ,,niewiadomoco'' sprzedawane na ilość- w marketach. Miedzianka to dziś wyludniona wioska, której świetności nikt nie pamięta. A była wspaniałym miasteczkiem, w którym tętniło życie. Górnictwo wyniosło to miejsce na szczyty i górnictwo strąciło je w nicość... Warto poczytać o historii Miedzianki.
Miedzianka- czyli miasto kórego nie ma
Przy szosie mijamy ruiny pomieszczeń dawnego browaru.
To dobrze, że ktoś postanowił zainwestować w ten region i obudzić duchy dawnych piwowarów...
Zaglądamy jeszcze (dość przypadkowo, bo zauważamy z ,,drogi'') w okolice zamku w Karpnikach.
Ten zamek akurat jest w gronie szczęśliwych świadków historii, które odremontowano.
Dziś mieści się w nim hotel i restauracja. Wiadomo- że nie każdy może sobie pozwolić na pobyt tam.
Ale znajdą się tacy co sobie pozwolą. :)
A podejrzewam, że i to będzie za mało. I niedosyt zawsze pozostanie. Bo czy lepiej zwiedzić dokładnie, poznać dobrze, czy też śpiesząc się- prześlizgnąć się pobieżnie jednym spojrzeniem i biec dalej, aby zdążyć ze wszystkim???
Myślę, że każdy wie co o tym sądzić... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz